wtorek, 17 maja 2022

Wtorek #1900

   No i co? I wyszła nam okrągła notka, a sprawy jakby bieżące w niej. Najlepsze, że notka o nr 1000 nie została opublikowana i czeka na to, zarośnięta totalnie na torze odstawczym, i pewnie już mocno nadżarta korozją, a tu wnet będzie 2000. 
   By trochę jakby uczcić numer trochę z teraz, trochę z historii. 
   Obejrzałem wczoraj, więc się już z tym przespałem film na cda - Lato 85 (Summer of 85), ale film z 2020 tu link -> https://www.cda.pl/video/934929915
   Nic nowego. Historia poznawania się dwu chłopaków, z których jeden ma naście i jeszcze chodzi do szkoły drugi trochę starszy. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie postaranie się scenarzysty o szczegóły. Mamy 85 rok. LGBT jest jeszcze mało rozpowszechnione więc trudniej jest się poznać na zachodzie, u nas to już w ogóle, ale do tego jeszcze wrócę. Nie ma internetu. Takie poznawanie musi odbywać się słownie, grą wyrazów, mową ciała, w końcu dochodzi do zbliżenia, które musi być ostrożne, rozważne, kontrolowane, mimo buzujących uczuć. To wszystko w tym filmie jest pokazane i za to duży plus. Przecież doskonale pamiętam wszystkie zbliżenia do 800, a to już było tyle czasu temu, zwłaszcza ten pierwszy raz. I podobnie jak ujęcie w filmie, kiedy byli w kinie i bardzo nieśmiało ich małe palce się zaczynały dotykać, to był to dopiero początek, ale już jakieś przełamanie lodów. 
   Z 800 było podobnie. Zmoczyło nas w lecie deszczem, a byliśmy na rowerach. Mokrzy wjechaliśmy na st. mac. Lata 80-te to okres wideo u nas, już było na st. mac. więc dla wytracenia czasu puściłem jakiś film. On nie chciał się rozebrać z koszulki na moją prośbę bym mu ją mógł powiesić i trochę przesuszyć, więc siedział w mokrej. Inaczej w filmach, tam ze względów wizualnych rozbierają się znacznie szybciej. On może nie chciał wyjść na tego, który dąży do zbliżenia. Nie wiem. 
  Następnie siedliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać film. Ale myślałem wtedy jak siąść blisko niego, bardzo blisko. Przecież ryzykowało sie dużo. To co w filmie pokazane, taka osoba do której rośnie nam uczucie jest równocześnie naszym najlepszym kolegą. Świadomość, że jak się coś zwali to zostaniemy odtrąceni zawsze jest tym mocnym hamulcem działań. Ileż to razy ten hamulec, który również działa przed wykluczeniem społecznym, powstrzymał mnie przed działaniami. Ile razy uratował właśnie przed rozejściem się info o mnie, a to nie były dobre czasy dla takich informacji, nie wiem, ale jak się wspomina, to zawsze się myśli, a co jakbym jednak posunął sie dalej? A co jakby się spierdoliło?
  Pamiętam, że nadzwyczaj często chodziłem po coś lub coś zrobić, ale za każdym razem siadałem co raz bliżej niego, jednocześnie obserwując w napięciu reakcję na moje przybliżanie się. Jej nie było, to też w końcu jak siadłem bardzo blisko niego to pozostałem. To jest ten moment, kiedy zaczynają się kotłować myśli. Nie reaguje - jest dobrze, ale... No właśnie to - ale. Ale może on nie chce spieprzyć relacji i wytrzymuje nim nie przekroczę cienkiej granicy. Może mu się podoba, tylko nie umie tego ubrać w słowa. Plusy, minusy zaczynają się piętrzyć w takich momentach, a jednak mózg pcha nas dalej. Dalej było, dokładnie jak w filmie te złączenie małych palców u ręki i wyczekiwanie na reakcję. Jej nie było, więc znowu plusowo-minusowa burza mózgu. Nie czuje tego, nadal nie chce spieprzyć relacji, wytrzymuje to, bo niezręcznie mu wstać i odejść, co dzieje?
  Po chwili braku jego reakcji, braku mojej reakcji, w oczekiwaniu na jego reakcję poprawiam rękę, oczywiście tak, że teraz już dwa palce są na jego ręce. Znowu ta kotłowanina mózgu. Jego brak reakcji co raz bardziej upewnia mnie w tym, że (wtedy jeszcze nie, ale dziś, jakby to powiedział o. Natanek) wiedz..., że coś sie dzieje...
  Dalej u nas, podobnie jak w filmach było scenariuszowo. Co raz większa penetracja mojej ręki, jego pięknie umięśnionej ręki, aż w końcu po długiej chwili moja ręka z jego ręki zjechała na bok klaty. Tam zaczęła sie przesuwać po materiale bliżej brzucha. Ten jego płaski brzuch, piękna klata, ale to wszystko przykryte mokrą koszulą z krótkim rękawkiem zapiętą na guziki. Mnie nie wystarcza masowanie przez koszulę, więc rozpinanie pierwszego guzika, by wsunąć delikatnie palce na jego skórę na brzuchu, to znowu kolejna burza mózgu plusowo-minusowa. Po drugim guziku burza mózgowa się uspokoiła. Skoro mnie tak daleko dopuścił, to nie jest źle. Teraz i on jest trochę umoczony, oprócz tego że siedział w mokrej koszuli, bo jednak dopuścił mnie do siebie. 
  Nie, nie tak jak se pewnie myślicie, na tym spotkaniu nic oprócz głaskania nie było. Po skończeniu się filmu, on powiedział, że musi iść. Wstał i pojechał do się. Ja nie zdążyłem posunąć sie dalej, a on może potrzebował czasu na przemyślenie tego co się stało. On siedział biernie, ale ta bierność to też zezwolenie na moje działania. Znowu zostałem z burzą mózgu - i co dalej?! Jak zachować się następnym razem, a widywaliśmy się codziennie, bo mieszkaliśmy niedaleko. 
  Ale tak wyglądał pierwszy raz i on na filmie też jest pokazany. Od momentu złączenia palców małych w kinie przez bohaterów, do pierwszego zbliżenia trochę jeszcze upłynęło. Wiec choć historia banalna, to dobrze pokazana. W filmie dobre jest też ukazanie maksimum relacji między bohaterami. Tłem są inni ludzie wokół, rodziny, koledzy. To też plus, bo w innych produkcjach ucieka się w wątki poboczne, które ucinają czas antenowy dla głównych bohaterów. Film przecież nie może trwać 3h. W tej produkcji jest to dobrze wyważone. Dla potrzeb filmu, scenariusza i tego zacięcia jak zwykle wprowadzono dramę, tym razem w połowie filmu, ale jakoś z tego wybrnęli, może bez sceny w prosektorium, bo tu scenarzysta, czy reżyser trochę popłynęli. Generalnie dobrze się ogląda.
  Na filmie napisy angielskie, ale chyba nie powinno dziś sprawić problemów i zachęcam do obejrzenia, nim zrobią z tego premium i nie będzie już można obejrzeć. 

   Ostatnio miałem termin w biurze pracy. Już ostatnio pani mówiła, że na następnym terminie na pewno da mi ofertę pracy, bo już przeginam. No trudno. Więc na tą wizytę byłem już przygotowany na ofertę pracy i stękanie u niedoszłego pracodawcy. Jednak w biurze pracy obsługiwała mnie inna pani, to też pojechałem na plecach 824, że niby dalej się nim opiekuję i... dostałem termin za 1,5 m-ca bez oferty pracy. Uff, bo remont co raz bliżej, więc czas jest potrzebny. Ta pani też powiedziała, że następnym razem to na pewno dostanę już ofertę. 

   No i skoro notka 1900 to jeszcze tekst ze studiów, chyba z drugiego lub trzeciego roku. Czasem takie dziwa płodziłem. Znalezione przy porządkach na st. mac.
    Towarzyski i towarzysze, koledzy i koleżanki.
   Zebraliśmy się tu dziś aby omówić jedno z wydarzeń ostatnich tygodni. Jak większość z Was wie nasz wspólny wróg znów przeszedł do ofensywy i zastosował z ukrycia nową broń. 
   Problem, w całej jego rozciągłości i złożoności, jest o wielkiej doniosłości. Nie możemy więc sobie pozwolić na stratę choćby jednego członka naszej grupy, a wiemy iż jedna z naszych koleżanek jest bezpośrednio narażona na wrogą działalność naszego przeciwnika.
  Wydarzenia z ub. tygodnia unaoczniły nam powagę sytuacji. Przypomnę - na dworcu kolejowym narkoman dźgnął z nienacka bezbronną kobietę oraz funkcjonariusza służb bezpieczeństwa zainfekowaną strzykawką. 
  Sprawy takie jak ta są systematycznym przedmiotem ocen i analiz, jakich dokonujemy na posiedzeniach naszych organów, a także stanowią temat pracy naszych wszystkich ogniw. W toku prac na tą strategiczną kwestią, w oparciu o wielki dorobek, wykorzystując bogate doświadczenie oraz wszechstronne prace analityczne licznych zespołów specjalistów, a także twórcze dyskusje aktywu, postanowiliśmy:
1) wnikliwie analizować i realizować wnioski pokontrolne z sytuacji na dworcu kolejowym
2) wszelkimi posiadanymi środkami zapewnić bezpieczeństwo w w/w miejscu dla realizacji żywotnego interesu grupy i społeczeństwa
3) skorzystać z efektów ogarniającej nasz kraj rewolucji naukowo-technicznej i uzbroić naszą koleżankę. 
   Pragnę więc w imieniu nas wszystkich przekazać tę o to strzykawkę wraz z igłą w celu możliwości obrony przed ukrytym wrogiem naszej wspólnej koleżance o pseudonimie "P".

   Tekst oryginalny z tamtych czasów, dziś bym trochę zmienił, ale pozostawiłem wersję pierwotną, jaka pozostała się na papierze. 
   Zdjęcie. 
Tego to już dawno nie widziałem. On  jest przykładem, że przed kamerą trzeba mieć to coś co przyciąga widzów, nawet jak się tak dobrze wygląda. On tego nie miał. Mimo starań oglądało go niewiele osób i chyba dlatego zrezygnował z transmisji. Czasem się pojawia, ale rozmijamy się. Szkoda, bo ładny mięśniak. 
  Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz