poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Poniedziałek #1353

   Chyba dziś zacznę od tyłu.
    Powinien być tytuł "Zadyma na kopalni". Żrę śniadanie, tel. dzwoni - elektryk z SRK, że z-ca dyr. d/s jakiś tam, chce wejść na nastawnię, ale nie ma kluczy. Fuck, są u mnie. Pojechałem. Na msc. To ten dyrektor, który wydał zgodę na imprezę, choć teraz rzekomo, to nie była zgoda. Ponieważ jego wzięli na dywanik, to niejako mnie wziął na dywanik, ale nie jestem pracownikiem kopalni to i tak musiał się powstrzymywać, mimo to widziałem, że najchętniej dyrektorskim zwyczajem by po premii poleciał lub coś innego. Czepiał się o wszystko, czy na każdy ruch nogą mamy zgodę. Wniosłem pompę do wody na nastawnię, bo pompuję wodę z szamba, to czy mam papierek na jej wniesienie na teren?
- nie mam,
- no to jej pan już nie wyniesie
- do niczego innego nie jest mi potrzebna, w domu mam sucho.
    Niby, by przebywać na nastawni, na której formalnie przebywam od paźdz. ub. roku, potrzebuję znowu zgodę. Jutro chyba polezę do obecnego new dyr. SRK KWK Pokój 1 i pogadam o co chodzi, bo przecież samą wodę trza pompować co ok. 2 tyg. Inaczej nastawnia znowu się nią zaleje.
   W zasadzie to dyr. mało słuchał, więcej gadał, co mu się nie podoba, i chciał się trochę wyżyć na kimś innym, bo na nim też się wyżyli.
   Niefajnie, bo jeżeli nie dojdzie do wyburzeń to oni, czyli SRK, ratują 40 mln zł na wyburzenia, które na ten rok mają w budżecie, więc nie małą gotówkę i to ja, jestem tym, który tą kasę może im uratować. Czasem chęć pokazania, że jest się kimś ważniejszym jest wyższa niż interes ogółu, bo przecież te 40 mln zł to nasze pieniądze, podatników, bo to państwowa spółka.
   Śniadanie ze szczurami, tzn. tymi dwoma oswojonymi, bo tamte im podbierają, jak coś żrą. Jak zejdzie do poziomu akceptowalnego, to chyba szczurzyce zarzuce żarciem. Czasem jak za dużo zeżre, to lezie się wyglebić na wejściu do kuchni i trawi. Ostatnio, bo to wąskie gardło z przejściem, właśnie obżarta tam wyglebiła, przeto inne szczury musiały po niej łazić by przejść dalej. Niewzruszona tym łażeniem innych po niej, nadal leżała, a wyglądała jakby ją walec drogowy rozjechał. Miejsce jest z widokiem na wszystkie składy wchodzące do kuchni, także przemieszczające się szczury i pewnie dlatego tam leży.
   Oczywiście każda kromka wkładana do ust musi przejść kontrolę, to co piję również. Trudno jest nawet kroić chleb, bo ona ciągle się przewija i to pod nożem, dlatego wydałem normę własną NW - zakaz krojenia przy niej, bo jeszcze jej odkroję wąsy lub jakieś palce. Niestety spowalnia to całe śniadanie, ale co zrobić...
   Wczoraj dzień z dupy. Zaczęło się od stanięcia pod wjazdowym o 00:25 972. Po około 30min spania wyszedłem z łóżka totalnie przydupiony, bo ani organizm się nie wyspał, ani nie przeleciały fazy snu, no beznadzieja. Przylazł z piwem na piwo, ale swojego nie otworzyłem, bo do rana bym go nie łyknął. Ok. 01:00 drużyna trakcyjna 972 stwierdziła, że zostaje na stacji. Od razu przewróciłem się w łóżku, nakryłem i wskazałem grupę B na postój 972. Mam ją obudzić (drużynę trakcyjną) o 07:00. Pięknie, qrwa, zaś się nie wyśpię. O 07:00 budzę i pyta:
- a o której później wstajesz?
- o 09:00
- to obudź mnie o tej.
  Jeszcze lepiej, ja się mam nie wysypiać, bo oni nie wiedzą czego chcą. O 08:00 dzwonek, to pod wjazdowym 172. No przecież mnie rozrzuci po ścianach - pomyślałem. On tylko na chwile, skoro jest 972 i w sumie po chwili wyszedł.
   Położyłem się, ale już nie zasnąłem, bowiem wyj. na kopalnię, to przygotowania trza zrobić.
   972 chyba myślał, że z nim coś zrobię, ale po nocy w częściach, to mi się totalnie nie chciało i nic nie zrobiłem. Oczywiście na planowy środek komunikacji o 11:50 nie zdążyłem, bo nie było łapania szczurów w pt., przeto ich więcej lata po stacji i trza je wykarmić. Brak tej łapanki ma w ogóle dalsze konsekwencje. Może uda się to dalej napisać.
   Pojechałem 30 min później. Od czwartku trochę odzywają się znowu korzonki. W czw. jak zdejmowałem pokrywy z napędów rozjazdów i obudowy z nich zgrzałem się, a wiało wtedy trochę no i załatwiony jestem. Wczoraj miałem po przyjściu wyciągnąć drezynę z pod sortowni, ale z tymi plecami to zrezygnowałem. Ok. 14:00 przyjechał maszynista, który wyjeżdżał ze stacji RKP (RCL) ostatnią lokomotywą luzem i ma z tego nagrany filmik. Z tego zmęczenia zapomniałem wziąć od niego namiary i dupa. A filmik bym chętnie przygarnął. Opowiadał ciekawe rzeczy, m.in. dowiedziałem się o kilku ciekawostkach na nastawni, m.in. tajemnicza metalowa szafa z otworkami pod sufitem okazała się być wzmacniaczem i nagłośnieniem kiedyś na peron dworca. Oprócz tego, że piec na węgiel cieknie i, ze z ogrzaniem nastawni w zimie będzie problem. To, akurat już wiem, bo jeżeli leciało tam 20kW i ledwo ją ogrzewało, to więcej mi mówić nie trzeba. Mówił też o gruncie, że nadal "pracuje" nad kopalnią i stacja trochę zmienia nachylenia. Pogadał jeszcze trochę o swojej pracy, ogólnie o szkoleniu nowego narybku na lokomotywy, ale, niestety, trochę ziewałem jak mówił, bowiem zmęczenie, a nadto niedospanie robiło swoje.
   Właściwie na zakładkę przybył na stację RKP 824. Znowu byłem uwięziony, bo już przesiedziałem 1,5h, a teraz zapowiadało się następne. Spanie brało mnie co raz bardziej, ale jakoś wytrzymałem do końca. Wyszliśmy razem. Ponieważ był luz czasowy to stwierdziłem, że jeden przystanek przelezę pieszo wraz z nim. Jak szliśmy przejechał przez skrzyżo w oddali w poprzek autobus. Powiedziałem:
- to chyba Twój?
- nie, na pewno nie mój
- ale ta zajezdnia niczym innym tu nie jeździ
- nie, to na pewno nie mój, mój jest za 10 min.
  Skoro się upiera, choć byłem przekonany, że to właśnie jego pojechał, a następny za godzinę, to rozeszliśmy się na skrzyżo. Sprawdziłem a automacie biletowym i to był jednak jego autob. Zadzwoniłem, by przylazł i pojechał kawałek ze mną to pojedzie inną trasą niż czekać godzinę. Puściłem to czym miałem jechać i spr. w tym czasie RJ i miał za 7 min autob. w swoją stronę. Przy ponownym połączeniu powiedział, że właśnie tym pojedzie. No pięknie qrwa, zostałem na lodzie i w zasadzie 45 min w plecy. Polazłem wqrwiony pieszo 2,5 km na nast. autob. W drodze mało mnie nie rozrzuciło, jak tego dyr., który o wszystko się ciepał, a nie mógł nic mi zrobić, bo ja nie pracownik KWK.
   W drodze na st. mac. zadzwonił 230, czy bym ich czasem nie odebrał z kato, bo jadą poc. Przekazałem, że w ostatniej chwili dzwoni, bo po wejściu na st. mac. chciałem łyknąć z flachy, ale tak to są uratowani.
   Na dworcu w kato o 21:15 w zasadzie pusto. Gdzie ten dworzec z lat 80-ych wiecznie pełny, z zaludnionymi peronami? Dziś perony świecą pustkami, ludzi garstka wsiada do nielicznych pociągów.
   230 jechał na st. mac. a 979 z niby laską do mieszkania od matki. 979 wyglądał zmarnowany po wyjeździe, ale, jak opowiadał 230, tak wyglądał, bo faktycznie spania to mieli mało, by nie rzec, bardzo mało. No jak to młodzież na wyjeździe.
   Tyle, bo czekają prace na st. mac., a opóźnienie, bo nieplanowy wyjazd na kopalnie. Dobrze, iż miałem do dyspozycji skurwomobila, a dyr. powiedziałem, po uzgodnieniu z elektrykiem, że klucze z nastawni wziąłem wcześniej tylko byłem na "drugiej stronie". Jakoś to łyknął.
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz