sobota, 18 sierpnia 2018

Sobota #1410

    Jak jechałem wczoraj do 824 to w autobusie, w którym jest co raz mniej ludzi, jechał też 899 z matką na dworzec, na poc., do Poznania. To jest nadal masakra jak on wygląda. Wziął bym go w tym autobusie, no może nie przy matce, ale resztę pasażerów bym już olał. Te mięśniaki wioskowe to rozwalają swym wyglądem. Spróbuję namówić go na sesję zdjęciową (chyba zbyt optymistycznie napisałem), ale np. jedno lub dwa zdjęcia w klacie, były by rewelacyjne do archiwum.
  Był wczoraj 826, ostatni raz wszedł na stację o 23:10 na flachę, którą miał przynieść ze sobą, ale nie przyniósł, to zaproponował, że dołoży się do mojej. Nie wiem po co ta operacja była, skoro jemu to łykanie nie szło, a mnie też tak średnio. W sumie 1/3 flaszki poszła. W trakcie łykania zastanawiałem się czy nie rozebrać go z koszulki, ale powstrzymałem się. Jednak jak się już położyłem to, znowu po niewczasie, doszedłem do wniosku iż trza go było rozebrać. No bo w końcu, jak się straci 826 kiedyś, to kto się przed nami taki umięśniony będzie rozbierał? Następnym razem go rozbierzemy. To podobnie jak teraz mam takie samo wrażenie, iż trza było coś zrobić ze 174, wtedy jak przylazł pół przytomny. Nie zrobiliśmy nic i... chuj.
   W poprzedniej notce załączyłem teledysk z ładnym aktorem (Erik Gersovitz), ale nie napisałem, że ten teledysk, to trzecia część i oglądając już tą ostatnią, można nie wiedzieć o co chodzi, bo klip wydaje się trochę chaotyczny, szczególnie scena kiedy Florian wychodzi na scenę i "tańczy" przed publicznością. Widząc to pierwszy raz zastanawiałem się kim są ci ludzie, bo jury to na pewno nie jest. Wyjaśnienie w części pierwszej i tu ją podaję, by lepiej zrozumieć to co zobaczyliście. Aktor ten sam, bo to trylogia.
 Jakby się kiedyś straciło, to nazywa się to: Paul Kalkbrenner - Cloud Ride
  Dziś, jeszcze przed spłodzeniem notki wszedł na stację, po jej wcześniejszym opuszczeniu ok. 07:00, 826. Ponieważ ostatnio zrobiliśmy ten błąd z jego rozebraniem, choć wczoraj wieczorem łaził w klacie, to rozebraliśmy go. No oczywiście trochę się do niego przytuliłem, trochę wyściskałem bicepsa. Ach jaki przyjemny w dotyku, nie żaden tam flaczek, ale wyćwiczony, twardy w dotyku - no sama przyjemność. Podobny pewnie był u mięśniaka, który wsiadł w drodze jak wracaliśmy od 824. Z twarzy średni, ale reszta, no masakra. Szczupłe ręce, wręcz chude, ale wyrzeźbione. Cienka skóra, bez tkanki tłuszczowej, przeto większość żył na wierzchu, szczególnie pięknie się układały te na bicepsach. Widząc go na przystanku, może bym i tej reszty nie zauważył, ale ciepły mi się w oczy jego piękne łydki, na których, co już jest rzadkością, właśnie widoczne było ich użyłowanie. Mózg od razu zanalizował info - skoro ma takie łydy, to reszta też musi być ok. Trudno było zająć dobre msc. w autobusie by móc go obserwować, ale po trzech przemieszczeniach udało się. Najlepsze w tym, że w sumie nawet się nie ukrywałem, że się gapie na niego; staliśmy praktycznie na przeciw siebie w przegubie autobusu, a nasz wzrok przez 30 min podróży, ani razu się nie skrzyżował. To mi się jeszcze nie zdarzyło. Przeważnie mięśniaki wyczuwają, że ktoś gapi się na nich i być może tak było i w tym przypadku, ale wiedząc to, sprawnie omijał mój wzrok. Z innymi, jak mi się wzrok krzyżował, to nawet wyczuwałem jakąś sympatię, jak kiedyś, co pewnie opisałem, jechałem do kato na poc. i w tram jechał mięśniak, z którym wzrok mi się wiele razy skrzyżował, a mimo tego nie było czuć w jego spojrzeniu wrogości, która emanuje do większości mięśniaków-skurwieli. Wtedy, a było to chyba z dwa lata temu lub nawet więcej, dokładnie to do dziś pamiętam. Niestety on był z żoną i wózkiem, ale ten przyjazny wzrok, mnie wtedy rozbroił.
  No i jeszcze dzisiejsza noc i wczorajszy wieczór. 979 pojechał na spotkanie z laskami z kolegium, którego nie ukończył, ale z laskami się spotyka. Zawiozłem go na nie, a później o 22:50 odbierałem. W sumie chodzi już bez padaunga, ale powiedziałem, by na spotkanie go założył i pod naciskiem ubrał go. Było jak przewidziałem. Laskom się podobało i włączyło im się współczucie i opiekuńczość. Po spotkaniu nie narzekał, że go ubrał, ale przed samochodem od razu go ściągnął.
      Jadąc po niego postanowiłem pociągnąć go trochę za język odnośnie jego związku wiedząc, że będzie już po kilku piwach. Tak też zrobiłem. Potwierdził, że dzieje się źle, czy nawet bardzo źle. Ma na to wpływ wiele drobnych czynników, jak zresztą w wielu związkach, kiedy się coś psuje, i nie ma jednego, który byłby za rozpad, czy wejście w stan trwania z rozpędu, odpowiedzialny. On w wielu sprawach jej ulega, choć chciałby zrobić inaczej. Jednak jest o nią zazdrosny i nie chce jej puszczać samej, przeto jeździ z nią, ale się z tego nie cieszy, jak np. dziś (wyjazd do Rybnika). Oczywiście zwróciłem mu uwagę, iż wzajemne kajdankowanie się nie ma sensu, ale mimo tego, jak widzę robią to, czy bardziej on to robi. Nadto po raz kolejny przypomniał mi, iż ma depresję od 3-ch lat, choć zgodził się ze mną, że po oficjalnym rozpoczęciu związku na fb, na jakiś czas mu przeszło.
   Już kiedyś usiłowałem zrozumieć podstawy jego depresji, ale jakoś nie umiem. Patrząc z boku, ma niezłe życie, choć może to jest taka maska radosnego życia i zagłuszania, ciągłymi imprezkami i życiem w biegu, pewnych niedostatków, których nie umiem wychwycić. Może brak mu tego, co wykształciłem u siebie, czyli przekuwaniem w sukces niepowodzeń. To na prawdę jest dobre i skutkuje. Faktycznie bez takiej umiejętności może i mnie było by trudno. Tak, akceptuję w pełni swoje życie, nawet cieszę się z niego jakim jest i nie chcę go zmienić (za wyjątkiem kopalni, ale o tym było), a porównując z innymi jest nawet bardzo dobrze. Brakuje czasu, by z 979 porozmawiać o tym dłużej. Z wiadomych przyczyn on ma niechęć do rozmowy w tym temacie, a wczoraj jak zwykle brakło czasu, bowiem z nim pojechałem odebrać jego nibylaskę z innej impry u koleżanki. Przy okazji jej odbioru wyszedł brak zaufania do siebie. Staliśmy pod blokiem, o czym on ją poinformował, a wcześniej o tym, że jedziemy i będziemy za 5 min, wcześniej, że w ogóle wyjechaliśmy. Odesłała mu sms-a, że obudziła się koleżance larwa i coś tam z nią muszą zrobić. Już po jej zejściu do samochodu, okazało się, że nie obudziła się larwa, tylko musiały dopić jeszcze wino.
  Nosz do cyca. Co jest nie tak? To właśnie takie drobnostki powodują narastanie spięć. Co pisałem wielokrotnie między mną, a 979 została ugruntowana relacja, że się nie okłamujemy. Czasem on zadaje mi pytania, jakby sprawdzające, ale niekiedy po takim pytaniu się go pytam, czy wszystko z nim ok, bo nic nie wiem o tym, by się coś miało zmienić i miałbym mu ściemniać lub on mnie. I działa to już od lat. Ciekawe, czemu tego w związkach nie potrafią wypracować? A może się nie da, bo zachodzą inne relacje, a tu też inne.
   No i zaś nie opisałem nocy. Może uda się jutro. Muszę przerwać pisanie, bowiem praca czeka, sprzątanie i inne, a ostatnio mam sporo dni straconych. Tym bardziej, że lato się wnet skończy, bo moga być ostatnie takie ciepłe dni. Trudno, odrywam się od kompa, a notka zostanie niedokończona. Narka.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz