254. Tak wiem, to ostatnio temat przewodni tutaj, ale co się dziwić. Pewnie ostatni taki rocznik, z którym wchodzę w jakieś głębsze relacje. Nie sądzę, że za 5 lat, z jakaś nastką będę miał jeszcze kontakt. Już i tak przy nim jest trudno, bowiem różnica wiekowa jest spora, toteż nadajemy jakby na innych falach i problem jest się zestroić. Na pewno średnio wyjdą wyjazdy wspólne rowerowe, choć ostatnie jakimś cudem dobrze wyszły, ale większy wysiłek sportowy, może być dalece różny, choć dziś nastki ze sportem mają mało do czynienia, przeto ich sprawność jest dyskusyjna.
Z 254 doszedłem do ściany. Tzn. w dotykaniu go wiyncyj już w zasadzie nie naruszając jego prywatności nie zrobię. Nogi, brzuch, klata, plecy, ręce, głowa (bez twarzy) w zasięgu moich rąk. Co pozostało... - jego organ między nogami i twarz. Ostatnie bastiony, w które nie chcę wchodzić. Całą tą resztę jak penetruję, to on to trawi, nie ma reakcji z jego strony, że coś nie tak. Mało tego czasami sam, jak siedzimy obok siebie, to rękę, czy nogę przyłoży do mnie (do ręki czy nogi mojej) na zasadzie styku. Już nawet pominę to, że ponownie rozebrał się sam do klaty, choć nic nie robiłem w tym kierunku (kolejna prowokacja?). I teraz co dalej robić? W zasadzie to zatrzymuję się na tym etapie, bowiem nie chcę przekraczać cienkiej czerwonej linii. Mógłbym ją przekroczyć, ale pewnie do tego potrzebne by były dodatkowe bodźce, których nie jestem w stanie wytworzyć, bowiem on ma czasowe ograniczenie i nie może np. zostać u mnie na noc. On sam jest w wieku, w którym trudno mu jest (co całkowicie rozumiem) wyjść z inicjatywą. Po prostu nie potrafi, bo nie ma doświadczenia, a także się obawia, czy boi. Z drugiej strony mnie też ograniczają podobne parametry. Z racji jego wieku trudno jest robić działania oficjalne, a nie oficjalne musiały by się odbyć z buforem czasowym, którego dziś nie jestem w stanie osiągnąć.
Co dalej? Pozostanie stan obecny. Nie przeskoczę tych spraw, on też nie więc stan zawieszenia. Jak ostatnio powiedziałem mu i nie tylko jemu, że mój czas w kom. miejskiej jest w zasadzie policzony i pewnie jak dojdzie do pkt. G. to przejdę na towarówkę, to on - a czy będę mógł z Tb. jeździć? I o czym to ma świadczyć? Nagle kom. miejska przestaje być dla niego priorytetem, a nadrzędny jest kontakt ze mna? Co tu się odwala?, i jak do tego podejść?
Jest jeszcze jedna kwestia. Tego pierwszego razu. Mój pierwszy, co gdzieś na blogu opisywałem, był pozytywny. Do dziś pamiętam spotkanie z tym 18 latkiem w Krakowie i to co się działo w łóżku. Teraz czy chcę by on przez całe życie pamiętał swój pierwszy ze mną? NIE! Nie chcę tego i to cały czas jest w obszarze zarządu, który ogranicza dział p.s., przeto wystawianie chorągiewek, w barwach stosownych, gazetek nie nastąpi. Mamy na tyle doświadczenie, iż kodujemy, a szczególnie nasz dział p.s. zachowania składów na st. mac. Wiemy doskonale jak drużyny trakcyjne z tych składów się zachowują, jak reagują na nasze prowadzenie ruchu na stacji itp.
Zachowanie 254 na st. mac. jest jeszcze uwarunkowane wiekówką. Otóż jego matka jest zbliżona wiekiem do nas. Czyli jego stary (być może mięśniak-skurwiel) też był w zbliżonym wieku, przeto nie jestem dla niego aż takim staruchem, ale to nie umniejsza różnicy wiekowej. Ona jest stała i taka pozostanie.
Wielokrotnie odstępowałem od zluzowania hamulców i pędzenia bezwiednego do przodu. Zawsze był to dwutorowy stan. Na jednym torze, co opisywałem tu, niedosyt, że mogłem spróbować, iść po bandzie itd., a na drugim myśl, że dobrze się stało, że się nie stało.
Także Darek, to jest dodatkowa notka, niejako będącą odpowiedzią na twój komentarz, bo jako taka odpowiedź była by za długa w komentarzu, a jednocześnie wyjaśniająca moje bieżące działania.
Ostatnim aspektem jest jego dojrzewanie. Jest trochę opóźnione, ale tu raczej w sensie pozytywnym. Ja też taki byłem (właśnie AI to zarejestrowała), ale być może dzięki temu dziś doskonale funkcjonuję (w poprzedniej notce pytałem jakie to może mieć znaczenie). To jego zapóźnienie powoduje, że jak dla mnie do czegoś byłby raczej gotowy za rok lub dwa, a nie teraz (przynajmniej do tego co potrzebuję na obecnym etapie).
Reasumując, co dalej? Nwm. Nie ma scenariusza, ale pewnie, jak to ma msc., a psychologia to już przerobiła to górka aktywności już jest za nami, teraz poleci trochę z góry, a gdzie się zatrzyma - nwm.
Zdj.
Wiem, zaś on, ale nie oczekujcie ode mnie jakiejś kreatywności, skoro działam na pograniczu wydolności. Przeżyjecie.
(acha, notka ze słabą korektą, co ostatnio jest jakby standardem, kiedyś zatrudnię do tego AI)
Narka.
AI jeszcze długo nie będzie się nadawała do korekty, nie taka darmowa wersja w każdym razie.
OdpowiedzUsuńCo do meritum - pojmuje dylematy i doceniam tak wyczerpująca odpowiedź na mój żartobliwy (częściowo, ale nie całkiem) komentarz.
On w zamyśle może był żartobliwy, natomiast myślałem nad nim - jak faktycznie to się dalej potoczy i na ile się ujawnić przed nim lub kiedy się kapnie, że coś jest trochę inaczej jak być powinno.
UsuńNapisałem wyżej, że doszedłem do ściany, ale nasz niezawodny dział p.s. pokazał, że nawet ścianę da się przesunąć, co uczynił i zupełnym zbiegiem okoliczności został zrobiony kolejny krok naprzód, o którym w następnej notce, która się zestawia na torze bocznym.