niedziela, 13 lutego 2022

Niedziela #1871

    Pod blokiem 824 jest stonka. W zasadzie jak z niej wychodzą i lezą w osiedle to widzę co niosą. Menu żywieniowe młodzieży jest straszne. Przeważnie to cola, ta oryginalna, do tego chipsy, pizze, jakieś inne przekąski powiedzmy sobie niezbyt zdrowe. Najgorsze, że te nawyki żywieniowe się utrwalają i później pozostają na dłużej. Sam będę się musiał wnet zmagać ze zmianą menu żywieniowego, bo ostatnio trochę popłynąłem jak zaprowadziłem 824 na nieświadomce do domu starców. 
   Inną ciekawą sprawą jest organizowanie sobie, głównie przez facetów, żarcia do roboty. Obok stonki jest buda z pieczywem i wyrobami cukierniczymi. Mają też na stanie bułki z dodatkami, czyli szynką lub serem, sałatą i jakimiś dodatkami. Bułka taka kosztuje 5.50 zyla. Czasem widzę co kilka dni tych samych facetów podjeżdżających autami i kupujących gotowe śniadanie. Zastanawiam się, czy faktycznie dzień wcześniej nie mają czasu, by takie coś przygotować sobie na rano? Czym oni są tak bardzo zajęci wieczorem, że nie są w stanie zrobić żarcia na rano. A może to lenistwo i wygodnictwo. Tylko następnie oni stękają, że chcą wiyncyj i wiyncyj zarabiać, bo nie starcza. Jak się ma taką strukturę wydatków, to trudno by starczało. 

  Tyle się ostatnio mówi na temat ekologii, ale to chyba tylko trend europejski. Reszta świata ma wyjebane na to i leje sikiem prostym na rozwiązania stosowane u nas, w małym regionie, jeżeli chodzi o świat. O co więc tak bardzo się ciepiemy? Czy liczymy na to, że inni pójdą naszymi śladami? Nie sądzę. Gdzieś tą brudną produkcję trzeba robić. To, że wykasowaliśmy huty (piece wytapiające surówkę) nie znaczy, że jej się nie robi, a przecież to nie jest tak, że powietrze skądś tam do nas nie dociera, a nawet jeżeli nie samo powietrze, to lokalnie tamtejsze huty zmieniają środowisko naturalne, co przekłada się i tak na nasze funkcjonowanie, bo część żarcia kupujemy właśnie z tanich krajów, a ono tam jest hodowane obok działających hut. 
    Ostatnio w Angorze (tygodnik) przeczytałem, że "w ciągu trzech lat Chińczycy zużyli więcej betonu niż Amerykanie w całym XX w.". Czyli co? My tu dbamy o ekologię, a oni tam betonują Azję Południową. No fajne żarty. 

   303 zawinął się do Niemiec. Tydzień temu odebrał dowód i już jako niewolnik, bo przecież nie prezes, nie dyrektor, nawet nie kierownik, pojechał do kraju raju zarabiać f chuj kasy. 820, u którego w piątek byłem na flaszce popołudniu, stwierdził, bo to debil jest i chyba trzeba to potwierdzić. Nic to, że brat o rok starszy był w tym kraju wcześniej i wrócił, bo jednak nie to co miało być, ale on pojedzie i sprawdzi na własnej skórze czy to faktycznie tak jest. Jak się go spytałem co tam bydzie robił to napisał:
-"komisjonerstwo artykułów spożywczych".
  Rozumiem, że telefon poprawił mu te dwa ostatnie wyrazy, ale pierwszego nie zrozumiał to zostawił taki, jak napisany. 
  Chciałem go ściągnąć do mieszkania 824, ale jak to ja, zabierałem się do tego jak sójka za morze i wyszło jak wyszło. Z drugiej strony mamy już swoje lata i też realnie patrzę na pewne sprawy, a na to nakłada się dostępność pornioli w sieci, jak nigdy wcześniej. Wiem, że to końcówka, bo za kilka lat będą już nas oficjalnie inwigilować, więc by być porządnym nie będzie można oglądać, bo, jak w Chinach, "system" będzie nas oceniał. Wszak mamy już pegazusa w kraju, a w innych przy okazji zarazy oficjalnie, jak w Danii, testowano inwigilowanie społeczeństwa. Następnie wycofają gotówkę, w sensie banknotów i bilonu, i już nas będą mieli w kieszeni, a tym niegrzecznym po prostu naciśnie się ENTER i odłączy ich od kasy i... pozamiatane. 
   Nim to nastąpi jeszcze kilka lat przyjdzie nam pożyć w, i tak już ograniczonej, swobodzie. 

   979 z kolejną niby laską jedzie jutro na ferie z nią i jej dziećmi. Na dziś jeszcze nie ma urlopu, ale wyjazd już zaplanowany. Powiedział, że jak niedostanie urlopu, to weźmie L4. 
   Przypomniało mi się, jak dawno, dawno temu, kiedy ten "system" jeszcze tak nie działał, pracowałem w komunikacji miejskiej, a wiedziałem, że nie ma opcji, by w lecie (lipcu) dostać urlop, bo pierwszeństwo mieli ci z dziećmi. Wobec tego nawet nie zabiegałem o urlop, bo później byłyby podejrzenia. W ramach planowania wyjazdu z kolegami, udało mi się zdobyć wolne na pt. sob. i nd. od pani, która wypisywała służby, oczywiście za dostarczeniem kawy. W piątek poszedłem więc do lekarki na wizytę. Wcześniej głowiłem się jak jej powiedzieć, że potrzebuję L4, bowiem wyjeżdżam nad morze. Nie wiedziałem od czego zacząć, a przecież byłem kompletnie zdrowy z czystą kartoteką. Wiedziałem, że max mogła dać 9 dni L4 z marszu, nadto myk polegał na tym, że owe L4 planowałem od poniedziałku, a nie od piątku. Będąc w gabinecie czułem się jak na odpowiedzi ustnej w szkole, kiedy przychodzę do tablicy nieprzygotowany, a ze strony nauczyciela/lekarki pada:
- no to słucham...
   Z tego zdenerwowania postanowiłem nie owijać w bawełnę i iść na całość. Powiedziałem wprost, że pracuje w komunikacji miejskiej, nie ma szans na urlop, jednak chcę jechać na wyjazd z kolegami nad morze. Kilka razy wcześniej u niej byłem, ale dosłownie kilka, na jakieś przeziębienia, jednak przeważnie jeszcze tam o czymś wymieniliśmy dwa zdania. W odpowiedzi usłyszałem (co zapamiętałem do dziś):
- pan jest bezczelny. (i po chwili) Ale szczery. 
   Jak już zabierała się do wypisywania L4 to jeszcze poprosiłem, by wypisała je od poniedziałku, a w pn. kolega z wioski wyśle je do zajezdni pocztą. Popatrzała na mnie, nastąpiła chwila milczenia z jej wzrokiem wpatrzonym w moją twarz... i wypisała od pn. 9 dni L4. 
    Od tej wizyty, kolejne u niej odbywały się w zupełnie innej atmosferze i do dziś rewelacyjnie mi się do niej chodzi. Nawet w początkowej fazie zarazy w kraju na wiosnę, kiedy wszystko kompletnie pozamykali, przyjęła mnie na wizytę do gabinetu. Pielęgniarka wtedy w drzwiach:
- ale przecież jest zamknięte
- ja na umówioną wizytę
- to przecież muszę iść sprawdzić (przypomniał mi się wtedy film "Miś" i scena na poczcie - to przecież ja muszę iść i poszukać. Cholera jasna...")
   Po wizycie u lekarki, w piątek wieczorem jechaliśmy już pociągiem nad morze. 
   Zdjęcie.
(miało być zdj. 303, ale nie jestem na tym kompie, na którym one są)
To na ŚDM (2016 r.), kiedy masowo jeździły potrójne jednostki EN57. Mijanka takich na jakimś przystanku. Widoczne zestawienie 3xEN57, jako pierwsza jednostka z KD, EN57-781 stary model, bo jeszcze z ryflami, drugi też.

Trzecia to średniak czyli EN57-1356, ale po remoncie. Jest jakaś nieścisłość, bo na pierwszej jednostce, tej z KD na wyświelaczu jest Oświęcim, a na ostatniej, na bocznym Tarnów Mościce. One faktycznie w takiej relacji kursowały, by nie zatykać Krakowa Głównego. 

A to już ujęcie, jak obie jednostki ruszyły w dalszą drogę i rozjeżdżają się. Nie wiem na jakiej stacji to zrobiłem, to jest tak jak bieżąco nie opisuje się zdjęć. Niestety na trzech zdjęciach nie uwieczniło się nic co wskazywało by jaka to stacja. 
  Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz