Wiem, tam się jeden nr notki stracił i ona sama też tj. sobota #1453, ale chyba nie nadaje się do publikacji. Wpierw ją zapomniałem pchnąć, a teraz po przeczytaniu nawet dobrze się stało, że nie ujrzała światła dziennego.
Wczoraj trochę wypiłem. To trochę to 3/4 flachy na łeb. Tak sobie sączyłem i sączyłem, i grałem w symulator. Łykając myślałem, nic nie odczuwam, normalnie prowadzę ruch, piszę bez błędów, wszystko idzie ok, i szczególnie reakcji alko nie zauważałem, a przynajmniej nie takiej jakiej bym się spodziewał. Zaczęło się jak wstałem od biurka. Teraz dopiero błędnik dostał wariacji i wyszło, że jednak alko zadziałało. Na szczęście rano wszystko ok, bez bólu gowy, czy jakiś innych niedogodności. Pić szczególnie też mi się nie chciało.
Na szczęście do graczy nie mówiłem na ts-ie, choć sam program wykrywał włączony mikrofon i wyglądało jakbym mógł mówić, tylko tyle, że to wtyczka z kablem, który przegryzła szczurzyca, ale jakimś dziwnym trafem program wykrywał mikrofon. Może na stykach w gnieździe jest czujnik.
Na stacji o dziwo pusto, nawet 973 był w terenie. Jak wrócił, a mną już ciepało, to on też był trochę pod wpływem i tak jakoś dziwnie zagadywał. Nawet chwile się zastanawiałem czy czegoś nie zainicjować, ale mój stan nie był w tym momencie dobry, to też zrezygnowałem, mimo tego dziwnego gadania przez niego. Może będzie jeszcze okazja.
Przewinął się 979, ale posiedział dosłownie chwilę, albo mi się tak wydawało, bo łyknął jedno piwo i poleciał dalej. Choć chciałem z nim pogadać, to widział mnie przy symku prawie w transie i przy flaszce to nie chciał mi przeszkadzać, czy może chciał iść dalej w teren.
No i tego nie opisałem. Najstarszy mały skurwiel od 972 ma uszkodzone obie ręcę. Jedna w gipsie, druga na szynie gipsowej. Otóż, jak szli z ośrodka na WF, czy z, to chciał przeskoczyć przez kolegę. W momencie kiedy już był w powietrzu kolega się podniósł i on zahaczył o jego głowę lądując na ręce jednocześnie je uszkadzając. Do wieczora jeszcze kikutami ruszał, dopiero wieczorem zaczęły go na tyle boleć, że zdecydował się, czy wychowawca jechać z nim do lekarza. Pojechali do Piekar i tam już został w szpitalu na oddziale.Teraz sąd miał zadecydować, co z nim zrobić. Czy wydać go ze szpitala do ośrodka, czy do domu. Ktoś się nim musi opiekować, bo bezręki to z niektórymi czynnościami nie daje se rady np. z myciem, podcieraniem się, zwaleniem se konia. Może jutro się dowiem gdzie go przydzielili.
Powinienem się zabrać za sprzątanie, ale nie mam ochoty. Jakiś bez energii jestem, ale 973 mówi, że też, a 979 to już w ogóle, bo przewinął się po auto. Narzeka na kręgosłup, a jutro do pracy zaś trza iść. To tyle, narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz