środa, 31 marca 2021

Środa #1765

    Pewnie nie pamiętacie, ale za komuny przewoziło się w siatkach rzeczy przykryte gazetą, by inni nie widzieli co w siatce jedzie. Sam tak przewoziłem mięso od babci do domu, bo co by to było, jakby inni zobaczyli, że jedzie pełna siatka mięsa w czasach, kiedy był deficyt mięsa. Ostatnio jechałem z 824 i jechała babcia w autobusie z siatką, w której, jak w dawnych czasach, to co przewoziła szczelnie było przykryte gazetą. Od razu przypomniały mi się tamte czasy. Widać babcia jeszcze trochę w nich została. 
    Inną sprawą jest, że sam 824 pozostał na przekór tamtych czasów niedoborów w sklepach, czyli gromadzeniu produktów w mieszkaniu, czyli zakupoholizmu. 
    Pamiętacie jak opisywałem podróż z mięśniakiem-głuptakiem do 824 tu . Otóż to jest właściwie nieprawdopodobne, miałem to już kiedyś pisać, że tego mięśniaka minąłem już w mieście liczącym ok. 150 tys. osób z 9 razy. Czasami mijam go co 2, 3 dni. Postanowiłem już, że jak następnym razem go minę to powiem mu cześć. Dziś znów go mijałem, ale był na drugiej stronnie ulicy. Już miałem mu machnąć ręką na znak powitania, ale ta dawna pedalskość mnie powstrzymała. Następnym razem już mu machnę lub powiem jak będę go mijał. Od razu napiszę, że nie, nie o tej samej porze go mijam w tym samym miejscu. Są to różne godziny, różne miejsca w mieście. Czasem sobie myślę, że ktoś tam na górze mi go podsuwa pod ryj, a ja ciągle nic. W końcu zniknie z horyzontu. 
   Wracając do 824 to w lodówce w zasadzie są świeże rzeczy, ale dziś i tak wyleciał jeden spleśniały serek. Powstrzymywanie zakupoholizmu, to przeróżne fortele, by np. nie kupował nadmiaru, wymyślane operatywnie. Dziś np., ponieważ stękał, że chce jeszcze dokupić, musieliśmy sklep z padlinami ominąć autobusem, jeden przystanek, pod pretekstem, że mnie noga boli. Natomiast jego ulubiony garmaż musiałem ominąć pretekstem, że chodźmy tędy, bo tu jeszcze nie byłem, w drodze powrotnej to samo, tylko inną uliczką. Nie jest łatwo, a żarcia na dziś jest na 1, 5 tyg., mimo tego on dziennie w dni robocze chodzi na zakupy. 
   Teraz sprawa 303. Jak byłem poprzednio na st. mac. w sob. to przyszedł. Był wtedy na stacji 972. 5 min rozmowy z nim i nie dość, że ja to zauważyłem, to 972 nawet nie widząc go, bo byliśmy w przedpokoju, stwierdził, tylko go słysząc, że jest w głębokiej (przymiotnik użyty przez 972) depresji. 
   Wczoraj pisałem z 303 i nadal nie jest dobrze. Chcę się skonsultować z 979 co robić z 303. Wpierw sprawa dot. jego relacji z matką i tego, że jak na nią nakabluje to wróci do ośrodka. Odpisał:
- Ja wiem że mogę. .Ja z wielką chęcią pójdę do tego ośrodka dla mnie to nie problem tylko ona potem pożałuje
Co będzie miała
Za to jak mnie traktowała i traktuje
Będzie potrzebowała pomocy to moja odpowiedź NIE i koniec.
Bo przez nią mam zjebane dzieciństwo no i chłopcy też (chodzi o 301, 302) tylko oni jej wchodzą do dupy bo ona im wszystko kupuje co chcą a ja nistety nie mam tk wiec co ona będzie chciała to ja jej od razu mówię NIE i koniec a jak się przypierdala do mnie to ja z nią krótko trzymam mówię jej wypierdalaj spierdalaj i nawet ostatnio powiedziałem jej ty KURWO bo tk mnie WKURWIŁA
 Wspomniałem w tym momencie o chęci dalszej pomocy. 
A mi i tk już nikt nie pomorze bo ja mam już tk psychikę zjebaną a nie dojrze że psychikę mam zjebaną to jeszcze dzieciństwo ...Ja to totalne dno i mnie nic już nie naprawi
i po chwili
Mi nie trzeba pomagać ja se sam pomogę ale to jak już będzie za późno
I tego się już nie będzie dało odnowić bo będę jeszcze gorszy od starych czasów ale też to już będzie na maksa jak sam sobie pomogę i nikt nie wpłynie na moje zachowanie
   No i co?
   I tak se myślę, o czym 172 wie, bo jego siostra się powiesiła, że ludzie, którzy mają poważne problemy dają znaki na zewnątrz, że jest nie tak, tylko trzeba je odebrać. Ktoś musi je odebrać i w miarę możliwości interweniować. I teraz kto to ma zrobić? 972 na pewno nie, jego żona też nie, jeszcze, co pisałem wyżej zrobię konsultację z 979, może z tego coś wyjdzie. Z drugiej strony, jak tego 303 wyrwać z obecnego miejsca bytowania, bo przecież powinien się stamtąd wynieść, by zaszły zmiany. 
    Na jego obecny stan wpływ mają też decyzje podjęte przez niego, może nieświadomie następstw, ale jest zagrożony, co mnie akurat nie dziwi, w 8 kl. podstawówki i pewnie jej nie zda. Takich dołujących spraw ostatnio mu się nazbierało, ale czy ktoś mu mówił, że będzie łatwo?
    Do sprawy jeszcze powrócę, tymczasem trza kończyć. 
    Tak wiem, qrwa nie opisałem co robiłem w sobotę ze 172, mało tego zrobiłem mu zdjęcia jego zajebistej ręki. Kiedyś je umieszczę. 
   Zdjęcia. 
  To statki oczekujące dziś k/południa na wpłynięcie do kanału, po usunięciu z niego Ever Given od strony Afryki. Wczoraj załapał sie na przepłynięcie nasz HMS Gdańsk.
  A dziś nadal rozblokowywanie zatoru.
 Jakby ktoś sam chciał obejrzeć to link -> https://www.skyradar.pl/p/ruch-statkow-sledzenie-na-morzu.html.
   Narka.

poniedziałek, 29 marca 2021

Poniedziałek #1764

    Ale sie przerwa narobiła. No cóż, nadrabiamy. 
    Sobota to zjazd na st. mac. Oczywiście pojawił się krótko po przyjeździe 172, a ponieważ inne drużyny trakcyjnie nie wiedzą, przynajmniej na razie, o moich zjazdach na st. mac. na weekendy, to nikt nie przeszkadza. Pojawia się, tak bardzo kiedyś pożądany, czas. W związku z tym, mogę go wiyncyj poświęcić na 172. Tym razem, w ramach kontynuacji figur z ostatniego spotkania, podszedłem do niego znowu od tyłu. Ręcę ściągnąłem mu za plecy, chwyciłem obie jego moją lewą, a prawą trochę go masowałem, trochę spanku na klatę, górną część pleców. Po kilku minutach podciągnąłem mu ręce do góry, on lekko się zgiął do przodu. W tej pozycji lepiej mi się dawało klepy na jego górne części barków. Pamiętając ostatnie doznania przy tej pozycji, postanowiłem jak poprzednio i znowu po kilku minutach podniosłem mu jeszcze bardziej ręce do góry, jednocześnie chwyciłem go za szyję prawą ręką i lekko naciskając na nią wygiąłem jeszcze bardziej do przodu. W zasadzie to, przy na prawdę niewielkim nacisku, on się prawie sam wyginał. Zdziwiło mnie to, bo to taka w zasadzie pozycja, w której nie często przebywamy. Mnie kutas oczywiście już tak stanął, że mógłbym go nabić od tyłu. W tej pozycji, z jego rękami, wygiętymi ponad plecy, nadal trzymanymi lewą ręką, prawą nadal na plecy leciał spank, trochę na boki klaty, bo była w zasięgu. Plecy zaczęły się robić trochę czerwone, ale to już norma. 
   Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził dokąd można dojść z tą pozycją. Znowu po kilku minutach lewą ręką pociągnąłem mu ręce do góry, a prawą ponownie chwyciłem za szyję. Tym razem mocniej ją ścisnąłem, bo pamiętacie, jak pisałem jakiś tam czas temu, jak mu ścisłem mocniej szyję, to zbiorniki się opróżniły. Mózg se coś tam przetworzył, to postanowiłem zaś dać mu pożywkę. Tym razem mimo mocniejszego uścisku szyi jak napierania ręką jej w stronę podłogi, on nadal lekko, bez oporu jeszcze bardziej się wygiął w stronę podłogi. No byłem w szoku. Od razu przyszło mi do gowy, że jak wbije wieczorem na flachę, to bez wiązania w tej pozycji się nie obędzie. 
   Niestety ta pozycja wymagała ode mnie znacznie większego trzymania pionu dla nas obojga, bo on w tej pozycji był bezwładny. Rozstawiłem więc nogi szerzej, by nas utrzymać jeszcze chwilę w pionie. Ale dla mózgu ta pozycja nie była dobra. Owszem klepy na plecy leciały sprawniej, ale jego plecy w zasadzie się oddaliły ode mnie, za to blisko, przy brzuchu były jego ręce trzymane do góry, też średnio w tej pozycji lewa ręka wyrabiała. Musiałbym zmienić uchwyt, chwycić go inaczej i tu przydało by się wiązanie, ale... no właśnie. Mózg chciał dalszych działań. Wobec tego przesunąłem się trochę obok niego, a on był cały czas wygięty. Chwyciłem go ponownie za szyje i skierowałem w stronę podłogi. Klęknął, ale nadal pozostał wygięty, bo trzymałem mu ręce. Siadłem mu na tył pleców, a ręce skrzyżowałem na plecach. Głową był oparty o podłogę. Chciałem w tej pozycji go pomęczyć, ale przecież nie chodzi o jakąś masakrację. Spytałem się, czy chce coś pod kolana?
- pod kolana nie, ale pod gowę mi coś daj.
   Oczywiście dałem mu pozwijany koc. Ponownie siałem na nim, a jego ręce nadal były na plecach. Siadłem tak, ze na swoich kolanach miałem jego ramiona, a kolana przy bokach pleców, przy żebrach. Siedząc kolanami trochę dźwigałem jego ręce do góry (bardziej od pleców) nic nie stękał, choć wygięcie było już spore. Mimo tego postanowiłem nie przeginać, pozycja i tak była, przynajmniej tak mi się wydawało, uciążliwa dla niego, choć już do końca nie wiem, co te mięśniaki sobie myślą. 
    Długo oczywiście nie trwało, bo taka pozycja..., jeszcze kilka mocniejszych klep poleciało na plecy i ja już byłem gotowy. 
    Już po wszystkim on, oczywiście, nic nie stękał, nic nie mówił. Mało tego zapowiedział się na flachę na wieczór. Praktycznie zaraz po jego wyjściu przyniosłem jeszcze jeden sznur do wiązania, bo na fali przeżyć z ostatnich minut mózg był rozochocony. 

    Mój mózg sie rozochocił, a mózg 824 się zwija. To zapominanie, przy chyba gorszym dniu dziś, jest dość silne. Przed świętami wymiana firan i zasłon, pranie tych zdjętych. Zapominanie było dość spore, dość, ze cała procedura z poszukiwaniami odpowiednich firan trwała 2.5h. Dochodziło do tego, że powiesił na 3 żabki firanę, zszedł z drabiny, a następnie przez chyba 15 min szukał tej samej firany, jako kompletu do powieszonej już z lewej strony. W końcu znalazł ją częściowo powieszoną na żabkach. Nie przeszkadzałem w tych czynnościach, bowiem przynajmniej zapomniał o wyjściu na miasto po kolejne niepotrzebne zakupy. Akcja z firanami trwała do 11:30 więc po chwili przerwy zaczęły się procedury obiadowe. Zaczynam obiady w części robić sam, bo przy jego ogólnym marnotrawstwie to zupełnie niepotrzebne koszty by się robiły, a przecież nie o to chodzi. 
   Po obiedzie jeszcze jakiś czas siedziałem z nim, ale popo musiałem wyjść na miasto, bo bym chyba dostał do gowy. Qrwa, jakie te małe mieszkania są do dupy. Jednak st. mac. wymusza ruch, dużo ruchu i to jest dobre. Człek się nachodzi po mieszkaniu i nie musi wyłazić na miasto/wioskę. 
   Trza kończyć, bo zaś tego nie wypchnę. Jeszcze drobna wzmianka, wiem, wiem, zachowam sie teraz jak na końcach seriali TV kiedy reklamuje się kolejne odcinki, ale to też ma być taka przypominajka dla mnie bym nie pominął. W sobotę 172 przylazł na flachę, bo z jego przychodzeniem, co już wiecie, to tak pół na pół, więc opiszę to kiedyś tam, co się działo. 
    Zdjęcie.
   Przystanek Tychy Lodowisko (jednokrawędziowy) i skład Elf kolei śmiesznych. Tor po lewej służy do ewentualnego oblotu składu pasażerskiego złożonego z lokomotywy i wagonów. Tu poc. kończą bieg, choć tor dalej biegnie do Lędzin. 
   Narka.
    

środa, 24 marca 2021

Środa #1763

    Nie jest dobrze. W kuchni 824 już przywrócił geriatryczne radio. Widać coś mu nie pasowało i poszukał, i jakoś znalazł. W pokoju jeszcze gra CCC, ale nie wiem jak długo. W geriatrycznym radiu paleta nagrań nadal wąska. Zresztą co się dziwić, jak oni po 2h zapominają czego słuchali wcześniej. Mało tego, że produkują dla nich radia, czy wyprodukowali tu na Górnym Śl. jedno, to będzie ogólnopolska TV dla geriatrionu. Nie wiem czy o tym pisałem, ale dostała z 3 tyg. temu koncesję. To już im te mózgi zlasuje całkowicie. 
    Zakupoholizm chce się wyrwać z ryzów i ciągle się szarpie na smyczy. Wymyślam co 2-gi, dzień wyjazd do pobliskiego m-ta połazić, czy innej dzielni, by nie leciał na "ryneczek", zaś kupić kolejnego żarcia, nad którym nie panuje. Obecnie jest żarcia nagromadzone na tydzień, wiec powiedzmy, że w normie. Nad tym można jeszcze zapanować, przynajmniej nie żre starych rzeczy i nie używa już kropelek żołądkowych. W obcym terenie nie czuje się tak swobodnie, choć oczywiście, jak małe dziecko ogląda wystawy i wszystko mu się na nich podoba, a co za tym idzie, chciałby kupić.
   Jutro spotkanie z 811. Aż się cieszę, bo wreszcie jakaś inna interakcja, wymiana myśli itp. 

   Przejdźmy do spraw komunikacyjnych, transportowych. Otóż ciągle w mediach mówią, jak oni to dezynfekują pojazdy (autobusy i tramwaje) codziennie wszystkie bez wyjątku. Pamiętacie ten cytat z "Misia" - "ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział". No to tu jest tak samo. Jeżdżę autobusami (jako pasażer) i czasami jest w nich tyle marasu, że z doświadczenia wiem, że to nie jest maras z jednego dnia, tym bardziej jak jadę autobusem np. ok. 11:00. Nikt mi nie wmówi, że był sprzątany na wieczór, w nocy. Tym bardziej, że skoro brakuje kierowców, autobusy jeżdżą oklejone informacjami, że przyjmą do pracy, nawet bez prawka D i Ci je zrobimy, to co dopiero wierzyć im, że mają sprzątaczek/y tyle ile trzeba. Nie mają, tylko dla wizerunku kłamią. 
    Teraz inna sprawa. W radiu CCC niefortunnie wypowiedział się prezes Bielskiego przedsiębiorstwa komunikacyjnego, że w czasie zarazy ich pokrycie kosztów z biletów jest na poziomie 10-15%. Kilka dni po tej wypowiedzi ukazało się info, że MPK Bielsko Biała chce kupić nowe autobusy. Ktoś przetworzył te informacje i pojawiło sie, słuszne zresztą, zapytanie - po chuj nowe autobusy, skoro to jest totalnie nierentowne. Odpowiedź nie było, ale pewnie za jakiś czas będzie, że to dla Waszego "dobra i bezpieczeństwa". 
   Teraz pamiętacie jak pisałem kiedyś tam info od 825, że tramwaje na Górnym Śl. mają w zarazie rentowność na poziomie 3-5%? Nikt tego publicznie nie powiedział, za to ukazało się niedawno info, że kupują nowe tramwaje dla naszego "dobra i bezpieczeństwa", a nawet Ci którzy z nich nie korzystają, zabulą za nie. Wiadomo już teraz czemu takie info się nie ukazało - by nie było stękania jak w Bielsku, choć oczywiście uważam, że obecnie kupowanie taboru, ze względu na demografię, powinno być bardzo starannie analizowane. Niestety na razie analiza kupowania nowego taboru, to pewnie koperty, a po nas (tych obecnie rządzących) choćby potop. 
   A że taka analiza i, w zasadzie, tylko taka działa kolejny przykład. Nim to nastąpi krótki rys historyczny. W latach 80-ych kiedy pociągi aglomeracyjne na odcinku linii kolejowej z Katowic do Gliwic jeździły co 10 min przez kilka godzin szczytowych, a między tymi poc. upychano jeszcze pośpiechy i expresy, powstał pomysł budowy, wzorem trójmiasta, budowy oddzielnych torów dla ruchu lokalnego i tego nielokalnego. Zrobiono plany [jestem chyba jednym z nielicznych posiadaczy owych planów KRR (kolej ruchu regionalnego) od Dąbrowy Górniczej do Pyskowic), przystąpiono do prac w tym inżynieryjnych. Pobudowano niektóre mosty, a między Rudą Śl, a Zabrzem położono nawet tory i zbudowano nastawnię. Przyszły lata 90-te i transformacja w wyniku której chuj strzelił plany, brakło kasy i o tym pomyśle mieszkańcy już dawno zapomnieli, a młodzież, z racji wieku już w ogóle nie pamięta o czymś takim. 
   Obecnie pociągi aglomeracyjne jeżdżą między Gliwicami, a Katowicami w szczycie co ok,. 20 min, po za szczytem co godzinę. W dni nierobocze w ogóle jeżdżą co mniej więcej godzinę (w jedną stronę). Kiedyś po tej linii w ogóle nie kursowały pociągi towarowe, a obecnie spotkanie poc. towarowego biegnącego między poc. pasażerskimi nie jest takie trudne np. wieczorem. To jak najbardziej pokazuje, ze pojawiły się luzy w przepustowości i nawet można puścić poc. towarowe, bez uszczerbku na kursowaniu poc. pasażerskich. 
   Ludzi z kolei aglomeracyjnej, podobnie jak z komunikacji miejskiej korzysta co raz mniej. Zbudowana trasa drogowa 902 (trzypasmowa w jednym kierunku) od Katowic do Gliwic skutecznie i trwale przeniosła część ludzi na drogę. Nie musza od stacji, czy przystanków kolejowych przemieszczać się jeszcze do domu, do pracy, nie wiedzieć czym i czekać jeszcze na to. Mało tego, to z Katowic do Gliwic jest jeszcze aglomeracyjna (wyłączona z opłat) autostrada A4. Trudno też pominąć tak często przypominaną przeze mnie demografię, która wskazuje na rychłą zapaść ilości mieszkańców na Górnym Śląsku. Po tych wszystkich informacjach można by przypuszczać, iż rządzącym zamysł budowy nowych, równoległych torów wypadł już trwale z gowy, jako bezcelowy, a na pewno zupełnie niepotrzebnie kosztochłonny. 
   Nic z tego. Na ogólnej fali transferowania kasy z budżetówki do sektora prywatnego i żadnej kontroli ze strony społeczeństwa straszonego nieustannie zarazą, pomysł budowy dodatkowych torów odżył. 
  "Spółka PKP PLK, zarządca infrastruktury kolejowej w Polsce, ogłosiła przetarg na opracowanie studium wykonalności dla budowy osobnej pary torów na trasie Gliwice-Katowice. Opracowanie to będzie w połowie finansowane przez Metropolię. Realizacja projektu pozwoli oddzielić ruch aglomeracyjny od dalekobieżnego. Usprawni to funkcjonowanie transportu szynowego w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii i pozwoli m.in. zwiększyć częstotliwość kursowania pociągów aglomeracyjnych na tej trasie." 
   Jakby była potrzebna większa częstotliwość, to pociągi jeździły by po za szczytem co 30 min, a nie co godzinę, ale co się rozwlekać. Reasumując ogólnie dla Waszego "dobra i bezpieczeństwa" przetransferujemy kolejną kasę wydrukowaną w rządowych drukarkach do sektora prywatnego. A po nas (rządzących) choćby potop. Przy okazji drukarek, to wiadomo czemu nie chcą eurosów, bo mogą sobie do woli drukować na drukarkach. Tak Angela by się pytała, po co tyle nowych eurosów Wam potrzebne, a tak... ile wydrukują tyle jest. 
   Tak jeszcze dla przypomnienia. Budowa 1 km toru pojedynczego tramwajowego oscyluje już wokół 7 mln złotych, a kolejowego ok. 11 mln zł. [Wymiana 5300 metrów toru pojedynczego (w Rudzie Śląskiej). Wartość prac, które wykona konsorcjum firm SPEC BRUK, SPAW-TOR i PROGREG wynosi ok. 29,7 mln zł netto. (brutto 35 531 000zł)].
  Zdjęcie.
  Semafory wjazdowe do stacji Bytom Bobrek od strony Bytomia. One są zamienione na nowe, a tory wraz z infrastrukturą po wymianie. Nawet nastawnię wymieniono na nową. Drzewa powycinane, teren ogołocony. 
   Narka.

poniedziałek, 22 marca 2021

Poniedziałek #1762

    Ale wczoraj wymęczyłem 172. Zaczęło się od tego, że rano opróżniłem zbiorniki, bo tak mnie jakoś naszło. Później, po 09:30 przyszedł 172 i chciał coś zrobić. Ponieważ w sobotę robiliśmy to na klacie, to tym razem na plecach. Ułożyłem go na czworakach i siadłem na nim. Głowę trochę mu wygiąłem w dół chwytając go za szyję i cisnąć nią w dół. Plecy się ładnie wygięły, a na nie już fajnie się ładowało klepy. Z czasem zaczęły mu się czerwienić oraz pojawiać się w okolicach barków małe żyły. To ciekawe, bo jak walę tam w otwartej to po jakimś czasie właśnie pokazują się te małe żyły. Ruszałem się na nim, bowiem wtedy napina mięśnie próbując utrzymać równowagę. Niestety opróżnienie zbiorników rano zrobiło swoje i potrzebowałem większego podniecenia niż zwykłe napieprzanie go po plecach. Kto by kiedyś pomyślał, że to stanie się codziennością. Pamiętam, jak tam ileś lat temu on siedział przy stole w klacie, a od tyłu w dolną część pleców takie lekkie klepnięcia co jakiś czas przy głaskaniu mu zadawałem. Nic nie mówił. Później się to rozwinęło, ale też po jakimś czasie, bowiem informacje musiałem przetrawić, a następnie spróbować jeszcze raz trochę mocniej. Kiedyś tam poleciała flacha, też to chyba opisywałem, po której mi się fantazja wzbudziła, a on nie stękał. Zresztą do dziś nie stęka. 
   Ponieważ w tej pozycji, to chyba bym nie doszedł, to poszedłem po pufę i kazałem mu się na niej położyć na klacie z rękami przy niej. Taki ułożenie bardziej uwydatnia plecy. Łopatki są bardziej widoczne, mięśnie przy nich też. No i to była ta pozycja. Choć jeszcze go musiałem ponapieprzać z otwartej, a nawet zamkniętej z końcówce, ale zakończyło się finałem. Przez jakiś czas ugniatałem go też kolanami na plecach, wszystko znosił i nie stękał jak na tych porniolach. Może bym i czasem chciał jakby tak lekko stękał, ale nie wydzierał się jak na niektórych filmach. 
   W sobotę flachy nie było ze 172, łykałem sam. Przyszedł wcześniej z siostrzeńcem, też ładna sztuka. 19 lat, po domu dziecka, po poprawczaku, a teraz 9-04-2021 idzie na 7 lat do msc. odosobnienia. Larwa już zrobiona z cyganką. Nie wiem skąd ją wytrzasł, ale krótki epizod seksualny widać był i to owocny. Teraz jak wyjdzie po tych 7 latach, choć 172 w to nie wierzy, bo go zna i twierdzi, że już na msc. jeszcze pewnie przyjmie coś na klatę, to larwa już będzie 11 letnia i może mieć problemy z rozpoznaniem. Musiałbym sie spytać 172, czy cyganka tak pała doń miłością, że z larwą będzie jeździć na widzenia, jeszcze pod warunkiem, że będzie tu gdzieś blisko. 
   172 nadal twierdzi, że flachę jeszcze kiedyś zrobimy, dlatego mam w zapasie. Jak pisałem ostatnio dokupiłem więc jakby się tak zdarzyło, to jestem przygotowany. Nie wiem czy on na to napierdalanie, ale jak ostatnio opowiadał co się tam w więzieniu wyprawia, przy okazji tego, że ten 19 latek lezie siedzieć, to se tak myślę, że ja to i tak pikuś, bo przecież tylko powierzchownie. Jak się napierdalał w realu, to przecież czasem aż żebra połamane. Dwa razy w szpitalu wylądował. Kiedyś, co tu pisałem gdzieś tam ileś lat temu, leżał w sali obok, jak równocześnie leżał też 979 w szpitalu. 172 tak wtedy wyglądał, że go w ogóle nie poznałem, że to on. Więc te moje napieprzanie po plecach, choć bieżąco zostawia ślady czerwonej skóry to..., pewnie dla niego taki mocniejszy masaż. 
   W sobotę, jak akurat mieliśmy coś zrobić ze 172, to przylazł 303. Nosz qrwa nie mógł gorszego momentu wybrać? Przez to długo z nim nie rozmawiałem, ale widziałem i słyszałem, że nie jest dobrze. Ach ten wiek i to wszystko dookoła, co się układa nie tak jakbyśmy chcieli i ten brak związku przyczynowo-skutkowego. Oprócz tego, że oczy podkrążone, w zasadzie to oczodoły już brązowe miał, co później powiedziałem 172, bo ten nie widział 303, rozmawialiśmy w korytarzu, to jeszcze ma chyba stany depresyjne i to takie już rozbudowane. Coś tam też nie poszło ostatniej nocy z laską, tzn. odrzuciła go, z czego on się nie cieszy, w domu do dupy i w ogóle nie tak, jak se pewnie wyobrażał. Akurat wcześniej wracałem z 972 autobusem do wioski, tak jak tydzień temu i tylko wspomniałem o 303. Może za tydzień go na dłużej ściągnę do się i pogadam. 
   Za to jest wreszcie postęp u 972. Po piwach które zrobiliśmy chyba z 4 tyg. temu, a po których go nie przeleciałem, a ponownie tłumaczyłem mu bezsens pracy na 2 etaty, zrezygnował z drugiej roboty i od tamtego weekendu już w tej drugiej się nie pojawił. Za to wiyncyj pracuje w pierwszej, ale to chyba i tak lepiej jak na dwie. 
   Resztę informacji w następnych notkach. 
   Zdjęcie. 
  Wiem, ze dziś to jeszcze nie aż taki antyk, ale kiedyś na pewno będzie. Na kopalni też takie były, ale nie zrobiłem osobnych zdjęć takich kubłów. Teraz już nie zrobię, bo miały bliskie spotkanie z prasą. 
   Narka.

piątek, 19 marca 2021

Piątek #1761

    W ciągu życia, w tym, powiedzmy, zagonieniu zapominam o pewnych sprawach, nawet wydawało by się istotnych. Przedwczoraj zjechałem na st. mac. Przyszedł 172, i po jakiejś chwili powiedział, że jest po 6 piwach. Też sobie, ale nie, nie zgadywałem się z nim, żołądek gorzki klasyk sączyłem. U 824 prawie w ogóle nie łykam, to na st. mac. mam chwile dla się. Łyknąłem jakieś 5 małych kielonów, kiedy przylazł 172. Chciał coś zrobić, to czemu nie. Mnie lekko szumiało, jemu wiyncyj. Rozebrał się z koszulki, poszedłem zamknąć wjazd na stację, by nikt nie przeszkadzał. Stanąłem za nim, ręce mu ściągnąłem do tyłu i lewą ręką chwyciłem obie z tyłu. Prawą ręką trochę go masowąłem, trochę klepałem. Ponieważ na mnie zaczynało trochę działać, to przedramienia złożyłem mu pod kątem prostym do ramion i lekko podciągnąłem w górę. W ogóle się nie opierał, a jak poszedłem na chwilę do kuchni i wróciłem, to on miał ręce dokładnie tak jak go zostawiłem. Aż mnie to zdziwiło, bo ja bym se wyprostował je (no najwyżej ktoś by mi je znów doprowadził do takiego stanu). Skoro pozostał w tej pozycji, to chwila masażu, trochę klepnięć na klatę na boki klaty i lewą ręką podciągnąłem mu ręce do góry, a prawą chwyciłem go za szyję i lekko, ale stanowczo kierowałem w dół, aż do pozycji, kiedy był pod kątem ok. 90 stopni. W takiej pozycji mogłem go już klepać po plecach, trzymając mu lekko nad plecami obie skrzyżowane ręce. Po chwili w tej pozycji prawą ręką oparłem na jego klacie i podciągnąłem go do góry prostując go. W tym momencie zobaczyłem jego kutasa stojącego na maxa. Obszedłem go i stanąłem z przodu, a następnie przywarłem do niego, jednocześnie lewą ręką trzymając mu ręce z tyłu. Jego organ wszedł mi między uda i zdawało mi się, że jest jeszcze bardziej naprężony jak mój. Od razu przypomniałem sobie, że już przecież kiedyś doszedłem do tego, że on lubi jak się go trochę krępuje. 
    Jak jechalem na st. mac. to zastanawiałem się co z tą flachą w sobotę. Chciałem to nawet olać, ale po tym spotkaniu od razu pomyślałem, że zapas może być, to nie są produkty krótkotrwałe więc mogą leżeć, a jakby miało dojść do czegoś wiyncyj i miałbym żałować, to lepiej nie. Jeszcze raz obszedłem go do tyłu i znowu podciągnąłem mu ręcę do góry za plecami, a następnie klepiałem go po łopatkach. Jednak w tej pozycji nie dojdę, to też położyłem go na glebie. Pamiętając już co lubi, związałem mu ręcę za głową do kaloryfera i położyłem sie nań, a następnie siadłem. Dość mocne klepy na klatę poleciały, a także na brzuch. On leżał nic nie mówił, zresztą jak zwykle. Klata zrobiła mu się lekko czerwona, a u mnie jak zwykle pojawił sie dylemat na ile mogę se pozwolić. Często siedząc na nim i napieprzając go zastanawiam sie nad tym, ale już po wszystkim, po jakimś czasie przypominają mi sie inne mięśniaki i stracone chwile, kiedy mogłem eksperymentować, a tego nie robiłem bojąc się, że kiedyś odwrócą się na pięcie i więcej z nimi już nic nie zrobię. Mimo tego i tak udało się bardzo wiele zrobić. 
   Na jutro zostało trochę flachy, a następną dokupię w sklepie w drodze na st. mac. Przy okazji alko, to nasz pazerny rząd zawsze se strzeli w stopę. Opodatkowali małpeczki, czyli napoje alko o pojemności do 300 ml. To podobnie jak z reklamówkami jednorazowymi. Na początku była jakaś tam grubość, to markety szybko zaczęły produkować grube reklamówki. Z małpeczkami podobnie. Skoro do 300 ml, to w sprzedaży pojawiły się już 330 ml. Da się? Da się. No i spadła sprzedaż małpeczek o 20%, a wzrosła sprzedaż tanich półlitrówek. Czyli w ramach akcji antyalkoholowej rządu, społeczeństwo zaczęło teraz wiyncyj łykać. Brawo. 
   Oki, tyle, bo kolejne zajęcia czekają. 
   Zdjęcie.
Aparat blokowy nastawni w Skierniewicach. Teraz już na pewno go nie ma, bo stacja po remoncie już jest. Kilka epok urządzeń w środku nastawni, inne może w następnych wpisach. 
   Narka.

środa, 17 marca 2021

Środa #1760

    Zakupoholizm 824 w części został opanowany. Ostatnie stare rzeczy pożarte, po których oczywiście kropelki żołądkowe. Teraz już zostały same w miarę świeże. Nie wiem jak tam w mrożonkach, ale tego do czasu rozmrożenia nie da sie sprawdzić. Dziś, by nie robić scen w sklepie, pozwoliłem mu kupić wiyncyj, ale biłem się z myślami. W ogóle to zrobiłem fortel, z którego jednak nie skorzystałem w terenie (nie było potrzeby). Otóż, ponieważ ostatnio było przegadywanie na mieście, że w tej lodówce to w/g niego wiatr hula, to zabrałem z lodówki na spacer część rzeczy, by nie stękał na mieście, iż nie ma, a w razie "W" on by se w sklepie mógł wrazić do swojej siatki i byłby dowód na odmowę zakupów. Jak wracamy z miasta, a w siatce jest jeden lub dwa artykuły, to, podobnie jak rano otwiera 58 x lodówkę, to otwiera ciągle siatkę i stęka, że wraca z pustą do domu. 
   W piątek wizyta u psychologa. Zapisał sobie w kalendarzu, to też jest na to nastawiony. Dobrze, nie trza będzie jakiś skomplikowanych forteli używać. 
   Czasami jak wracamy z miasta autobusem, to patrzę na innych dziadków dość ociężale poruszających się i myśłę sobie - dobrze, że 824 jest sprawny fizycznie, choć widać po nim już zmiany starcze. W ostatnim okresie posunął się mocno. Może wpływ na to miało w części to stare żarcie ciągle pochłaniane. Nie wiem. 
   Przy okazji, bo 824 jest niski, sunięcia z nim na miasto, przypomina mi się jak kiedyś w końcówce lat 90-ych PKP cięła co się dało i gdzie się dało, bo rządzący jeszcze nie odkryli jak dziś, że to doskonała maszynka do transferu kasy z państwówki do prywatnych kieszeni. Na pewnej linii ograniczono prędkość do 20 km/h i info rozesłano do obsługujących odcinek lokomotywowni. Te, jak dostały owe pismo to jednostki odpowiedziały, że nie będą jeździć z taką prędkością, bo coś tam (już nie pamiętam) w EN57 się popsuje, natomiast wagonówka (wagony pasażerskie) odpisały, że nie będą jeździć z takimi prędkościami, bo im sie akumulatory nie naładują, a w elektrowozach mogą się palić oporu rozruchowe.
   Chodząc z 824 też mi sie coś psuje w ścięgnach w okolicach stawów skokowych. Normalnie to zapierdalam po chodnikach, a tu przyszło mi już od 3 tyg. sunąć po nich i nie mam kiedy, albo bardzo rzadko, robię sobie przebiegi jak dawniej. To oczywiście wpływa na zdrowotność, a kiedyś to po prostu wyjdzie. Staram się trochę ćwiczyć w mieszkaniu, ale jakoś średnio to idzie. Jednak st. mac. wymuszała ruch, przez swoją wielkość i do dużo ruchu. Lekarz zalecił kiedyś by się spocić jak świnia, a tu ani mieszkanie od 824 temu nie sprzyja, ani pogoda na zewnątrz. Zima się przedłuża, a w zimie to najlepiej bym w sen zimowy zapadł i obudził sie późną wiosną. 
  Tyle, bo czas leci, a popo dziś zjazd na st. mac. na godzinkę. To chyba ostatni wyjazd środowy, pozostaną chyba tylko te weekendowe. 
   Zdjęcie. 
Rosyjskie lokomotywy towarowe ET42 sfocone w Gliwicach Łabędach jakąś dekadę temu. 
    Narka.

poniedziałek, 15 marca 2021

Niedziela #1759

   Dożyłem czasów, w których władza (rządzący) pod ogólnym hasłem: "dla Waszego dobra i bezpieczeństwa", może robić wszystko, bez prawie żadnego sprzeciwu tłuszczy. Smutne to. 
   Jawne transferowanie kasy z państwówki do prywatnych kieszeni jest już plagą zasadniczo przez nikogo nie powstrzymywaną. Co rusz słyszy się o milionowych nietrafionych inwestycjach, za które nikt nie ponosi odpowiedzialności, a płacą za to podatnicy, więc w świetle fleszy rozpoczyna się następne głupie inwestycje, bo przecież skoro nam nie nie zrobią, to czym sie przejmować. I ruszają kolejne inwestycje, z których jedyne co się robi medialnie, to następnie wyśmiewa. 
   To tak, jakby powiedzieć tłuszczy - właśnie okradliśmy Was, a ona (tłuszcza) zalewa się łzami ze śmiechu. Nie ma co wywodzić dalej, że dobrze nie będzie, bo młodzież bezwiednie wykonująca polecenia, bez własnej inicjatywy nie jest w stanie nic zrobić. Przykład. Jadę tram kiedyś tam. Wydzielone torowisko, laski po drugiej stronie ulicy, ona pusta w obu kierunkach, bo popatrzałem. Miast od razu w miejscu w którym były przebiec ulicę (nadmienię nie ma tam kamer, to małe skrzyżowanie), to one cofnęły sie na przejście dla pieszych, jakieś 40 m, po czym znów te 40 m biegły do tramwaju. No głupie. I takich przykładów można by wymieniać mnóstwo, które świadczą o bezwiednym respektowaniu przepisów, braku analizy bieżącej sytuacji, odpowiedniej reakcji. 
   Dobra. Nie wiem czy to pisałem, ale 172 w końcu kwietnia idzie, hmm, nie wiem jak to napisać, ale niech będzie wersja oficjalna, do miejsca odosobnienia na pół roku. Może uda się z nim kiedyś zrobić jeszcze flachę przed tym dniem. Na razie bieżąco jak zjeżdżam na st. mac. to się spotykamy, ostatnio go chyba bardziej męczę. Jak siedziałem mu przedostatnio na plecach i trochę go ponapierdalałem, to spytałem się czy go nic nie boli, a on prawie radosnym głosem, że - nie, nic go nie boli. Może się powadził zaś z laską i chciał jakoś odreagować, bo mówi, że wadzi się z nią prawie dziennie. 
    Kiedyś (jakieś 1,5 tyg. temu) też, nie pisałem tego, 979 w stanie zdenerwowania mówi mi:
- potrzebuję komuś przyjebać
- może worek powieszę (mam worek do boksowania i zawieszenie w suficie zrobione)
- nie, potrzebuję by mi ktoś też strzelił w ryj. 
   Hmm, nic już nie powiedziałem, ale od razu przypomniały mi sie inne mięśniaki-głuptaki, które można było czasem wiyncyj napierdalać. 
   Szkoda, że trochę wcześniej do tego nie doszedłem, choć i tak na niektórych było dobrze. Teraz cieszę się, że jeszcze jest 172, choć pół roku za niedługo będzie przerwy. 
   Na szczęście czasy takie, że w sukurs takim przerwom przychodzi internet. 

   W sobotę odbyło się spotkanie przy flaszce ze 172. Był wcześniej, ale umówiliśmy na po 20:00, bo jego nadzór (laska) poszła do dorywczej roboty, rozwozić pizze co miało trwać do północy. 172 przylazł o 20:30. Na szczęście drużyny trakcyjne nie wiedzą, że w soboty urzęduje na stacji, info się jeszcze nie rozeszło, to nikt nam nie przeszkadzał. Już po jakieś godzinie łykania, nie mam takiego dużego tempa, dobrałem się do niego. Wpierw został pozbawiony koszulki. On zajęty był telefonem, no takie czasy, ja nim. Jego mięśnie wpadły w moje ręce. Były dość mocno zgniatane, to fajne uczucie w rękach mieć takie twarde mięśnie, wyrobione długoletnią pracą. Po nacieszeniu się barkami, bicepsami, mięśniami klaty, mięśniami pleców, zsunąłem mu spodnie. W przerwach jego "masowania" powoli łykaliśmy dalej wódkę Amundsen, kupioną 3 tyg. temu, a zalewając ją jeszcze starymi zapasami stonkowej coli, z ostatniej przeceny w grudniu. jeszcze bez podatku cukrowego i pojemności 2 ltr. Po zsunięciu mu spodni zabrałem się za jego uda i łydki. Rzadko zajmuję się jego nogami, bo przeważnie nie ma czasu, ale takie udo chwycić mocno w dwie ręce, a łydkę... ech...
   Łykając czułem, że to odpowiedni moment by zabrać się do niego bardziej. Już to miałem robić, a tu jakiś skład stanął pod wjazdowym obwieszczając to dzwonkiem. Poszedłem zobaczyć kto to nawiedza nas ok. 22:00. Okazało się, że to nadzór od 172. Od razu pomyślałem, nosz qrwa! Ubraliśmy sie oboje, bo jak otwierać jej jak rozebrani. Wlazła na grupę A i coś zaczęła mówić, że gość, z którym jeździła, mimo iż był nawalony, dlatego ją wziął na fuchę, odjechał autem, gdy ona poszła do swojego mieszkania po coś tam. Miałem jeszcze cień nadziei, że polezie do się i nas zostawi, ale niestety tak sie nie stało. Wyciągnęła 172 pod jakimś tam pretekstem i polazł z nią. W sumie może i nawet dobrze, bo po jakiś 20 min, jak sie już uspokoiłem z wqrwienia, na stację wszedł 979 i od razu pomyślałem - może i dobrze się stało. 
   Przylazł później jeszcze 172 z nadzorem, ale ponieważ był 979 to długo nie siedzieli. Zostałem z 979 i okazało się, że śpi na st. mac., bowiem u niego w mieszkaniu śpi matka, a u niej jest mini 
remont, czyli malowanie. Ucieszyłem się, bo ostatnio rzadko gadamy i liczyłem na dłuższą rozmowę. Tak się też stało. Mimo moich prób skończenia wcześniej, bo on wiecznie niewyspany przeciągnęliśmy i rozmowa trwała do ok. 02:25. Świetnie się rozmawiało, w zasadzie to do rana mógłbym tak gadać, widać było, że jemu też rozmowa się podobała, bo by polazł spać, już po mojej pierwszej interwencji o 01:00. W czasie gadania zdążyłem już wytrzeźwieć trochę, bo jednak skończyłem łykać ok. 22:00 to i lepiej się rozmawiało. Mimo tego przypomniał mi by zgłaszać mu jak łykam. Hmm... to może być co tydzień w sobotę, bo u 824 nie łykam, więc przerzucam to na st. mac. na sobotę. Wcześniej w piątki łykałem, teraz raz to zrobiłem u 824 w piątek, ale to bez sensu. 
    Tyle, bo zaś przeciągnę wysłanie. 
    Zdjęcie.
  Miasteczko Śląskie i reszta ze stacji. Miejsce oblotu składów wąskotorówki z Bytomia. 
  Narka.

piątek, 12 marca 2021

Piątek #1758

    Już mniej więcej wiem, jak wyglądał schemat zapychania lodówki. Pierwsze, to nie pamiętanie co w niej jest. Więc w sklepie jak jest to ściąga co się da z półek, jak odkurzacz. Drugie, to potrzeba wyjścia z domu, a wyjścia do sklepu są tym czymś co go wyciąga. Po śniadaniu otwiera średnio 58 x lodówkę, a tam uszczelka w drzwiach jak się je otwiera to lekko "strzela" odrywając się od obudowy, to słychać, że ciągle w niej sznupie i jak Dooris z Gdzie jest Nemo, nie pamięta, czego właśnie przed chwilą szukał. Z tą wiedzą wychodzi do miasta i już kompletnie nie pamięta co ma, a czego nie ma. Mało tego, tak się przyzwyczaił do kupowania (ten zakupoholizm), że jak wraca z pustą reklamówką to zagląda do niej co 5 min i stęka, że wraca z pustą, tak jakby brakowało mu trofeów z wyprawy. 
   Wczoraj wyciągnąłem go do miasta obok, w godzinach realizowania zakupoholizmu, by nie chodzić po raz nasty po tych samych sklepach codziennie, jednocześnie nic w nich nie kupując, bo lodówka jakby nadal pełna, ale tym razem, na szczęście już świeżych rzeczy. I to jest zasadnicze osiągnięcie, że przeszedł na żarcie rzeczy zawierających się w terminie, bez pleśni (by tylko pleśni), bez mega pleśni, ze zmienionym już kolorem sugerującym 95% populacji niezdatność do spożycia. 
   Inną sprawą jest, że na tych spacerach (np. wyjście po ogórki 2100 m w jedną stronę) tak se myślę, jak bardzo się zmienię po jakimś tam okresie, który tu wytrzymam. Jest to mniej więcej tak, jakby mnie zamknęłi z 972, 172, 222, 832 lub innymi. No przecież jakieś ogłupienie pewne, bo co jakiś czas se muszę powtarzać - ten mózg nie działa prawidłowo. Kryzys nadciąga, bo adaptacja trochę trwa. Zmiana nawyków, czasów spania, to też chroniczne niedospanie (jak dla mnie), a odsypianie raz w tyg. na st. mac. 
   Dylematów jest sporo. Jeden - że część tych nawyków jest inna, nie wiem do końca czy właściwa, ja takich nie mam, ale też nie wiem, jak na moje będzie ktoś patrzał za ileś lat. Drugi -  no przecież z tymi nawykami tyle przeżył, to nie mogą być do końca wykańczające. Trzeci - zasadniczo genetyka ma tu duże znaczenie, czego on kompletnie nie ogarnia, ale też nie ma co mu tłumaczyć takie rzeczy, skoro "ten mózg nie działa prawidłowo". Czwarty - jest to proces postępujący w wiadomym kierunku, a jak będzie wyglądał za pół roku - nie wiem, sam nie wiem jak ja będę wyglądał za pół roku. Piąty - on już jest jak małe dziecko, które potrzebuje ciągle rozrywek. Jedną z nich jest ów zakupoholizm i spacer przez pół miasta, by "zdobyć" ogórki lub inne rzeczy, które są dostępne bliżej. W zasadzie to dziennie trza by wymyślać jakąś rozrywkę, o której następnego dnia nie będzie już pamiętał. 
   Można by tu wymieniać i wymieniać. Zasadniczo życie diametralnie mi się zmieniło. W stanach lekko kryzysowych myślę sobie - jak stąd wyjdę to już nie wrócę i zerwę kontakt. Z drugiej strony, przecież on po 10 min nie będzie ogarniał o co poszło i co się stało, jednak bieżąco potrafi podnieść ciśnienie. 
   Ratunkiem czasem stają się słuchawki, które obecnie mam na gowie. To takie odcięcie się trochę od rzeczywistości na już. Od tych idiotycznych programów w TV, które ogląda. Czasem udaje mi sie przemycić jakiś film, na HBO czy innym kanale, bo ma przecież kablówkę za którą płaci. 
   Tyle kolejnych przemyśleń. 
   Zdjęcie. 
Właściwie nie powinienem nad tym zdjęciem przejść do porządku dziennego, bo to unikat na kolei. Skrzynia kluczowa na nastawni Chrzanów (Ch-1). 
   Niestety takich zdjeć nad którymi trzeba by dać dłuższy opis jest sporo i nie wiem czy wszystkie kiedyś wyjdą, bo w zasadzie każde takie zdjęcie to osobna notka. Z tego powodu lakoniczny podpis. Jak ktoś będzie chciał więcej wyjaśnień... To zapytać. 
   Narka.

wtorek, 9 marca 2021

Wtorek #1757

     Staram sie przyzwyczajać do nawyków 824, ale momentami jest trudno. Z jego pamięcią jest jak pamięcią Doris z "Gdzie jest Nemo", albo "Gdzie jest Doris". W zasadzie po chwili nie pamięta, a już po jednym dniu na pewno, choć ostatnio mnie czasem zaskakuje. Na szczęście sam wybawił mnie z geriatrycznego radia. Ma radio w kuchni, taki wypluwacz i starą wieżę w pokoju. Na obu ta sama stacja. W ub. tyg. w kuchni ściszyłem tego wypluwacza na stacji geriatrycznej, bo już dostawałem do gowy. Trzy razy te same nagrania do 14:00 od rana, bo geriatrion nie pamiętał już po godzinie czego słuchał, a to radio w kuchni napierdala do wieczora. Na drugi dzień pomyliły mu się pokrętła i miast zgłośnić przestawił ten od fali czyli zmienił stację. Na szczęście na radio CCC, dzięki czemu uwolnił mnie od tej masakry. Od razu w pokoju poszukałem tej samej fali i od kilku dni nie leci już radio geriatryczne. 
   Z miejscem ustawienia telewizora, kompa też średnio. Ludzie w ogóle nie myślą o ergonomii, o ochronie oczu itp. Telewizor ma ustawiony na okno. Tzn. za telewizorem jest okno, więc cały czas patrzy się nań jak na przesłuchaniu w latach 60-ych kiedy ustawiano żarówkę w oczy. Bardzo to męczy, przynajmniej moje oczy, a on sam też mam problemy z oczami, jest już po operacjach. Teraz mu wytłumaczyć, że to jest złe, jest już nierealne. W ogóle wytłumaczenie mu teraz czegoś to już można raczej zapomnieć. Nawet nie wiem czy jest świadomy tego, że to inna stacja. Może jest, a nie chce gadać?
   Wrócę jeszcze do przedwczorajszej podróży autobusem w którym jechał mięśniak Bartek, bo jak się wadzili to on poleciał przodem, w sensie z przystanku na którym wysiedliśmy, a ona za nim krzyczała. Wpierw "ej!", "ej!", następnie Baaarteeek!, a on niewzruszony szedł w kierunku następnego przystanku, na tym poprzednim mówiąc jej w kłótni: 
- to wypierdalaj do siebie do domu.
   W tym samym autobusie jechał taki drobny syneczek, chudy mięśniak, z grubszą laską. Jak wsiadali w drodze, to myślałem, że to młodszy brat od niej, czy jakiś młodszy kolega z placu, który jechał tam gdzie ona, a przy wsiadaniu pomógł jej wnieść wózek z mała larwą. Obserwowałem ich, bo w autobusie były tylko te dwie pary. Zastanawiałem się, to para, czy jakiś brat lub kolega. Patrząc na niego i porównując go z Bartkiem, wydawało mi się, ze taki młody tatuś, o pół ciała mniejszy to wpadka 100%, bo jakby inaczej, ale oni siedzieli i w zasadzie nie było widać po nich, ze para. Dopiero po kilku przystankach zaczęli sie miziać. Wtedy założyłem, że jednak para. Szybko poszło, myślałem patrząc na niego i młodość zdupiona. A było się bawić organem...

   Dziś włączył mu sie zakupoholizm. Fakt, już dawno nie robiliśmy większych zakupów, bo i po co. On sie niby odchudza, ja też niewiele żrę, efekt - z lodówki po mału żarcie znika. W ramach tych niby zakupów szliśmy 2,100 m po ogórki małosolne i ciasto w drodze. I to tyle, no ale spacer zaliczony. Oczywiście on chciał co chwilę coś kupować, prawie do kłótni doszło, bo przecież w lodówce pełno żarcia. Jakoś, w każdym razie, udało się go poskromić. Kiedy będzie następny napad zakupoholizmu - nie wiem. 
   Zdjęcie. 
  Nr linii tram widać, ale gdzie to zdjęcie zrobił 825 to nie wiem. Chyba lata 70-te, bo wtedy były jeszcze problemy z farbą i mimo, że na Górnym Śląsku tramwaje były czerwone, to zdarzały się od tego odstępstwa jeszcze na początku lat 80-ych. 
   Narka.


niedziela, 7 marca 2021

Niedziela #1756

     Swoje nawyki przenoszę do 824 w tym m.in. cerowanie skarpet. On stale się dziwi po co? Kup se nowe. Się go pytam o to samo:
- po co?
- jak to po co? by były nowe
- po co ?
    Wydawać by się mogło błaha sprawa. Ma jednak swoje następstwa. Otóż, co kiedyś tam pisałem, kreatorzy wyglądu dwoją się i troją, byśmy kasę wydawali ciągle na nowe ciulstwa, co raz gorzej wykonane. Jak w tym wszystkim mają się owe 12 letnie skarpety? No fatalnie, dlatego że przeciwstawiają się ogólnemu nurtowi. Jak to było w psychologii? Oni powiedzieli, że jestem wariatem. Ja powiedziałem, że oni są wariatami. Zamknęli mnie. Jakie z tego wnioski?
    To przeciwstawianie sie ogólnemu nurtowi jest na początku wyśmiewane, ale gdyby nabrało cech ogólnych to będzie piętnowane, aż do uwalenia tej szkodliwej inicjatywy. 
   Jest jeszcze jeden aspekt cerowania skarpet. W którym momencie zaprzestajemy działać w/g schematu - to jest stare, trza to wymienić na nowe. Skarpety - no bez problemu, przecież jak mówi 824 są tanie (powiedział 5zł, do tego przejdę później). Kurki, już trochę gorzej, bo droższe, ale też w sukurs tym opieszałym, jak ja, przychodzi moda, która wypiera te niemodne. Nie ważne, że jeszcze by można było w niej chodzić kolejne 4 lata, ważne, że nie wyglądamy w takiej kurtce modnie, bo przecież to jest wymagane, a jak nie to będziemy wyśmiani, wytykani. Za ubraniami, których wymianę wmawia nam się potrzebą mody, dobrego wyglądu, dobrego samopoczucia itp. idzie sprzęt AGD. Tu też jeszcze wchodzimy na pole modne, funkcjonalne, te nieszczęsne AAA+++++, ale już ta część, która jest w stanie sprostać ciągle zmieniającej się modzie w tej gałęzi jest już znacznie mniejsza. Czyli jak jesteśmy mniej majętni, to wydamy ostatnią kasę, by być modni w ubraniach, ale już na AGD nam nie starczy, to jakoś to ubierzemy w słowa i sie wybronimy. Zresztą presja im wyższa pólka wymiany, jest mniejsza, bo przecież wiadomo, część nie jest w stanie być modna i zmieniać co 3 lata samochodu. Tu już w ogóle doszliśmy prawie do kresu tej nagonki na wymienianie starego na nowe modne, bo ponad samochodami są jeszcze mieszkania. I tu już moda działa bardzo mało, albo tylko w sferach bardzo bogatych ludzi. 
   Ciekawe, że umiemy się wybronić z wymiany na nowe, lepsze, (pseudo) oszczędniejsze, ergonomiczne itp. itd. w drogich dobrach, a nie umiemy tego zrobić w tanich dobrach, owych skarpetach. 
   Wróćmy jeszcze do skarpet po 5zł. 824 stwierdził, że co 2 m-ce kupuje nowe. Od 12 lat nie kupiłem nowych więc co m-c jest to 6 lat, czyli 72 m-ce x 5zł = 360 zł. I teraz gdyby ktoś miał wydać np. co 12 lat owe 360 zł jednorazowo na skarpety, to myślicie, że by to zrobił? 
   No i wracamy do tego: oni powiedzieli, że jestem wariatem, ja powiedziałem..., zamknęli mnie. 
   Zdaje sobie sprawę, że głoszenie pewnych prawd jest ograniczone, bo skończę j/w. 
   No i jak jechałem dziś do 824, to w autobusie jechał piękny mięśniak z laską, też nie brzydką. On tak piękny, tak samo gupi. Ale j/w ubrany w same ubrania zgodne z modą. Buty z łyżwą, torba z trzema paskami, spodnie dres ze skaczącym kotem itd. Patrzałem na niego długo, bo jechaliśmy wpierw jednym autobusem, a później drugim. W tym czasie powadził się z laską, ale po kolejnych 15 min. się z nią pogodził. No jak typowy mięśniak. Patrzałem na jego ubrania, mimo tych znaczków, dzięki którym chciał sie wyróżnić wśród innych, i tak było widać zajebistą sylwetkę. Czemu to bardzo często jest tak, że proporcjonalnie do ładnego wyglądu idzie głupota. W wiosce tak samo stąd używam sformułowania mięśniaki-głuptaki. 

   Jeszcze jedna informacja, bowiem podobnie jak ludzi da się wkręcić w skarpety, już pomijam to, że dla większego zysku wymyślono stopki w cenie normalnych skarpet, więc mniej materiału sprzedajemy w cenie większej ilości kiedyś, to na znacznie większej półce dzieje się dokładnie to samo. W Złotnikach Kujawskich (wsi), na linii kolejowej między Inowrocławiem, a Bydgoszczą, w których mieszka (dane 2013r.) 2347 ludzi remontuje się dworzec kolejowy za (uwaga) 9 mln złotych. Po chuj remontują na wiosce dworzec za 9 baniek, to ja (jakby większość chciała) - nie wiem. 
   No niestety wiem. Dla wyprowadzenia kolejnej kasy z państwówki do kieszenie prywatnych. Dziwię się (chciało by się napisać tłuszczy w wiosce, ale ich jest mało) ludziom w wiosce, że się na to godzą, bowiem nie zdają sobie kompletnie sprawy, że to wypierdolona kasa w kosmos. Kto po remoncie będzie strzegł dworca przed dewastacją? Tego pewnie nie przemyśleli, chyba że tam zrobią mieszkania, ale to będą bardzo drogie mieszkania. Info tu.
   Przypomnę, że w Sosnowcu (200 tysi ludzi) wyremontowano dworzec w Maczkach i... stoi pusty. Do tego stopnia się tam nic nie dzieje, że miasto musiało wynająć całodobowo ochronę, by tego dworca nie roznieśli, bowiem nie przejeżdża tam żaden skład pasażerski. Podobna akcja miała miejsce w Bytomiu (165 tysi ludzi) i dokładnie to samo. Na dworcu wieje chujem, tak mało ludzi z niego korzysta, że, jak w Sosnowcu, wynajęto całodobowo ochronę, by i tego dworca nie roznieśli. 
   Skoro w miastach takich ludnych prawie nikt nie korzysta z dworców, to co dopiero w wiosce 2347 ludzi. Reasumując (jak na filmie Miś), im ten miś jest droższy tym nasze 20% jest większe. Miś wiecznie żywy. 
   Ok. Tyle, bo jeszcze gego dziś nie wypchnę, a kolejne czekają na wyjazd. 
   Dziś bez zdjęcia, bo już późno. 
   Narka.

piątek, 5 marca 2021

Piątek #1755

   Się tradycyjnie obsuwa zrobiła. Nie by się nic nie działo, ale z tą chęcią, to raz, z warunkami, to dwa, z innymi zajęciami to trzy, różnie bywa. 
   To z zaległych rzeczy. W sob. miał być 172 na nockę, ale był tylko popo po moim otwarciu st. mac. Oczywiście powiedział, że będzie na nockę, nawet w drodze na st. mac. kupiłem flachę, ale tak sam od siebie dawałem 50% na to, że wbije ponownie na stację. Mimo tego i tak było fajnie, bo teraz jak robię to na nim, to nie ma presji czasu. W zasadzie oprócz niego i 979 nikt nie wie, że zjeżdżam na st. mac. to mało realne, że ktoś stanie pod wjazdowym, dzięki temu mogę na nim bez pośpiechu siedzieć. Mimo tego on ostatnio ma znowu okres zajebistego wyglądu, to i tak w zasadzie falstart poleciał, choć grę wstępną, jeżeli takowa się w ogóle odbywa, trochę wydłużyłem. Ostatnio mam zajawkę na jego plecy. Nawet dobrze, że nie przyszedł na flachę, bo bym go trochę zmasakrował, tak wyszedł tylko z czerwonymi. Jutro może go ściągnę na nockę, flacha z poprzedniego tygodnia stoi cała. 
   W tygodniu umówiłem się z 811. Ze względu na zarazę i przed porodem spotkanie w terenie, bo koleżanka (jej) na krótko przed porodem się zaraziła zarazą i wylądowała pod tlenem, więc środki ostrożności na wysokim poziomie. Na szczęście ciepły dzień, ok. 12C jak widzieliśmy się. Pogadaliśmy jak zwykle dobrze, natomiast jak byliśmy w miejskim parku, to mnie nagle nadarło, że musiałem iść w krzaki. To pokłosie żarcia jeszcze starych rzeczy u 824. Niestety jeszcze wtedy były ostatnie sztuki. Zeżarliśmy pierogi z kapustą, który niby lekko po dacie, ale leżały na tym nieszczęsnym balkonie, do tego jakieś skwarki wziął, nie wiem w ogóle i to wszystko na raz no i... Na szczęście za groblą, bo rzeczka płynie niedaleko parku, było ustronne miejsce i żule zostawiły jakieś ubrania, to było się czym wytrzeć. Później mówiłem 811 - jak 824 przyzwyczaił żołądek do żarcia starych spleśniałych rzeczy? Przecież to jest niesamowite. W zasadzie ciągle żarł jakieś starocie z pleśnią i zasadniczo - nic. Mnie wystarczył jeden posiłek i nagły atak jelita. 
    W tygodniu zjechałem też na st. mac. podlać kwiaty i zabrać kilka następnych rzeczy, bo przecież jakby się przeprowadzam. Powiadomiłem wcześniej 172, bo spotkanie zawsze mile widziane. W zasadzie był planowo, kogoś tam w drodze do mnie spławił, bo jakaś drużyna trakcyjna zmierzała sprawdzić czy funkcjonuję na stacji. Mieliśmy znowu czasu sporo. Cóż z tego jak ten jego wygląd. Moja zajawka na plecy została. Zrobiły mu się czerwone, wyszły te małe żyły na łopatkach, a, i tu zdziwienie, jak go chwyciłem mocno za szyję, to poleciałem. Nie wiem co się odpierdoliło, ale w ręce zrobiło się jakoś przyjemnie jak ścisnęła jego szyję, info poszło do mózgu, ten przetrawił no i poszło. Zdziwił się pewnie i 172 takim nagłym zakończeniem, zdziwiłem się i ja. Teraz pewnie będzie jakaś powtórka, bo mózg będzie nalegał. 
   Powrót do 824 trochę okrężną, bo ta sama trasa już się trochę znudziła, nadto wyszukiwarka połączeń znalazła inne, z którego skorzystaliśmy. Przejechaliśmy przez mini centrum przesiadkowe. Zawsze mówiłem i mówię, że te centra przesiadkowe nie są dla korzystających, tylko dla tych wyciągających kasę z państwówki. Nie dość, że pogarszają wjazd autobusów na te pseudo centra, to jeszcze kierowcy w ogóle nie mają nawyku czekania na przebiegających ludzi. Tak jakby o 20:15 zbawiło jednego czy drugiego poczekanie te 20 sek. aż dolecą. W ogóle komunikacja jest dla samej siebie, a pasażerowie to dodatek do niej. Od lat się nic nie zmieniło i lepiej raczej nie będzie, to też dla mnie te centra przesiadkowe to zwykły wysysanie kasy z państwówki przez bosów miast, bo to przecież oni na takiej inwestycji zarabiają najwięcej, a tłuszcza niech buli w podatkach za te ciulstwa, które postawiliśmy. 
   Bo zaś nie pójdzie, reszta następnym razem. 
   Zdjęcie.  
  Chorzów Rynek, wóz roboczy 35R z oryginalnym odbierakiem prądu (pantografem). Po prawej, bo w tym budynku był sąd, charakterystyczny wóz służby więziennej. Wczesne lata 80-te. 
   Narka.

niedziela, 28 lutego 2021

Niedziela #1754

  (to miało iść wczoraj i było gotowe do wyprawienia, ale... nie wyszło. Określniki dni należy sobie cofnąć o jeden wstecz.)
    
Cały czas siedząc u 824 zastanawiam się co dalej. Z jednej strony można go zostawić samego i kiedyś się tak zatruje, że wyląduje w szpitalu, jeżeli w ogóle będzie potrafił wezwać pomoc. Nie głosi, że nie chce mu się żyć czy coś w tym stylu, bo niektórzy starsi ludzie tak mają. Dlatego zakładam, że nieświadomie się podtruwa starym żarciem. Ta nieświadomość wynika z braku węchu, smaku, ale jeszcze by mógł optycznie stwierdzić, ale coś tu nie działa. Dziś na śniadanie zeżarł spleśniały, na wierzchu był już pokaźny biały nalot pleśni, kawałek padliny. Po śniadaniu, jak polazł po chleb, wyciepłem ten i jeszcze inne. Zostały już tylko dwa wyglądające na nadające się, ale to już końcówka, bo jeszcze żarcie zalega na balkonie. Spokojnie mogę napisać, że w jeden tydzień wylecieło żarcia za min. 150zł. 
   Czemu tak uważam? Kupuje w najdroższych sklepach w centrum m-ta, na najdroższych straganach. Np. kupił jednego (była mała wojna przy stoisku, bo on chciał tradycyjnie trzy sztuki) ogórka małosolnego, za którego sprzedawczyni policzyła 4,35zł. Nosz qrwa to ile kosztuje kg.? W takim razie wyciepłem u niego 3x3 ogórki, to na samych ogórkach wyleciało 36zł. A gdzie garmażerka kupowana na rynku w mieście (mielone 23zł/kg), padliny kupowane w sklepie przy głównej ulicy, jeszcze tam nie wlazłem z nim, żółty ser, którego chyba z kg. też wylądował w koszu. 
   Jestem tu od ub. nd., a dziś jeszcze zostały do wyciepnięcia 3 ostatnie sztuki zapakowane w woreczkach padlin. One mają min. tydzień. 
   No i teraz przechodzimy do kwestii finansowej. Niestety mamy takie czasy i ona jest niestety ważna i istotna. Z tego co widzę na jego koncie bankowym, to miesięcznie na te rzeczy wywala ok. 2 tysi. Na jedną osobę, bo tyle wyciąga z konta, czasem nawet dobiera 500zł. Emerytury ma 3,3 tysia. Mieszkanie kiedyś oddał bankowi, więc spadku nie ma. I tu właśnie byście nie pomyśleli że jestem jakiś pazerny na kasę. Kiedyś się mnie pytał, czy chcę jego mieszkanie. Odpowiedziałem wtedy:
- nie, po co? Mam przecież swoją st. mac. 
   I to był błąd. Mieszkanie poszło w pizdu. Prezes banku się wzbogaci. 
   Z bieżącym wydawaniem kasy też jest podobnie. Od dekady nie interweniowałem, właśnie m.in. przez to, że dostawał ataku agresji i odpuszczałem, robiłem piruet i wychodziłem, jak w skrajnych przypadkach kiedy mu umyłem lodówkę. Teraz z perspektywy czasu to lekko licząc rocznie wypierdolił w kosmom 12 tysi, przez dekadę... W końcu mówię - nie. Czemu qrwa inni mają na nim żerować wciskając mu nadmiar art. spożywczych przy tym uśmiechając sie do niego radośnie. Z drugiej strony rozumiem jego zachowanie, bo przecież lubimy jak ktoś jest dla nas miły, uprzejmy, uśmiechnięty, ale qrwa oni nie robią tego za darmo, czego on już nie ogarnia. Chyba chodzi do nich tylko po to, by chwilę pogadać i by Ci się do niego uśmiechnęli, a to że przy tym wywali kasę w kosmom, to już mniejsza. Jak mówił to jego kasa. Czyli takie kupowanie uprzejmości, życzliwości przy okazji wywalania kasy. Ale jak pisałem poprzednio - chuj z tym, jakby się chemią otaczał. Pierdyliony nosowycierek, szampony do włosów itp. to niech leży. Nie psuje się tak szybko, ale żarcie spleśniałych rzecz, starych czarnych kotletów, o które toczy batalie byle tylko zeżreć tego starego, kiedy zamrażalnik pełny następnych, to coś tu jest nie tak. 
   Generalnie ciągle sobie powtarzam - ten mózg nie działa prawidłowo. 
   Właśnie, z ostatniej chwili. Wczoraj, nie wiem skąd, ale wyciągnął połówkę kury na obiad. Myślałem, że z zamrażalnika, a ona chyba była na balkonie. Przeleżała w zlewie do dziś i, jak do miski naleciała woda, to postanowiłem ją opłukać. Odwinąłem z dwu woreczków i myślałem, że rzygnę. Niestety, jak przy czarnym kotlecie, który wyciepłem za okno, tak teraz machina, która ruszyła w celu zeżarcia tej starej kury jest już nie do zatrzymania. Najgorsze w tym jest to, że muszę mu pozwolić zeżreć tą kurę, bo inaczej dostanie ataku agresji, po którym ja stąd wypierdolę i chyba zerwę kontakt. Tylko, że on tego nie będzie pamiętał już popołudniu, a ja to będę przeżywał przez kolejne tygodnie. Kura tak jebie, że musiałem uchylić drzwi balkonowe i okno w kuchni, by jednak nie rzygnąć. Dobrze, że mam słuchawki, bo czasem muszę odpłynąć, bo jednak jak nie ja, to kto się nim zajmie?
   Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Ciężko mi się na to patrzy, trudno jest mi zrozumieć - ten mózg nie działa prawidłowo - i wyobrazić sobie jak on faktycznie działa. Kiedy działa poprawnie (to też dziwne słowo, bo czy mózgi 972, 302, 303, mimo tego, że z nim się nic nie dzieje, działają poprawnie), kiedy nie. 
   Dyskusje z nim nie mają już sensu. Regres jest tak spory, że nie wypracowaliśmy nigdy formuły rozmawiania i teraz to już nie nastąpi. Niestety z 979 jest podobnie. Tyle lat się znamy, a do dziś nie ma formuły rozmowy, wymiany myśli, przebywania ze sobą. Wszystko jest w biegu, na chwilę, między czymś tam, a czymś tam, jemu, bo przecież młodszy, życie częściowo sie przeniosło do telefonu. I tak se czasem myślę, że jeżeli to się nie zmieni w jakimś tam czasie, to później będzie zupełnie jak ze mną i 824. Chodząc z nim po mieście myślę sobie - już z nim nie pogadam, nie porozmawiam. Już nie i nigdy już nie. Te chodzenie po mieście to taka potrzeba wyjścia z mieszkania. Np. po ogórek leźliśmy 2,1 km (odległość wyliczona z mapa.targeo.pl) w jedną stronę. Już pominę to, że po drodze ogórka można było kupić w nastu punktach sprzedaży znaczenie taniej jak w centrum m-ta. On chyba jeszcze pamięta czasy społem, kiedy wszędzie były te same ceny.
    Postaram się popracować trochę nad relacją z 979, bo teraz dopiero widzę to z pewnej perspektywy. 
   Ale uciekła mi główna myśl, którą chciałem tu napisać. Otóż przez całe swoje dotychczasowe życie otaczałem się młodym pokoleniem, młodymi mięśniakami. Teraz przechodząc na opiekę nad osobą starszą jestem jak rzucony na głęboką wodę i nie wiem czy sie nie utopię. Tzn. plan jest, by przygotować go pod opiekę całodobową, czyli jakiś dom starców, ale to niestety trwa. Przy tym trwa, będę musiał zintensyfikować przebywanie tu, bo może być tak, że nim to sie załatwi to on po prostu się w końcu czymś otruje.
   Ok. bo się rozpisałem, to wypada kończyć. Dziś zjeżdżam na st. mac. i myślę będzie spotkanie ze 172, bo wysłałem mu sms-a. 
   Zdjęcie. 
EDYTOWANO
  Kiedyś mnie za te zdjęcia zabiją. Jak patrzę to już se wyobrażam co z nim wieczorem zrobię (jak przylezie, bo nie mamy kontaktu). 

piątek, 26 lutego 2021

Piątek #1753

   Im dłużej siedzę u 824, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to już niedługo, nim będzie potrzebował stałej opieki. 
   Żarcie, jego gromadzenie i nie panowanie nad nim to jest podstawowa sprawa. Siedzę tu od nd. w zasadzie kupił w tygodniu chleb, a dziś ciasto, na szczęście mniejszy kawałek niż zwykle i jednego ogórka, a w lodówce nadal pełno rzeczy, nawet nie wiedziałem że taka pojemna jest, na balkonie też nadal zalegają rzeczy. Dziennie wywalane są najbardziej stare, a w zasadzie jutro wszystko nadawać się będzie, oprócz oryginalnie pakowanych, do wyciepnięcia. Co innego jak gromadzi chemię - 4 szampony do mycia włosów, nosowycierki jednorazowe, ma ich 13 wagonów (tych całych zgrzewek), płyny do kąpieli i inne. To może leżeć długo i chuj z tym. Natomiast kupowane na wagę padliny, żółte sery, biały ser, to na kilka dni, góra 3, a ostatnie zakupy robił 19 lutego więc... poleciały 2x biały ser, 3x żółty ser, padlin już nawet nie liczę, bo kupuje ich z 5 rodzai. Co zeżarł wczoraj na śniadanie nie wiem, ale na pewno było stare, dziś też, mało tego wkroił se na to starego ogórka, tyle że udało się wynegocjować jego opłukanie. No przecież nie mogę mu nagle wszystkiego wypierdolić, bo mnie wypierdoli przy kolejnym szale agresji. Poleciały gołąbki przedwczoraj, bo chciał je wczoraj zeżreć (już po wyciepnięciu intensywnie ich szukał), jeden mały kęs i jak Magda G. musiałem to wypluć. Poleciały rolady, wczoraj dwie, dziś ostatnia (leżały na balkonie dwa dni w temp. ok. 15C za dnia i w słońcu), jakieś ryby w plastikach na wagę, też dwie sztuki (też z balkonu). Przedwczoraj żarł jakiś stary bigos, nawet nie wiem skąd go wyciagnął, ale jak podgrzewał, to musiałem przewietrzyć mieszkanie, bo tak jebało. Odsunięcie mu tego nic by nie dało, bo znowu byłby atak agresji. Na szczęście nie zeżarł całego, resztę chciał dać mnie. Gdy nie widział skosztowałem trochę i jak przy gołąbkach, wyplułem do kosza na śmieci. 
   Wszystkim to mówię, że ma jakiś zajebisty żołądek, który to wszystko trawi i nic mu nie ma. Pewnie dopiero po czarnym kotlecie ląduje w łóżku. No przecież mnie po małej ilości już by pogoniło, co zresztą już miało kilka razy miejsce, a on to żre non-stop i funkcjonuje normalnie. Co to znaczy mieć silne geny jak u 172. 
   No dobra, bo nie opisałem. Wizyta u neurologa. Musiałem zmistyfikować wyjście, że to niby ja tam lezę, a on jako osoba towarzysząca. Nawet jeszcze w poczekalni pytał się, czemu mnie z wioski skierowali tak daleko do neurologa - bo mało specjalistów jest wokół wioski. W końcu wizyta po 30 min oczekiwania. Tylko czekałem kiedy wpadnie na pomysł, że on jednak poczeka na mnie na zewnątrz, ciepły dzień 16C, ale udało się wejść. 
   Jak to przy elektronicznej służbie zdrowia pani neurolog nie wiedziała, na co zostało wystawione skierowanie, miała tylko nr tego skierowania i kto wystawił. Dzwoniła do rejestracji, dowiedzieć się co ma badać, a ja nie chciałem, siedząc obok niego wystrzelić, że chodzi o pamięć. 
   W poczekalni jeszcze rozmawialiśmy o szumach w gowie (mojej gowie), i że on też ma, to jak one nie wiedziała co badać, to on jej powiedział, że ma te szumy uszne. Na koniec dodałem, że chodzi tez o pamięć. Zarejestrowała to. 
   Nosz qrwa, to lekarka pierwszego kontaktu nie mogła wystawić tego skierowania od razu do psychologa? Stracone 1,5 m-ca czasu. Mało tego, zaś będę musiał budować całą mistyfikację wyjścia do psychologa, bo przecież on jest zdrowy (tak uważa) i nie potrzebuje chodzić po lekarzach.
   Nawet znowu dostał na tym pkt. agresji, bo powiedział tonem zdenerwowanej osoby:
- nie życzę sobie, byś mnie umawiał do lekarzy. Nic mi nie jest i nie wtrącaj się w moje życie!
   Fajnie, tylko ile będzie pamiętał tą akcję ?
   Po wyjściu od lekarza poczułem ulgę, bo miałem już scenariusze wciągania go np. siła do gabinetu, jego panicznej ucieczki itp. Zluzowało mi i trochę zacząłem się też inaczej zachowywać. 
   Ale te jego ataki agresji są czasami pozytywne. Dzwoniłem do 4-live direct by rozwiązać umowę na wypadek śmierci przez przygniecenie od lądującego statku marsjańskiego. Pan, na początku bardzo miły, wysłuchał mnie, ale koniecznie chciał rozmawiać z 824. No spoko. Myśłałem, że ten coś spierdoli, ale właśnie dostał ataku agresji, zjebał go przez telefon i na koniec jak konsultant rozmawiał ze mną, to już nie miał takiego radosnego tonu, a to się naiwniak zdziwił. No jakieś 7 tysi tam poszło w kosmos. Dobrze, że dzień wcześniej puściłem 826 materiał Jaworowicz właśnie z 4-live direct, to jakoś to zapamiętał, o babci, którą też wydymali. 
    No dobra, resztę opiszemy później, tymczasem zdjęcie. 
EDYTOWANO
  To jest ciekawe, bo jak chcę opróżnić zbiorniki, to mimo, iż robię to ze 172, to o wiele łatwiej robi mi się to "na" 826. W sumie jak patrzę na niego, to się nie dziwię. Ach te mięśnie. Ja to miałem szczęście. 
   Narka.

czwartek, 25 lutego 2021

Czwartek #1752

   Oszaleję tu przy tym radiu, którego słucha 824. Jak tu pierdolą od rzeczy to jest niesamowite. Nie dziwię się, że geriatrion gupieje przy takiej stacji radiowej, nadto przy wiadomościach TVPiS. Obie stacje mają współny mianownik - pierdolenie od rzeczy, które po latach słuchania tych pierdół, nie są już w żaden sposób weryfikowane. Mało tego, ponieważ geriatrion nie pamięta, to codziennie te same nagrania. 
   Na razie patrzę na to z dołu, bo nie wiem jak będzie za jakiś czas, ale zakładam, że przed takimi treściami trzeba się już bronić, choć nie wiem na dziś jak psuje się mózg i nie chcę wiedzieć, ale co będzie...
   
   Ok. teraz, ponieważ nam mózg jeszcze działa to przemyślenia. Pierwsze to jak bardzo rządzący nas okłamują. W zasadzie to jak na "Misiu" - ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział". 
   Pierwsze, mamy najniższe w EU bezrobocie po Czechach - 3,3% (grudz. 2020), a jednocześnie mamy najwyższy odsetek ludzi niepracujących w grupie czynnych zawodowo. Nie pracuje 44% z tej grupy. To chyba coś tu się nie zgadza.
   Drugie. Jest nas niby 38 mln. ale jak popatrzymy na statystyki wykresowe na googlu to:
Odnośnie Ukrainy. Nim otwarto granice na ludność tego kraju, widać na wykresie, że jeszcze ich tam jest 45,25. Po otwarciu granic i w oficjalnych statystykach ubyło ich:
pół miliona. To oficjalne statystyki, ale dobrze, że przynajmniej takie. A co się działo w PL po wstąpieniu do EU? Nic. Jak widać na naszej linii, nic. Kompletnie nic:
widać ile nas było oficjalnie w 2004, a w 2005:
tu inny wykres, by nie było, że tendencyjnie pokazuję wyniki. Oficjalnie ubyło nas 20 tysi. Jak, przynajmniej część dobrze wie, wyjechało za granice ok. 2 mln ludzi. To gdzie to jest ujęte? Ale rząd twierdzi, że nas, co istotne, w kraju jest 38 mln. Taką ciemnotę mogą wciskać podstawówce i geriatrionowi oraz mięśniakom-głuptakom (wiem, za chwilę zrobi się 3/4 jak nie więcej społeczeństwa, które też tak uważa, mimo posiadanej wiedzy o wyjazdach za granicę). Uważam, że realnie jest nas ok. 30 mln. To podobnie jak z bezrobociem. 
   Wrócę do eksperymentu Calhouna. To jest ciekawy eksperyment, który nabrał w zasadzie znaczenia dopiero po 5 dekadach. To dziś w krajach rozwiniętych widać w zasadzie drugi etap z tego eksperymentu. W krajach rozwiniętych, gdzie ludność zajmuje się co raz bardziej sobą dzietność spadła już poniżej tej (2,2) odtworzeniowej. Np. w Korei Południowej jest już na poziomie 0,92 (u nas w PL - 1,4). Oczywiście trudno napisać w jednym zdaniu, że to odzwierciedlenie tego eksperymentu, ale czytając dokładnie o tym eksperymencie, o przemianie osobników w nim biorących udział, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jesteśmy już na drugim etapie, jeżeli nie w niektórych krajach już na trzecim. 
  Oczywiście najbardziej podobał mi sie etap, w którym zaczęły się "tworzyć" osobniki homoseksualne, które miast kopulować z samicami, kopulowały same z sobą, czepiąc z tego przyjemność. 
  Ok. resztę napiszę później, bo wyjście z 824 do "miasta", bo siedzi już jak na szpilkach, a i ciśnienie mu podniosło się, ale to opiszę w następnej notce. 
   Zamiast zdjęć wykresy. Narka.

wtorek, 23 lutego 2021

Wtorek #1751

    Jak było w planach zjechałem do 824. No niestety, ale do opróżnienia zasobów z lodówki i balkonu to tydzień będzie mało. Przedwczoraj pierwsze wywalanie rzeczy z lodówki. Na razie skromne i umycie jednego pojemnika na warzywa, w którym one się psuły, a waliło z niego mocno tzn. płyn  który z nich wypłynął i stanowił maź na dnie pojemnika. Myłem te pojemniki  jakieś 1.5 m-ca temu, ale widać tempo rozkładu jest szybkie jeszcze szybsze kupowanie nowych. Teraz, niestety to będzie mocno ograniczone. Gorzej, bo na placu się zrobiło ciepło i teraz wszystko na balkonie szlag trafi za 3 dni. 
    Wczoraj kolejne wywalanie rzeczy z lodówki. W zasadzie to 3/4 się nadaje do wyciepnięcia. Dziś pakował mi mandarynki do siatki. Pewnie myśli lub tak chce, bym już jechał dziś. A to się zdziwi...
   Kolejne wyciepowanie z lodówy dziś. Muszę to robić sukcesywnie, by nie dostał zaś jakiegoś szału. Za dwa dni ruszy zakupoholizm, wtedy nie wiem jak go opanuję. Na razie, w/g niego, wszystko jest świeże, kupowane dwa dni temu lub jak przyjadę, to wczoraj to kupił więc jest absolutnie świeże, a czemu już spleśniało? - on nie wie. 
   Jutro jest jego wizyta u neurologa, o której nie wie, bo i zapomniał, a zadaniem jest wyciągnięcie go tam, a on uważa cały czas, że nie ma żadnej wizyty, jest zdrowy i wszystko jest ok. Myślę nad jakimś misternym planem, bo widzę samo powiedzenie - idziemy do lekarza - nic nie da. Dlatego poleźliśmy tam wczoraj pod pretekstem, że chcę zobaczyć gdzie ta przychodnia. Jego mózg zarejestrował, że to ja leze tam do lekarza, nie widzieć w ogóle czemu, ale mniejsza, jest dobrze. Jutro wyciągnę go tam pod tym samym pretekstem, a jak będzie wewnątrz, to będziemy działać operatywnie. W rejestracji sprawdziłem, termin aktualny. 
   Rozmawiałem też przez tel. z 813. Załatwianie spraw opieki dochodzącej trwa ponoć 2-3 m-cy lub dłużej w zależności od kolejki, więc z jednej strony średnio czuję się z jego stopniowym obeswłasnowolnianiem, z drugiej to trwa, a tu zaniki pamięci też postępują. 
   Teraz, podobnie jak z nim rozmawiam i mówię sobie - "ten mózg nie działa prawidłowo", to oswajam się z koniecznymi działaniami mówiąc sobie - będzie tylko gorzej, trza jednak działać. Teraz jest zima, to mogę u niego siedzieć 2 tyg., ale przyjdzie wiosna, to muszę się zabrać za remont na st. mac. i wtedy nie będę mógł tu siedzieć, a jego działania nie poprawiają się, wręcz pogarszają. 
   Leząc do przychodni i dalej przeleźliśmy k/sklepu z jakimiś gruzińskimi badziewiami. Na zewnątrz stał wysoki, ok. 190 cm, chudy mięśniak z figurą, jakby właśnie miał przerwę w kręceniu porniola i wyszedł na zewnątrz na fajkę. Nogi prawie ugięły się pode mną. Trudno mi było wzrok oderwać, a po chwili się kapnął, że go przycinam. Ale, pomyślałem se, ja na gościnnych występach, to w dupie. W każdym razie piękna twarz pociągła, bez zarostu, współgrała z resztą figury. Czasem się zdarza, że piękna twarz, a reszta bardzo średnia lub na odwrót. I tu dochodzimy do odwiecznego problemu. Znalezienie kogoś z wyglądem i jednocześnie do życia graniczy z cudem. To może 1/100 takich przypadków, że działa to w 100%. Przeważnie idziemy na kompromisy, w którym pierwszym jest większe tolerowanie głupoty, niespójności mózgowej, niż wyglądowej. No niestety, przynajmniej u mnie, wpierw wygląd, a później reszta. Zresztą co się czarować. Jak ktoś nie lubi morświnów, to niech się z takim zejdzie i następnie nadaje, że wygląd nie ma znaczenia. 
   Dobra, bo trza się zwijać z 824 do miasta i załatwiania spraw papierkowych. 
   Zdjęcie.
  Dziś z Indii. To Hindus, nie Indus. Taka moda, że pokazują swoje ciało w necie nawet z twarzą, ale taki chudy mięśniak mógłby być. 
Z twarzy też nie najgorzej. No więc działamy wpierw wzrokowo, by ocenić wyglądowo, a następnie i to jest istotne, mózgowo. 
  Wiem, wiem znajdą się Ci co stwierdzą inaczej. No oki, staram się to czasem zrozumieć. 
  Narka.

piątek, 19 lutego 2021

Piątek #1750

     Czasem, rzadko, sięgam do historii i przeczytam coś z własnego bloga do tyłu. W środę przeczytałem (po prawej są popularne posty) notkę z soboty. W niej najazd 811 na stację i większość dnia zwalonego oblężeniem stacji przez 811. Tyle co przeczytałem tę chaotyczną notkę (nawet nie wiem, że tak pisałem), dzwoni 811 (ok. 11:50), że właśnie jedzie na herbatkę. 
    Nosz qrwa - deja vu. Oczywiście jak w tamtej sobocie 5 lat temu, tak teraz zawalony cały dzień. Oblężenie stacji przez 811 trwało do 17:30. Nie cieszyłem się, bo plany były zupełnie inne na  dzień, a tu mnie wziął z zaskoczenia. Żałowałem też, że nie chciał tego najazdu zrobić w przyszłym tyg. bo mnie nie będzie. Już raz stanął pod wjazdowym, a tu stacja zamknięta. Nawet się z tego wtedy trochę cieszyłem. Nic, przyszło mi być przez jakąś część czasu, odbiorcą treści. Na szczęście na stację weszły także składy, 840, 895, a później, już po wyjściu ze stacji tych pierwszych wszedł, i z tego się cieszyłem, 844. Dwóch stękaczy pozostawionych samych sobie, bo poszedłem się odchudzać, to było to co potrzebowałem dla rozrywki. Aż się śmiałem czasem, jak wzajemnie się przegadywali. To podobnie jak 834 z 815. Pozostawieni sami sobie prawie się zagryzają. Każdy uważa, że jego nadawanie jest ważniejsze jak przeciwnika. Przewinął sie też 230, bo w nowej pracy, opisywałem ostatnio tą zamianę pracy niezbyt chyba przeliczoną, ma już postojowe - tydzień. Nawet nie wiem, czy nie będzie miał mniejszą wypłatę jak w starej robocie, ale zawirowania z jego nową robotą kiedyś może opiszę.

     Przedwczoraj wszedł na stację ok. 21:00 972. O tym, że jest wytrasowany na stację napisał mi 303. Trochę opóźniłem jego wjazd, bo jeszcze stona, więc musiał pod wjazdowym postać z 10 min. Przyjechał na piwa. No spoko. Ja tak lubię piwa, że szkoda pisać... Gdy nierówno, bo mnie to wchodzi ciężko, on był już po 6-ciu, ja po 3-ch, a było ok. 02:00 w nocy, stwierdził, ze zakurzy se jeszcze fajnie i lezie do swojej wioski. Trochę się ucieszyłem, bo wyśpię się jeszcze. Zapomniałem gupi, że to kurzenie to jak zwykle jakieś 20 min, po których stwierdził, że jednak zostanie. To już wiedziałem co bydzie. 
   Z grupy B przyniosłem materac, prześcieradło i resztę do spania. On tyle co wyglebił, bym do niego przyszedł. Nooo, dobraaaa (nie chciało mi się f chuj). I tu potrzebne jest wyjaśnienie. Kiedyś jak poznałem 972, to jego widokiem byłem zauroczony, praktycznie mdlałem na jego widok. Nie by się aż tak zepsuł, nadal wygląda atrakcyjnie, ale w seksie się rozjechało. Kiedy w tym czasie poznawałem innych mięśniaków, obczajałem co z którymi można zrobić, faktycznie zacząłem z niektórymi "coś" robić, to eksperymentowałem w seksie. Jedni pozwalali wiyncyj na eksperymenty, inni mniej, ale rozwijałem się, a przynajmniej ukierunkowywałem w spotkaniach z mięśniakami. Jednak, o ile, i co tu opisywałem, 972 mnie zaskakiwał tym co robił, to w większości było to po bożemu. Jak zacząłem i z nim eksperymentować, to - tego nie, tego też nie, tamtego również nie, a to i to odpada. Stopniowo więc eliminowałem spotkania z 972, bo to co chciałem miałem u innych. I teraz jak leżeliśmy, to on za mój organ i miętolił go jak te wampirelle w saunie w Katowicach, czy Ch-wie Bat. Bez ładu składu, jakby go chciał urwać. Chaotyczne ruchy, które niby miały mnie pobudzić, coś jakby z czasem za karę mi go prawie chciał urwać, bo on nie chce stanąć! Czy na prawdę mówienie im co mi się podoba jest takie trudne do zapamiętania? Wszyscy dobrze wiedzą, a przynajmniej powinni, że jestem wzrokowcem, to nie robię tego po ciemku, bo chcę, czy prawię muszę, widzieć ich mięśnie, to 972 - to zgaś światło i przyjdź (on wyglebił, a ja jeszcze ostatnie procedury wyłączeniowe stacji) do mnie. Do tego pamiętam całą listę pozycji, których z nim nie da się zrobić, bo - jemu się nie podoba. Mnie się tak jak króliki, teraz, też już nie podoba. 
    Po 10 min przestał urywać mój organ, który zaczął mnie już trochę boleć od tego pseudo masażu. Oczywiście od razu przypomniałem sobie mistrza obciągania z Katowic z sauny, co kiedyś też opisywałem. Ach...., rozmarzyłem się, a tu takie urywanie... Równolegle przeszły też niedawne spotkania ze 172 i to co można z nim zrobić i tak wyliczałem w myślach, czego z 972 nie mogę zrobić. A 172 był akurat dzień wcześniej i mimo wyrwanego zęba spotkanie owocne. Tym razem dłużej, by nie było spontanicznie, bo jeszcze by mi krew z zęba pociekła, dlatego sam się ułożył na pufach, przywiązałem mu ręce i dłużej gra wstępna, a następnie stopniowo narastający spank z pluciem i moje stopniowo narastające podniecenie, które zakończyło się łagodnym finałem. Cieszyłem się, bo ciśnienie aż tak nie wzrosło. I po takim spotkaniu ze 172, wbija na stację 972 i mam po ciemku, po bożemu, jak królik walić go od tyłu. No way. 
   Wiem, jak czytają to osoby, które w ogóle nie mają seksu to se myślą. Nie dość, że przychodzą do niego mięśniaki, podkładają się, to jeszcze wybrzydza. 
   No właśnie, bo jest kolejny new mięśniak, to kończę, jeszcze jakieś zdj. kolejowe i do następnej notki. 
   Zdjęcie. 
Zdj. nie moje oczywiście (napisane czyje na zdjeciu), ale na necie go już nie ma. Wężyska i parowóz w latach 70-ych. 
   Narka.

wtorek, 16 lutego 2021

Wtorek #1749

     Ostatnie info, które nadeszło od 824 w nd. o kolejnym zatruciu obiadem. Trudno, do niedzieli będzie musiał wytrzymać, a właściwie do pn. bo w nd. to chyba popołudniu pojadę. Na szczęście idzie ocieplenie to auto myślę odpali z mniejszymi problemami jak przy tych mrozach. Gorzej, bo żarcie u 824 na balkonie będzie się psuło szybciej jak przy mrozach, ale przecież nie rozdwoję się. 
     303 się pojawił wczoraj na lekcjach, a bardziej skłoniło go do przyjścia zmontowanie starego laptopa przedpotopowego. To taka robota dla roboty, bo co na tym laptopie nastoletnim pójdzie to nie wiem, ale w pewnym wieku trudno jest wytłumaczyć nawet takie proste sprawy. Trza go uruchomić, a później się zobaczy. To mniej więcej tak, jakby odpalić malucha (Fiata 126p) i chcieć nim zapierdalać po autostradzie 200 km/h. Tylko musieliśmy go rozebrać, by dostać się do gniazda zasilania, bowiem nie mam takiego zasilacza z odpowiednią końcówką. Mam inny, ale niestety trza to zdrutować by ruszyło. On go wczoraj poskładał, ale zostało 6 śrubek i nie wiem z czego bo nie byłem cały czas przy tym składaniu. 
    Zastanawiam się, bo jakby cały czas pozwala się głaskać. Kiedyś przychodził lata temu 171. Był (jest) równie głupi jak 303. Chyba nawet o tym pisałem, że też można go było pogłaskać, zrobić z nim zapasy, ale 171 w przeciwieństwie do 303, to był umięśniony i to pięknie. Ach..., niektóre pozycje w zapasach to pamiętam doskonale. Mnie oczywiście stawał, bo on w klacie, ja na nim, ten dotyk napiętych mięśni, to ciało lekko spocone, to często leżałem z wbijającym się w jego brzuch organem. Nic nie mówił, choć nie wierzę, że tego nie odczuwał, bo ja bym chyba czyjś organ wbijający się w mój brzuch czuł. Z czego to wynikało, nie wiem do dziś. Takich zagadek wioskowych to jest pełno. Zresztą część jest tu opisana. 
   
    Wczoraj byłem wyrwać kolejnego zęba - 2/7. Wypadła mi z niego w czwartek duża plomba, która stanowiła połowę zęba. Nie ratowałem go, bo nie ma już 2/5 i 2/6, to po wyrwaniu 2/7 trza bydzie wstawić małą protezkę. Oczywiście miast zaleceń po wyrwaniowych, pojechałem ok. 19:30 przewozić meble dla 979 z Za-a Helenki. Do tego na placu było -8C i myślałem, że mnie tam poqrwi. Do tego przewożenie nie przygotowane, bo auto którym jechaliśmy nie posprzątane, to spoczywało na mnie lub 979, ale ja byłem mało w stanie, a 979 w jakimś ogólnym amoku wożenia mebli pewnie o tym zapomniał. Meble braliśmy od jakiś lasek, które chyba kończyły wynajem kawalerki, a jedna z nich studiowała chyba obok medycynę, bo jak powiedziałem, że mam wyrwanego zęba, to dość fachowym słownictwem sie wypowiadała. 
   Zajmowałem się drobnicą, nic ciężkiego, ze względu na zęba nie nosiłem, a też i nie schylałem się, brałem z przysiadu. Akcja przewiezienia i wnoszenia skończyła się dla mnie ok. 22:15, a o 22:25 byłem na st. mac. Już wtedy czułem, że mam gorączkę. Przesiedziałem jeszcze przy kompie oglądając film "Banksterzy" nowy PL, wciepnięty akurat na yt. ale dziś go już nie ma. 
   Położyłem się do łóżka, a tu przychodzi 979. Zamiast powiedzieć, że przyjdzie, to bym nagrzał trochę w jego pokoju, to nic. Ani nie zadzwonił, ani nie napisał, a przecież na placu dalej było -8C. Niby się wymawiał, że on taki z klubu morsów. No ok, ale są pewne granice. Grupa D w ogóle nie ocieplona to na niej wieje chujem. Włączył se tam grzejnik, jakoś do rana przeżył. W robocie wziął wolne, bo cały połamany. Pospał do ok. 12:00 i poszoł robić dalej. 
    Muszę się zabrać za dalsze żarcie, bo dieta wczorajsza, czyli papki, już mnie dobija. Śniadanie też dwie kromki, żarte jak poprzednio po wyrwaniu zęba przez pół godziny, więc mnie ssie w żołądku do kolejnego żarcia. 
    Zdjęcie. 
  Znalazłem zdjęcia 171, to jedno z nich. No i jak z takim mięśniakiem nie podniecić się przy zapasach. Ach to były czasy, jak realizował dłuższy pobyt na st. mac. i udawało się w nielicznych wolnych chwilach, bo przecież ruch kiedyś na st. mac. był jeszcze większy niż dziś, zrobić z nim zapasy. Taki natural 100% mięśniak. Żadnych przerostów siłowniowych, ot można by powiedzieć zwykły (kiedyś) widok. Dziś te flaczki nastoletnie operujące najwięcej kciukiem, mają chyb jedynie mięśnie wokół kciuka wyrobione. 
   Dobra, tyle, bo trza coś zaś zeżreć przez godzinę. Dziś z krauzy fasolka po bret + chleb z masłem. 
   Narka.