poniedziałek, 5 marca 2018

Poniedziałek #1327

Wydaje Wam się, że to niemożliwe, ale jednak. Gryzonie - szczury, też są fajne. W nocy z wczoraj na dziś albo ona, albo on wszedł mi pod kołdrę. Nwm czemu, ale przebudziłem się i czułem jak wchodzi pod kołdrę. Wlazł i przylgnął do nogi, grzejąc się przy niej. Mnie trochę to sparaliżowało ruchy, bo jako osoba wrażliwa musiałem reagować na gryzonia pod kołdrą, przeto przekręcać się np. delikatnie, by nie zmiażdżyć go przy przekręcaniu się. Ogólnie, to fajne uczucie, jak gryzoń (szczur), który jest w zasadzie wolny, bo nie jest w klatce i ma możność chodzenia po całej stacji, przychodzi w nocy i kładzie się przy mnie. Znaczy się, mam pozytywny wpływ na niego, bo jakby było inaczej, to w życiu by nie przylazł pod kołdrę. Taka relacja jest w ogóle trudna do osiągnięcia, bowiem większości wydaje się, iż zwierzęta są mało czułe, pamiętliwe etc., a tu reakcja zwrotna i szczur przychodzi w nocy pod kołdrę i śpi razem ze mną. 
  Teraz trochę o pracy o czym pisałem już kiedyś. Zdecydowana większość ludzi wykonuję ją, bo po prostu wykonuje i tyle. Nieliczna część wykonuje ją z pasją i to wtedy widać i czuć. To co pisałem kiedyś, że w jazdach 1-go listopada, od kilku lat tylko jeden kierowca urzekł mnie swoją jazdą, i tylko jedna motorowa podobnie. Reszta to miałkość. By nie pisać tylko o pracy, w seksie jest podobnie. Pamiętacie jak opisywałem gościa z sauny z Ka-ic, który robił laskę jak nikt inny? Tu jest podobnie. Tylko on dawał z siebie co mógł i robił to nad wyraz dobrze. Czy robił to odruchowo, bo taki był? Reszta, do wczoraj chce mi urwać organ i wziąć go do dom, by się nim tam chyba cieszyć. 
  I tak w gospodarce, 80% (tak strzelam) wykonuje swoją pracę, bo ją wykonuje, a te 20% wykonuje ją z pasją co się: widzi, czuje i wie. 
  O ile lepiej funkcjonowałby kraj, gdyby te proporcje wypadały inaczej? Tak, większość pracuje, bo pracuje i tyle. 
  I może dlatego te mięśniaki-skurwiele przy mnie dalej trwają, dalej się spotykają, bo ja umiem wyczuć ich potrzeby. Bo to też trza umieć. Podobnie jak trza umieć ocenić jazdę kierowcy autobusu linii 188, czy jakiejkolwiek innej, to tu, w seksie, podobnie trza umieć wyczuć, co drugiej stronie, partnerowi/ce jest potrzebne, na co reaguje, co ją rajcuje. I teraz najważniejsze. Skoro tyle osób ma wyjebane na pracę, na to jak ją wykonują, są tak wychowani z domu, to czy w seksie będą się zachowywać inaczej? Czy będą podobnie jak z pracą dupić to co robią, w sensie wykonywać to do dupy. Przecież partner/ka akurat w seksie to wyczuje. W pracy może nie, bo nie wie jak, nie jest przygotowany/a, ale w seksie, bo to już są sprawy przyrodnicze, instynktowne, podtrzymania gatunku, już wyczują. To tak jak jechałem z 374 i trudno mu było się przestawić na jazdę samoch. prywatnym, bo większość jeździ służbowym, a przy tej jeździe dupią go koszty, dupi go to jak jeździ etc., i tu trudno mu się nagle przestawić, że jedzie swoim i to tak nie powinno być. 
  Ostatnio szczurzyca iskała szczura. On się pod wypływem jej działań prawie słaniał. Przymykał oczka, prawie zasypiał, zrobił się płaski. Przypomniało mi się, jak go głaskałem kiedyś i zasnął mi na ręce. Znaczy się jestem dobry, bo podobnie jak ona potrafię go uśpić w przyjemności. I teraz ile samców potrafi to zrobić samicom i odwrotnie. Ile samic potrafi tak zrobić samcom z gatunku ludzkiego. I teraz jak zachowują sie wampirelle w saunie, te morświny? Jest ciągłość, jest kontynuacja działań. Ten związek przyczynowo-skutkowy. Oni dupią w pracy i dupią to, jak ja odbieram to ich dobieranie się do mojego organu. Im to po prostu zwisa, czy mi go urwą, czy go uszkodzą, czy mam z tego jakąś przyjemność. Po prostu miałkość w życiu. 
  Dziś jechałem na kopalnię. W drodze do autobusu wsiadła laska, lat ok. 18, z koleżanką z wózkiem. Laska miała chyba z 5 malin na szyi. Wyglądała jak napadnięta przez wampiry. Na chuj się na coś takiego zgodziła? Czy uważa, że z taką poranioną (naznaczoną) szyja wygląda lepiej, czy to ma być znak, że ma samca skurwiela i jest zajęta.
  Mnie raz w życiu zrobił jeden mięśniak malinę. Na drugi dzień jak to zobaczyłem, to myślałem, że zemdleje. Więcej się to już nie powtórzyło. Następny, który chciał mi coś takiego zrobić (malinę) dostał zjeby i został odsunięty od mojej szyi. Znaczenie, jak samce szczają po kątach znacząc teren, to nie zemną. Wypierdalać. To czemu te głupie samice, po tylu latach nadal się na to godzą? Jedyna odpowiedź - są jebnięte. 
  Dobra,  bo na stacji obecnie 172, laska (koleżanka), która nadal chyba pamięta organ 172 i jako samica, choć jako kobieta pracująca w instytucji państwowej chyba jej nie wypada, ale jako samica pamięta ten duży organ sama nie wie, czy powtórzyć scenę ze 172 i jego dużym organem, czy być porządną kobietą z instytucji państwowej i z plebsem (nawet z dużym organem) się nie, tyle spotykać, co nie dupić. W sumie jakbym był pasywny, to też pewnie taki duży organ na mnie by działał i bym pamiętał co on może wykonać. A tak, tylko go widzę, rejestruje jego wymiar i tyle. No cóż, ale za to inne potrzeby inne zapatrywania, potrzeby rejestruje i to, jak widać, starcza. 
  Wracając do wykonywanych prac i satysfakcji z nich, dawania z siebie tego co jest w danej pracy potrzebne, to mile wspominam granie w lokalu przez 4,5 roku. To jest nieliczna z prac, w której efekt widać na już. Wystarczy, że następne nagranie po tym co idzie teraz nie spasuje i gady już wypierdalają z parkietu. Jedna wpadka i parkiet pusty. Ile takich sytuacji widzę u innych, czasem chodząc do innych lokali i trudność w zapełnieniu parkietu ponownie. U mnie to były rzadkie przypadki. Ktoś pomyśli 4,5 roku w jednym lokalu to pryszcz. Ale byłem tam sam. Nie tak jak dziś na noc jest w większych lokalach po 2, 3 dj-i. To był lokal na 400 osób i ja sam do muzy. Przez 4, 5 roku non-stop. Lato, zima, jesień, wiosna. Bez wolnego, wszystkie weekendy. I dało się. Uwieńczeniem tego była właśnie ostatnia impreza pewnego roku 7 stycznia. 
   Tego dnia lokal był pełny, ochrona nie wpuszczała z powodu braku miejsc. To jest świadectwo tego jak wykonuje się swoją pracę. Nie chodziło o to, że już się wypaliłem, już nie dawałem rady, ale chodziło o głupią kasę, 10zł na noc więcej od właściciela, 20zł więcej na weekend od niego. Nie dał - odszedłem. Dziś lokal już nie ma dyskotek i krótko po tym jak odszedłem już w zasadzie nie istniał w takim wymiarze jak wcześniej. Dj w konkurencyjnym lokalu dostawał wtedy 40 zyla więcej za noc jak ja. Skąpstwo czasem nie popłaca. Ale wracając do meritum. Dla mnie dziś wydaje się to być osiągnięciem niezależnie od głosów innych. To na prawdę była ciężka harówka, jak by się części mogło nie wydawać. Utrzymać pełny lokal prze tyle czasu, kiedy wokół się otwierały nowe, z nowym wyposażeniem, nowym nagłośnieniem, sprzętem, większa kasą, to był dla mnie wyczyn. I może właściciel tego nie dostrzegał, bo po prostu, co pisałem wyżej, wykonywał swoją pracę, to mnie zależało. Jak nieopodal otworzył się duży lokal właśnie z tym co napisałem wyżej, pomyślałem - teraz już po mnie. Nie dam rady. Tam lepsze nagłośnienie, lepszy sprzęt, oświetlenie, większa kasa. Jestem pozamiatany, ludzie odpłyną i nie wrócą. Okazało się, że jednak nie. Nie byłem w tamtym lokalu ani razu w czasie imprezy, bo siedziałem "u siebie", ale byłem zobaczyć kiedyś w tygodniu i robiło wrażenie. Przestrzeń, większy lokal, sprzęt, wyposażenie - wszystko nowe. A my? Bez nowego wystroju, bez nowych gadżetów, bez nowego oświetlenia, tylko ze starymi sprzętami i starym dj-em. I dało radę. Po chwilowym odpływie ludzi żądnych nowych wrażeń, po jakimś czasie wrócili do nas z powrotem. I czy właściciel lokalu to zauważył? Czy docenił dj-a? Czy wyciągnął z tego wnioski?
   7-go stycznia, po prawie 1,5 roku od otwarcia tamtego lokalu u nas pełno. Podziękowałem wszystkim przez mikrofon za pobyt w lokalu, za lojalność, za to że docenili to jak pracuję, za to że bawili się ze mną przez tyle czasu. Byłem na prawdę wzruszony, bo takiego pożegnania każdy by sobie życzył. Nie powolne wymieranie lokalu, zmniejszająca się ilość ludzi, ich odpływ, ubytek w kasie (jako pieniędzy w sprzęcie), tylko odejście prawie w blasku flaschy, przy pełnym lokalu w zimie, kiedy to nie jest okres największych frekwencji. I ci ludzie czekający na zewnątrz w mrozie, by dostać się do środka, po zwolnieniu miejsc przez innych. 
  I teraz wracamy do meritum. Ile jest osób wykonujących swoją prace z najwyższą starannością, z pasją, przykładając się do niej, tak jak owy kierowca linii 188. Ile osób potrafi to docenić, ocenić to merytorycznie, sensownie?
  Dobra, bo już późno to kończę teraz wpis, a ponieważ na czerwono, to myślę jutro/dziś go nie ocenzuruję. 
  I jak już jestem w takim nastroju samooceny (podwyższonej), to kiedyś w zastępstwie jeździłem w komunikacji miejskiej na linii pośpiesznej A z Tarn. Gór przez Bytom do Katowic (dziś 820). Ktoś od kolegi z klasy jechał ze mną i koledze z klasy opowiedział o stylu mojej jazdy (pozytywnym). Wtedy, czy prawie zawsze, płynąłem autobusem, jak kierowca linii 188 prze ulice miast.
  Jak wiemy, niezmiernie rzadko wypowiadamy się pozytywnie o działaniach innych. Z reguły widzimy wpadki, działania złe, negatywne, niewłaściwe, dlatego tym bardziej takie opinie pozostają w pamięci, że jednak ktoś potrafi docenić nasza pracę.
  A to popłynąłem w notce. Tyle, bo do zajęć trza iść, a tylko przeczytałem czy nie ma jakiś rażących błędów, ale wpis na czerwono nieocenzurowany, bez żadnych zmian po nocy. Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz