Staram sie przyzwyczajać do nawyków 824, ale momentami jest trudno. Z jego pamięcią jest jak pamięcią Doris z "Gdzie jest Nemo", albo "Gdzie jest Doris". W zasadzie po chwili nie pamięta, a już po jednym dniu na pewno, choć ostatnio mnie czasem zaskakuje. Na szczęście sam wybawił mnie z geriatrycznego radia. Ma radio w kuchni, taki wypluwacz i starą wieżę w pokoju. Na obu ta sama stacja. W ub. tyg. w kuchni ściszyłem tego wypluwacza na stacji geriatrycznej, bo już dostawałem do gowy. Trzy razy te same nagrania do 14:00 od rana, bo geriatrion nie pamiętał już po godzinie czego słuchał, a to radio w kuchni napierdala do wieczora. Na drugi dzień pomyliły mu się pokrętła i miast zgłośnić przestawił ten od fali czyli zmienił stację. Na szczęście na radio CCC, dzięki czemu uwolnił mnie od tej masakry. Od razu w pokoju poszukałem tej samej fali i od kilku dni nie leci już radio geriatryczne.
Z miejscem ustawienia telewizora, kompa też średnio. Ludzie w ogóle nie myślą o ergonomii, o ochronie oczu itp. Telewizor ma ustawiony na okno. Tzn. za telewizorem jest okno, więc cały czas patrzy się nań jak na przesłuchaniu w latach 60-ych kiedy ustawiano żarówkę w oczy. Bardzo to męczy, przynajmniej moje oczy, a on sam też mam problemy z oczami, jest już po operacjach. Teraz mu wytłumaczyć, że to jest złe, jest już nierealne. W ogóle wytłumaczenie mu teraz czegoś to już można raczej zapomnieć. Nawet nie wiem czy jest świadomy tego, że to inna stacja. Może jest, a nie chce gadać?
Wrócę jeszcze do przedwczorajszej podróży autobusem w którym jechał mięśniak Bartek, bo jak się wadzili to on poleciał przodem, w sensie z przystanku na którym wysiedliśmy, a ona za nim krzyczała. Wpierw "ej!", "ej!", następnie Baaarteeek!, a on niewzruszony szedł w kierunku następnego przystanku, na tym poprzednim mówiąc jej w kłótni:
- to wypierdalaj do siebie do domu.
W tym samym autobusie jechał taki drobny syneczek, chudy mięśniak, z grubszą laską. Jak wsiadali w drodze, to myślałem, że to młodszy brat od niej, czy jakiś młodszy kolega z placu, który jechał tam gdzie ona, a przy wsiadaniu pomógł jej wnieść wózek z mała larwą. Obserwowałem ich, bo w autobusie były tylko te dwie pary. Zastanawiałem się, to para, czy jakiś brat lub kolega. Patrząc na niego i porównując go z Bartkiem, wydawało mi się, ze taki młody tatuś, o pół ciała mniejszy to wpadka 100%, bo jakby inaczej, ale oni siedzieli i w zasadzie nie było widać po nich, ze para. Dopiero po kilku przystankach zaczęli sie miziać. Wtedy założyłem, że jednak para. Szybko poszło, myślałem patrząc na niego i młodość zdupiona. A było się bawić organem...
Dziś włączył mu sie zakupoholizm. Fakt, już dawno nie robiliśmy większych zakupów, bo i po co. On sie niby odchudza, ja też niewiele żrę, efekt - z lodówki po mału żarcie znika. W ramach tych niby zakupów szliśmy 2,100 m po ogórki małosolne i ciasto w drodze. I to tyle, no ale spacer zaliczony. Oczywiście on chciał co chwilę coś kupować, prawie do kłótni doszło, bo przecież w lodówce pełno żarcia. Jakoś, w każdym razie, udało się go poskromić. Kiedy będzie następny napad zakupoholizmu - nie wiem.
Zdjęcie.
Nr linii tram widać, ale gdzie to zdjęcie zrobił 825 to nie wiem. Chyba lata 70-te, bo wtedy były jeszcze problemy z farbą i mimo, że na Górnym Śląsku tramwaje były czerwone, to zdarzały się od tego odstępstwa jeszcze na początku lat 80-ych. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz