czwartek, 13 maja 2021

Czwartek #1780

 W ostatniej notce pisałem, że 172 nie było w sobotę, ale przylazł w nd. Zaś praktycznie przed odejściem do 824. Mieliśmy szybki seks zrobić, więc siadłem mu na brzuchu, po chwili położyłem sie na nim i masując, czy ugniatając mięśnie rąk, zastanawiałem się:
- wczoraj nic nie było, a to ostatni weekend kiedy jest. Nadto chciałem mu tym pasem przypierdolić, nim zniknie na pół roku i kapa. Leżałem ściskając jego mięśnie i dalej główkowałem. U 824 w zasadzie muszę być rano, nim uruchomi zakupoholizm. 172 nie pracuje, to tą flachę, która stoi (w rezerwie) można przeciepnąć na dziś. Podniosłem się, znowu siedziałem na jego brzuchu, i przekazywałem mu to info i plan działania. Przystał na to. Od razu pomyślałem - zajebiście f chuj.          Wpierw chciał być na 21:00, ale wymogłem by był wcześniej, choć i tak wiedziałem, że będzie z poślizgiem. Faktycznie wszedł na st. mac. o 20:50. Stosowne info, że zostaję na st. mac. wysłałem do 979. 
    Zaczęliśmy łykać, Z początku trochę szybciej, by później zwolnić, bo on powiedział, że tak szybko nie, bo go zmuli i cheftnie. Ok, po 3-im kielonie, a były to 20-ki, zwolniłem. Mnie jakoś nieszczególnie brało, ale może dlatego, że wczoraj (w sobotę) łykłem niewiele i organizm do trawienia alko się przyzwyczaił. Jego po iluś tam ponoć brało więcej. Skoro tak, to przystąpiłem do działania. Tym razem na stojąco. Stałem za nim, przyklejony do jego ciepłych pleców, jego ręce wygiąłem do tyłu, praktycznie za mnie, a moimi operowałem na jego brzuchu, klacie, co jakiś czas dając mu klapsa w jakąś część ciała. Stopniowo wyginałem go do przodu, pozostawiając jego ręce z tyłu. W końcu, złożyłem mu je na jego plecach, za szyję nacisnąłem w dół, a on (jak poprzednimi razy) bez większego oporu schylił się w dół. W końcu, nacisłem go tak, by ukląkł i głową oparł się o podłogę. Pod głowę podłożyłem mu poduszkę, a po tym siadłem na nim. On ręce dalej miał z tyłu, jednak jak miałem mu przydupić pasem, to nie mógł ich tam mieć. Chwyciłem za ręce i położyłem mu je na podłodze k/gowy, tak że był teraz oparty o gowę i na łokciach i przedramieniach. Chwilę w tej pozycji dostawał klapsy z otwartej, a następnie poszedłem po przygotowany obok pas. 
    W sobotę, kontrolnie przywaliłem sobie tym pasem w otwartą lewą rękę, sprawdzić jaki jest efekt, a myśląc, że tak przywalę mu w plecy - stanął mi. Mózg se już główkował.
   Teraz siedząc na nim mogłem to zrealizować, ale z umiarem, by go nie zrazić, to też na początku bardzo lekko go nim uderzałem. W trakcie okazało się, że wziąłem nie taki pas jak trzeba. On był lekki i ciężko się nim machało tak, by powierzchnią płaską wylądował na jego plecach i by było takie klaśnięcie odpowiednie. Zamiast tego, przy lekkich uderzeniach, lądował którąś krawędzią na jego plecach, bo opór powietrza go obracał trochę. Dopiero jak mocniej nim machnąłem to lądował odpowiednio, ale..., no właśnie... nie chciałem 172 zrazić i ciągle go nim napierdalać. Tym bardziej, że nawet przy tych słabszych uderzeniach po jakimś czasie robiły się lekko czerwone ślady na jego plecach. By nie walić w jedno miejsce, to czasem waliłem z boku pod żebra, z prawej lub lewej strony, jak zmieniłem rękę. On nic nie stękał (w sensie, komentarzy do tego co się dzieje), a ja po każdym mocniejszym uderzeniu zastanawiałem się kiedy powie:
- ale tego - nie, rób coś innego (co zamknęło by na zawsze możliwość skorzystania z pasa). Przy każdym z mięśniaków, kiedyś coś takiego było, więc pomny doświadczenia robię ostrożnie. 
   Jednak mimo hamowania się, w miarę jak rosło podniecenie, to też uderzenia stawały się celniejsze, lekko mocniejsze. Ok. w końcu i to wcale tak długo nie musiałem czekać, doszedłem. Wytrysk był taki, że aż sam byłem w szoku, ale to spowodowała nowość w obrządku. 
   Na szczęście już po nic nie powiedział. To dobrze, bo zastanawiałem się czy tylko czeka do końca by zakomunikować, że z tej "zabawy" już tyle. 
   Mimo moich niepewności nic o tym nie mówił, mało tego zapowiedział się, że wbije rano co mnie zszokowało. Przez chwilę myślałem, czy on w ogóle odebrał co zaszło? A może to ja się tak przejmuję tym i smyrałem go pasem, a on, choć chciał też się powstrzymywał przed powiedzeniem mi, by nie wyjść na jakiegoś..., weź przydup tym pasem porządnie. 
   Dylematy, których się chyba nie rozwiąże, a przynajmniej trza by dużo łyknąć, bym chciał to rozwiązać. On ma przecież nadzór i jakby się tu coś nie powiodło, to ma to z kim robić, ja już nie. 
   Z tego wszystkiego rano przebudziłem się ok. 05:20 i juz zasnąć nie mogłem, choć budzik nastawiony na 06:35, to też leżałem w łóżku. 05:40 dzwonek, obwieszczający, że ktoś stanął pod wjazdowym. Leze spojrzeć, a tu 172 pod wjazdem. Ucieszyłem się, bo co napisać innego. Mało tego, mózg zaplanował sobie powtórkę, by:
1) spr. na trzeźwo, czy faktycznie on to trawi, czy tylko po alko dał mi szanse
2) przydupić mocniej i spr. jego i swoją wytrzymałość. 
   Zaczęliśmy więc dokładnie jak wczoraj. Poszło na początku szybko, bo mózg już od przebudzenia pracował na wysokich obrotach. Sprowadzenie go do pozycji na kolanach nie zajęło dużo czasu, następnie krótka gra wstępna, jak już siedziałem na nim, czyli kilka klapsów na plecy, a następnie już miałem pas w ręce. Żałowałem tylko braku wymiany na bardziej odpowiedni. Ten się nie nadaje. No cóż, z braku odpowiedniego, bo mnie 172 pod wjazdem tak wczas zaskoczył, musiałem używać ten. Tzn. musiałem..., nie musiałem, ale głupio by było zostawić go w tej pozycji i powiedzieć:
- nie ruszaj się, tylko skoczę po odpowiedni pas, którym Ci przydupię i wrócę.
   Poszedł do użytku ten co był. Tym razem trochę mocniej dostawał z pasa, bowiem mózg cały czas główkował i wygłówkował, że:
- to jest w zasadzie nasze ostatnie spotkanie, no chyba że...
- za pół roku nie wiadomo co będzie więc jak nie teraz, to kiedy?
- w każdym momencie może powiedzieć - stop, dość, tego nie chcę itp. 
- mimo powyższych nie ma co przeginać, bo za pół roku nie będę mógł np. sięgnąć po pas, wtedy może bardziej odpowiedni. 
   To też było umiarkowanie. Trochę mocniej jak wczoraj, pas częściej klaskał o jego skórę zostawiając po czasie czerwone ślady. On nadal nic nie mówił, więc mnie to trochę rozkręcało i przed finałem kilka razy trafiłem dość mocno. 
   Już po, po kilku minutach, co mnie zaskoczyło on sam z siebie powiedział:
- to może bym pojechał z Tb. do 824, tak jak wcześniej mówiłeś?
   Mnie zamurowało. Od razu pomyślałem - miałem mu mocniej przydupić. No cóż, mięśniaki mnie zawsze zaskakiwały, szkoda tylko że mam wbudowaną ostrożność (a może nie szkoda, wszak tyle z mięśniakami przeżyłem, może właśnie dzięki tej wbudowanej ostrożności). 
   

   Jeszcze taka ciekawostka. Na osiedlach porobiły się zamiast spółdzielni mieszkaniowych "wspólnoty". Twory lepiej lub gorzej zarządzane, ale miast płacić na jednych zbiorczo, płaci się na znacznie większą grupę mniej więcej w takich samych ilościach. Ostatnio były ciepłe dni, temp. dochodziły do 29C. U 824 mimo tych temperatur nadal są letnie kaloryfery. Nosz qrwa, kto za to buli? Jakbym tu mieszkał, to larmo gotowe, ale tak to trudno zaczynać wojnę. Na chuj przy 25C letnie kaloryfery i kto j/w. Co to ciepłownia ma darmowe ogrzewanie na zbyciu, czy chce zarobić na frajerach? U nas w wiosce termostat przy 17C wyłącza pompę i to jest normalne, ale by w mieście czegoś takiego nie umieli se zrobić...
  Czas kończyć, to zdjęcie.
EDYTOWANO
  172 w takiej pozycji, na którą wpadłem przypadkiem. On ma ręce trzymane przez moje ugięte nogi, a tułów wygięty do przodu. Czerwone na górze plecy, to po początkowym spanku z ręki. Fajna pozycja, bo zostawia mu mało ruchu, jest nawet bardziej nieruchomy, jakbym mu związał ręce.  
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz