poniedziałek, 21 czerwca 2021

Poniedziałek #1792

   I to jest bardzo dobra pogoda, by opisać zdarzenie z przed 3-ch dekad kiedy jeździłem autobusami komunikacji miejskiej. Otóż właśnie takiego gorącego dnia, z temp. powyżej 30C jadąc do Zabrza, przed centrum podniosła się znacznie temperatura wody w jelczu M11
Na pierwszym przystanku od zauważenia wzrostu temp. poszedłem sprawdzić co dzieje, wyłączając uprzednio silnik. Po podniesieniu klapy, z drugiej strony autobusu od razu zobaczyłem brak paska napędzającego pompę wody. No nic, zostały chyba dwa przystanki do dworca to jakoś dojadę, tym bardziej, ze w tych modelach woda w układzie ogrzewania, czyli przez trzy nagrzewnice w wozie płynęła cały rok. Dało się zakręcić wodę z nadmuchu na przednią szybę (na zdjęciu na czołowej blasze ma napis SCANIA, to pod nim umieszczona była przednia duża nagrzewnica), ale ponieważ grzałem tam herbatę, no i jestem ciepłolubny, to u mnie też tam cały czas płynęła gorąca woda. Nadto ten model miał manualną skrzynię biegów, co pozwalało jechać w takim przypadku na małych obrotach i maksymalnie na luzie, by silnik się nie grzał i tak dojechałem do dworca, na którym generalnie chłodzenie silnika. Podniesione klapy w wozie, klapa na zewnątrz. 
   Teraz mała dygresja. Kiedyś, co pewnie oczywiste, ale część mogła zapomnieć, albo nie żyła w tamtych czasach, komunikacją miejską jeździło pełno ludzi, a akurat ta linia, trochę przez wiochy jechała rzadko, to też postanowiłem zrobić kurs powrotny do Bytomia z uszkodzonym układem chłodzenia. W tym celu postanowiłem podnieść obie klapy silnika na środku autobusu, które również ściągałem, jak ćwiczyłem i robiłem pompki. Umieścić je po jednej na skrzydle środkowych drzwi, tak by z zewnątrz było widać, że zatarasowane (to te dwie duże klapy na środku zaraz obok środkowych drzwi)
Otwarte już były, ale otworzyłem na maksa (u mnie ciężko się przesuwały) okna, a wystarczy popatrzeć na zdjęcie, by zobaczyć jaką powierzchnię miały kiedyś okna w autobusie. Odpowiednio ustawiłem również klapy w dachu, przednia na wyciąg, tylna na wciąg, nadto, bo kiedyś można było, cała trasa przebiegła z otwartą pierwszą połówką drzwi. Za przednią szybą umieściłem tablicę z czerwonym napisem USZKODZONY. W czasie jazdy (niestety) musiałem włączyć ogrzewanie w przestrzeni pasażerskiej oraz pompę elektryczną do układu wodnego. Ponieważ jestem ciepłolubny, to nagrzewnice w wozie co roku ściągałem i generalnie czyściłem, to też w zimie nawet przy -10C na placu jeździłem w koszulce z krótkim rękawkiem i drzwiami otwartymi do części pasażerskiej. Dlatego były one bardzo wydajne pod kątem chłodzenia silnika. Poniżej -5C na placu nie uruchamiał się w ogóle główny wentylator na dużej chłodnicy. 
   Możecie sobie wyobrazić jak lało się z ludzi wewnątrz pojazdu. Oczywiście bacznie patrzałem, czy ktoś nie wpada do silnika, ale ludzie wtedy byli technicznie ogarnięci, nie jak dziś, a także myślący. Nie trzeba było dawać naklejek przy ostatnich drzwiach tramwajowych, że "Uwaga, większy odstęp do peronu", "Uwaga grzejnik, nie kładź toreb i innych przedmiotów przy nim", czy wyświetlać w autobusach napis: Uwaga, kierowca może gwałtownie hamować". Co odważniejsi przechodzili nad silnikiem, ale nikt tam nie wpadł. Dziś takiego kursu bym nie zrobił, bo część zapatrzona w komórki najnormalniej wlazła by do silnika mimo zwiększonego hałasu w wozie. 
   W autobusie zrobiła sie sauna, ale nikt nie stękał, raczej cieszyli się, że mogą jechać, a nie czekać na następny kurs lub zrezygnować w ogóle z jazdy. 
   Dojechałem do Bytomia i nie zagotowałem silnika, później zjechałem na garaż, już w ogóle z otwartymi drzwiami. Wtedy nie było czujników wyłączających i silnik można było zagotować, zatrzeć itp. Problem był później taki, że dziennie trzeba było do takich silników nalewać oleju i były słabsze. 
   Normalnie to gnałem swoim autobusem prawie na każdej linii, w tym kursie wziąłem to sobie lajtowo, tym bardziej, że i tak zjazd na garaż. W Bytomiu pojechała za mnie rezerwa. 
   Najważniejszy cel, czyli niezagotowanie silnika osiągnięty, a przy okazji przewiezieni ludzie z doznaniami, które pewnie też długo pamiętali. Przecież nie musiałem ich brać, o czym oni doskonale wiedzieli, i zjechać najkrótszą trasą na garaż. 
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz