wtorek, 25 stycznia 2022

Wtorek #1866

     Kolejna noc i spanie 4,5 h. Później 2 h ciepania się w łóżku, w końcu opróżnienie zbiorników, bo to jednak skuteczny środek usypiający. Za działanie mózgu się kiedyś wezmę i napiszę, ale wybudził mnie o 07:28 jak 824 lazł do łazienki. Procedury poranne, jeszcze wyjście do sklepu, jakby nigdy nic i autobus o 10:45 do domu starców. Na msc. przyjęła nas kierowniczka w bocznym wejściu bo zaraza. Tam papiery. 824 podpisywał je nawet nie czytając, choć kierowniczka mówiła co daje do podpisu. Jak to 824 ma w zwyczaju przytakiwał na wszystko. Dopiero jak kierowniczka powiedziała:
- to co, idziemy do pokoju. 
   Coś tam mu się zaczęło w mózgu zwierać, jednak nie na tyle, by postawić jakiś opór. Powiedział tylko, że nie ma przyborów toaletowych, ale tu się wtrąciłem, że je dowiozę, zresztą taka była umowa po wczorajszej rozmowie tel. Kierowniczka jeszcze by się pożegnać, to uścisnęliśmy dłoń, ale nie patrzałem mu w oczy, nie mogłem. 
   Po wyjściu z ośrodka, jakby mnie ktoś pierdolnął młotkiem już 10 kg. Kac moralny od razu, zrobiło mi się głupio, nieswojo. Szedłem na przystanek przydupiony i nie mogłem dojść do siebie. Myślałem o tym, że to w zasadzie odbyło się na nieświadomce. Z drugiej strony, rozmowy z nim nic by nie dały, bo co pisałem wcześniej, jak rozmawiać ze zdefektowanym mózgiem. Przedstawianie mu pozytywów iścia do domu starców było bezsensowne, bo przecież po 5 min już nic nie pamiętał. Chyba kojarzy tylko, że stan obecny był dobry, a w dalszej kolejności, że to jego zasługa. 
    Na szczęście autobus miałem za 1 min, trafiłem niesamowicie. Pojechałem po rzeczy by mu dowieźć. 45 min na spakowanie rzeczy do autobusu powrotnego wydawało się czasem rozsądnym, jednak w końcówce była już panika, bo te autobusy rzadko jeżdżą, by zdążyć. Tradycyjnie wybiegłem na ostatnią chwilę z trzema pełnymi torbami na przystanek, ale zdążyłem. Znowu minutę przed odjazdem. 
   W domu starców zostawiłem torby i jakieś 10 min rozmawiałem z kierowniczką, by mnie nie postrzegała jako jakiegoś ułomnego, bo maseczka na niej zrobiła złe wrażenie. Rozmowa oczywiście o 824. Myślę, że zrobiłem dobre wrażenie, bo to istotne w dalszych kontaktach. 
   Pojechałem do 811. Przedstawiłem sprawę, a ona, że z dziećmi co chwile takie decyzje musi podejmować. Niby przygotowuje dziecko, że idzie do lekarza i będzie zastrzyk, i będzie bolało, ale jak jest ten dzień to wymyśla się jakąś ściemę, bowiem dziecko nie chce, a jednak wkłucie trzeba zrobić. To przykład, ale takich decyzji podejmuje więcej i częściej stąd może ja inaczej reaguje, bo przecież u mnie takie decyzje to rzadkość. 
   Coś tam zjedliśmy na szybko i po dzieci do przedszkola. W drodze dzwoni 824, by przyjechać po niego, bo on tam nie chce być. Po rozmowie od razu dzwonię do kierowniczki, a ta że w ostatniej chwili, bo do 15:00 są (było już po) i referuję. Ona na to, że nie mają prawnych możliwości trzymania go i jeżeli koniecznie będzie chciał wyjść to muszą go wypuścić. Nawet bym nie chciał by go tam siłą trzymali, ale bardziej liczyłem na personel, bo chyba część osób, która tam idzie nie chce tam być. Nie wiem jak duża. 824 może tu być wyjątkiem, bo fizycznie jest sprawny, przecież w lecie jeździliśmy na rowerach, tylko mózg mu wysiada. Ustaliliśmy, że jak sie uda, to przeciągniemy to do jutra. Jutro w domu starców ma być psycholog, który pracuje na pół etatu. 
   Po przyjeździe do mieszkania 824 on dzwonił jeszcze raz i mówi, by po niego przyjechać, bo nie może tam dłużej być. Walnąłem ściemę, że 979 przewozi meble i muszę mu pomóc, bo już auto załatwione i by spał do jutra. Na co 824
- nie mogę, bo już się wymeldowałem i nie mogę pokoju zajmować. 
  Fajnie. Do tego dochodzi nieświadomość bieżącej sytuacji. Pracownikom powiedział, że przyjadę po niego, ale muszę dojechać z wioski więc to potrwa. To co pisałem (chyba), że on nie kojarzy w ogóle, że rok mieszkam już u niego. Liczę na to, że jak się coś będzie działo, to zadzwonią. Telefon mają i wtedy podjadę, bo on stamtąd, mimo iż to jest to samo miasto, nie wróci, bo nie zna terenu, tym bardziej, że przecież nawet na "swoim" osiedlu się potrafi zgubić.
   Zdjęcie. 
To jest maseczka, którą se kiedyś uszyłem. Zasłania nos i usta, i normalnie się w niej oddycha. 
Zdjęcia zrobione na manekinie w jakimś sklepie. Kierowniczka w domu starców:
- niech Pan sobie ubierze to coś, bo to nawet nie jest maseczka.
- ale spełnia normy. Zasłania usta i nos. 
   Później odbyła się w maseczce rozmowa z nią, by nabrała jakiegoś zdania o mnie. 
   Tyle, bo siedzę jak na szpilkach co się wydarzy i kiedy. 
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz