Już mniej więcej wiem, jak wyglądał schemat zapychania lodówki. Pierwsze, to nie pamiętanie co w niej jest. Więc w sklepie jak jest to ściąga co się da z półek, jak odkurzacz. Drugie, to potrzeba wyjścia z domu, a wyjścia do sklepu są tym czymś co go wyciąga. Po śniadaniu otwiera średnio 58 x lodówkę, a tam uszczelka w drzwiach jak się je otwiera to lekko "strzela" odrywając się od obudowy, to słychać, że ciągle w niej sznupie i jak Dooris z Gdzie jest Nemo, nie pamięta, czego właśnie przed chwilą szukał. Z tą wiedzą wychodzi do miasta i już kompletnie nie pamięta co ma, a czego nie ma. Mało tego, tak się przyzwyczaił do kupowania (ten zakupoholizm), że jak wraca z pustą reklamówką to zagląda do niej co 5 min i stęka, że wraca z pustą, tak jakby brakowało mu trofeów z wyprawy.
Wczoraj wyciągnąłem go do miasta obok, w godzinach realizowania zakupoholizmu, by nie chodzić po raz nasty po tych samych sklepach codziennie, jednocześnie nic w nich nie kupując, bo lodówka jakby nadal pełna, ale tym razem, na szczęście już świeżych rzeczy. I to jest zasadnicze osiągnięcie, że przeszedł na żarcie rzeczy zawierających się w terminie, bez pleśni (by tylko pleśni), bez mega pleśni, ze zmienionym już kolorem sugerującym 95% populacji niezdatność do spożycia.
Inną sprawą jest, że na tych spacerach (np. wyjście po ogórki 2100 m w jedną stronę) tak se myślę, jak bardzo się zmienię po jakimś tam okresie, który tu wytrzymam. Jest to mniej więcej tak, jakby mnie zamknęłi z 972, 172, 222, 832 lub innymi. No przecież jakieś ogłupienie pewne, bo co jakiś czas se muszę powtarzać - ten mózg nie działa prawidłowo. Kryzys nadciąga, bo adaptacja trochę trwa. Zmiana nawyków, czasów spania, to też chroniczne niedospanie (jak dla mnie), a odsypianie raz w tyg. na st. mac.
Dylematów jest sporo. Jeden - że część tych nawyków jest inna, nie wiem do końca czy właściwa, ja takich nie mam, ale też nie wiem, jak na moje będzie ktoś patrzał za ileś lat. Drugi - no przecież z tymi nawykami tyle przeżył, to nie mogą być do końca wykańczające. Trzeci - zasadniczo genetyka ma tu duże znaczenie, czego on kompletnie nie ogarnia, ale też nie ma co mu tłumaczyć takie rzeczy, skoro "ten mózg nie działa prawidłowo". Czwarty - jest to proces postępujący w wiadomym kierunku, a jak będzie wyglądał za pół roku - nie wiem, sam nie wiem jak ja będę wyglądał za pół roku. Piąty - on już jest jak małe dziecko, które potrzebuje ciągle rozrywek. Jedną z nich jest ów zakupoholizm i spacer przez pół miasta, by "zdobyć" ogórki lub inne rzeczy, które są dostępne bliżej. W zasadzie to dziennie trza by wymyślać jakąś rozrywkę, o której następnego dnia nie będzie już pamiętał.
Można by tu wymieniać i wymieniać. Zasadniczo życie diametralnie mi się zmieniło. W stanach lekko kryzysowych myślę sobie - jak stąd wyjdę to już nie wrócę i zerwę kontakt. Z drugiej strony, przecież on po 10 min nie będzie ogarniał o co poszło i co się stało, jednak bieżąco potrafi podnieść ciśnienie.
Ratunkiem czasem stają się słuchawki, które obecnie mam na gowie. To takie odcięcie się trochę od rzeczywistości na już. Od tych idiotycznych programów w TV, które ogląda. Czasem udaje mi sie przemycić jakiś film, na HBO czy innym kanale, bo ma przecież kablówkę za którą płaci.
Tyle kolejnych przemyśleń.
Zdjęcie.
Właściwie nie powinienem nad tym zdjęciem przejść do porządku dziennego, bo to unikat na kolei. Skrzynia kluczowa na nastawni Chrzanów (Ch-1). Niestety takich zdjeć nad którymi trzeba by dać dłuższy opis jest sporo i nie wiem czy wszystkie kiedyś wyjdą, bo w zasadzie każde takie zdjęcie to osobna notka. Z tego powodu lakoniczny podpis. Jak ktoś będzie chciał więcej wyjaśnień... To zapytać.
Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz