piątek, 21 października 2022

Piątek #1941

   Wiem, w poprzedniej notce pisałem o 303 i o tym, że się pozbierał. Niestety seria 300 jest mało przewidywalna. Otóż, jeszcze jak notka czekała na wyprawienie 303 zaczął sie ponownie pojawiać na st. mac. Stało się to po tym, jak odebrałem mu laptopa (niby) wypożyczonego. Odebranie laptopa poprzedziły dwa wydarzenia. Jak przyjeżdżał po swoje rzeczy to jakoś go tam chciałem, by nie było takiej ciągłej ciszy, zagadać o prawie byle co. On odpowiedzi z pyskiem, prawie jakby chciał mi przyjebać z bejsbola. Raz strawiłem to i zrzuciłem na jego możliwy brak humoru, co u niego często ma miejsce. Natomiast drugi raz jak był, to zagadnąłem, bo widzę, że może go już szybko nie być, o zwrot laptopa. Odpowiedział znowu z pyskiem "wkrótce". Nic sie więcej już nie odzywałem, natomiast po 2h stwierdziłem iż jutro pojadę po laptopa i przyśpieszę to jego wkrótce. 
  Nazajutrz pojechałem. W domu była tylko żona od 972 i mówi, bym poczekał na niego. Pomyślałem - że co?!, ale powiedziałem - a po co mam na niego czekać, przeca to mój laptop. Kurtuazyjnie z nią pogadałem jakieś 15 min, a następnie zająłem szlak i pojechałem do st. mac. 
  W tym dniu na st. mac. zawitał 303, bo jakieś tam walki miał w swojej grze. Pytał się o lapa, ale odpowiedziałem mu, że 979 chciał z niego coś skopiować. Na drugi dzień znowu przyjechał na walki w grze. Postanowiłem więc powiedzieć mu o prawdziwej przyczynie odebrania mu go. Zrobiłem mały wywód odnośnie jego zachowania oraz jak powinno wyglądać, by mógł coś osiągnąć. 
  Po tym dniu przyjechał jeszcze w następny, a później dopiero w nd. i w pn. Zostawiałem go na grupie D samego, bowiem po incydencie z zaprzestaniem mu pożyczania kasy odsunąłem sie od niego. Ale w pn. po pobycie z ok. 2h na grupie D wtoczył sie na grupę A i zaczął ze mną gadać. Zdziwiło mnie to, ale zrzucałem to na rzecz jakiegoś stopnia samotności i realnych kontaków międzyludzkich. Wcześniej zdawkowo żeśmy jakoś rozmawiali. Po jakimś czasie przetoczył się ponownie na grupę D, a której po chwili mnie zawołał. No to się też przetoczyłem, coś chciał mi pokazać na ekranie, a to wymagało siądnięcia obok niego na materacu. Ponieważ jak już siadłem to postanowiłem chwilę tam pobyć. Po następnej chwili zacząłem go głaskać, by sprawdzić jaka będzie jego reakcja. Początkowo przez koszulkę. On leżał na materacu twarzą zwróconą do monitorów, a ręce miał wyciągnięcie do klawy i myszki. Ponieważ po kilkiminutowym głaskaniu przez koszulkę nie reagował, to włożyłem rękę pod koszulke i zacząłem go głaskać po plecach. Tu również po kilku minutach brak reakcji z jego strony. Zaczęło mnie to nurtować. Co jest, do cyca, grane?! Po kolejnych kilku minutach koszulkę mu naciągnąłem powyżej barków i dalej nic. Z głaskaniem przeniosłem sie więc na lewą rękę, ta była pod ręką oraz na twarz i szyję. I dalej, qrwa, nic. Minęła chyba godzina i postanowiłem przestać, bo pomyślałem i tak zrobiłem tyle, że to nawet przekroczyło to co kiedyś mu proponowałem. On poleżał jeszcze godzinę po czym wydalił się na swoją st. mac. 
   Na drugi dzień przyjechał tym razem wcześniej juz ok. 13:00. Po jakimś czasie wystękał, by mu trochę naprawić rower. Mijając go czasem go gdzieś dotknąłem. Po naprawie roweru, powiedział, czy nie wyłożyłbym mu 20 zł. Wpierw chciałem przypomnieć naszą rozmowę kiedyś odnośnie jego pożyczania, ale mózg przeprowadził szybką analizę w wyniku której postanowił:
- nie przypominać dawnej rozmowy,
- "wyłożyć" owe 20 zyla, bo przeca i tak w sumie zarobił
- wziąć pod uwagę doświadczenia z innymi wioskowymi mięśniakami, którym "te" sprawy nie wychodziły z ust, ale bez słów dało się wiele zrobić. 
  Jeszcze nim daliśmy mu kasę, nacieszyliśmy się jego plecami, gdy grzebał przy kole od roweru. 
  303 przypomniał mi swoim zachowaniem 372, który przez jakiś czas (chyba 2 m-ce) kiedyś stacjonował na st. mac. Też oficjalnie te sprawy - absolutnie, qrwa - nie. Ale w którymś tam dniu zaczął pisać sms-y do mnie o tych sprawach (gdzieś je tu przepisałem na bloga) z zaproszeniem mnie do łóżka, z czego skorzystałem i też to gdzieś opisałem. Wiem powinienem dać odnośnik do odpowiedniej notki, ale nie chce mi się szukać, a ostatnio mam czasu mało, bo spiętrzają się zajęcia, o których postaram się napisać, jak nie będę robił poślizgów. Więc biorąc pod uwagę zachowania innych mięśniaków, zachowanie 303 nie odbiega tu w jakiś znaczący sposób, a jest nawet wręcz typowe. 
  Co dalej? Nie wiem. Będziemy działać operatywnie i z wielką delikatnością, tym bardziej, że mamy pod górę ze względu na kola dwa miasta dalej, który się dobrał do 303 (najprawdopodobniej) na nieświadomce. 

   Z innych spraw. My już stare jesteśmy i mamy pewne nawyki, czasem dobre. Np. przez zimą staramy się, by "przekręcić" koła w samochodzie. Chodzi o śruby, by je odkręcić, nasmarować i zakręcić ponownie. Jest to podyktowane ewentualnym niemęczeniem się z odkręceniem koła, gdy chyci się panę. Przyszedł dzień by to zrobić, a dni ostatnie były nadzwyczaj ciepłe (20C za dnia). Mając sprzęt na st. mac. zabraliśmy się do odkręcania. Dwie pierwsze śruby z lewego przedniego koła nie dało się odkręcić nawet przy użyciu brechy. Znowu proces decyzyjny i postanowiłem:
- pojechać do wioskowego wulkanizatora, by pneumatykiem poluzował śruby,
- nie pieprzyć się z tym, tym bardziej, że istniała realna możliwość wygięcia, czy nawet złamania klucza do kół,
- oszczędność czasu, bo przy większej ilości zapieczonych śrub, mógłbym się z tym pierdolić pół dnia.
   Pojechałem, a w drodze do, jeszcze, ponieważ w wiosce remontują drogę, wbiłem śrubę we właśnie lewe przednie koło. Na szczęście zauważył to wulkanizator i klejenie opony. 
   Z poluzowanymi śrubami zajechałem na st. mac. i tu poodkręcałem każdą śrubę, posmarowałem, a następnie zakręciłem z czuciem. Na trasie po ok. 40 km, kontrolnie dokręcimy śruby, by być pewnym, że wszystkie trzymają. Najbliższa trasa - znowu do Nysy. 

   Teraz odnośnie 174. Wiedziałem, że z wiekiem coś się nie zgadza. Miał 33 lata. W tym wieku to przechodziłem złoty okres z mięśniakami wioskowymi. Zresztą znalazłem z przed dekady wpis, z życia stacji macierzystej, to, po podmienieniu imion na numerki, go tu umieszczę, bo chyba nie był publikowany. 
  174 nie był często na torach st. mac. Mieliśmy z nim z 4 incydenty, które tu opisywałem, w tym jeden, z tego co pamiętam w dni posylwestrowe. Robił wrażenie, że jakby trochę chciał, jakby trochę udawał, że jest aż tak nawalony, by wyglądało, że tyle nie czuje, trochę nawet jakby współpracował. Był typem osoby uważającej się za niezniszczalną. Z braci najsilniejszy, w sparingach wioskowych zawsze na górze, mało kto chciał z nim zadzierać. Ma też ksywę wymyśloną przeze mnie, adekwatną do stanu zdrowia, zachowania, która w wiosce się przyjęła. Niestety osoby o silnej pozycji społecznej w swoich grupach często nie chcą pomocy, niechętnie ją przyjmują i zawsze uważają, że doskonale sobie poradzą. Status jaki mają wśród ludzi ulicy ich w tym utwierdza. Kolejne roczniki żyją dokładnie tak samo od wieków. Ostatnim takim osobnikiem jest 303. Dokładnie takie samo podejście, choć kompletnie nic nie potrafi zrobić. Można by go zakwalifikować do tego profilu, który kiedyś był w urzędzie pracy - życiowo nieudolny, społecznie nieprzydatny. Udało mi się na tym profilu z PUP-ie przebywać z 4 lata. 
   Wiele nie mogą napisać o 174 z racji rzadkich zajazdów na tory st. mac. Sporadyczne widzenia nigdy nie dają szerszego spojrzenia, bo to ani dłużej pogadać, ani pociągnąć za język, nadto, przy tym ruchu jaki kiedyś był na st. mac. musiał wystąpić zbieg okoliczności, by być z kimś sam na sam i do tego jeszcze mieć w tym czasie ochotę na przeprowadzenie rozmowy. To też nie pamiętam takiej między mną, a 174. Nawet nie mam co szukać w archiwum bloga, bo się nie natknę. 
   Zastanawia mnie natomiast sprawa tak szybkiego zejścia. Dożyliśmy chyba czasów, że poprzez dostępność różnych środków wprowadzanych do organizmów, niekoniecznie żywieniowych, można się już w tak młodym wieku wykończyć. Nakłada się na to brak wiedzy, bo można by ewentualnie trochę popłynąć okresowo w środkach dobrego samopoczucia, ale nadrobić to bogatym w składniki żarciem. Ono kiedyś, to nawet tańsze, było chyba zdrowsze niż to dzisiejsze. Łącząc te dwa czynniki można, jak widać, wykończyć się przedwcześnie. 
   Tyle, bo zaś to przetrzymam na torach stacyjnych, a następne wydarzenia czekają w kolejce. 
   Zdjęcie.
   
Zdjecia z książki o zarazie, ale nie tej obecnej, tylko w 1961 r. we Wrocławiu.

W zasadzie to niewiele się zmieniło.

I wstęp tylko dla zaszczepionych deja vu. 
   Narka.

3 komentarze:

  1. Bym bardziej rozumiał jakbyś 303 po tyłku gładził (ew. po klacie i brzuchu), ale plecy i ramiona... No nie wiem... 20 zł w sumie niedużo, ale chyba nawet na tyle tej przyjemności bym nie wycenił :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dariusz, odpowiem Ci w notce, bo w jednym zdaniu to się nie zmieszczę.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Z chęcią przeczytam więcej, niż jedno zdanie :)

      Usuń