wtorek, 29 czerwca 2021

Wtorek #1794

    Ja to się zawsze wpierdolę w sprawy, które w zasadzie mnie przerastają, albo sa na granicy. Pomysły mam dobre, tylko później realizacja tego na mojej gowie. Tak władowałem się w robienie wylewki betonowej na tarasie lauby u 811. Do pomocy teoretycznie jest 303, jak to wyjdzie - nie wiem. Roboty f chuj, a 811 myśli, że to się wyleje w jeden dzień. I jak to blondynce wytłumaczyć, że domowymi sposobami to się tak nie da. Jutro prace przygotowawcze, lista rzeczy do zabrania zrobiona, jak wyjdzie się okaże. Jeszcze komedia będzie, bo kalfas będzie musiał komunikacją miejską pojechać. Jak nas kierowca nie wywali, to będzie dobrze. Zapakuję go do folii lub dużego wora i jeszcze trza go bydzie pasem opasać, by było go jak trzymać. Aaa, i jeszcze łopata ma jechać. 
   Niewiadomych jest sporo, aż za sporo jak dla mnie. Podłoże jest masło stabilne, ale wysypiemy gruz i drobny żwirek, na to piasek i folia. Ugnieciemy swoim ciężarem, bo nie mamy niczego innego. Jak będzie pracować 303 nie wiem, jeszcze z nim nie pracowałem, a to też jego pierwsza praca i prawie jak pierwszy seks. Moja w tym rola, by nie było jak u 301, który w pierwszej pracy w ogóle się zraził do pracy i teraz mimo jakiś tam prób nadal nie pracuje. Mało tego, to jeszcze na gowie będę miał 824. 

   Opisywałem tu jak wracałem do st. mac. i ten mięśniak nie umiał wejść do autobusu. W ub. tyg. wracałem do st. mac. i przy temperaturze ok. 32 C na placu do autobusu na drugim przystanku mojej jazdy weszła grupka 4-ch ok. 16 lat. Trzech powiedzmy, jak na dzisiejsze standardy wyglądało normalnie, a 4-ty to była gruba locha. Mało tego, że gruba, to przy tej temp. ubrana była w krótkie spodenki po kolana, a na górze miał bluzę z długim rękawem i kapturem. Oczywiście locha zobaczyła moją maseczką przeciw zarazie i zaczęła się ukradkiem śmiać, nie omieszkując powiedzieć kolegom, że jedzie taki w śmiesznej maseczce, a po tej scenie chciałem na głos spytać się jej:
- Co... Termostat się spierdolił?
   Powstrzymałem się, ale im dłużej sie im przyglądałem, to żałuję braku swojej reakcji. 
 
   Tak trochę z dupy, ale wyżej napisałem wcześniej, miało wcześniej być opublikowane, a jak zwykle przestało na torze bocznym, a teraz to już jestem po pierwszym dniu robienia na tarasie. Oczywiście spóźniłem się zrobić zdjęcia jeszcze przed przed, ale powiedzmy, że na początku zrobiłem, przy okazji jakoś udało się ukradkiem sfocić 303, ale zdj. muszę opracować, więc dziś go nie bydzie. 
   Wstałem rano i od razu nie miałem humoru. Może dlatego, ze to wyzwanie prowadzenie takich prac, jak się ich jeszcze nie robiło, nadto by zrobić je na tyle dobrze, by następnie nie było stękania, ze to jest zdupione, tamto jest zdupione i jeszcze tamto się spierdoliło. To wszystko na mojej gowie,a le też sam sobie to wziąłem na łeb. Z 303 się dobrze pracowało. Młody mięśniak to jurny i chętny do roboty, więc plan został zrealizowany. Pracowaliśmy 4.5h po czym rozjechaliśmy się. On do wioski, a ja do 824. Procedury u 824, oczywiście ja więcej zajęć jak on, ale to ja se wziąłem na gowę. Mało tego, ciągnął bym tą notkę, ale... no właśnie 303 tu jedzie, bo chyba mu się nudzi w domu. Pretekstem jest usunięcie nastego konta na fb, bo ktoś się włamał i wysyła jakieś nagie galeria z jego konta, faktycznie do mnie też przyszedł link. 
   Ok. bo 303 tu jedzie, to muszę jechać go odebrać. Ach ten wiek 17 lat i burzliwe życie. Już się od tego odzwyczaiłem. Nie więc zdjęcia, bo brak czasu. 
  Narka.

piątek, 25 czerwca 2021

Piątek #1793

    Ale się ociągam z wpisami. Dziś w nocy miałem sen. Śniło mi się, że ktoś nn., ale rodzaj męski leży na mnie i mnie przygniata. Usiłowałem go ściepnąć z siebie, ale nie mogłem. Mocniej go prawą ręką ścisnąłem w jego lewy bok, poniżej żeber, a powyżej pasa, ale nie reagował. W końcu po jakiejś tam chwili szarpaniny (chyba) zacząłem stękać, czy jęczeć i to przez sen, bo nie mogłem prawidłowo oddychać. Nagle przebudziłem się. W rozespaniu otwarłem oczy i w szarości, choć na dworze było jeszcze ciemno, była noc, zobaczyłem na mojej klacie zarys biało-czarnego kota siedzącego ze spuszczoną gową i patrzącego na moją twarz. 
   Nosz qrwa. Od razu dostałem na całym ciele gęsiej skórki. Kot wyglądał trochę jak duch, bo był prześwitujący, jednakże doskonale widoczny, normanych rozmiarów, jakby faktycznie siedział żywy na mnie. Zamknąłem oczy. Chwila konsternacji i, co oczywiste, sprawdzenie po raz drugi co dzieje. Znowu otwarłem oczy, a ten skurwiel dalej siedzi na mojej klacie z jeszcze bardziej opuszczoną gową, jakby się zastanawiał co ja robię. Zaś dostałem na całym ciele gęsiej skórki, po sekundzie, czy dwu, zaś zamknąłem oczy. Od razu mózg wszedł na obroty, ale z powodu środka nocy uspokoił się i w ciągu 2 min zasnąłem dalej. 
   Rano się przebudziłem, pomyślałem o kocie biało-czarnym siedzącym na mnie i gapiącym się na moją twarz i zaś gęsia skórka na całym ciele. Muszę wtrącić, że obecnie żaden ze znajomych nie ma takiego kota, kiedyś tam z dekadę temu, kolega, do którego nie często przychodziłem, miał takiego kota i jak teraz myślę, to nawet mógł być on. Hmm, może się z tym kolegą skontaktować? Ale nie mam namiarów na niego. Może jakoś wykombinuję. 

   To z zaległych spraw. Nadzór od 172 nie odbiera mu telefonów, on co jakiś czas dzwoni do mnie i się żali. Mało tego, to, nie wiem czy o tym pisałem, miał wyjść 14-go listopada, ale chyba jeszcze o tym nie wie, że zakończyła się sprawa apelacyjna, a ponieważ on ją olał sikiem prostym, choć proponowałem mu pomoc, w wyniku której dowalono mu jeszcze piątkę. 
   No to mamy pozamiatane i pozostaną na długi czas tylko zdjęcia, których, jak to zwykle po czasie, okazuje się, iż jest za mało. 
   Z tą pomocą dla niego, to zmienili mu prawnika z urzędu na prawniczkę. Rozmawiałem z nim, że poświęcę czas, przygotuję się, umówimy się z nią i pojedziemy do niej. Oczywiście - nie, dam se rade. Pisałem to już kiedyś, że w filmach to fajnie wygląda, ale w rzeczywistości % takich uratowanych (to też by trza rozszerzyć) mięśniaków-skurwieli jest niewielki. Zaślepia ich to skurwielowstwo. Pomoc w sprawach życiowo ważnych? No jak to..., przecież jestem skurwielem, to dam se radę. Dlatego te więzienia są chyba dla takich skurwieli, ja bym tam nie wytrzymał, zresztą nie wyobrażam siebie tam. Mało tego, na tą sprawę apelacyjną, która była w maju, któregoś tam o 11:00 zaspał! Nie dziwię się trochę temu wyrokowi. 

   W środę było przewożenie rzeczy z mieszkania 975, bo trza je zdać do ZBM do końca m-ca. Ponieważ 811 ma ogródek to postanowiłem, zaś na moje gowie prawie wszystko, zorganizować przewóz rzeczy z mieszkania 975 na ogródek. Problem wystąpił osobowy, bo 824 już niewiele dźwignie, koleżanka od 811, która przyjechała autem (busem) też średnio i pozostawałem ja. Jechałem do wioski autem i przejeżdżając przez wioskę 972 przypomniało mi się o serii 300. No przecież małe skurwiele są jakoś dostępne. Zjechałem z drogi i faktycznie 303 był na miejscu. Jechałem z 824, jego zostawiłem w aucie i poszedłem do mieszkania 972 negocjować z 303. Umówiłem się na przyjazd po niego ok. 13:20, ale jak to u mnie byłem z poślizgiem ok. 13:30. To był strzał w 10-kę, bowiem młody a'la mięśniak-skurwiel nadał się idealnie. Już po zapakowaniu rzeczy z mieszkania do auta, zabrałem go z sobą, by z nim chwilę w aucie porozmawiać, a koleżanka od 811 dostała 824 do kabiny. 
   Pisałem wyżej o tym uratowaniu mięśniaków-skurwieli i 303 jest już chyba po za granicą. 979 trafił do mnie mając 15 i to jest jeszcze dobry wiek, bo to jest rozpoczęcie burzliwego życia lat nastych. 303 jest już w trakcie i, niby z perspektywy mojej, czy ludzi starszych to niewiele, ale widzę tą różnicę. On już pewne myślenie wypracował i będzie je, jeżeli ktoś by się do tego zabrał, bardzo trudno zmienić. 979 był u mnie dziennie, więc inne słownictwo, inna budowa zdań ode mnie, co teraz widać doskonale, wpłynęło na niego. Słysząc 979 i np. jego brata, obcy ludzie mówią, że jest spora jeżeli nie zasadnicza różnica w wypowiedziach, w zachowaniu. Mimowolnie dało się to skorygować, a u 303 to się już w takim stopniu nie uda tym bardziej, że mam z nim rzadki kontakt. On może być większy, bo jak go już dostałem w swoje łapy, to wpadłem na pomysł, że przecież przy remoncie ogródka właśnie on może mi pomóc i umówiłem się, po konsultacji z 811, z nim na wtorek, że pojadę tam jednorazowo komunikacją miejską po niego, a w następne dni będzie już sam przyjeżdżał. W ogóle się zgodził dość szybko, bo przecież i tak mu się nudzi w domu. 
   Tyle, bo zaś tego nie puszczę. 
   Zdjęcie.
EDYTOWANO
  172 w innej pozycji. 
  Narka.

poniedziałek, 21 czerwca 2021

Poniedziałek #1792

   I to jest bardzo dobra pogoda, by opisać zdarzenie z przed 3-ch dekad kiedy jeździłem autobusami komunikacji miejskiej. Otóż właśnie takiego gorącego dnia, z temp. powyżej 30C jadąc do Zabrza, przed centrum podniosła się znacznie temperatura wody w jelczu M11
Na pierwszym przystanku od zauważenia wzrostu temp. poszedłem sprawdzić co dzieje, wyłączając uprzednio silnik. Po podniesieniu klapy, z drugiej strony autobusu od razu zobaczyłem brak paska napędzającego pompę wody. No nic, zostały chyba dwa przystanki do dworca to jakoś dojadę, tym bardziej, ze w tych modelach woda w układzie ogrzewania, czyli przez trzy nagrzewnice w wozie płynęła cały rok. Dało się zakręcić wodę z nadmuchu na przednią szybę (na zdjęciu na czołowej blasze ma napis SCANIA, to pod nim umieszczona była przednia duża nagrzewnica), ale ponieważ grzałem tam herbatę, no i jestem ciepłolubny, to u mnie też tam cały czas płynęła gorąca woda. Nadto ten model miał manualną skrzynię biegów, co pozwalało jechać w takim przypadku na małych obrotach i maksymalnie na luzie, by silnik się nie grzał i tak dojechałem do dworca, na którym generalnie chłodzenie silnika. Podniesione klapy w wozie, klapa na zewnątrz. 
   Teraz mała dygresja. Kiedyś, co pewnie oczywiste, ale część mogła zapomnieć, albo nie żyła w tamtych czasach, komunikacją miejską jeździło pełno ludzi, a akurat ta linia, trochę przez wiochy jechała rzadko, to też postanowiłem zrobić kurs powrotny do Bytomia z uszkodzonym układem chłodzenia. W tym celu postanowiłem podnieść obie klapy silnika na środku autobusu, które również ściągałem, jak ćwiczyłem i robiłem pompki. Umieścić je po jednej na skrzydle środkowych drzwi, tak by z zewnątrz było widać, że zatarasowane (to te dwie duże klapy na środku zaraz obok środkowych drzwi)
Otwarte już były, ale otworzyłem na maksa (u mnie ciężko się przesuwały) okna, a wystarczy popatrzeć na zdjęcie, by zobaczyć jaką powierzchnię miały kiedyś okna w autobusie. Odpowiednio ustawiłem również klapy w dachu, przednia na wyciąg, tylna na wciąg, nadto, bo kiedyś można było, cała trasa przebiegła z otwartą pierwszą połówką drzwi. Za przednią szybą umieściłem tablicę z czerwonym napisem USZKODZONY. W czasie jazdy (niestety) musiałem włączyć ogrzewanie w przestrzeni pasażerskiej oraz pompę elektryczną do układu wodnego. Ponieważ jestem ciepłolubny, to nagrzewnice w wozie co roku ściągałem i generalnie czyściłem, to też w zimie nawet przy -10C na placu jeździłem w koszulce z krótkim rękawkiem i drzwiami otwartymi do części pasażerskiej. Dlatego były one bardzo wydajne pod kątem chłodzenia silnika. Poniżej -5C na placu nie uruchamiał się w ogóle główny wentylator na dużej chłodnicy. 
   Możecie sobie wyobrazić jak lało się z ludzi wewnątrz pojazdu. Oczywiście bacznie patrzałem, czy ktoś nie wpada do silnika, ale ludzie wtedy byli technicznie ogarnięci, nie jak dziś, a także myślący. Nie trzeba było dawać naklejek przy ostatnich drzwiach tramwajowych, że "Uwaga, większy odstęp do peronu", "Uwaga grzejnik, nie kładź toreb i innych przedmiotów przy nim", czy wyświetlać w autobusach napis: Uwaga, kierowca może gwałtownie hamować". Co odważniejsi przechodzili nad silnikiem, ale nikt tam nie wpadł. Dziś takiego kursu bym nie zrobił, bo część zapatrzona w komórki najnormalniej wlazła by do silnika mimo zwiększonego hałasu w wozie. 
   W autobusie zrobiła sie sauna, ale nikt nie stękał, raczej cieszyli się, że mogą jechać, a nie czekać na następny kurs lub zrezygnować w ogóle z jazdy. 
   Dojechałem do Bytomia i nie zagotowałem silnika, później zjechałem na garaż, już w ogóle z otwartymi drzwiami. Wtedy nie było czujników wyłączających i silnik można było zagotować, zatrzeć itp. Problem był później taki, że dziennie trzeba było do takich silników nalewać oleju i były słabsze. 
   Normalnie to gnałem swoim autobusem prawie na każdej linii, w tym kursie wziąłem to sobie lajtowo, tym bardziej, że i tak zjazd na garaż. W Bytomiu pojechała za mnie rezerwa. 
   Najważniejszy cel, czyli niezagotowanie silnika osiągnięty, a przy okazji przewiezieni ludzie z doznaniami, które pewnie też długo pamiętali. Przecież nie musiałem ich brać, o czym oni doskonale wiedzieli, i zjechać najkrótszą trasą na garaż. 
   Narka.

piątek, 18 czerwca 2021

Piątek #1791

    Pisałem, że ostatnio trafiałem na dobre filmy w necie. Nie opisywałem ich, bo nie miałem czasu zrobić porządnej notki o nich, a nie chciałem (tych opisów) spierdolić. Oto jeden z tych filmów. Na yt jest schowany za tytułem "francuski akcja cały film lektor", a jego faktyczny tytuł "Na wyciągnięcie ręki". To francuski film, w którym scenariusz nas nie zaskoczy, ale autem jest jego wysoka jakość, dobrze odegrany przez aktorów, zresztą w postaciach pierwszoplanowych znane postaci. Scenariuszowi najbliżej chyba do "Buntownika z wyboru". Nie jest to jednak kalka amerykańskiego filmu, a ten nawet można powiedzieć, pozytywnie zmodyfikowany. Scenarzyście trudno było jednak wyjść po za znany schemat. Zwroty akcji i wpisanie w scenariusz piętrzących się w końcówce problemów głównego bohatera, po iluś obejrzanych filmach, wyglądają już groteskowo. Mimo tego film zrobił na mnie wrażenie. Chyba dlatego, że pokazuje rzadkość czyli przekazywanie uczuć przez muzykę. Sam aktor może tego nie odgrywa najlepiej, ale scenariusz daje nam to do zrozumienia i sama muzyka, w której czuje się to coś, a może dlatego, że właśnie scenariusz na to wskazuje i reagujemy. 
  Ten film pokazuje też dość istotną w życiu sprawę. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego wiedzieć w dzisiejszych czasach stąd w wielu musimy opierać się na opinii doradców. To jakimi się otoczymy, będzie miało istotny, jeżeli nie doniosły wpływ na nasze życie, nadto czy będziemy ich słuchać i wyciągać z tego wnioski. O decyzjach nie piszę, bo podejmuje je, ale w chwili ich wdrażania w życie nie wiemy czy one są właściwe. 
   U mnie takich przykładów podejmowanych decyzji, kluczowych, życiowych niekoniecznie tych z dłuższej perspektywy dobrych jest sporo. Choćby sprawa kopalni, która tu na forum przewinęła sie w całości. 
   Generalnie film się twórcom udał. Mimo schematycznych rozwiązań w końcówce i tak dobrze się ogląda. Gdyby ktoś był chętny to link - > https://www.youtube.com/watch?v=Ohlsd5oSa5w
   
   Przedwczoraj byłem na ogródku u 811. Wybrałem się sam popo, bo miałem potrzebę rozmowy na jakimś poziomie. Przy okazji zeszło na 824 i 811 mówi, że to nie jego wina, że z tym mózgiem jest nie tak. Ale czy tak jest faktycznie? To czyja to jest wina, że nie mam mięśni, jak inne mięśniaki. Oki, w części genetyki, ale jednak gdybym kiedyś tam, co mi jeden piękny mięśniak mówił, ćwiczył intensywnie, to pewnie inaczej bym wyglądał. Czyja to jest wina, że 972 i jego seria 300 to debile. Przy okazji 304 nie wiadomo, czy przejdzie z 1 kl. podstawówki do drugiej w szkole specjalnej, a pamiętamy, że robi drugi rok pierwszą klasę. Pomijając już 301, to oferowałem pomoc 302, 303 i, jak na filmie opisywanym wyżej, na początku - tak, a później się posypało. Tylko że film to pozytywna opowiastka, w życiu realnym to wygląda inaczej. Nauka przynosi efekt, co część wykształcona wie, w okresie długofalowym. To nie jest tydzień, dwa i już będą zajebiste efekty, które skłonią nas do dalszej nauki. Po za tym, niestety, miejsce urodzenia, ma kolosalne znacznie. To są wyjątki, jak np. 373, że jednak sam do czegoś doszedł. Pomogło mu w tym dużo otoczenie, rodzeństwo, tzw. doradcy (w tej roli - ja) i umożliwienie rozwoju umysłowego i umiejętności (tu też - ja). W jakimś stopniu również własne zaciekawienie tematem, to co piszę, że warto mieć zainteresowania. Niestety bardzo mało osób je ma. Wydaje się inaczej, ale niestety z silnymi zainteresowaniami, to znam.... hmm..., zastanawiam się...., mam ! 821. Pominąłem tu w/w 373, dlatego się tak długo zastanawiałem. Po za tym (przejrzałem teraz listę) 825, 812. Tyle. To wszystko (3 osoby) na znane mi kilkadziesiąt?
   Zeszłiśmy na ogólny brak zainteresowań, który niestety doskwiera później osobom starszym. Takie na prędce znajdowane, albo przypisywanie sobie ogólnych zainteresowań, że to niby nasze, jak sportem, zwierzątkami, polityką, choć jak przyjdzie co do czego, to nie potrafi się nic szczególnego na temat powiedzieć i tak do niczego nie prowadzi, bo to płytkie zainteresowania. One nie wciągają, nie powodują głębszego zainteresowania tematem itp. 
   Zacząłem bredzić, to kończę. Jeszcze wyjazd na ogródek z kolejną zdobyczą, czyli okrągłym stołem z metalowymi nogami. 
   Zdjęcie.
  Dziś w ramach zdjęcia, można by rzec, perełka. Zdj. planu schematycznego nieistniejącego posterunku nastawczego CS7 stacji Chorzów Stary, na którym krzyżowały się tory wąskie, normalnotorowe, nadto przechodziły też tory piaskowe. 3w1 to rzadkość. 
  Narka.
   

wtorek, 15 czerwca 2021

Wtorek #1790

    Polecę takimi krótkimi opisami z życia wzięte, ale gromadzi mi się tego. 
    Mija zaraza, w komunikacji miejskiej zwiększono ilość miejsc. Jadę ze st. mac. do 824 i w autobusie solaris czytam na szybie kartę: w związku z zarazą w tym pojeździe może przebywać 126 osób. Patrzę na nakleję koło kierowcy, a tam 124 osoby + kierowca. Jak im wyszło 126 - nie wiem. 
    To stary autobus przegubowy, jadę dziś nowym, a tam max ilość miejsc 99 szt. Hmm, rozkład siedzeń widzę zawęził pojemność autobusu i to o 26 osób.Dużo jak dla mnie. 
   
   Byłem z 824 w galerii katowickiej przy dw PKP. Drzwi obrotowe, jak do galerii, duże. Obracają się, my kroczymy inni też. Jesteśmy już prawie w środku, a tu nagle 824 odbija w prawo (na zewnątrz tego koła) i przydupił w szybę. Okulary z gowy spadły, on lekko oszołomiony, za nim stanęli, czujniki zareagowały i na chwilę zatrzymały obrót drzwi. Pozbierał się. Weszliśmy do galerii i jak gdyby nigdy nic, załączył mu się zakupoholizm i pierwsza witryna już opanowana. Później poszliśmy do euro agd. Był tam też inny geriatrion wybierający pralkę. Współczuję tym ludziom, bo technologia idzie tak do przodu, że to jest dla nich nie do garnięcia co w ogóle kupują, oprócz tego, że to pralka. Zresztą co tu dużo pisać. We wtorek 8-go, kupiliśmy nowy czajnik, który w rączce (pisałem o tym) ma zapadki. Od dołu otwierającą dziubek, od góry zamykającą. W starym czajniku miał tylko jedną z dołu, też otwierającą. Przyjeżdżam w nd. na wieczór ze st. mac., a 824 akurat grzał wodę w nowym czajniku. Po zagotowaniu chciał zalać kubek i mnie woła. 
- bo naciskam i nie chce się otworzyć. Co z tym trzeba zrobić?
  Wziąłem od niego czajnik, zalałem mu kubek i odstawiłem czajnik. Już po operacji powiedział:
- do dupy z takim czajnikiem. 
   I jak on chce obsłużyć nową pralkę, czy dotykowy telefon?

   Byłem na kolejnym badaniu słuchu. Z nim wszystko w porządku, ale przy okazji rozmawiałem z lekarką nt. pokoju, w którym dokonuje się owego badania i o dźwiękach wpadających do niego z korytarza, z zewnątrz, od pani pielęgniarki obsługującej sprzęt. M. in. słyszałem jak na laptopie włącza kolejne dźwięki. Pisałem kiedyś o nim.
Lekarka na moje delikatne uwagi: ależ ten pokój jest wykonany w/g nowych wytycznych i spełnia normy. 
   No tak, dzięki tym normom oprócz dźwięków w słuchawkach słyszę też te z zewnątrz. W wiosce w szpitalu jest jeszcze stara, z grubych ścian komora akustyczna wewnątrz pokoju. To jest faktycznie komora akustyczna, która tłumi odgłosy, ale cóż.... nowe normy, a po za tym, taniość i bylejakość. 

   Jechałem w sob. do st. mac. i na dworcu autobusowym, na którym się przesiadam na peronie na ławeczce siedzi a'la mięśniak nastoletni. Wiecie jak to jest. Wygląd ok, ale w sumie to brak mięśni. Jakby jest zgnieść to pewnie jak u 303 do kości można na nie nie natrafić. W każdym razie ładnie ubrany w żółtą koszulkę krótkie spodenki, spojrzałem na łydki - no średnie. Minąłem go i polazłem na stanowisko dalej. Trochę go, trochę innych obserwowałem. Podjechał na jego stanowisko autobus otwarł 2-gie, 3-cie drzwi, ludzie wsiedli, a on się jakoś spóźnił (grzebał w komórce) i starnął, jak już sie drzwi zamykały. Stanął przy trzecich i stoi. Autobus nie rusza, ale on ruszył do 2-ich drzwi, kiedy kierowca otwarł mu trzecie, w momencie jak on ruszył. On stanął przy zamkniętych 2-ich drzwiach, a te 3-cie otwarte. Z 10 sek ta sytuacja trwała, po czym kierowca zamknął te 3-cie drzwi i ruszył. W tym czasie on nie wykonywał żadnych ruchów, tylko stał przy drzwiach, nawet gowy nie odwrócił na inne drzwi. Autobus pojechał, a on poszedł w kierunku jazdy autobusu. 
   Ci niektórzy z młodych są faktycznie tak nieudolni, że nie potrafią nawet wsiąść do autobusu? Patrzę na tych młodych samców i jak nic przypomina mi się eksperyment Calhouna na myszach i chyba mamy tą fazę kiedy tworzą się samce branżowe w dużej ilości. 

   Tyle, jeszcze zdjęcie.  
  Widok na stację Mysłowice od strony głowicy rozjazdowej z Sosnowca Jęzora i Brzęczkowic. Zdjęcie z 2016. Teraz głowica jest już przeryta i nowa, ale po tej starej super się jechało. Odgłosy styków kolejowych, podskakiwania jednostki na nich, kolebania na rozjazdach i niewielka prędkość, gowa za oknem to to, czego potrzebuję. 
  Narka.

czwartek, 10 czerwca 2021

Czwartek #1789

    Obejrzałem taki film "Od początku do końca" Brazylijski z 2009 na cda. O ile początkowo scenariusz jest ciekawy, to nagle wywraca się on w 40 min filmu. Scenarzysta chyba przyleciał z Marsa i niezbyt zna realia dojrzewania samców. W ogóle nie rozumiem tego, co mu chodziło po gowie. Wyrżnął jednym cięciem bezrefleksyjnie najistotniejsze 15 lat życia bohaterów, przenosząc ich do wieku ok. 25 lat. I co najciekawsze, przecież nikt chyba jak samce nie zdaje sobie sprawy z burzliwości hormonów późnego wieku lat nastu. I ja mam uwierzyć w te brednie, że oni przez ten wiek przeszli gładko, nic się między nimi nie wydarzyło, jeżeli miało by się wydarzyć? Żadnych igraszek seksualnych, nawet jeżeli różnica wieku między nimi to 6 lat. No i ta różnica wieku. No przecież też scenarzysta tu popłynął. To jest za dużo. Przyjmijmy, że starszy ma 17 lat, to młodszy 11 lat i że niby mają nadal coś z sobą robić. Chyba dlatego scenarzysta przeskoczył ten okres, bo zrobiło by się niezręcznie, a skoro tak, to scenariusz zawierał wadę, którą należało usunąć, a nie dalej brnąć w tą wątpliwą opowiastkę. Z dobrze rozwijającego się i rokującego filmu, tym przeniesieniem w scenariuszu do lat dojrzałych popsuła się cała atmosfera filmu. Źle później patrzyło mi się na film, bo to tak jakbyśmy obejrzeli poważną wpadkę aktorską na filmie, puszczoną i następnie patrzyli kompletnie nie pamiętając co zrobił. No tak się nie da. Dalej już było gorzej. Pojawiające się znikąd wątki, które miały chyba nadać filmowi jakieś zacięcie, ale okazały się podcięciem. Wprowadzenie zachowań do dorosłych ludzi, które są charakterystyczne dla wieku lat nastu, a oglądamy je w scenie, jakby oni się nigdy nie znali, poznali się i nagle w nich wystąpiła euforia za powodu zauroczenia swoją cielesnością. Trudno też nie zauważyć zbyt naciąganej muzyki do scen. Znacznie lepiej oglądało by się, gdyby była bardziej subtelna, a nie taka przerysowana, która jakby miała nadrobić nieudolność scen. Jeszcze jedna rzecz mnie raziła w filmie -   to sztuczne uśmiechy nr 5. Czasem czułem się jakbym reklamy produktów oglądał, tak się aktorzy szczerzyli nie wiedzieć do czego. O zakończeniu pisać nie będę. Dziwię się, że ktoś na tym scenariuszu postanowił nakręcić film.
    I tak ostatnio nie było najgorzej, bo trafiałem na dobre filmy, które przyjemnie się oglądało, natomiast nie chcę spierdolić do nich opisów, to też nie zdecydowałem się na razie o nich napisać. 
   No jakby jednak ktoś chciał obejrzeć to -> www.cda.pl/video/8670231.

   Im bliżej końca tygodnia, tym bardziej jestem zmęczony niewysypianiem się i reagowaniem na zakupoholizm. Przecież wstaję wcześniej, niż do pracy 979, a chodzę pewnie później, bo też chcę mieć "5 minut" dla siebie, a te niestety występują po 22:15.
   Zakupoholizm u 824 został już trochę opanowany. Trochę, bo stale się wyrywa by jednak polecieć samemu i dać upust swojej żądzy kupowania. Ten rytuał wytworzony w sklepach. Oczywiście ciągle ogląda np. telefony komórkowe i chce jakiś dotykowy nabyć, bo widzi je u ludzi, widzi je na reklamach, ale jak kupiliśmy czajnik na gaz, to w rączce miał otwieracz do dzióbka. Pokazałem jak to działa, to za minutę zgłasza, że nie działa, bo naciska od góry przycisk i się nie otwiera. No i jak on chce komórkę dotykową obsłużyć, a o TV i kartce pisałem tu zdjęcie kartki też w tej notce jest. 
   Ok. tyle, bo tego nie puszczę dziś. Zdjęcie.
  Taki ładny widoczek z nastawni SiS2 zrobiony na szlak w stronę Ch-wa Starego. 
  Narka.

wtorek, 8 czerwca 2021

Wtorek #1788

     Założyłem konto na outfilm. Założyłem je i od razu się żachnąłem, że przecież zrobiłem falstart. Niby chcę oglądać filmy branżowe, wykupić za 30 zyla dostęp na m-c, ale właśnie. Który to ma być m-c. Idzie lato, w tym roku spóźnione więc miesiące letnie odpadają, tym bardziej, że jestem u 824, do tego ogródek u 811 i jeszcze scenerie w tedeku i czas już się skończył, choć jeszcze nie zacząłem. Niby szkoda 30 zyla, bo niewiele skorzystam, ale jeszcze zastanowię się. Tymczasem oglądam dostępne darmowe filmy branżowe na internecie, a tych jeszcze trochę jest w tym powtórki jak np. "Dom chłopców" 2009 dostępny na cda. W sumie nic nowego w fabule, ale pamiętajmy, że to film z przed dekady, a akcja dzieje się w latach 80-ych w Amsterdamie. W filmie zobaczymy znanych aktorów z innych filmów, a sam film porusza pojawiające się w tych latach AIDS, też nic nowego w scenariuszach, czyli niewiadomego pod różnymi względami, zarażania się, przenoszenia, profilaktyki itp. 
   Ale dla mnie to też film, który skłania mnie do refleksji nad obraną drogą życiową. Przecież porzuciłem światek branżowy, na rzecz tego wioskowego. Czy to dobrze, nie wiem do dziś, aczkolwiek nie narzekam, więc chyba jest dobrze. Wielokrotnie pisałem, że życie jest jak jadący pociąg po szynach. Jak zjedzie na inny tor, to już koniec, nie da się wrócić na poprzedni. Takie decyzje przestawiające nas na inne tory podejmujemy prawie dziennie. Mniejsze, większe, ale zawsze gdzieś nas to kieruje w inne miejsce, niż byśmy biegli po poprzednim torze. Szkoda, że część z tych decyzji podejmujemy sami, bez odpowiedniej wiedzy, bez opinii innych, bez wsparcia innych, bez odpowiedniego doświadczenia. Właśnie, i chyba wiedza jest tym czymś czego nam najbardziej brakuje w takich chwilach decyzyjnych, ale czy jesteśmy w stanie mieć nieograniczony zakres wiedzy? Podejmowane decyzje w części są ułomne, bo nie znamy innych alternatyw jak na szachownicy. 
    Film w końcówce jest smutny. Zresztą, czy choroby są wesołe? Czy odchodzenie osób nam bliskich jest.... Nie jest. staram się ograniczać takie chwile, bo chyba zbyt uczuciowy jestem. Nawet jak szczury odchodziły to przeżywałem to, a co dopiero, jakby to było związane z bliską osobą.  Kiedyś powiedziałem 979, że nie mógłbym iść na jego pogrzeb. 

   Jestem zmęczony. Dziś od rana jestem bardzo zmęczony. Dochodzące nowe zajęcia sięgają już 22:30 w dni robocze, a zaczynam wcześniej niż do pracy wstaje 979. To jest dopiero fantastico. Wszystko było by może lepiej, gdyby nie to, że pękło nam zaś (sami żeśmy se to zrobili, nie celowo, ale z gupoty) prawe dolne żebro i się z tym zmagamy. Tak, że wczoraj tonę piasku przewoziłem na ogródku u 811 bo przywieźli. Dziś jadę tam dalej uszczelniać dach na laubie, w tym ogródku co kupiła za 1.500zł. (tysiącpięćset. Jakby się ktoś innej ceny dopatrywał. Ten drugi obok kupiła za 15 tysi.). Nie wiem jak to się z żebrem skończy, bo już się niby zrastało, ale tydz. temu wybrałem się na rower i przenosząc ręcznie rower przez barierki jeszcze pogorszyłem sprawę. To jest ogólny dramat czasami ze mną. Czasem dbam o się , a czasem to idzie opornie strasznie. 
   Ok. bo trudno taki temat ciągnąć. Cywilizacja zachodnia nastawia nas ciągle na radosne życie, które mamy przechodzić z uśmiechem nr 5 na twarzy, a jak nie, to do szafy. Następnie część ludzi siedzi w tych szafach, niewiele wychodząc, bo żyją od pierwszego do pierwszego. Gdzie jeździ 972 ze swoją żoną - nigdzie. Gdzie jeździł 975 ze swoją żoną - nigdzie, gdzie jeźdzą inni z takich rodzin? Może zrealizują 1, 2 wyjazdy w ciągu roku, nawet jednodniowe i to tyle. A z reklam ciągle wyzierają nam ryje z uśmiechem nr 5. Jakby się ktoś tak szczerzył obok mnie to chyba bym się zapytał, czy się leczy psychiatrycznie. 
   Tyle, bo czas na działkę jechać.  
   Zdjęcie. 
  A to w ostatnim dniu wóz typu N na linii 38 w Bytomiu. Mini imprezka była z tego tytułu. Myślałem, że pisałem już o tym wozie, ale widzę, że nie, to może kiedyś jak nie zapomnę, to opiszę. Narka.

czwartek, 3 czerwca 2021

Czwartek #1787

    Sprawy komunikacyjne, choć dla co raz większej ilości ludzi (na Górnym Śląsku) mało ważne, są jednak dużym obciążeniem budżetów gmin, powiatów, a przez to przekładają się na wysokości podatków ściąganych z tych ludzi, dla których to mało ważne. 
   Czytam takie coś: https://www.nakolei.pl/metropolia-gzm-chce-przyspieszyc-tramwaje-na-poczatek-pod-lupe-wezmie-linie-t6-t7-i-t15/  i aż nie omieszkałem dowiedzieć się u źródła, czyli u wtyki w tym czymś co się dzieje. Nim do tego przejdę, to drobna dygresja, o której wydawało mi się, że napisałem, ale szukając, chyba jednak - nie. Otóż kilka lat temu, wtedy KZK GOP, też chciało skrócić czasy jazdy tramwai. Na pierwszy ogień, jak dziś ma iść, poszła linia nr 7. Zebrała się komisja, która jeździła zarówno w dzień jak i późnym popołudniem i w nocy. Komisja jeździła na dwie zmiany. Otóż w raportach tej komisji wyszło, że nawet o 23:00 (wtedy w komisji była nasza wtyka, czyli 825) tramwaj linii nr 7 dojechał do Bytomia z 6-cio minutowym opóźnieniem. Oczywiście wiadomo, że motorowy z komisją jechał nadzwyczaj regulaminowo, przepisowo itp. Ponieważ po przejazdach pozostały raporty spisane przez dwie komisje (tą poranną i popołudniową) to w/g wszelkich prawideł miast skrócić czas przejazdu na linii, trzeba by go było wydłużyć. Medialnie była by to wielka wtopa, więc raporty znalazły się w czeluściach szuflad biurowych i tyle z tego pozostało. 
   Dziś ponownie sięga się do sprawy, ale..., no przecież po co sami mają się brać do tego, skoro tym razem można wyprowadzić kasę z systemu na zewnątrz i (co można wyczytać w artykule) "Właśnie podpisaliśmy umowę na wykonanie koncepcji dotyczącej optymalizacji czasu przejazdu tramwajów, czyli tego, co trzeba byłoby zrobić, aby jeździły szybciej – mówi Paweł Krzyżak". To ja rozumiem, że Pan P. Krzyżak zatrudnia w firmie ludzi ułomnych, którzy tam siedzą dla siedzenia, a nie dla robienia i w ogóle nie znają sieci tramwajowej, w tym co ją boli, co gdzie trzeba zmienić, by było lepiej, a sami motorowi też nic nie wiedzą. No właśnie, a czy ktoś ich w ogóle pyta? Sam jak jeździłem to nikt nie pytał się, co z czasami jazdy, jak były zmiany, a to przecież motorowy, kierowca wie najlepiej, bo dziennie jeździ ileś razy tą samą trasą co da się zrobić. No ale jakby to wyglądało jakby kierownicy, naczelnicy zniżyli się i poszli na sam dół pytać się co zrobić. Tak, firma zewnętrzna, która też nie ma w ogóle pojecia jak to działa na dole, będzie do tego dochodziła za nasze pieniądze i to nie małe pieniądze.  Ach ta państwówka. 
   Oczywiście 825 nic o sprawie nie wie, dowiedział się ode mnie i stwierdził tylko - za moimi plecami takie rzeczy się dzieją? A niech se robią, ciekawe co z tego wyjdzie. 
   W ramach dalszego wyciągania kasy z systemu o KRR pisałem, ale jeszcze wrócę do tego kiedyś, dziś przypomnienie o linii tramwajowej 17-cie. 
pisałem o tym 06-06-2019 w notce #1545

W komunikacji miejskiej niusy. Kolejne dwie linie tramwajowe zostały wytypowane do zamknięcia - 17-ka i 27. Papier co do zamknięcia linii 9 leży już 3 m-ce i nikt nie chce gówna ruszyć. Wiadomo trzeba odpisać do m-ta i to coś rzeczowego, a co jak się nie ma co do napisania. A szeregowy pracownik tego nie zrobi, bo go to wali. To nie na tym szczeblu się takie sprawy załatwia. A tam wyżej znajomi od znajomych i wychodzi jak zwykle. Zmiany, zmiany, zmiany (na stanowiskach), a realizacja planów do dupy.

A dziś..., a dziś to jest planowany remont torowiska tram 17-cie, na jego najbardziej starym odcinku, w ciągu ulicy Łagiewnickiej w Świętochłowicach i miliony wywalone na tramwaj, który jeszcze przed zarazą miał iść do likwidacji, ze względu na bardzo małą frekwencję i nierentowność. Co się wydarzyło przez te 2 lata? Ano jeszcze mniejsza ingerencja społeczeństwa w to, co robią na górze, więc oni tam w swojej pazerności przekraczają już dawno nie przekraczane granice. Nie dość, że zaraza skłoniła część pasażerów do przeniesienia się do swoich pojazdów, to jeszcze ilość ludności w miastach, przez które linia przejeżdża sukcesywnie się zmniejsza. To co? Oni myślą, że po remoncie będą tym Marsjanie jeździć? Nie, im ten Miś jest droższy, tym nasze 20% jest większe. Koniaczek?
  A po nas choćby potop. 
  A co do linii nr 9, o której w notce z przed 2 lat jest, to (tak dobrze przypuszczacie) jest właśnie remontowane na niej torowisko. 
  My za to chcemy uciec w dolki, bo nasza waluta drukowana w ilości 1 mld dziennie (tak, dziennie w dni robocze, tyle drukujemy, pisałem o tym) za niedługo będzie warta..., no właśnie, więc trza w coś uciec. 
   Zdjęcie.
EDYTOWANO
  Ostatnio jak obejrzałem sobie zdjęcia z nim, to dwa dni opróżniania zbiorników, bowiem, to czemu ma takie czerwone plecy to my wiemy i mamy podkład w postaci zapamiętanych scen przez mózg. Żałuję trochę, że po nie robię zdjęć, bo wtedy to jest czerwony. Nie wpadłem na to, by już po, pod zdjęcie pozycje zrobić jeszcze raz. 
   Czemu po mamy pewne pomysły, a w trakcie one się tak nie pojawiają? Nasz mózg jest zajęty czymś innym. 
   Właśnie, nasz mózg jest zajęty wyjazdem na grilla, bo dziś pogoda znośna, to tyle w tej notce. 
   Narka.