Tradycyjnie w święto, które się nie odbyło, odbyliśmy objazd środkami masowego rażenia na Górnym Śl. bowiem były za darmo. Samo układanie sensownego RJ trwało 4h rozłożone na dwa dni po 2h. Musiałem się z pewnymi trasami przespać. Ponieważ mądry rząd, pewnie to miało coś na celu, decyzję o odwołaniu święta przekazał tłuszczy ok. 15:45 jak już mózgowcy z urzędów poleźli do domów. Zdążyli awaryjnie jedynie odwołać linie cmentarne oznaczone lit. C ileś tam, np. C14 i tyle. Reszta taboru, zwiększona ilość kursów, bardziej pojemnościowy tabor, tramwaje ukrotnione wszystko pozostało generując i tak już wielkie straty. Mnie się podobało, bo średnia za cały dzień wyszła ok. 3 ludzi w pojeździe + ja. Wiync totalne pustki. Tylko dwa kursy były w miarę pełne, 1-ka z Tychów do Katowic, na Giszowcu była w zasadzie jak na warunki zarazy pełna, oraz ostatni autobus do wioski. Reszta to j/w, bowiem zdarzały się kursy, jak 673 na Giszowiec z centrum, którym jechałem sam, podobnie jak 35 z Brzęczkowic do centrum Mysłowic, a także 1-ka z Katowic do Tychów kurs o 10:00, którym jechały własnie 3 osoby + ja.
Wyglądało to mniej więcej tak:
10:00 z Katowic A1 do Tychów Bielska na 10:37
10:49 Tychy Stadion A 536 przez Lędziny do Kosztowy Rynek 11:38
11:44 Kosztowy Rynek A35 przez Mysłowice dw. PKP. Sosnowiec PKP, do Czeladź. St. M-to 12:49
12:53 Czeladź St. M-to A723 do Sos-iec PKP na 13:23 tu pieszo do So-iec UM i
13:35 So-iec UM A91 przez Siem-ce, Brzeziny, do Bytom dw. PKP na 14:41
14:52 By-m dw. PKP A15 przez Za-e Rokitnicę do Za-e Goethego na 15:39
15:45 Za-e Goethego A23 przez Kończyce Rudę Śl. Ch-ów Batory do K-ce Dąb na 16:52
16:52 K-ce Dąb A 673 do Ka-ce Giszowiec Górników na 17:14
17:19 K-ce Gisz-iec Górników A1 do K-ce Korfantego na 17:39 pieszo na dw. PKP i
17:45 K-ce dw. PKP A48 przez K-ce Ligotę, Panewniki, Ch-ów Bat. do Ch-ów Rynek 18:47, a następnie już autobusem do wioski.
Jak widać krótkie czasy na przesiadki i na ewentualne siku, a tak płynnie bez większych postojów. Tradycyjnie picie, żarcie na podróż, choć tym razem mało, bowiem po antybiotykach stan awaryjny, więc mało żarcia, by gdzieś nie wypaść z trasy tak misternie ułożonej.
W tym objeździe przestałem się zajmować analizowaniem jak jeżdżą. Generalnie fatalnie, ogólnie byle do przodu, byle jak, po krawężnikach na skrzyżowaniach, z bezsensownymi ruszaniami jak na formule 1, by za chwile odstawać na przystanku do planu. Notoryczne polowanie na czerwone światło, rekordzista, tj. kierowca A15 w centrum Zabrza stanął na zielonym, pewnie myślał, że się zmieni, nie zmieniło się, ktoś podjechał z tyłu i ruszył.
Mięśniaków młodych w autobusach mało, dopiero 1-ką jechali do centrum kato, być może jakaś imprezka się szykowała, nie wiem, bo na razie nie jesteśmy medialni, tzn. na razie jeszcze stare komórki bez internetu.
Ostatnio przeczytałem dość obszerny art. n.t. sytuacji w Ameryce Łacińskiej. Ogólnie o biedzie tam, braku perspektyw, beznadziejnych rządach itp. Redaktor rozwodził się jak to w ostatnich dekadach zaprzepaszczono szanse na rozwój itp. Ani słowa, powtarzam, ani słowa nie było od demografii, jakby ona była oderwana od rzeczywistości, a przecież w tych krajach mnożą się jak króliki. Statystycznie od lat 70-ych większość z tych krajów podwoiła swoją ludność. (Brazylia 1970 - 95.113 tys.; 2015 - 204.471 tys.) Wyobrażacie sobie jakbyśmy się tak w PL rozmnożyli? Powrót do połowy lat 90-ych z bezrobociem na poziomie 25%, jak nie wyższym w niektórych rejonach.
Ale jakoś w materiale dot. budownictwa i cen mieszkań w Europie w korelacji z zarobkami, już inny redaktor potrafił napisać, że w Rumunii, wzrost cen mieszkań był stosunkowo mały do rosnących płac, co było spowodowane eksodusem Rumunów do Europy za pracą, wyludnieniem się częściowym kraju, a za tym poszło podwyższanie płac. Jak u nas. Ciekawe, że jak piszą o biedzie, to zawsze, bo jeszcze nie zdarzyło mi się przeczytać, zapominają o demografii, jak piszą o dobrobycie, to przeważnie, jak u nas, zwalają to na wzrost gospodarczy. Wyjątki, kiedy ktoś oficjalnie napisze, że ruchy płacowe mają bezpośrednie przełożenie na demografie, a w mniejszym stopniu na zasobność kraju.
Już kiedyś rozważałem, iż jakby ekonomia faktycznie miała zastosowanie, to w krajach południa, gdzie jest ciepło zarobki powinny być wyższe niż w krajach północnych, gdzie koszty utrzymania zarówno firm, jak i gospodarstw domowych, ze względu na niskie temperatury, okresy długich nocy itp. są ewidentnie wyższe. Natomiast jak popatrzy się na zarobki, to za tą samą pracę we Włoszech i w Norwegii dostaje się w tym pierwszym kraju mniej. Jakim cudem?
Samo utrzymanie rur CO w mieszkaniu kosztuje mnie rocznie 700zł, bez ogrzewania. W krajach płd. tego nie mają. Mniej zużywają prądu, bo dłużej jasno, mniej się dogrzewają, bo generalnie ciepło, mniejsze koszty prania, bo nie piorą grubych bluz, kurtek, nie kupują drogich butów zimowych itp., itd. I gdzie ta ekonomia?
Jest jedna, co zawsze powtarzam mięśniakom-głuptakom. System kapitalistyczny niezależnie od wyżej wskazanych kosztów bytowych, lokalnych uwarunkowań, przeważnie płaci robolom tyle, aby nie zdechli i przyszli na drugi dzień do roboty. Jedynie w stanach małych zasobów ludzkich dźwiga się zarobki bardzo niechętnie, ale to już jest być, albo nie być zakładu pracy, małego przedsiębiorstwa etc. I tyle ekonomii światowej w zarobkach.
Czemu u nas rozmowy o robocie zaczyna się od stawki 2500 zł na rękę (nie brutto)? Bo nie ma ludzi, a nie dlatego, że pracodawcy i szefowie są tacy hojni. By byli hojni, to by nie ściągali Ukraińców i innych nacji do nas do pracy. Chuj ich strzela jak takim mięśniakom-głuptakom muszą dźwigać stawki, bo, co jak co, ale głuptaki takie coś jak wyższe zarobki kolegi Romka w firmie obok widzą i jak szef nie podnosi to po prostu ze swoimi mięśniami się przenoszą do firmy obok. Mniejsza dla nich o warunki pracy, co mają robić, ważne, że wiyncyj bulom.
Jutro jadę odebrać ostatniego małego skurwiela od 972. Pozostała trójka już na "wolności" Jedzie żona, która się niby o nich stara, a co przyjadę do nich, to ciągle stęka, że ma ich dość, że ją męczą i w ogóle zwariuje z nimi w domu. To też jest przykład działania w warunkach ekonomii naszego państwa. W domu 972 w zasadzie od chwili ich odbioru nic się nie zmieniło, rodzice wcale nie zmądrzeli, stan materialny nie polepszył się (ostatnio ona znowu chciała pożyczyć kasę na "leki" dla drugiego małego skurwiela), jak brakowało kasy, tak brakowało, jak było beznadziejne jej wydawanie, jak już ją dostaną, tak jest nadal. Czemu w takim razie zwracają im małych skurwieli? Jak dla mnie znowu działa ekonomia, tym razem państwa, które nie ma kasy na ich utrzymanie w ośrodkach, a taniej jest ich relokować do domów i to się dzieje.
Zdjęcia.
Budynek stacji Jaworzno Ciężkowice.
Stan budynku mówi sam za siebie. Semafory wyjazdowe w stronę Jaworzna Szczakowej.
Tyle, bo inne zajęcia czekają, jutro nic nie napiszę, to do zaś. Narka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz