poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Poniedziałek #1981

     [(poniższy tekst miał sie ukazać wczoraj, dlatego odniesienia są do tego dnia) i jak to u mnie obsuwa jednodniowa się przydarzyła]
    Mózg mi dzisiaj zgłupiał. Obejrzałem wpierw produkcję do teledysku nagrania "I Ciebie też, bardzo", a następnie dokończyłem po pierwszej racie (kilka dni temu) oglądanie filmu "Twoje imię wyryte jest we mnie". Przez to mam praktycznie nie przespaną noc. Tzn. spałem może na 5 rat w krótkich jednostkach czasowych. Pierwszy raz zasnąłem coś ok. 03:00, a dziś do pracy. Leżałem, przewracałem się z boku na bok i albo myślałem o filmie, albo w tle mózg odtwarzał nagranie "I Cieibie też..."
    Opisywałem film tutaj, ale bardzo nieudolnie. Pewnie wynikało to z samego oglądania filmu na 5 rat, oraz braku czasu na skupienie się i porządny opis. Jest to film, który trzeba obejrzeć w całości. Mózg musi się skupić na nim, rozpędzić się wraz z dawkami informacji, przetwarzać je, analizować. Tego oglądając na raty nie ma, ale też czas, czas potrzebny do obejrzenia filmu w całości u mnie to osiągnięcie.
    Film o tematyce często poruszanej, pierwszej szkolnej miłości. W tajwańskiej produkcji osadzony w 1987 r. po okresie stanu wojennego w tym kraju, więc rygorystycznych norm społecznych, zwłaszcza panujących w szkołach. Odseparowanie chłopaków od dziewczyn miało nie rozpraszać ich od nauki. Do tego dochodzi społeczny brak akceptacji ludzi homoseksualnych, co w filmie w biciu naszego jest co jakiś czas przypominane. I właśnie to otoczenie, które na nas oddziaływuje powoduje podejmowanie decyzji. To ono sprawia, że często podejmujemy je kierując nas na zupełnie inny tor. Można nawet stwierdzić, że to otoczenie (inni ludzie) nam tą wajchę przekładają i kierują nas gdzieś indziej. Zrywają w ten sposób uczucie, które się rodziło. Jak tytuł filmu - Trzeba zabić tę miłość. Czy faktycznie z perspektywy czasu to dobre działania. Może one nas w jakiś sposób ratują, ale jednocześnie pozostawia pustkę po miłości, która nie mogła rozwinąć skrzydeł. Rozpamiętujemy ten okres później przez lata. Ciąży to na nas jak jakieś traumatyczne wydarzenie. 
   Podobnie jak na filmie miałem sytuację z 800. Było to krótko po szkole. Po iluś latach później powiedział mi, że wybrał tak, bo takie były czasy i złączenie sie ze mną spowodowało by więcej komplikacji jak pożytku. Ta decyzja nie spowodowała, że pociąg do samców u niego wygasł. Został stłumiony, ale co jakiś czas się wyrywał, bo info do mnie z zewnątrz docierało. Dokładnie jak na filmie. Też ma żonę, dzieci, ale...
    Tytuł filmu to jednocześnie tytuł piosenki, która w filmie jest wykorzystana. Z 800 też mieliśmy taką piosenkę, przy której nawet kilka razy tańczyliśmy, to Edyta Bartosiewicz - Ostatni. Czasem wracam do tego nagrania i za każdym razem słuchając przypominają mi się chwile z 800. 
   Drugą taką sytuację miałem z 977. Też o tym pisałem. Wyznał mi kilka razy miłość. Wszystko fajnie, ale tym razem ja, mimo że zakochałbym się w nim bez problemu, a nawet się to działo, tłumiłem u siebie to uczucie. Dziś myślę o tym, jako o straconych chwilach, ale z drugiej strony jest właśnie ta kołacząca się w głowie niepewność jak by się to potoczyło, jakbyśmy się złączyli razem. Czy dalibyśmy radę w tym nieprzyjaznym otoczeniu funkcjonować, a wiemy, że otoczenie potrafi być b. uciążliwe, co wymownie w filmie tajwańskim ukazano. 

   Jeszcze jedno. Czy można miłość zużyć? Tzn. hipotetycznie bohaterowie filmu, mimo oddziaływującego otoczenia łączą się razem na dobre i złe. Wybucha między nimi miłość. Mimo trudności obiektywnych w postaci wrogiego otoczenia cieszą sie uczuciem do siebie, które silnie rozpala się, po czym, co naturalne przygasa. Czy wyszli by z tego cało, w sensie nawet fizycznym. Czy nie pobito by ich, nie utrudniono im życia itp. Mimo tego, mieli by wyczerpane uczucie miłości. Ona była na wysokim poziomie. Na wyższym już nigdy by nie była. Jak skok na bungee. Zaliczony, odfajkowany. Tak zamiast tego, żyją bieżąco, jednak rozpamiętując tamte chwile mając nieustanny niedosyt tego co mogło być, a nie nastąpiło. 
   Samego odbioru filmu nie ułatwia obsadzenie w głównych rolach ładnych aktorów. Widać to na tle innych uczniów ze szkoły, do której uczęszczają. To często się zdarza, ale jest jeden wyjątek "Guillermo i bracia do stołu" (chyba taki tytuł) gdzieś u mnie opisywany. Dało się zrobić dobry film z aktorem o średniej urodzie. 
   Jeszcze jedna sprawa. Jest w filmie scena kiedy główny bohater w łaźni szkolnej decyduje się umyć pedała, którego znowu pobili jeszcze bardziej czyniąc go mało ruchliwym. Scena, która odnośnie scenariusza ma mało do zarzucenia, jest prosto,ale dobrze skadrowana. Czerpiemy info z tego co dzieje się na kadrze jak i zarówno po za nim, to jest fajne, nie zrobiono z tego jakiejś sceny porno, tylko ze smakiem pokazano akt seksualny. Jedyne co mam do zarzucenia, to odegranie tego przez głównego bohatera. Już to pisałem, że pewnych scen nikt tak nie odgrywa jak właśnie branżowcy z bagażem doświadczeń, a jednocześnie z działającym uczuciem. Xavier Dolan w filmie Tom i np. Derek Villanueva w filmie Longhorns. W twoim imieniu, przynajmniej mnie, zabrakło tego akurat w tej scenie. Podobną scenę miałem przecież z 977 w wannie kiedy w niej pierwszy raz się z nim spotkałem. Oczywiście tłuszcza w większości tego nie wyłapie, ale też czy tłuszcza taki film wybierze do oglądania?
   I dla naszego ukochanego działu p.s. jest scena, która myślę uspokoi go na długi czas. Krótka, ale wymowna. To również za sprawą tej sceny noc przespana na wiele rat, a generalnie niedospana. 
   Qrwa w tym wieku takie oddziaływania. 

   Wpis już dziś 17-04-2023. 
   Wczoraj spanie mnie brało już po 16:00, jakiś kryzys, później minął, ale jechałem autobusem i co chwilę ziewałem. Jednak wczoraj swoim wozem na 48 to zajebiście się jeździło. Jednak co swój wóz, to swój wóz. 
   Ok, tyle, bo zaś tego nie wypchnę.
   Zdjęcie.
Osobliwości PKP. Ktoś kto się zna nie uwierzy, ale na zdj. to faktycznie obecnie służy za Tm-ke, a przynajmniej służyło w chwili zrobienia zdjęcia. 
   Narka.

3 komentarze:

  1. Wrzuciłem tytuł na listę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obejrzysz to napisz tu jakie wrażenia i odczucia.

      Usuń
    2. Obejrzałem wczoraj w nocy... i sam nie wiem... Kino niezłe, ale na mnie aż tak wielkiego wrażenia, jak na tobie ten film nie zrobił. Może to kwestia innych doświadczeń, a może przez to, że moim ulubionym filmem o pierwszej, nastoletniej miłości i odkrywaniu własnej seksualności, która nie jest heteroseksualnością jest są lat (od pierwszego zobaczenia) francuskie "Dzikie trzciny (1994) André Téchiné.

      Z aktorami azjatyckimi mam ten problem, że zawsze trochę trwa zanim się nauczę odróżniać jednego od drugiego, więc z początku trochę się gubiłem, ale jeśli chodzi o scenę pod prysznicem to mnie przebiłeś :D Tam mamy obu głównych bohaterów. Zakochany Chiang Jia-han pomaga umyć się Ptaśkowi, który jest poturbowany po tym, jak rozwalił skuter. I jak dla mnie było to całkiem wiarygodnie rozegrane - z jednej strony zwycięstwo pożądania, bo to w sumie trochę jak gwałt się zaczyna, z drugiej opór, próba trwania przy normalności i nieoczekiwany pocałunek, który zdradza, że Ptasiek jednak też czuje do przyjaciela coś innego, niż same przyjacielskie uczucia (co jest zresztą potwierdzone, wypowiedziane w końcówce filmu). Swoją drogą te ich pocałunki (pod prysznicem, na plaży) były takie jakieś nienaturalne. Co chyba ma coś znaczyć, symbolizować, bo były zbyt sztuczne, by można to zwalić na karb niedostatków aktorskich.

      Tu masz ściągawkę z klipami żebyś nie musiał całego filmu przewijać dla sprawdzenia sceny pod prysznicem:
      https://men.aznude.com/view/celeb/e/edwardchen.html

      Usuń