wtorek, 29 grudnia 2020

Środa #1735

  Trochę nieśmiało piszę o grach, w które gram, ale też nie chcę być posądzony o maniakalne w nich granie. Choć tak nie jest, to dla 979 już jest. Wynika to z tego, że kiedy przychodzi, a niestety nie jest tuo ostatnio często, to zdarza się, że akurat gram, bo np. jem. W tedeka bardzo często gram gdy jem, bowiem prowadzenie wirtualnego pociągu, nie wymaga takiego skupienia jak prowadzenie realnego. Tu (w grze) nie ma zdarzeń losowych, wybiegąjacych zwierząt na tory, ludzi itp. Jest tor, określone ograniczenia prędkości, stacje w określonych miejscach, sygnalizacja świetlna i w zasadzie, jak po drogach jeździ się na pamięć. Ktoś by pomyślał, że nie ma w tym nic ciekawego, mało tego mięśniaki wchodzące na stację właśnie tak myślą, ale jednak muliplayer daje dodatkowo to coś.
   Z historii to, co kiedyś tu pisałem, zbanowali mnie za.... szerzenie prawdy (niech tak będzie). Dawniej, dziś, jest ona często niewygodna, choćby przy okazji obecnej zarazy. To też wtedy się nie wbiłem w miejsce i czas i mnie wyciepli. Wszedłem tylnymi drzwiami, jakiś rok temu i pod innym nickiem grałem w grę dalej, ponownie zdobywając lvl.
    W grze jest też możliwość zbudowania własnej scenerii. Proces ten niestety trwa długo, coś ok. rok, 9 m-cy. By krócej, trza mieć jednak znajomości. No to już na końcówce sprawdzania scenerii na koniec listopada, gdy miała się ku końcowi, coś zwróciło ich uwagę i zaczęli drążyć temat. Może to, że to obecnie największa sceneria z urządzeniami mechanicznymi w grze, a to moja pierwsza pod tym nickiem i to ich trochę zastanowiło. Może to, że nie lubią w sumie dużych scenerii robionych przez innych, bo tak dziwnie wygląda - użytkownicy robią większe scenerie niż członkowie administracji, czy moderacji. W każdym razie, ponieważ konto zakładałem u 824 i u niego były też początki, gry (nową wersję) ściągałem też u niego, ale już na własnego kompa, to przy okazji sznupania kto to taki robi tą scenerię doszli, ze to ja i nowe konto zbanowali, jako mulikonto.
    Po ochłonięciu, jakieś 2 tyg. postanowiłem skontaktować się z kimś z adminisracji i o tym pogadać. Na szczęście dla mnie, jest wśród nich osoba starsza, przed 50-ką, do której udało mi się dotrzeć wpierw na @, następnie udało się ją nakłonić, by do mnie zadzwoniła. Pierwsza rozmowa trwała ok. 30 min i wypadła bardzo dobrze. Zawsze mi się wydaje, że w rozmowie wypadam lepiej jak w pisaniu i też tak chyba wyszło. Dość, że za 1,5h, choć wstępnie miał zadzwonić wieczorem, zadzwonił i powiedział, że odbanują mnie, ale będą się przyglądać. Odbanowali mnie, ale na forum i innych pochodnych serwisach, ale nie w grze. 
   Będąc w niezręcznej sytuacji, bo nie chcąc nękać tego, za sprawą którego i jedynego , z którym miałem jako taką łączność, a jednocześnie chcąc grać powstał dylemat. Co ile mu się przypominać w sprawie. Postanowiłem początkowo co dwa dni, a ostatni @ był po 3-ch dniach. Efekt był taki, że odbanowali mnie również w grze. Nie wiem czy testowali, jak się zachowam, czy faktycznie to komuś umknęło, czy coś jeszcze innego. W każdym razie powróciłem do gry, mało tego pod starym nickiem, który część, nieliczna, która została z tamtego okresu, doskonale pamięta, tym bardziej, że od jakiś dwu lat nie można zakładać nicka w grze, który jest symbolem i numerem pojazdu trakcyjnego, więc jestem jedynym po iluś tam latach, który taki ma i jednocześnie gra.
   Mogę w końcu być bardziej sobą, choć nawyki powstałe przez rok czasu, grania pod drugim nickiem zrobiły swoje. Gram do posiłków przeważnie i późno wieczorem jak już ruch na st. mac. się uspokoi. Nie chcę robić cyrków, że mnie co chwilę odrywają od kompa i tam ciągle piszę z/w, a gra jest w czasie rzeczywistym. No tak jakbym wstrzymał ruch poc. na realnej stacji, bo ktoś właśnie przylazł i jeszcze ma jakąś sprawę.
    Chcę też dokończyć scenerię, a z tym może być problem, bowiem, po okresie pisania prawdy, co jakiejś tam części się bardzo nie podobało, a ta część jest władna w dopuszczaniu scenerii do ruchu (gry) może być trudno i na razie tak się dzieje. Z jednej strony okres świąteczno-noworoczny, z drugiej nikt do niej nie zagląda, mimo zrobienia poprawek tych, które chcieli.
    Plan, by wraz z życzeniami świątecznymi, tego, za sprawą którego mnie odbanowali, jeszcze raz mu podziękować. (notka była napisana przed świętami, życzenia wysłałem mu na @) W sumie jakby nie było tam osoby starszej, to przecież młodzież, dziś bardzo zawistna, nerwowa, która, jak ma buławę władzy to jej odwala, nigdy by mnie nie odbanowała, więc należą mu się podziękowania. Jest jeszcze dodatkowa presja, bo przecież teraz jestem tam z jego polecenia, to trudno zaufanie, którym mnie obdażył wystawić na szwank, przeto postanowiłem utrzymać kaganiec w postaci zakazu pisania na forum do odwołania i nic tam nie piszę i na razie nie mam zamiaru się udzielać. Ich gra. Przeżyła beze mnie, przeżyje beze mnie, to po co się do tego mieszać. Niech robią jak chcą, mimo tego, że wydaje mi się, że czasem faktycznie robią źle, co niestety wychodzi w dłuższej perspektywie (choćby ilość graczy regularnie grających).
  Jest jeszcze jeden aspekt tej historii. Dziś gry stają się powszechne i zajmują nam jakąś część czasu, umilją go, mulitiki (niekóre) powodują nawiązywanie nowych relacji, choć internetowych, to jednak one jakoś powstają. No takie czasy, że więcej czasu spędzamy w sieci. Alternatywą jest właściwie odcięcie się od sieci, od kontaków realizowanych przez nią, zamknięcie się w sobie i mielenie się we własnym towarzystwie. Widzę to obecnie u 825, 812, którzy mimo różnego wieku, wykluczyli się z tej formy komunikcji, przekazu. Jest im obojgu trudno. To wykluczenie powoduje jeszcze większe wykluczenie, bo będąc samym jest ciężko, tak na dłuższą metę żyć, a jednak nie zdychamy nagle z braku kontaktu z innymi osobami, nawet tego wirtualnego. Co, jak u tych osób odpadnie jeszcze to co ich interesowało z różnych względów i pozostają już zupełnie sami ze swoimi problemami. I tak se myślę, czy gra, w którą wszedłem nie jest taką chigienizacją życia? Mimo wieku nie następuje wykluczenie społeczne, a życie towarzyskie jest nadal realizowane w życiu bieżącym na st. mac. i częściowo w sieci. I patrząc na tych ludzi wiszących w wiosce w oknach swych domów, mielących wzrokiem po okolicy, zabijającym czas na oglądaniu głupich seriali, czy takie rozwiązanie, które zastosowałem nie jest lepsze?
    Zdjęcia. 
To "wajchowisko" to nastawnia wirtualnej stacji, której skrót to ZBA. 
Widok z drugiej strony. 

A to nastawnia ZBB. 
I widok z drugiej strony od aparatu blokowego. 
  Wśród tylu wajch to dostanę orgazmu. Nastawnie mechaniczne, które są w grze to mają po 15 wajch średnio, a największa ma chyba z 20. U mnie, hmm, nie liczyłem ich jeszcze. 
  Oki, tyle. Kolejna zaległa notka leci. To narka.

piątek, 25 grudnia 2020

Piątek #1734

    Wigilia. 
    Spędzona u matki od 979 i z nim, i pewnie to ostatnia taka w terenie. W przyszłym roku wrócimy do spędzanej na st. mac. w ciszy i spokoju, z tradycyjną wigilijną fasolką po bretońsku z krauzy. W tym roku też byłem przygotowany, fasolka zakupiona już wcześniej w przecenie. 
   Dań tyle co trzeba, żadnego szału, więc barszcz z krokietami, na drugie ziemniaki, dwa rodzaje kapusty, z jakimiś grzybami, a druga była z boczniakami. Trzy rodzaje ryby, choć ogólnie chyba za dużo napieczone. Nawet matka od 979 piecze i robi tego jakby miało przyjść ok. 10 osób, a faktycznie siedziały tylko 3. 
   Jeszcze przed kolacją ubraliśmy choinkę. 979 założył na niej lampki i sznury ozdobne, a ja z matką bombki i jakieś tam ozdoby. 
   Po kolacji 979 pakował prezenty dla innych, bo jeszcze wyjazdowo, zresztą u niego to tradycyjnie. Mając tyle znajomych osób, nie da się tego ogarnąć nawet w dwa święta. Niestety selekcja musi być. Po wyjeździe 979 z prezentami do swojej niby laski, posiedziałem do 22:00 z matką trochę rozmawiając, trochę oglądając film na TVP kultura, a wcześniej jeszcze Ratatuj. 
   Ile razy oglądam Ratatuj to zastanawiam się, co te szczury robiły na st. mac. jak kładliśmy się spać. Ja ich nie słyszałem i sporadycznie mnie budziły, ale 979 częściej mi mówił, że je w nocy słyszy jak one grasują. Wszak było ich tu ok. 150 w największym pkt. liczebności. Dosłownie kilka razy w nocy zdarzyło się, że te oswojone jakby wbiegały pod kołdrę zawsze specjalnie ułożoną, by mogły się dostać. Dziś zakładam, że goniły się i po prostu przed innymi chowały się u mnie, bo inne to niezmiernie rzadko wchodziły pod kołdrę. Coś na zasadzie - skoro tamte wlazły to ja też i tak obserwowałem jak niepewny otoczenia szczur wchodził pod kołdrę. Wystarczył niewielki delikatny ruch, by od razu włączył sygnał ewakuacji. 
    Pomimo, że ich już nie ma kilka m-cy, to nadal nie wszystkie miejsca, gniazda są po nich posprzątane. Z jednej strony są w miejscach, które pilnie nie wymagają sprzątania, z drugiej strony jakaś tam pamięć po nich, bo, mimo ich ilości na st. mac., miło wspominam czas ich przebywania. 
    Po kolacji otrzymałem tradycyjnie od matki obiad na dziś. Dobrze, że przed wigilią nie kupiłem chleba, bo miałem taki plan, ale były "małe" CS-y od 972 w środę, i zostawiły jedną bagietę, to zrezygnowałem. I tak mam żarcia f chuj, więc nie zdechnę. 
   
     Właśnie. Pomagam średniemu CS-owi od 972, bo wpierw, bo to taki wiek, mają wyjebane na wszystko, po czym zderzają się z rzeczywistością, która od nich jednak wymaga. Tak też stało się z 18 letnim "małym" skurwielem, kiedy na praktykach zażądano od niego papierka z kursu, który był przez m-c realizowany w szkole, na który on miał oczywiście wyjebane, a teraz oni mu na praktyce powiedzieli, że mają na niego wyjebane i jak nie przyniesie papierka, to go wyjebią. 
    Efekt. Już ma mniej wyjebane i robię z nim materiał z gastronomii, o art. spożywczych, a czasu mało, bo, o czym dowiedziałem się na wigilii, ferie w przyszłym roku od 04-01-2021, to klasyfikacja też jakaś skrócona. 
   Na ostatnią lekcję 2-gi przyszedł z 3-cim, który rok młodszy to ma dopiero totalnie wyjebane na wszystko. To ten, którego odbierałem z zakładu psychiatrycznego w Toszku. Poprosiłem go, bo opowiadał, jak był na jakiś badaniach, w związku ze zmianą szkoły i miał coś napisać, i oczywiście bunt, bo on ma wyjebane, by coś u mnie napisał. Wpierw 3 min mówienia do mnie, że nie trzymał długopisu od lat i nie pamięta jak go się trzyma, nie wie jak się pisze i coś tam, coś tam jeszcze. Nawet wstałem i powiedziałem, to napisz coś nie będę patrzał i wstałem i odszedłem od biurka. Słyszałem jak z bratem negocjował, by nie pisać, w końcu napisał lewą ręką, bo leworęczny. Najgorzej nie wypadło. Myślałem, że będzie gorzej. Widocznie pani psycholog, czy coś tam innego słabo negocjowała. 
   No 3-ci to będzie miał przejebana, po tym wyjebane. Ma iść do 8 klaty od drugiego semestru, ale czy on to w ogóle skończy? Coś mi się widzi, że jedyny do uratowania, jeżeli też się uda, to jest 2-gi. 1-szy już odstąpił od dalszej nauki i w zasadzie skończył edukację na gimnazjum z ocenami za frekwencję, bo te szkoły w ośrodkach to totalna porażka. To są takie przedszkola dla dorosłych. 
    Dziś chyba spotkanie z Tedem, choć nie wiem jak to wyjdzie, bowiem drużyny trakcyjne mają wolne, to zakładam, że będą ataki na wejście do stacji. 
   Zdjęcie.
  Końcowy przystanek linii 31 w Bytomiu na Wrocławskiej. Dziś tram jadą jeden przystanek dalej do zbudowanej tam pętli. 
   Narka, bo zaś notkę przetrzymam, a do wypchnięcia czekają już kolejne, które są wyprzedzane przez bieżące. 

środa, 23 grudnia 2020

Środa # 1732

 Z 824 jest gorzej i to gorzej się nasila. W związku z tym, niestety, bo nie lubię sie mieszać do czyiś finansów, trza je będzie ruszyć.
   Konto ma w PKO, a ponieważ pracownice mają prowizje od wciskanie przeróżnych rzeczy, to nawciskały mu co się dało. Już kiedyś o tym pisałem, że nawet posunęły się do tego, że 75 latkowi założyły konto szkolne na dobry start do szkoły, na które z emerytury co m-c była pobierana kasa. Teraz przeglądam, pobieżnie, a będę się musiał do tego zabrać na poważnie, jego wyciągi z konta i nadal ma jakieś dziwne konta uruchomione, za które kroją go z kasy. Mało tego, z tych kont funduszy inwestycyjnych, jak na szybko policzyłem, bo były roczne wyciągi jest stratny ok. 900zł. To pobieżne liczenie. Oczywiście idiotki (wiem, z ich pkt, widzenia (banku) one wykonały dobrą robotę) wcisnęły mu kartę debetową, za którą też rocznie pobierają opłatę 54zł. Ma założone "konto za Zero", ale z konta głównego pobierają opłatę za kartę zwykłą 4,90zł/m-c i 6,90zł/m-c za prowadzenie konta. Da się? Da się!
    Oczywiście przy jego pamięci, która się wyłacza, w zasadzie to niczego nie pamięta. Ciągle np. powtarzał, jak pytałem gdzie ma ową kartę debetową, że zrezygnował z niej, dawno temu. Jak dopytywałem bardziej szczegółowo, to odpowiadał że jakies pół roku temu, w lipcu. Pokazałem mu więc wyciąg na 31-10-2020, że nadal za nią płaci. Odp. - ja się takimi pierdołami nie przejmuję.
    I teraz konkluzja. Ile takich staruszków jest kantowanych regularnie od lat w PL i nie tylko. Kto faktycznie o tym wie, jeżeli oni sami o tym nie mówią, bo przecież nie panują zupełnie nad finansami. W masakrach rodzinnych w TV wychodzą tylko sprawy, jak ktoś ich pazernie obłupi do zera, ale jeżeli jest to robione sukcesywnie, że jest niezauważalne, to w zasadzie przechodzi bokiem. 
    Na jego konto od 2015 r. jestem zapisany jako współwłaściciel i niestety, ale trzeba będzie wkroczyć, bo proceder trwa już za długo. Wstrzymywałem się dotychczas, jednak jakby to wszystko zliczyć, to ok. 1200zł na rok wyprowadzają mu z konta. Podejrzewam, że i tak do wszystkiego nie dotarłem.
   Ubezpieczeń na życie opłacał chyba z 5. Zeszło do dwu, ale nie wiem dla kogo to płaci, bowiem nigdzie nie jestem zapisany, nikogo innego nie ma, a on umów nie umie znaleźć, to też nie wiadomo na co konkretnie płaci. Pewnie na to co się najrzadziej wydarza, czyli przygniecenie przez lądujący statek marsjański. Oczywiście w piśmie jest, że może zadzwonić do profesjonalnych i doświadczonych konsultantów (w wysysaniu kasy), którzy rozumieją Pana potrzeby i wątpliwości. Oznacza to, że zapewnią mu niezwłoczną obsługę najwyższej jakości oraz szczególną troskę i indywidualne podejście, na które On zasługuje (w wysysaniu przez nich kasy). Howk.
   Zdjęcie.
  Jest zrobione przez 825 najprawdopodobniej na zajezdni tramwajowej na Bogucicach. Drobne wyjaśnienie czemu tablica kierunkowa jest za szybą motorowego. Otóż bardzo niewiele wozów miało rozwiązania warszawskie, czyli wąską szybkę na tablicę kierunkową nad motorowym. Ta wąska szybka to tylko dla tablic jednokierunkowych, tzn. gdzie linia prowadziła np. Stadion Śląski. Na Górnym Śląsku wozy miały jednak tablice całokierunkowe, jak ta za szybą, a te się na górze nie mieściły, stąd wciepnięta za odmrażacze. 
  Jak zwykle opóźniona notka, bo miała być w ciągu dnia we wtorek, a przeskoczyło już na środę. 
  Narka.

niedziela, 20 grudnia 2020

Niedziela #1731

   Był przedwczoraj 230 mimo tego, że spotkanie z Tedem. Otworzyłem mu wjazd do stacji, niech wbija, ale od razu zaznaczyłem, że pobyt na st. mac. w klacie. Zgodził się. W trakcie pobytu, oczywiście zajmowałem się jego mięśniami, bicepsem, tricepsem, klatą, plecami, a jednocześnie rozmawiałem i wysuwałem swoje przypuszczenia. 
   Zajmowanie się jego mięśniami było proste, bo cóż to takiego wziąć w ręce np. biceps i go zagniatać, przedramię i je ściskać, plecy, je miętolić. 
   Gorzej jak do tego dochodziło słowne określenie tego co się robi, następstw tego co się robi, odczuwania tego co się robi.
   To już jest inaczej, bo jednak samce, mięśniaki też to odbierają. Powiedziałem mu wprost, że w stosunku do niego, to se zagniatam jego przedramię, barki, bicepsy, ale mogę też bardzo delikatnie, opuszkami palców przeciągać po jego bicepsach, przedramieniu, szyi, dolnej żuchwy, okolicy tej twarzy i to zacząłem robić i zrobiło się niezręcznie.
   Widziałem, że wtedy robiło mu się gorzej. Powiedziałem mu wprost, choć oczywiście nie znam jego młodości, że coś jest nie tak. Tzn. dotyk, taki delikatny wywołuje w nim odruch zwrotny, co w zasadzie, biorąc pod uwagę wychowanie przez matkę, nie powinno mieć miejsca, więc coś jest nie tak. Nie wnikam w to, co jest nie tak, ale to odbieram, że jest nie tak. I to, że odbieram nie tak, jest od iluś tam lat, o czym mu powiedziałem, więc są to pozostałości po okresie młodzieńczym i tyle. Nie zmienię tego. Te rzeczy, wspomnienia pozostają w nas na zawsze i nie da się ich od tak wymazać. Skoro jemu coś (tak to nazwijmy) nie pykło w młodości z tym dotykiem, to zostało. Dziś tego nie zmienię, widzę tylko że jak go dotykam tak z uczuciem i porównuje to z innymi mięśniakami (a nie było ich mało), to mu się dźwiga. I to nie jest moje nie tak, tylko ktoś już tu namieszał, po czym on ma wzdrygi. Smutne, a jednocześnie nie mogę wyciągać tych informacji od niego, bez, jakby, jego inwencji, po za tym nawet nie chcę. Jako rasowy mięśniak-skurwiel tego nie powie i będzie to tłamsił w sobie. Jest z laską, teraz będą mieli larwę i nawet jak ona go tak dotyka, to tego nie lubi. 
   Mówiliśmy (ja mówiłem) też o doznaniach związanych z obsługą przez tą samą płeć. Samiec rozumie, jak obciąga drugiemu samcowi działanie organu, dla laski jest on jak banan. Z kolei laska rozumie działanie otworu i jego przyległych części, a samiec nie stąd laska, która się okolicami otworu zajmuje zrobi to lepiej jak samiec, bo wie jak to działa. 
   U 230 wiele się nie zmieniło w wyglądzie. To dobrze, bo jest w wieku, w którym to psucie następuje szybciej. Może to nastąpić, bowiem zmienia pracę na jeszcze lżejszą, a to niestety sprzyja wiotczeniu mięśni. No cóż. W poprzedniej pracy udało mu się wyrobić mięśnie i to ogólnie na całym ciele (taka praca), to ma kapitał, który jeszcze przez jakiś czas zostanie. 

    Może uda się do świąt wypchnąć wszystkie notki. Ta miała być wczoraj, zaś się przedłużyły o jeden dzień, a następne czekają. Echhhh.
   W ramach zdjęcia kopalnia zimą, oczywiście zaorana, wiync tego co na zdjęciu już nie ma. Widok z ostatniego piętra sortowni. 30 m nad ziemią. 
    Narka. 

czwartek, 17 grudnia 2020

Czwartek #1730

  Ostatnio częściej jeżdżę autobusami, a zaczął się okres zimowy i przypomina mi się materiał z TVP Katowice z końcówki lat 90-ych, jak urabiano społeczeństwo, że trzeba koniecznie kupić nowe autobusy, bo w ikarusach (260 i 280), które jeździły po naszych drogach jest zimno i to zimno niby wynikało z tego, że one były stare. Za chwilę do tego zimno wrócę, ale teraz dygresja. Jeżdżę obecnie solarisami (jako pasażer), niby nowymi tworami i jest w nich - zimno. Tzn. one mają około dekady, ale też jest w nich zimno. I teraz konkluzja. Czy wobec tego należy je wyciepnąć na hasiok, jak kiedyś zrobiła materiał TVP Katowice, czy jednak zająć się tym zimno.
   Kiedyś w komunikacji miejskiej jeździłem Jelczem M11. Już o tym pisałem.
  Oczywiście w lepszym stanie, ale takie zdjęcie, by się za bardzo ktoś nie ciepał, bo zdj. z netu.
  Ogrzewanie w nim, było realizowane przez 3 dmuchawy z nagrzewnicami ulokowane pod siedzeniami, 2 z tyłu między 2-gimi, a 3-imi drzwiami, jedną dużą w kabinie kierowcy, która w zamyśle miała dmuchać ciepłym powietrzem na przednią szybę. Dmuchawy z nagrzewnicami mają to do siebie, że działają trochę jak odkurzacz. Zasysają maras i obklejają nim nagrzewnicę, która posiada wąskie prześwity, przez które ma przechodzić powietrze tłoczone przez wentylator, a przechodząc przez nagrzewnicę ogrzewać się i podnosić temperaturę w pojeździe. Sama nagrzewnica jest zbudowana z drobnych lameli, przez które przepływa płyn chłodniczy silnika. On, też w trakcie pracy ulega zabrudzeniu i drobny maras osadza się na tych lamelach powodując stopniowe ich zatykanie, a następnie przepływ cieczy chłodzącej bokiem przez obudowę nagrzewnicy.
   Szkopuł w tym, że praktycznie nikt tego nie czyści, to też po kilku latach nagrzewnice nie spełniają swojego zadania. Niby wszystko działa, dla kontrolujących pojazd mechaników, bo wentylator pracuje, kręci się i tłoczy powietrze, przez nagrzewnicę przepływa płyn chłodniczy, ale jednak efektu grzania nie ma, albo jest on znikomy. 
   W swoim pojeździe, ponieważ jestem ciepłolubny, co roku, w końcówce lata, na garażu, rozbierałem każdą nagrzewnicę, czyściłem ją wewnątrz, przepłukując ją kilkukrotnie wodą, zewnątrz i następnie montowałem ponownie w układzie. Wybudowywana była również przednia nagrzewnica. Była ona 3x większa niż nagrzewnice w wozie. Mało tego, zrobiłem kiedyś z blachy, to już była któraś tam konstrukcja własnego pomysłu, wlot powietrza z przodu autobusu, by bez udziału wentylatorów, powietrze przepływało przez nagrzewnicę ogrzane na szybę w pożądanej ilości. Efekt był taki, że w zimie nawet przy -15C jeździłem w kabinie w koszulce z krótkim rękawkiem, a drzwi do wozu były cały czas otwarte.
    Skuteczność chłodzenia przez wewnętrzne nagrzewnice była na tyle duża, że przy temp. poniżej -5C główny wentylator na chłodnicy się nie załączał, a żaluzja na niej nie otwierała.
    Ostatnio jadąc właśnie solarisem, w którym była włączona wewnętrzna nagrzewnica z tyłu pojazdu w przegubie, a więc blisko silnika, sprawdziłem jej skuteczność. Ręką obmacałem, sprawdziłem jak dmucha, jaka była temp. powietrza Była na poziomie ok. 15% wydajności. Coś tam ciepłego powietrza wylatywało, ale większość to było przedmuchane powietrze z wozu, przez zatkaną nagrzewnicę.
   I teraz można wrócić do materiału TVP Katowice z końcówki lat 90-ych. Czy trzeba te solarisy zezłomować, bo są stare i jest w nich zimno i kupić nowe, czy nie?
   Urabianie tłuszczy działa znakomicie. Hasła "bezpiezeństwo", "dla Waszego dobra", są dziś już tak powszechne, że nawet jawne wysysanie kasy z budżetówki na pierdoły, o których tu kilka razy pisałem, podpina się właśnie pod nie. 
   Ok. kończę, bo zaległe, kolejne notki czekają. 
   Narka.

piątek, 11 grudnia 2020

Piątek #1729

   To teraz się ostro przeniesiemy w lata 80-te ub. wieku. Wtedy to zaczęła się moja przygoda z tramwajami. Wtedy było to WPK Katowice obsługująca aglomerację górnośląską. Wtedy to były lata, kiedy wychodziły nowe tramwaje, nowe projekty, poprawiane, unowocześniane, wdrażane do ruchu, obserwowane, wyciągane wnioski i ponownie zmieniane. W tej różnorodności, zdawało by się wozów 105 N, później 105 Na, można się było pogubić. W zasadzie co seria, to wychodziły wozy o innym układzie, głównie elektryki w nich. Tylko jakaś połowa lub mniej motorowych znała co i jak poprzełączać w, częstych wtedy, defektach wozów, by móc o własnych siłach zjechać z trasy. Mnie udało się jakoś opanować większość wtedy typów wozów typu 105 na sieci i nie miałem żadnych problemów w przełączaniu ich, by np. po awarii zjechać z trasy. 
    Na czym owe przełączanie polegało? Otóż w składzie, które jeździły po sieci, czyli 
coś takiego (zdjęcie zaczerpnięte z internetu), należało znać układ bezpieczników, przełączników, by np. wyłączyć jeden z wozów, pozostawiając sterowanie na pierwszym i móc tym jechać dalej. Wbrew pozorom łatwa czynność dość sporej ilości motorowych nastręczała trudności ze względu na sporą ilość modeli. Najtrudniejsze było wyłączenie pierwszego wozu i przełączenie sterowania na drugi. Z oczywistych względów wyłączenie drugiego było dość proste, ale właśnie przełączenie na drugi, to już był majstersztyk. Należało w pierwszym wozie zostawić tylko niskie napięcie sterowania, wyłączyć wysokie napięcie, odłączyć silniki trakcyjne, dopływ energii do nich itp. by tylko drugi wóz pchał. Część dawała sobie radę, a ta część która nie dawała sobie rady, albo czekała na kogoś kto nadjechał i umiał przełączyć, albo patyk na dół, noże na dół, rozpieracze szczęk na dół, następny skład z tyłu się podpinało i tak spychało się skład do zajezdni. Czasem na najbliższe żeberko, bo jednak cisło się z mniejszą prędkością, albo przy zgranej obsłudze, która językiem migowym umiała się porozumieć sprawnie, zjeżdżało się aż na garaż. 
   Dziś takie czynności są skodyfikowane, często bez nadzoru w ogóle nie do wykonania, a wtedy, to co dziś pozostaje w gestii dyspozytorów, nadzoru ruchu, wykonywało się samemu, stąd to co pisałem już kilkakrotnie. Ludzie, którzy szli w dawnych czasach do pracy w zawodach ruchowych, lubili to, identyfikowali się z przewozem ludzi, mieli smykałkę do tego, zainteresowania. To wszystko było potrzebne do sprawnego przewożenia, wtedy, dużej ilości ludzi. Dziś np. jak jest stłuczka z autem, to opóźnienia sięgają 120 min, bo wczoraj takie było, a wtedy... Stłuczka, przyjeżdżała dość szybko milicja, albo spisywało się protokół i jechało się dalej. Nikt nie pierdolił się 2h zatrzymując ruch na linii. Co innego jak były śmiertelne, wtedy faktycznie był w rejonie paraliż sieci, ale tylko w rejonie wypadku. Mnogość przejść rozjazdowych, czynnych pętli tramwajowych, powodowała możność ominięcia wyłączonego z ruchu miejsca i skierowania ruchu inną trasą, włączenia się w innym pkt-cie na linię itp. I nie było jak dziś, że prowadzący mieli wyjebane lub ograniczają ich przepisy, że bez nadzoru ruszyć się nie da. Wtedy zdecydowana większość chciała jeździć i samemu (to takie dzisiejsze, uniwersalne słowo) ogarniała ruch. Co dziś niespotykane, tramwaje się np. wyprzedzały, wymijały. Robiono tak, bowiem do dziś ludzie mają nawyk, że wszyscy ładują się do pierwszego jadącego. Wtedy, oczywiście nie zawsze, ale jak była zgrana ekipa na linii, to pierwszy załadowany, któremu wymiana pasażerów z racji napełnienia wozów szła długo, zjeżdżał jak się dało na bok, a następne, np. dwa wozy z linii wyprzedzały go i gnały do przodu. Następnie taki wóz, wytrącony z planu, z przystanku końcowego/początkowego jechał np. 3/4 trasy i włączał się w tym pkt.-cie z powrotem do swojego planu. Wiem, że mało obrazowo to opisuję, ale musiałbym na konkretnych przykładach na konkretnych liniach opisywać jak to wyglądało. 
   Abstrahując od tego, dziś takie numery były by/są niemożliwe, choćby dlatego, że płaci się za kilometry, a nie za przewóz ludzi stąd takie wytrącenie z planu, choć upłynniające ruch, jest nierealne, bo wypadną kilometry i zajezdnia nie dostanie kasy za te utracone przeto wozy jeżdżą przez np. pół dnia opóźnione godzinę, byle tylko kilometry się zgadzały, a mniejsza o to, kto jedzie i czy czeka na kawalkadę wozów opóźnionych np. o 90 min. 
   I mimo pełnych tramwai wtedy pracowało się przyjemnie. To dziś, kiedy ludzi w wozach jest o 5/6 mniej, paradoksalnie praca jest gorsza. Nie ma zgranych ekip, wozów na stałe, ludzie zostali w części w ub. latach przyjęci z łapanki, z biur pracy, byle tylko zapełnić stanowiska. Objawia się to choćby tym, że oni po prostu w większości nie potrafią jeździć. To sunięcie do przodu trudno jest nazwać, a przynajmniej do tamtych czasów przystawiając, jazdą. Gdyby ich przenieść 35 lat do tyłu, to jechali by jak świeżaki wtedy, za którymi jechało 3 do 5-ciu wozów. Później się wyrabiali w jeździe lub jakaś część odchodziła. 
   Sieć była trudna, bo należało zapamiętywać układ torowy, jakość tego układu, tzn. krzywizny torów, miejsca gdzie należy przyhamować, miejsca, gdzie mimo widocznego zdeformowania toru skład "przelatywał", zarwane styki itp. Generalnie na każdej linii, no może oprócz linii 0, która do dziś jest linią wycieczkową, się goniło. Czasy były krótkie na przejazdy między przystankami, postoje na pętlach też. W tamtych czasach nie było, jak dziś postojów po 30 min na przystankach końcowych. To nie w tamtym systemie było marnotrawstwo zasobów. Jakoś dziwnym, że w systemie kapitalistycznym do tego nie doszli i można by wymieniać linie, na których postoje wynoszą właśnie pół godziny. 
   Tak tylko liznąłem temat, bo chodził mi po gowie od jakiegoś czasu. Najprawdopodobniej będę wracał do spraw z dawnych czasów widzianych z innej perspektywy. 
   Teraz kończę, bo Ted czeka. 
   Narka.

niedziela, 6 grudnia 2020

Niedziela #1728

    Ostatnio trochę śledzę wiadomości ekonomiczne i czasem mam własne przemyślenia. Otóż zaraza obecna, co już chyba pisałem, jak dla mnie została wypuszczona dla depopulacji krajów wybitnie przeludnionych, co zresztą po roku od jej wypłynięcia ma właśnie miejsce. Indie, Brazylia, Bangladesz też jest na liście, ale oni są tam, podobnie jak w Indiach, mało policzalni stąd oficjalne statystyki mogą być bardzo niedoszacowane, są w czołowce. Na pierwszym miejscu USA, ale podejrzewam, że tam w ramach straszenia społeczeństwa trochę podnosi się statystyki, by to straszenie działało. Nie od dziś wiadomo, że społeczeństwo, głupie, zastraszone jest najlepsze dla rządzących i bogatych. 
    Na krajowej mapie efekty uboczne zarazy też zaczynają być widoczne. Umieralność, która w październiku i listopadzie ma najwyższe od dekady wskaźniki, przy czym warto podać, że w wieku powyżej 70 lat wzrosła ona o 150%, jak przeczytałem na w.natemat.pl. Teraz przejdźmy do finansów państw, które są niby w opłakanym stanie. Z jednej strony przekazuje nam się informację, że brak wpływów z powodu podatków, ale z drugiej strony przy takiej umieralności, to ZUS zaciera rączki, bo jednak wypłaty emerytur się kurczą, a wygaszanie kont następuje na niespotykaną dotąd skalę. 
   W "służbie zdrowia" jest podobnie. Dobrze wiemy, że ona obecnie nie leczy, oprócz covidowców i innych sporadycznych przypadków, ale kasę bierze, bo przecież każdy co m-c płaci składkę zdrowotną jeżeli pracuje. Gdzie zatem ta kasa się zatrzymuje, skoro w poradniach są teleporady, część zabiegów planowych przesunięta, część lekarzy nie przyjmuje itp., itd. 
   Ostatnim ogniwem jest NFZ., bo do niego kasa jeszcze wpływa, ale on już nie wydatkuje, bowiem szpitale, przychodnie nie mają co wykazywać. Nie wierzę, że za teleporadę buli się z NFZ-tu tyle samo co za wizytę w przychodni (ok. 2015r. wizyta w poradni u lekarza rodzinnego, to było 55zł).
   Oczywiście ktoś może myśleć, i zresztą prawidłowo, że te osoby, które teraz tak masowo schodzą i tak by zeszły, ale schodząc teraz nie dość, państwo oszczędza dosłownie na wypłacanych emeryturach już i na leczeniu chorób przewlekłych też już, to jeszcze kasa dla nich w budżecie na przyszły rok była zapisana, wszak mamy grudzień. Ci ludzie, którzy schodzą, przeważnie nie są zdrowi i leczą się/leczyli w przychodniach, poradniach, czekali na zabiegi, operacje itp. więc trza by na nich wydatkować nie małą kasę, która teraz została w "systemie". 
    Czy ktoś o tym oficjalnie mówi? Nie, nie słyszałem, bo to pewnie niezręczna sytuacja, że państwo "zarabia" na przedwczesnym umieraniu ludzi. 
   
   Ot takie przemyślenia. Teraz tyle, bowiem lezę pomagać przy remoncie 979, więc czas nas goni. 
   Widok z nastawni dysponującej w Libiążu na tory wyjazdowe w kierunku Chrzanowa. 
   Narka.

piątek, 4 grudnia 2020

Piątek #1727

 To jest jakaś paranoja. Pazerność ludzi nie zna granic, a wychodzi gdzie się da. U 824 ocieplono blok. Jeszcze ub. zimy było w mieszkaniu, dokładnie w dużym pokoju 24C. Teraz na bazie jakiejś pazerności, ekologii i innych bzdur, zarządca nieruchomości, tak to się teraz ładnie nazywa, gałą przykręcił ogrzewanie. Efekt - wczoraj w dużym pokoju było 18C, a rano w nim 17C, a w kuchni, która nie jest w żadnym wykuszu, wystająca z bloku narożna itp., jest między dużym i małym pokojem, rano było na poziomie szafki kuchennej więc 85cm, 16C. Ciekawe czy za te (powiedzmy) 6C kasa w 100% będzie oddana? Obniżenie temp. w mieszkaniu z 21 do 20C, daje ok. 5% oszczędności, ale już przy niższych temp. za oknem to będzie mniej, nawet do 2%. To kto qrwa teraz przytuli tą kasę za ubytek 6C? No zarządca nieruchomości, część da na spłatę obrzucenia bloku styropianem, przy czym wcześniej i tak łyknął kopertę za tą czynność, a teraz drugi raz żeruje na mieszkańcach, którzy teraz będą marznąć. Nieprawdaż, że fajne rozwiązanie jak znowu wydoić kolejnych łosi.

  Po co qrwa płacić za ogrzewanie, skoro ono nie spełnia norm? Ale kto z geriatrionu, bo w bloku w większości tacy mieszkańcy, się ciepnie? Jak to bezwolna masa dostająca 13-tą emeryturę i uważająca, że emeryturę płaci im prezydent Duda, głosująca, po obejrzeniu wiadomości w TVPiS na jedynie słuszną władzę ciepnie się o to, że jest chłodniej w mieszkaniach? Nigdy chyba jak dziś stwierdzenie, że najlepiej rządzi się społeczeństwem głupim nie miało takiego znaczenia. Ta garstka rozgarnięta inaczej niczego nie zmieni. No przecież miliony much nie mogą się mylić - gówno jest dobre.
    824 po raz któryś już zatruł się. Nie dziwi mnie to w ogóle, nawet jak wyląduje w szpitalu na wskutek poważnego zatrucia, to nie będzie też dziwne. Ciągle, by nie rzecz permanentnie żre stare rzeczy. Dziś na śniadanie też pożarł już lekko śmierdzącą padlinę. Mówię mu, że ona już chyba stara jest, bo na brzegach jeszcze lekko zielonkawa była - nie, jest świeża.
   No co mogę zrobić, przecież od ust mu nie odejmę.
   W lodówce już się żarcie nie mieści, nogą by trza było wepchnąć, to teraz znalazł, w sumie to sam mu podpowiedziałem, nowe msc. gromadzenia żarcia - na balkonie, bo tam przecież zimno. Dlatego przywiozłem swoje żarcie, by nie szukać, nie przebierać w poszukiwaniu tego co nadaje się do wchłonięcia. Nie chce mi się siedzieć na muszli, bo ewentualnie po czymś będę musiał tam iść częściej niż wynika to z normalnego funkcjonowania, a tak już było. Nie mam czasu na leżenie i dochodzenie do siebie po zatruciu.
   Dalej u niego, to będą częstsze zatrucia, o których mi napisze lub nie. Wiadomym jest, że im większy nacisk będę wywierał na to by się z tym pilnował, tym mniej info będzie do mnie docierało w tym też to, że poraz n-ty się zatruł czymś starym z lodówki. Musiałbym się tu albo przeprowadzić, albo ściągnąć go na st. mac. Na razie odsuwam to jak mogę, ale nie wiem ile to jeszcze może potrwać. Częstsze przyjazdy z w zimie, kiedy tu gałę przykręcili - hmm, jeszcze brakuje mi marznięcia w zimie w mieszkaniu. Uspokajanie się, że ten mózg działa wadliwie jest środkiem doraźnym, bo z nim lepiej nie będzie, a wiadomym jest, że będzie gorzej.
    No to jest hit. Nagranie w radiu, którego dziennie słucha 824, które puszczają w rytmie disco polo. Gość przez minutę śpiewa: "Siala sialalalala, siala, sialalalala, Basia to fajna lala". I by nie było, że to są niewinne treści nie wpływające na nasze życie, to - nie. Odbiorcy tych treści lezą później na wybory i oddają "świadomy" głos, bo przecież mogą iść. 
    Nie będzie dobrze. Jedyne co można zrobić, to wyłączyć się z systemu, na tyle na ile się da. Czasami se myślę, że lokalne mięśniaki-głuptaki nie mają takich dylematów. Co zrobić, by uratować mózg od takich treści? Rozwiązaniem było zabranie ze sobą słuchawek i to był strzał w 10-kę. Cóż, że siedzę w słuchawkach, ale przecież, wydaje mi się, że potrzebuję mózgu do prawidłowego funkcjonowania, a może mi się tak tylko wydaje. Przecież miliony much....
    By nie było zdaję sobie sprawę, że to niezręczna sytuacja, ale nie chcę, nie widzę tego, by sprowadzić się z funkcjonowaniem mózgu do jakiegoś niskiego poziomu, stąd działania odcinania go od głupoty. Może on (mózg) przeżyje trochę dłużej w obecnym stanie. Znowu siedzę w bluzie. Niby miałem tu coś sprzątnąć, ale w takiej temp. po prostu mi się nie chce. Mam zmarznięte, zimne ręce. Co jak co, ale w mieszkaniu powinno być ciepło.
   
  Wnętrze nastawni Libiąż. 
   Narka.