Pomimo wyglądu znacznie młodszego niż by się wydawało z metryki, czasem 979 się nas pyta, a jak tam zdrowie?
Nie owijając w bawełnę mówię mu jak jest. Czyli, że ścięgna w stopach czasami źle działają, rano słyszę lekki szum w uszach, pomimo tego, że dopiero się obudziłem i o innych dysfunkcjach.
On mówi mi o wszystkim, czy o to co zapytam, a także o to co nie zapytam, ze swojego życia, to czemu mam ukrywać cokolwiek ze swojego?
Jest dobrze, po co to psuć. Niech się oswaja ze starością u innych, niech nie ma złudzeń do ostatniej chwili. Rozpadamy się powoli, sukcesywnie.
Dobra, bo wyszła pojedyncza imprezka przy flaszce. Ponieważ czytam tekst powyżej i włącza mi się helikopter, to przeszedłem na inną czcionkę, w sensie kolor. Ponieważ normy pewne zachowujemy, podobnie jak w relacjach z 979 to tu równie i na czerwono pójdzie bez cenzury.
No to lecimy. W ub. tygodniu w nd. ci idioci z tedeka mnie zbanowali permamentnie. W chwili kiedy to uczynili, czyli ok. 17:30 poczułem ulgę. W pewnym sensie do dziś ją czuję, ale pozostaje też niesmak, podobnie jak z kopalnią.
Czemu, qrwa, w kraju raju, tak się dzieje, że dobre inicjatywy przepadają? Czemu, albo kasa, albo polaczkowatość potrafi położyć dobry projekt na zawsze? Czemu ci idioci tego nie widzą wcześniej? Wiem, bo są idiotami. Fatalnie żyje się z mózgiem funkcjonującym normalnie, choć 972 nie ma takich problemów w ogóle. On się mało czym przyjmuje, bo nie potrafi. Jego, już nie małe, skurwiele, za chwilę wejdą w dorosły świat i co? I jakoś będą se dawały radę, bowiem rynek pracy jest chłonny to i ich wchłonie. Nawet bez mózgów w pewnych działach gospodarki się przydadzą.
Na kawalerskie od 832 nie pojechaliśmy, bowiem to jakaś kicha. Skończyło się na tym, że na lożę na 8 osób musieli dobierać te dwie osoby, czyli 895 i 840 by ją zapełnić. No na msc. pana młodego bym się spalił ze wstydu. Tyle lat żyć i nie móc zapełnić loży na 8 osób. Na osiem osób! No qrwa, co jest do cyca? Pewnie na moim kawalerskim to lokalu by zabrakło, a tu taka wpadka. Ale co tam, bezmózgi rządzą. I Ci ludzie następnie chodzą na wybory i głosują na jakiś ciuli, by oni następnie nami rządzili przez ileś tam lat. Dobrze, że w tym nie bieremy udziału, bo by nas podupiło totalnie.
Ostatnio wszystkim tłumaczymy, że iśc tam i wciepować kartkę to jakiś poroniony pomysł. Co oni sobie myślą? Że to niby coś zmieni? No idioci.
Ja już chyba na to wszystko jestem za stary. Mnie sie nie da wcisnąć tego kitu, tych globulek i tej całej reszty, którą się wciska tym głupolom.
Mogliśmy se dziś popłynąć w alko, bowiem część na kawalerskim, część na jakiś innych imprezkach, jak 230 na firmowej, 826 na meczu itp. to mamy wolne od mięśniaków- mózgowców. Nik nam się do flachy nie przysiada, że nalej, bo ja też chcę, i czemu mi nie nalejesz, jak sam łykasz? A wypierdalaj na drzewo. Wszelkim sępom mówimy zdecydowane - nie.
I nie mam to jak zacząć imprezkę o 16:00, a skończyć ok. 20:00, bo już zbliża się odcięcie. A nie iść do lokalu o 23:00 pić do odcięcia, które następuje o 01:30 i następnie głowić się jak tu wrócić na st. mac. To jest dopiero porażka organizacyjna.
Szczury. Myszak, był dziś u weterynarza. Zasugerowałem, by zrobić punkcję tego co mu wyrosło na gowie. Weterynarz zrobił pukcję, ale ropa nie wypłynęła, tylko krew, wobec tego skieowanie na prześwietlenie. W pn. to prześwietlenie zrobimy.
Dobra, zaczynam trzeźwieć, to zmienimy czcionkę, ta powyżej, jak zwykle bez cenzury.
Ja nie wiem co z tym alko, ale po chwili kryzysu następuje powrót do stanu w miarę normalnego. Jakieś sztuczki rządu, by ciągle łykać i łykać?
Dziś kolejny ciepły dzień. Na termometrze już je 21C choć dopiero 11:00. Na razie spacer z niby laską od 979, a następnie się zobaczy. Musze jakąś z moich maszyn przygotować do sezonu, bo cały czas czekają na torze bocznym na naprawę. Będzie łatwiej, bo po rozstaniu się z tedekiem, pozostały jednostki czasu do zagospodarowania. Powróciliśmy do filmów w trakcie żarcia, miast jechać 158 raz przez tą samą scenerię. Więcej czasu poświęcamy na sprzątanie stacji, efekty są widoczne. No i przygotowania do remontów na stacji, bo ostatnimi latami odpadały z przyczyn zewnętrznych. W tym roku nie są planowane żadne angażowania się w inicjatywy, to wreszcie czas powinien być dostępny w całości.
Tyle, bo jeszcze muszę zatowarować szczury i na ten spacer się zwijać. Narka.
niedziela, 19 maja 2019
czwartek, 16 maja 2019
Czwartek #1534
Wczoraj stenkacz z Belgii, wyciągnął mnie na basen do Tychów. Już tam kiedyś byłem z 979 jego niby laską i kimś tam jeszcze z wawki, ale ponieważ wrażenia było dobre, to namawiam innych, by tam pojechali. Trochę dalej od Halemby, ale jednak lepiej. Czas zaplanowany na 2h, ale przy wyjściu na klatce schodowej jest stopczas.
Na szczęście w basenach w zasadzie ciepła woda, najcieplejsza w tym wychodzącym na taras po za mury budynku, to też w nim dość sporo czasu spędzałem. Na placu zimno, ok. 8C i padał drobny deszcz co robiło ciekawe wrażenie. Jak leżałem na takich rurkach z bąbelkami, to na twarz leciały drobne krople zimnego deszczu.
Nie dużo ludzi na kompleksie, bo też weszliśmy o 10:55, to ludziska w pracy, w szkołach. Było kilka wycieczek, ale te na szczęście były na basenie olimpijskim, a nie w części rekreacyjnej.
Stękacz przez większość drogi stękał, co u niego normalne. Po jakimś czasie już na to nie reagowałem. Raz musiałem na jego stękania stanowczo odpowiedzieć, bo chciałem zeżreć w aucie bułkę, bowiem na śniadanie w ramach diety, zeżarłem tylko jedną to zaczął stękać, że nie w aucie, nie w czasie jazdy, nie teraz. Powiedziałem stanowczo, to tam będę ją musiał zeżreć przed wejściem, bo na jednej bułce może być ciężko 2h pływać, czy ruszać się, a to opóźni nasze wejście. Odpuścił.
W kompleksie w zasadzie nie było na kim oka zawiesić. Na wszystkie osoby znalazł się jeden wyglądający jakoś normalnie. Reszta to katastrofa. Gimbaza pokolenia srajfonów. Bezkształtne kloce. Współczuję laskom, bo laska bez ruchu jeszcze i tak jakoś wygląda, bo one stworzone do ruchu nie były, ale synki, to dramat. Era mięśniaków już się skończyła. Nawet na wiosce z nowymi mięśniakami jest problem. To co kiedyś pisałem, że ta pogoń za złomem, ten ciągły ruch fizyczny w jego zdobywaniu powodował stałe wyrabianie mięśni. Jednocześnie brak kasy, mniejsze porcje jedzenia.
Dziś za złomem już mało kto goni. Większość pracuje, zarabia i to nieźle więc żre, często za dużo, a i ruchu znacznie mniej, choćby ze względu na srajfony. Efekty widać np. na basenach, w lecie na plażach.
Wracając do basenu, to w zasadzie obszedłem zjeżdżalnie wraz ze stękaczem oprócz czerwonej, solankę, 3x falę no i najwięcej byłem w ciepłej wodzie i basenie na zewnątrz.
Wyjście do szatni na ostatnią chwilę. Po umyciu się sprawdziłem na elektronicznym liczniku i pokazało 7 min. Jak się przebierałem to niedwało mi to spokoju i pobiegłem na bosaka sprawdzić jeszcze raz. Pokazało 00:01 jak na filmach. Zbiegłem po schodach do stopczasu i udało się. Wróciłem do szatni i już na spokojnie dokończyłem ubieranie się, suszenie włosów i wyszedłem. Pani trochę zdziwiona, że inna godzina zatrzymania czasu, a inna oddania jej elektronicznego zegarka, ale powiedziała:
- nie będzie dopłaty.
Stękacz siedział już ubrany od kilku minut i czekał na mnie. Przecież wiedział o tym stopczasie, bo mu pokazałem.
W drodze powrotnej stękaniom nie było końca, ale olewałem to. Natomiast czułem się niezbyt bezpiecznie przy jego jeździe. Jechał chaotycznie. Nie dość, że warunki atmosferyczne niekorzystne, od dwu dni pada drobny deszcz cały czas i drogi mokre, to jego jazda nie była płynna, a styl jazdy trudny do zrozumienia.
Dojechaliśmy, ale więcej jazd z nim, może jednak nie.
Na szczęście w basenach w zasadzie ciepła woda, najcieplejsza w tym wychodzącym na taras po za mury budynku, to też w nim dość sporo czasu spędzałem. Na placu zimno, ok. 8C i padał drobny deszcz co robiło ciekawe wrażenie. Jak leżałem na takich rurkach z bąbelkami, to na twarz leciały drobne krople zimnego deszczu.
Nie dużo ludzi na kompleksie, bo też weszliśmy o 10:55, to ludziska w pracy, w szkołach. Było kilka wycieczek, ale te na szczęście były na basenie olimpijskim, a nie w części rekreacyjnej.
Stękacz przez większość drogi stękał, co u niego normalne. Po jakimś czasie już na to nie reagowałem. Raz musiałem na jego stękania stanowczo odpowiedzieć, bo chciałem zeżreć w aucie bułkę, bowiem na śniadanie w ramach diety, zeżarłem tylko jedną to zaczął stękać, że nie w aucie, nie w czasie jazdy, nie teraz. Powiedziałem stanowczo, to tam będę ją musiał zeżreć przed wejściem, bo na jednej bułce może być ciężko 2h pływać, czy ruszać się, a to opóźni nasze wejście. Odpuścił.
W kompleksie w zasadzie nie było na kim oka zawiesić. Na wszystkie osoby znalazł się jeden wyglądający jakoś normalnie. Reszta to katastrofa. Gimbaza pokolenia srajfonów. Bezkształtne kloce. Współczuję laskom, bo laska bez ruchu jeszcze i tak jakoś wygląda, bo one stworzone do ruchu nie były, ale synki, to dramat. Era mięśniaków już się skończyła. Nawet na wiosce z nowymi mięśniakami jest problem. To co kiedyś pisałem, że ta pogoń za złomem, ten ciągły ruch fizyczny w jego zdobywaniu powodował stałe wyrabianie mięśni. Jednocześnie brak kasy, mniejsze porcje jedzenia.
Dziś za złomem już mało kto goni. Większość pracuje, zarabia i to nieźle więc żre, często za dużo, a i ruchu znacznie mniej, choćby ze względu na srajfony. Efekty widać np. na basenach, w lecie na plażach.
Wracając do basenu, to w zasadzie obszedłem zjeżdżalnie wraz ze stękaczem oprócz czerwonej, solankę, 3x falę no i najwięcej byłem w ciepłej wodzie i basenie na zewnątrz.
Wyjście do szatni na ostatnią chwilę. Po umyciu się sprawdziłem na elektronicznym liczniku i pokazało 7 min. Jak się przebierałem to niedwało mi to spokoju i pobiegłem na bosaka sprawdzić jeszcze raz. Pokazało 00:01 jak na filmach. Zbiegłem po schodach do stopczasu i udało się. Wróciłem do szatni i już na spokojnie dokończyłem ubieranie się, suszenie włosów i wyszedłem. Pani trochę zdziwiona, że inna godzina zatrzymania czasu, a inna oddania jej elektronicznego zegarka, ale powiedziała:
- nie będzie dopłaty.
Stękacz siedział już ubrany od kilku minut i czekał na mnie. Przecież wiedział o tym stopczasie, bo mu pokazałem.
W drodze powrotnej stękaniom nie było końca, ale olewałem to. Natomiast czułem się niezbyt bezpiecznie przy jego jeździe. Jechał chaotycznie. Nie dość, że warunki atmosferyczne niekorzystne, od dwu dni pada drobny deszcz cały czas i drogi mokre, to jego jazda nie była płynna, a styl jazdy trudny do zrozumienia.
Dojechaliśmy, ale więcej jazd z nim, może jednak nie.
środa, 15 maja 2019
Środa #1533
Piszę to wielokrotnie, że głupota, która kończy szkoły, która po tych szkołach się konserwuje, utrwala, co raz bardziej ma wpływ na życie innych. By brać przykład, wiedzę ze starszych..., po co?
Era srajfonów i myśl, że mając taki srajfon możemy wszystko wystarczy do radosnego życia. To życie pokazuje jednak, że tak nie jest, ale też kto ma to weryfikować, co wielokrotnie tu piszę.
834 jako świadek na ślubie 832 ma organizować kawalerskie. Ono ma się odbyć w sobotę, w tą sobotę. Zabrał się do tego... wczoraj. No bingo, qrwa! I to by on się do tego zabrał, ale wmieszał w to 979, bo spotkanie odbyło się na stacji po 20:00. Rychło wczas.
Wczoraj też był sam 832 na stacji z przyszłą żoną, bo mam być kierowcą na ślubie. 834 wszystkie potrzebne informacje przekazuje już od 1,5 m-ca. Znam trasy, kto gdzie mieszka, gdzie trza jechać kiedy. Oni oficjalnie przyszli z tym wczoraj. No się sprężyli. Już od tyg. 979 się pyta czy byli i zastanawiał się, kiedy chcą wbić.
Jak organizowałem spotkanie klasowe po technikum ileś tam lat po, to zabrałem się do tego 3 m-ce wcześniej, jak nie więcej. Ale wszystko było zorganizowane, wszyscy powiadomieni, termin najbardziej dla wszystkich dogodny. Sala w szkole uzgodniona, lokal, do którego następnie przemieściliśmy się, znacznie wcześniej zarezerwowany, bo jednak dwadzieścia kilka osób, to trza gdzieś ulokować. Słowem bez wpadki, wszystko się odbyło. Nie było dwu osób na spotkaniu, laski, która ma dziwnego męża i jej nie puścił i jednego z kopalni, bo nie mógł się zamienić.
A tu, na 3 dni przed 834 stwierdził, że coś trza jednak zrobić. Wpierw jadą do kato do domu strachów, a jestem już za stary by dostawać zawału, następnie do lokalu, bez rezerwacji, bez niczego załatwionego. Po prostu tam wejdą. No bingo, qrwa.
Choć jestem na to zaproszony, to już wczoraj wiedziałem, że nie idę, ale info przekażę dziś. Mam już dość niedopracowanych imprezek, imprez. Mam chyba zjebany mózg, ale przestaję to trawić. Wystarczy mi zjebane kawalerskie od 823, na którym byłem chyba z 2 lata temu, wesele ze zjebaną muzyką od niego, co opisywałem tu gdzieś (podać link).
Wczoraj w kato był wypadek w tunelu średnicówki ok. 14:30. To sparaliżowało praktycznie całe centrum. Niby nic nowego, bo takie rzeczy się zdarzają i zdarzać będą. Rykoszetem dostała komunikacja miejska, ta autobusowa zwłaszcza.
Są takie linie 6 i 840 z Gliwic do Katowic. Jeździ na każdej z nich ok. 9 autobusów. W szczycie jadą co 30 min na obu liniach. W czasie tego wypadku utopiono w katosach 6 wozów 840 i 5 linii 6. Zastanawiam się gdzie są dyspozytorzy, jeżeli w ogóle takie stanowisko jest, a pewnie jest i co robili, by ruch autobusów na liniach się odbywał? Kiedy piszę tę notkę (jest 21:50), to z Katowic do Gliwic jedzie wóz 53 kursem 609 opóźniony o 135 min.
Do katos leciał wcześniej opóźniony o 147 min o 21:14.
Na co komu qrwa, autobus komunikacji miejskiej opóźniony o 147 min?
Mało tego, jak się topiły kolejne wozy na dojeździe do katowic, to można je było zawrócić na oś Tysiąclecia, skąd odjeżdżały by do Gliwic w miarę planowo i część linii była by uratowana. Obsłużyły by jeszcze Katowice, Chorzów, Świętochłowice, Rudę Śląską, Zabrze i dotarły do Gliwic. Ale po co myśleć, skoro komunikacja jest sama dla siebie, a nie dla pasażerów, jakby kto myślał.
Powyżej utopione autobusy na dojeździe do katos, 6-ty nadciągał z Ch-wa. Opóźnienia sięgały 150 min.
Teraz by ktoś pomyślał, by część wstawić do planu, by pojechały w drugą stronę i by było jakoś na linii w miarę normalnie.
Ależ skąd. Po co się głowić, zawracać sobie myśli jakimś wstawianiem autobusów do planu, niech popierdalają w drugą stronę również w stadzie, przecież kto by pomyślał, że komunikacja jest dla ludzi. Ona jest sama dla siebie, to też stado autobusów za 2h wracało do Gliwic.
A co tam, że opóźnienie 154 min. przecież na pewno czekają na niego na przystanku.
No i by nie było, że nie dokończyłem zadania domowego, to wspomniana 6-ka dojechała do Gliwic o 22:42 ze 129 min opóźnieniem.
Nieprawdaż, że fajnie. Swoją drogą widać, że kierowcy się nie chciało. Na trasie planowej długości 81 min wyrobił 6 min (z Katowic odszedł ze 135 min opóźnieniem). No brawo dla kierowcy.
Głupota nas kiedyś wykończy. Braknie ludzi ze sprawnymi mózgami, a tłuszcza sama sobie nie da rady bez mózgów. Ale to już ruszyło. Na razie jeszcze nie widać skutków, ale za kilka lat...
Zabieram się za inne czynności. To narka.
Era srajfonów i myśl, że mając taki srajfon możemy wszystko wystarczy do radosnego życia. To życie pokazuje jednak, że tak nie jest, ale też kto ma to weryfikować, co wielokrotnie tu piszę.
834 jako świadek na ślubie 832 ma organizować kawalerskie. Ono ma się odbyć w sobotę, w tą sobotę. Zabrał się do tego... wczoraj. No bingo, qrwa! I to by on się do tego zabrał, ale wmieszał w to 979, bo spotkanie odbyło się na stacji po 20:00. Rychło wczas.
Wczoraj też był sam 832 na stacji z przyszłą żoną, bo mam być kierowcą na ślubie. 834 wszystkie potrzebne informacje przekazuje już od 1,5 m-ca. Znam trasy, kto gdzie mieszka, gdzie trza jechać kiedy. Oni oficjalnie przyszli z tym wczoraj. No się sprężyli. Już od tyg. 979 się pyta czy byli i zastanawiał się, kiedy chcą wbić.
Jak organizowałem spotkanie klasowe po technikum ileś tam lat po, to zabrałem się do tego 3 m-ce wcześniej, jak nie więcej. Ale wszystko było zorganizowane, wszyscy powiadomieni, termin najbardziej dla wszystkich dogodny. Sala w szkole uzgodniona, lokal, do którego następnie przemieściliśmy się, znacznie wcześniej zarezerwowany, bo jednak dwadzieścia kilka osób, to trza gdzieś ulokować. Słowem bez wpadki, wszystko się odbyło. Nie było dwu osób na spotkaniu, laski, która ma dziwnego męża i jej nie puścił i jednego z kopalni, bo nie mógł się zamienić.
A tu, na 3 dni przed 834 stwierdził, że coś trza jednak zrobić. Wpierw jadą do kato do domu strachów, a jestem już za stary by dostawać zawału, następnie do lokalu, bez rezerwacji, bez niczego załatwionego. Po prostu tam wejdą. No bingo, qrwa.
Choć jestem na to zaproszony, to już wczoraj wiedziałem, że nie idę, ale info przekażę dziś. Mam już dość niedopracowanych imprezek, imprez. Mam chyba zjebany mózg, ale przestaję to trawić. Wystarczy mi zjebane kawalerskie od 823, na którym byłem chyba z 2 lata temu, wesele ze zjebaną muzyką od niego, co opisywałem tu gdzieś (podać link).
Wczoraj w kato był wypadek w tunelu średnicówki ok. 14:30. To sparaliżowało praktycznie całe centrum. Niby nic nowego, bo takie rzeczy się zdarzają i zdarzać będą. Rykoszetem dostała komunikacja miejska, ta autobusowa zwłaszcza.
Są takie linie 6 i 840 z Gliwic do Katowic. Jeździ na każdej z nich ok. 9 autobusów. W szczycie jadą co 30 min na obu liniach. W czasie tego wypadku utopiono w katosach 6 wozów 840 i 5 linii 6. Zastanawiam się gdzie są dyspozytorzy, jeżeli w ogóle takie stanowisko jest, a pewnie jest i co robili, by ruch autobusów na liniach się odbywał? Kiedy piszę tę notkę (jest 21:50), to z Katowic do Gliwic jedzie wóz 53 kursem 609 opóźniony o 135 min.
Do katos leciał wcześniej opóźniony o 147 min o 21:14.
Na co komu qrwa, autobus komunikacji miejskiej opóźniony o 147 min?
Mało tego, jak się topiły kolejne wozy na dojeździe do katowic, to można je było zawrócić na oś Tysiąclecia, skąd odjeżdżały by do Gliwic w miarę planowo i część linii była by uratowana. Obsłużyły by jeszcze Katowice, Chorzów, Świętochłowice, Rudę Śląską, Zabrze i dotarły do Gliwic. Ale po co myśleć, skoro komunikacja jest sama dla siebie, a nie dla pasażerów, jakby kto myślał.
Powyżej utopione autobusy na dojeździe do katos, 6-ty nadciągał z Ch-wa. Opóźnienia sięgały 150 min.
Teraz by ktoś pomyślał, by część wstawić do planu, by pojechały w drugą stronę i by było jakoś na linii w miarę normalnie.
Ależ skąd. Po co się głowić, zawracać sobie myśli jakimś wstawianiem autobusów do planu, niech popierdalają w drugą stronę również w stadzie, przecież kto by pomyślał, że komunikacja jest dla ludzi. Ona jest sama dla siebie, to też stado autobusów za 2h wracało do Gliwic.
A co tam, że opóźnienie 154 min. przecież na pewno czekają na niego na przystanku.
No i by nie było, że nie dokończyłem zadania domowego, to wspomniana 6-ka dojechała do Gliwic o 22:42 ze 129 min opóźnieniem.
Nieprawdaż, że fajnie. Swoją drogą widać, że kierowcy się nie chciało. Na trasie planowej długości 81 min wyrobił 6 min (z Katowic odszedł ze 135 min opóźnieniem). No brawo dla kierowcy.
Głupota nas kiedyś wykończy. Braknie ludzi ze sprawnymi mózgami, a tłuszcza sama sobie nie da rady bez mózgów. Ale to już ruszyło. Na razie jeszcze nie widać skutków, ale za kilka lat...
Zabieram się za inne czynności. To narka.
wtorek, 14 maja 2019
Wtorek #1532
Co raz bardziej ten "system" zaczyna mi się nie podobać. Chyba jestem za stary na to co widzę, no i jeszcze to, że mój mózg jest w stanie to przetrawić, przetworzyć.
Dziś byłem w stonie z 979 i jego niby laską. Znowu koszyk, warty około 1000 zł, jechał do wypierdolenia. Naście kostek masła, ileś tam kiełbas suchych, inny nabiał, sery, padliny - wszystko do wypierdolenia. Zdjęcia nie było, ale następnym razem zrobimy.
Nie, by zrobić jakąś przecenę, by sprzedać taniej. Po co? Najlepiej wypierdolić na śmietnik, wszak w marżach rzędu 100% i więcej procent, i tak, to co ląduje w śmietniku, jest zabulone.
Gdzie by ucho nie przyłożyć, nie posłuchać, nie porozmawiać, to marnotrawstwo na potęgę. Za to wszystko płacimy w cenach tego co kupujemy. Czy do qrwy tego nie da się opanować? Czy nie może być tak, że np. czegoś zabraknie w sklepie w imię niskich cen i nie marnowania sił i energii na wyprodukowanie tego, tylko zawsze to musi być na półce, za cenę..., no właśnie, za wyższą cenę rekompensującą to co wypierdolimy.
Chyba najbardziej szkoda zwierząt, które giną w imię pełnych półek. Następnie, jak już się przeterminują, to lądują w koszu. To po co one ginęły? Zupełnie niepotrzebnie.
172 robi teraz na budowlance, ale przy jakiejś hurtowni słodyczy. Oczywiście w ramach rekompensaty dostał kilogramy słodyczy, które nie zeszły. Znowu tego wyprodukowali za dużo.
Po chuj kupujemy czekoladę za 2 zł, której faktyczna wartość to 0,50 gr.? Bo nie ma czekolad po 1zł. Ale w tej cenie 2zł jest zawarta część tych, które zostaną wypierdolone na śmietnik. To może wyprodukować ich mniej i niech kosztują np. 1,50zł? Wiem, pobożne życzenia.
W związku z tym, my się przystosowaliśmy do warunków miejscowych i jakoś dajemy radę. Reszta niech buli.
Mało tego, że oni to wypierdalają, to jeszcze niektóre towary trafiają do firmy https://www.refood.pl/index.php?id=6 . Co to za ogólny szajs. Czyli do ceny tego co kupujemy trza doliczyć jeszcze działalność firmy refood, która to z marketów odbiera. No fajne jaja. Czy da się wymyśleć coś bardziej dysfunkcyjnego? Czyli kupujemy mleko za 2zł, które na magazyn stonki przyjeżdża po 0,60gr, następnie stona dociepuje swoje 120% marży + odbiór towaru przez refood i już wychodzi 2zł.
Stonka zawalona węglem drzewnym na grille. Wczoraj kierowniczka jeździła z całą paletą i nie wiedziała gdzie to wcisnąć, bo nie schodzi, a zakładali pewnie pogodę i masowe grille. No to im pogoda zrobiła psikusa. Gorzej, bo chciałem w tym roku wino robić, ale nie wiem jak bydzie z owocami, wszak kartofle już pomarzły.
Szczur, myszak, był dziś u weterynarza. Dostał ostatnie zastrzyki i następna wizyta za tydzień. Niestety widać po nim, co już kiedyś pisałem, starcze objawy. Tzn. szybko się zestarzał. Jego siostra, po 3-ch ciążach i porodach, czuje się dobrze i po niej tego wieku nie widać, przynajmniej na razie. Po nim tak. Jest jak dziadek, jakby był rok starszy od niej, albo tyle ile potrzeba by tak staro wyglądać.
Po zastrzykach poprawiło mu się. W nocy już ze mną nie śpi, idzie do samiczek lub do swojego miejsca. Pomagam mu czasami w przemieszczaniu się po terenie stacji lub jak go widzę, że się chce przemieszczać, to odrywam się od zajęć i jestem przy nim, by czasem skądś nie spadł niepotrzebnie. Już i tak narobiłem.
Najbardziej przerażają mnie poszczególne odejścia, które nastąpią. Już jak byłem pierwszy raz z myszakiem i weterynarza to się popłakałem. Jak będzie z innymi? Podobnie. Przecież z żyrafką, myszynem jestem równie związany. A przecież właśnie dlatego celowo nie chciałem żadnych zwierząt na stacji, by uniknąć tych bolesnych odejść. To co wielokrotnie pisałem - one są tu we względnej wolności. To że przychodzą do mnie do łóżka, bezinteresownie, to jest niesamowite. Ta interakcja z nimi, w czasie posiłków, co jakby jest naturalne, bo one też chcą żreć, ale są najedzone i degustują to co żrę, też jest niesamowita. I jak tu następnie nie przeżywać odejść takich zwierzątek.
Zabieram się za inne czynności, to narka.
Dziś byłem w stonie z 979 i jego niby laską. Znowu koszyk, warty około 1000 zł, jechał do wypierdolenia. Naście kostek masła, ileś tam kiełbas suchych, inny nabiał, sery, padliny - wszystko do wypierdolenia. Zdjęcia nie było, ale następnym razem zrobimy.
Nie, by zrobić jakąś przecenę, by sprzedać taniej. Po co? Najlepiej wypierdolić na śmietnik, wszak w marżach rzędu 100% i więcej procent, i tak, to co ląduje w śmietniku, jest zabulone.
Gdzie by ucho nie przyłożyć, nie posłuchać, nie porozmawiać, to marnotrawstwo na potęgę. Za to wszystko płacimy w cenach tego co kupujemy. Czy do qrwy tego nie da się opanować? Czy nie może być tak, że np. czegoś zabraknie w sklepie w imię niskich cen i nie marnowania sił i energii na wyprodukowanie tego, tylko zawsze to musi być na półce, za cenę..., no właśnie, za wyższą cenę rekompensującą to co wypierdolimy.
Chyba najbardziej szkoda zwierząt, które giną w imię pełnych półek. Następnie, jak już się przeterminują, to lądują w koszu. To po co one ginęły? Zupełnie niepotrzebnie.
172 robi teraz na budowlance, ale przy jakiejś hurtowni słodyczy. Oczywiście w ramach rekompensaty dostał kilogramy słodyczy, które nie zeszły. Znowu tego wyprodukowali za dużo.
Po chuj kupujemy czekoladę za 2 zł, której faktyczna wartość to 0,50 gr.? Bo nie ma czekolad po 1zł. Ale w tej cenie 2zł jest zawarta część tych, które zostaną wypierdolone na śmietnik. To może wyprodukować ich mniej i niech kosztują np. 1,50zł? Wiem, pobożne życzenia.
W związku z tym, my się przystosowaliśmy do warunków miejscowych i jakoś dajemy radę. Reszta niech buli.
Mało tego, że oni to wypierdalają, to jeszcze niektóre towary trafiają do firmy https://www.refood.pl/index.php?id=6 . Co to za ogólny szajs. Czyli do ceny tego co kupujemy trza doliczyć jeszcze działalność firmy refood, która to z marketów odbiera. No fajne jaja. Czy da się wymyśleć coś bardziej dysfunkcyjnego? Czyli kupujemy mleko za 2zł, które na magazyn stonki przyjeżdża po 0,60gr, następnie stona dociepuje swoje 120% marży + odbiór towaru przez refood i już wychodzi 2zł.
Stonka zawalona węglem drzewnym na grille. Wczoraj kierowniczka jeździła z całą paletą i nie wiedziała gdzie to wcisnąć, bo nie schodzi, a zakładali pewnie pogodę i masowe grille. No to im pogoda zrobiła psikusa. Gorzej, bo chciałem w tym roku wino robić, ale nie wiem jak bydzie z owocami, wszak kartofle już pomarzły.
Szczur, myszak, był dziś u weterynarza. Dostał ostatnie zastrzyki i następna wizyta za tydzień. Niestety widać po nim, co już kiedyś pisałem, starcze objawy. Tzn. szybko się zestarzał. Jego siostra, po 3-ch ciążach i porodach, czuje się dobrze i po niej tego wieku nie widać, przynajmniej na razie. Po nim tak. Jest jak dziadek, jakby był rok starszy od niej, albo tyle ile potrzeba by tak staro wyglądać.
Po zastrzykach poprawiło mu się. W nocy już ze mną nie śpi, idzie do samiczek lub do swojego miejsca. Pomagam mu czasami w przemieszczaniu się po terenie stacji lub jak go widzę, że się chce przemieszczać, to odrywam się od zajęć i jestem przy nim, by czasem skądś nie spadł niepotrzebnie. Już i tak narobiłem.
Najbardziej przerażają mnie poszczególne odejścia, które nastąpią. Już jak byłem pierwszy raz z myszakiem i weterynarza to się popłakałem. Jak będzie z innymi? Podobnie. Przecież z żyrafką, myszynem jestem równie związany. A przecież właśnie dlatego celowo nie chciałem żadnych zwierząt na stacji, by uniknąć tych bolesnych odejść. To co wielokrotnie pisałem - one są tu we względnej wolności. To że przychodzą do mnie do łóżka, bezinteresownie, to jest niesamowite. Ta interakcja z nimi, w czasie posiłków, co jakby jest naturalne, bo one też chcą żreć, ale są najedzone i degustują to co żrę, też jest niesamowita. I jak tu następnie nie przeżywać odejść takich zwierzątek.
Zabieram się za inne czynności, to narka.
niedziela, 12 maja 2019
Niedziela #1531
Wpisy są częściej, bo bardziej jestem uwiązany na stanowisku dowodzenia przez myszaka. Ale po zastrzykach mu się poprawiło. O ile noc sobotnią (od północy) przespał całą ze mną, to już dzisiejsza tylko tak do połowy, po czym wyszedł, a raczej trochę spadł, ale pod łóżkiem są grube poduszki poustawiane i poszedł do samiczek, a przynajmniej bliżej nich. Przebudziłem się, ale nie zdążyłem go chwycić. Był już na poduszce i zaczął wchodzić pod łóżko. Nie przeszkadzałem mu. Skoro bezpiecznie znalazł się na poduszce, chce tam iść, to i tak za jakiś czas znowu będzie się chciał wydostać więc po co mu robić problemy. Oczywiście po kolejnym przebudzeniu trochę go szukałem, czy się gdzieś nie zakleszczył lub nie ugrzązł, wszak ma ograniczone ruchy, ale nie znalazłem go, też nie wydawał żadnych odgłosów, choć go nawoływałem, to uznałem, że chyba wszystko ok. Położyłem się dalej i układałem plan poszukiwań rano, bo przecież muszę z nim iść do weterynarza ponownie. Zasnąłem.
Jak się przebudziłem ok. 08:20 to był przy punkcie karmienia, więc odetchnąłem, wszystko na razie ok. Dałem mu trochę więcej żarcia, ale porusza się sprawniej, to też nie ingerowałem w jego przemieszczanie się.
W trakcie dosypiania miałem sen. Tradycyjnie kolejowo, tym razem - symulatorowy. Byłem w pierwszym wagonie za lokomotywą EU07, która wciągała skład do stacji Tatry. Taką ktoś (niby) zrobił w symulatorze td2, bo nie ma takiej. W każdym razie skład wjechał w tunel. Wychylony za okno, jak to zawsze kiedyś robiłem. Z powodu niskiej prędkości, napawałem się stukotem kół elektrowozu, ścieraniem się obrzeży kół o główki szyn,
oraz tunelem położonym w ostrym łuku ze ścian ceglanych, z ciekawą teksturą i pomyślałem, też chcę mieć taki model na scenerii. Za tunelem bardzo strony podjazd, ale siódemka dała sobie rady i wciągnęła się do stacji. Na stacji Zakopane, trochę ludzi na peronach, a przebywając nadal w wagonie myślałem nad tym rewelacyjnym tunelem. Tu się sen skończył, a taki był przyjemny. Jadąc w tunelu, mózg przywołał zapachy tunelu między W-centr, a Wa-wą Powiśle, którym kiedyś w ciągu jednego dnia przejechałem chyba 8 razy. Zresztą w 2016 jak byłem w wawce to też przy tunelach się kręciłem, stąd specyficzny zapach utkwił w mózgu i tu został odtworzony dla potrzeby snu. Ta wilgoć, chłód, zapach były b. dobrze odczuwalne w czasie przejazdu przez wirtualny tunel.
Zastanawiałem się czy przyblokować notkę i następnie coś dopisać, ale muszę iść do weterynarza i znaleźć myszaka, a później nie wiem jak będzie, to ją wysyłamy w świat. Narka.
Jak się przebudziłem ok. 08:20 to był przy punkcie karmienia, więc odetchnąłem, wszystko na razie ok. Dałem mu trochę więcej żarcia, ale porusza się sprawniej, to też nie ingerowałem w jego przemieszczanie się.
W trakcie dosypiania miałem sen. Tradycyjnie kolejowo, tym razem - symulatorowy. Byłem w pierwszym wagonie za lokomotywą EU07, która wciągała skład do stacji Tatry. Taką ktoś (niby) zrobił w symulatorze td2, bo nie ma takiej. W każdym razie skład wjechał w tunel. Wychylony za okno, jak to zawsze kiedyś robiłem. Z powodu niskiej prędkości, napawałem się stukotem kół elektrowozu, ścieraniem się obrzeży kół o główki szyn,
Zastanawiałem się czy przyblokować notkę i następnie coś dopisać, ale muszę iść do weterynarza i znaleźć myszaka, a później nie wiem jak będzie, to ją wysyłamy w świat. Narka.
sobota, 11 maja 2019
Sobota #1530
Z myszakiem się wczoraj pogorszyło. Szkoda, że wyszedł z łóżka dopiero ok. 17:40 i właściwie po poduszce, po której zchodzą i wchodzą on się sturlał. Dobrze, że to widziałem i od razu się nim zająłem. Na głowie wyrósł mu guz z jakimś płynem, który widocznie powoduje ucisk na mózg i przez to jego koordynacja ruchowa znacznie zmalała. Na szczęście został mi duży pojemnik z hurtowni, do której wywoziłem kiedyś szczury, to jak jechałem do kato zawieźć 979 na imprezkę, to go do niego wsadziłem i zabezpieczyłem kratę na górze, by nie wyszedł z niej i sobie jeszcze nie pogorszył stanu. Pojemnik dałem na łóżko, by miał cieplej, bo na podłodze to tak średnio.
Wieczorem jeszcze go nakarmiłem, dałem mu trochę herbaty i, podobnie jak z decyzją gdzie dać pojemnik jak jechałem, bo jakby kratę odsunął i wyszedł z pojemnika, nadto spadł z niego i łóżka, czyli jeszcze wyżej na podłogę, to dopiero by było, musiałem zdecydować czy wziąć go do łóżka by spał ze mną, czy pozostawić go w pojemniku.
Zdecydowałem, że będzie spał ze mną. Obok łóżka postawiłem na stole awaryjną lampkę, by móc ją z pozycji łóżka zapalić. Poszwy nie ubierałem, by zapachy na kołdrze mu się dobrze kojarzyły i jak już procedury wyłączeniowe zostały zrobione, to zabrałem go do łóżka. Przeczołgał się w nogi, głowę położył k/kostki (tam jest cienka skóra, to jest ciepło) i tak leżał.
Jakoś zasnąłem, choć przyzwyczajony jestem przed zaśnięciem zmienić pozycję.
W nocy były 4-ry przebudzenia. O 06:10 ponownie go nakarmiłem, dałem trochę herbaty, ale tą niechętnie chciał pić, może dlatego że ze spodeczka, a normalnie łykają z salaterek.
Po mocno ograniczonych procedurach porannych od razu do weterynarza. Dostał dwa zastrzyki na zmniejszenie obrzęku i jutro, mimo niedzieli, wizyta kontrolna.
Na st. mac. też kolejne dylematy. On jest przyzwyczajony do spania w łóżku lub w swoich lokalizacjach w ciągu dnia, ale nie ma tej koordynacji ruchowej. Będę musiał wyjść do sklepu i teraz, czy zostawić go w łóżku, w którym jest jakby u siebie, nadto inne szczurzyce mogą przyjść do niego, czy dać go do pojemnika, w którym na pewno będzie się czuł gorzej, co w okresie choroby jest mało wskazane. Z łóżka, choć na dwu wejściach nadal są poduszki, to może się ponownie sturlać. Jak wlezie pod łóżko, to będę je musiał demontować. W zasadzie w południe i popołudniu to one śpią, więc nie powinien chodzić.
Jak jestem na miejscu, to stanowisko dowodzenia jest obok łóżka, więc szybka interwencja, jak wczoraj może się odbyć w każdej chwili. Jednak cały dzień tu siedzieć nie będę i co wtedy?
Narobiłem z tym niesprawdzeniem kołdry. Taki głupi przypadek i teraz on tak cierpi.
Tyle, bo muszę leźć do sklepu. Wypadło na pozostawienie go w łózku, tylko je bardziej zabezpieczę, by z niego nie wypadł. Po przyjściu muszę zara sprawdzić, czy tam je.
To narka.
Wieczorem jeszcze go nakarmiłem, dałem mu trochę herbaty i, podobnie jak z decyzją gdzie dać pojemnik jak jechałem, bo jakby kratę odsunął i wyszedł z pojemnika, nadto spadł z niego i łóżka, czyli jeszcze wyżej na podłogę, to dopiero by było, musiałem zdecydować czy wziąć go do łóżka by spał ze mną, czy pozostawić go w pojemniku.
Zdecydowałem, że będzie spał ze mną. Obok łóżka postawiłem na stole awaryjną lampkę, by móc ją z pozycji łóżka zapalić. Poszwy nie ubierałem, by zapachy na kołdrze mu się dobrze kojarzyły i jak już procedury wyłączeniowe zostały zrobione, to zabrałem go do łóżka. Przeczołgał się w nogi, głowę położył k/kostki (tam jest cienka skóra, to jest ciepło) i tak leżał.
Jakoś zasnąłem, choć przyzwyczajony jestem przed zaśnięciem zmienić pozycję.
W nocy były 4-ry przebudzenia. O 06:10 ponownie go nakarmiłem, dałem trochę herbaty, ale tą niechętnie chciał pić, może dlatego że ze spodeczka, a normalnie łykają z salaterek.
Po mocno ograniczonych procedurach porannych od razu do weterynarza. Dostał dwa zastrzyki na zmniejszenie obrzęku i jutro, mimo niedzieli, wizyta kontrolna.
Na st. mac. też kolejne dylematy. On jest przyzwyczajony do spania w łóżku lub w swoich lokalizacjach w ciągu dnia, ale nie ma tej koordynacji ruchowej. Będę musiał wyjść do sklepu i teraz, czy zostawić go w łóżku, w którym jest jakby u siebie, nadto inne szczurzyce mogą przyjść do niego, czy dać go do pojemnika, w którym na pewno będzie się czuł gorzej, co w okresie choroby jest mało wskazane. Z łóżka, choć na dwu wejściach nadal są poduszki, to może się ponownie sturlać. Jak wlezie pod łóżko, to będę je musiał demontować. W zasadzie w południe i popołudniu to one śpią, więc nie powinien chodzić.
Jak jestem na miejscu, to stanowisko dowodzenia jest obok łóżka, więc szybka interwencja, jak wczoraj może się odbyć w każdej chwili. Jednak cały dzień tu siedzieć nie będę i co wtedy?
Narobiłem z tym niesprawdzeniem kołdry. Taki głupi przypadek i teraz on tak cierpi.
Tyle, bo muszę leźć do sklepu. Wypadło na pozostawienie go w łózku, tylko je bardziej zabezpieczę, by z niego nie wypadł. Po przyjściu muszę zara sprawdzić, czy tam je.
To narka.
piątek, 10 maja 2019
Piątek #1529
Wczoraj jak byłem u 824 udaremniłem kolejną akcję wysysaczy kasy. Jak wchodziłem do bloku to już widziałem parę synek i laska z takimi małymi teczkami - znak - wysysacze kasy. Zastanawiałem się czy przylezą. Po jakiejś godzinie dzwonek. 824 poszedł otworzyć. Wpierw gadał z nimi przez drugie drzwi. Tzn. korytarz 5 mieszkań jest oddzielony od klatki schodowej i wind oszklonymi drzwiami.
Jeszcze się nie przesłuchiwałem, bo w drzwiach nic z nimi nie uzgodni, nic nie podpisze. Przylazł po jakiś 3 min i przymknął drzwi do mieszkania i podał ręką znak, że wszystko w porządku, co dla mnie było już znakiem "alarm". Przybliżyłem się do przymkniętych drzwi, lekko je odsunąłem od ok. 5 mm i przysłuchiwałem się. To wysysacze kasy dla małych dzieci gdzieś tam, niby z ramienia UNICEF, którzy chcą mu miesięcznie z konta ściągać 35 zyla. Oczywiście się zapytali, czy taka kasa nie będzie dla niego znacznym uszczerbkiem finansowym. Oni się o takie rzeczy pytają dziadków, jak Ci się przyblokowują nie wiedzieć czym i nie mają zupełnie kontroli nad decyzjami finansowymi.
Wszedł do mieszkania, bo musiał wziąć dowód osob. i nr konta i wtedy się go spytałem:
- się dobrze czujesz? Będą Ci z konta ściągać kasę, co miesiąc.
To go trochę otrzeźwiło i wyprowadziło z transu. Nie zabrał dowodu, zrobił piruet i wyszedł na korytarz. Mózg przetworzył jakieś informacje i wypluł im sformułowanie:
- nie dostaniecie mojego nr konta, bo to jest tajny nr.
Nawet tego nie komentowałem, bo dobrze się stało. Nie przegadają się z nim, skoro z jednego stanu, że im wszystko udostępni przeszedł, nie wiedzieć czemu, na funkcję "tajne".
Pozostało już na tym, że nr konta jest tajny. Ja stałem obok, jakby się jeszcze chcieli czegoś ciekawego dowiedzieć i po chwili usiłowania tłumaczenia 824, iż nr konta nie jest tajny, co niewiele przyniosło, nadto moja osoba obok i poszli dalej.
Uff, kolejne 400zł rocznie uratowane.
Już to mówiłem 979, że jak mi się zacznie dupić we łbie, to trza bydzie spisać papier, że moje decyzje finansowe, bez jego akceptacji są nieważne. Przecież tacy ludzie są nieświadomi tego co robią. Coś im się przełącza i idą w zaparte. Jak ich ktoś nie wyhamuje, to cyk, papiery podpisane. Pytałem się go, jakie są warunki rezygnacji z tego. Oczywiście nic. Zresztą czegoż by się spodziewać.
Pokazuje mi fa-ry na telefon na 1,21zł. Pyta się mnie czemu tak mało?
- może mało dzwonisz?
- ale tam powinien być abonament 9zł
- może się umowa skończyła? pokaż umowę, to zobaczę.
Oczywiście jej nie znalazł. Zresztą wcześniej miał orange, teraz nju. Może i lepiej, ale widać znowu mu coś wciśli. Tym razem jak to ma być miesięcznie 1,21 to dobrze. Ale on:
- to ja tam pójdę to wyjaśnić
- co chcesz wyjaśniać? Chcesz im powiedzieć - ja chcę wiyncyj bulić.
Oczywiście, że na to przystaną, nawet Ci zrobią abonament 70zł miesięcznie, tylko tam idź.
Czasami nie wytrzymuje, jak z dzieckiem. Ale co chwile chce sam podejmować decyzje, jak bulenia kasy na UNICEF, z czego może 20% tam dojdzie. Może tymi decyzjami, chce udowodnić, że jeszcze funkcjonuje normalnie?
Myszak, po ostatnim spadku z kołdry jest inny. Kroczy tak bardziej chwiejnie, jakiś taki mniej aktywny jest. Że też go nie zauważyłem. Tak mi głupio. Oczywiście procedury sprawdzania kołdry dokładniej wdrożone. Dwa dni temu był w niej, to też położyłem się i nie ubierałem poszwy, tylko narzuciłem ją na górę. Położyłem się k/niego. Zasnąłem. On po jakimś tam czasie wyszedł. Jak się przebudziłem - nie było go.
Dziś na łóżko musiałem mu pomóc wejść, mimo tego, że mają ustawione z dwu stron takie większe poduszki do wejścia. Widziałem, że na jedną usiłuje się wspiąć, to też wstałem, podniosłem go i dałem na łóżko, na którym z kołdry zawsze mają ułożone korytarze do chodzenia i tam też w ciągu dnia niektóre śpią.
Jeszcze się nie przesłuchiwałem, bo w drzwiach nic z nimi nie uzgodni, nic nie podpisze. Przylazł po jakiś 3 min i przymknął drzwi do mieszkania i podał ręką znak, że wszystko w porządku, co dla mnie było już znakiem "alarm". Przybliżyłem się do przymkniętych drzwi, lekko je odsunąłem od ok. 5 mm i przysłuchiwałem się. To wysysacze kasy dla małych dzieci gdzieś tam, niby z ramienia UNICEF, którzy chcą mu miesięcznie z konta ściągać 35 zyla. Oczywiście się zapytali, czy taka kasa nie będzie dla niego znacznym uszczerbkiem finansowym. Oni się o takie rzeczy pytają dziadków, jak Ci się przyblokowują nie wiedzieć czym i nie mają zupełnie kontroli nad decyzjami finansowymi.
Wszedł do mieszkania, bo musiał wziąć dowód osob. i nr konta i wtedy się go spytałem:
- się dobrze czujesz? Będą Ci z konta ściągać kasę, co miesiąc.
To go trochę otrzeźwiło i wyprowadziło z transu. Nie zabrał dowodu, zrobił piruet i wyszedł na korytarz. Mózg przetworzył jakieś informacje i wypluł im sformułowanie:
- nie dostaniecie mojego nr konta, bo to jest tajny nr.
Nawet tego nie komentowałem, bo dobrze się stało. Nie przegadają się z nim, skoro z jednego stanu, że im wszystko udostępni przeszedł, nie wiedzieć czemu, na funkcję "tajne".
Pozostało już na tym, że nr konta jest tajny. Ja stałem obok, jakby się jeszcze chcieli czegoś ciekawego dowiedzieć i po chwili usiłowania tłumaczenia 824, iż nr konta nie jest tajny, co niewiele przyniosło, nadto moja osoba obok i poszli dalej.
Uff, kolejne 400zł rocznie uratowane.
Już to mówiłem 979, że jak mi się zacznie dupić we łbie, to trza bydzie spisać papier, że moje decyzje finansowe, bez jego akceptacji są nieważne. Przecież tacy ludzie są nieświadomi tego co robią. Coś im się przełącza i idą w zaparte. Jak ich ktoś nie wyhamuje, to cyk, papiery podpisane. Pytałem się go, jakie są warunki rezygnacji z tego. Oczywiście nic. Zresztą czegoż by się spodziewać.
Pokazuje mi fa-ry na telefon na 1,21zł. Pyta się mnie czemu tak mało?
- może mało dzwonisz?
- ale tam powinien być abonament 9zł
- może się umowa skończyła? pokaż umowę, to zobaczę.
Oczywiście jej nie znalazł. Zresztą wcześniej miał orange, teraz nju. Może i lepiej, ale widać znowu mu coś wciśli. Tym razem jak to ma być miesięcznie 1,21 to dobrze. Ale on:
- to ja tam pójdę to wyjaśnić
- co chcesz wyjaśniać? Chcesz im powiedzieć - ja chcę wiyncyj bulić.
Oczywiście, że na to przystaną, nawet Ci zrobią abonament 70zł miesięcznie, tylko tam idź.
Czasami nie wytrzymuje, jak z dzieckiem. Ale co chwile chce sam podejmować decyzje, jak bulenia kasy na UNICEF, z czego może 20% tam dojdzie. Może tymi decyzjami, chce udowodnić, że jeszcze funkcjonuje normalnie?
Myszak, po ostatnim spadku z kołdry jest inny. Kroczy tak bardziej chwiejnie, jakiś taki mniej aktywny jest. Że też go nie zauważyłem. Tak mi głupio. Oczywiście procedury sprawdzania kołdry dokładniej wdrożone. Dwa dni temu był w niej, to też położyłem się i nie ubierałem poszwy, tylko narzuciłem ją na górę. Położyłem się k/niego. Zasnąłem. On po jakimś tam czasie wyszedł. Jak się przebudziłem - nie było go.
Dziś na łóżko musiałem mu pomóc wejść, mimo tego, że mają ustawione z dwu stron takie większe poduszki do wejścia. Widziałem, że na jedną usiłuje się wspiąć, to też wstałem, podniosłem go i dałem na łóżko, na którym z kołdry zawsze mają ułożone korytarze do chodzenia i tam też w ciągu dnia niektóre śpią.
czwartek, 9 maja 2019
Czwartek #1528
W czasie mojej nieobecności 22 godzinnej szczury zostały same. Miał przyjść 979 je dokarmić, czy sprawdzić czy mają picie, ale w nieustającej imprezce jak był, bo jego niby laska pojechała do wrocka, to wolny był, zapomniał o tym, albo nie był w stanie. Po przyjeździe o 01:30 szczury wyszły, dostały żarcie i położyłem się szybko spać, bo jak pisałem wcześniej w trasie powrotnej miałem 3 kryzysy w tym jeden dość spory. Jakoś udało się szczęśliwie dojechać. Na dalszej jeździe zaważyła obecność 825, bowiem jakbym stanął i chciał się np. 30 min zdrzemnąć, to on by stękał, że nie jadę, a śpię, ale on już spał.
Na drugi dzień myszak, jak przygotowywałem się do spania, był w łóżku pod kołdrą. Tradycyjnie podwinąłem ją z lewej, następnie z prawej, ale go nie widziałem, ani nie wyczułem. Jak ubierałem poszwę, to on z tej kołdry się wysunął i spadł, na szczęście na w miarę miękki dywan, z 40 cm. Później go wołałem, ale nie przyszedł. Widziałem, że chodzi w miarę normalnie, ale zrewidowałem sprawdzenia czy jest pod kołdrą i od wczoraj norma wymaga dźwignięcia jej, nim zostanie zdjęta z łóżka dla ubrania poszwy.
Szczury się starzeją i częściej będą zaglądały do łóżka, a przynajmniej w nim zostawały, to też zmiana procedur jest jak najbardziej wskazana. Przed wczoraj i wczoraj nad ranem myszak już przylazł do łóżka i tradycyjnie ułożył się w nogach. Wczoraj to w ogóle był kpl. oswojonych, bo była żyrafka i myszyn. One tak krótko były, raczej sprawdzić co dzieje i polazły dalej.
W aucie od 979 trza wymienić opony, bo na tych nie przejdzie już przeglądu. Dotychczas jeździł na wielosezonówkach i przy takich chcemy dalej pozostać. Byłem u wioskowego wulkanizatora i rozmawiałem z 10, czy trochę więcej minut o wymiarach opon. Nie wiem dlaczego, ale wulkanizator, z którym się znam już trochę nie potrafił, czy nie chciał wytłumaczyć wymiarów podawanych na oponach. Dopiero lektura na internecie kilku stron wyjaśniła co i jak.
Faktycznie ludzie są tak oporni na wiedzę, czy nie potrafią jej przekazywać? No przecież w zasadzie w 5 min można nawet komuś opornemu na wiedzę wytłumaczyć ocb. Komuś kumatemu w 2 min. Czy prawdziwych fachowców już dziś nie ma?
Dziś jechałem do 824. Przystanek autobusowy w chodniku przy drodze, bez zatoki. Na wysokości przystanku mała kałuża. Wiadomo, jak nadjedzie autobus, to ochlapie chodnik. Pani, ładnie ubrana, jasno szare botki, jak zobaczyła autobus, to przysunęła się do krawędzi chodnika, ja się odsunąłem. Pierwsze koło autobusu spowodowało wychlap na chodnik, pani otrzymała po botkach i:
- qrwa, jak wyglądam?
Pomyślałem sobie - jak idiotka, dla której nie istnieje związek przyczynowo-skutkowy.
Jadę tym autobusem, kierowca jedzie średnio. Skrzyżowanie przy zajezdni autobusowej, więc często tam jeździ. Z daleka widzę następującą sytuację. W odległości ok 500 od skrzyżowania widać czerwone światło i samochody przejeżdżające w poprzek. Na pasie przed skrzyżowaniem stoi inny autobus. W takiej sytuacji chcąc przejechać na skrzyżowaniu dodałbym gazu by zdążyć na zielone. Kierowca nie robił nic, autobus jechał z taką samą prędkością. Po kilku sek. zapaliło się zielone. Po 2 sek. od zmiany światła, kierowca zaczął przyśpieszać. Chwyciłem się mocniej poręczy, rozstawiłem nogi, bo zastanawiałem się - zdąży, czy nie, bo wcześniej tak trochę niepewnie jechał. Sygnalizator, schował się za bocznymi słupkami i szybami, więc go nie widziałem. Wtem kierowca wdrożył nagłe hamowanie do tego stopnia, że nawet koła się zablokowały w miejscu, powodując poślizg. Mnie prawie rękę wyrwało, ale utrzymałem, reszta polądowała na rurki, Ci co siedzieli, jak już stanął obracali głowami co się stało. Stojący siedli sobie na wolnych miejscach tyłem do kierunku jazdy, bo przy takim hamowaniu to lepiej.
Jak już stanął przed skrzyżowaniem zastanawiałem się czemu u niego również nie zadziałał związek przyczynowo-skutkowy. Przecież to skrzyżowanie przy zajezdni autobusowej, przejeżdża dziennie ileś razy, to przecież cykle świateł można się nauczyć na pamięć. Dlaczego więc popełnił taki błąd? Dobrze, że nie stały jakieś stare babcie, bo te to by poleciały do przodu...
Dobra, tyle, bo i tak późno, a ta notka tradycyjnie czeka już dwa dni na na wypuszczenie.
To narka.
Na drugi dzień myszak, jak przygotowywałem się do spania, był w łóżku pod kołdrą. Tradycyjnie podwinąłem ją z lewej, następnie z prawej, ale go nie widziałem, ani nie wyczułem. Jak ubierałem poszwę, to on z tej kołdry się wysunął i spadł, na szczęście na w miarę miękki dywan, z 40 cm. Później go wołałem, ale nie przyszedł. Widziałem, że chodzi w miarę normalnie, ale zrewidowałem sprawdzenia czy jest pod kołdrą i od wczoraj norma wymaga dźwignięcia jej, nim zostanie zdjęta z łóżka dla ubrania poszwy.
Szczury się starzeją i częściej będą zaglądały do łóżka, a przynajmniej w nim zostawały, to też zmiana procedur jest jak najbardziej wskazana. Przed wczoraj i wczoraj nad ranem myszak już przylazł do łóżka i tradycyjnie ułożył się w nogach. Wczoraj to w ogóle był kpl. oswojonych, bo była żyrafka i myszyn. One tak krótko były, raczej sprawdzić co dzieje i polazły dalej.
W aucie od 979 trza wymienić opony, bo na tych nie przejdzie już przeglądu. Dotychczas jeździł na wielosezonówkach i przy takich chcemy dalej pozostać. Byłem u wioskowego wulkanizatora i rozmawiałem z 10, czy trochę więcej minut o wymiarach opon. Nie wiem dlaczego, ale wulkanizator, z którym się znam już trochę nie potrafił, czy nie chciał wytłumaczyć wymiarów podawanych na oponach. Dopiero lektura na internecie kilku stron wyjaśniła co i jak.
Faktycznie ludzie są tak oporni na wiedzę, czy nie potrafią jej przekazywać? No przecież w zasadzie w 5 min można nawet komuś opornemu na wiedzę wytłumaczyć ocb. Komuś kumatemu w 2 min. Czy prawdziwych fachowców już dziś nie ma?
Dziś jechałem do 824. Przystanek autobusowy w chodniku przy drodze, bez zatoki. Na wysokości przystanku mała kałuża. Wiadomo, jak nadjedzie autobus, to ochlapie chodnik. Pani, ładnie ubrana, jasno szare botki, jak zobaczyła autobus, to przysunęła się do krawędzi chodnika, ja się odsunąłem. Pierwsze koło autobusu spowodowało wychlap na chodnik, pani otrzymała po botkach i:
- qrwa, jak wyglądam?
Pomyślałem sobie - jak idiotka, dla której nie istnieje związek przyczynowo-skutkowy.
Jadę tym autobusem, kierowca jedzie średnio. Skrzyżowanie przy zajezdni autobusowej, więc często tam jeździ. Z daleka widzę następującą sytuację. W odległości ok 500 od skrzyżowania widać czerwone światło i samochody przejeżdżające w poprzek. Na pasie przed skrzyżowaniem stoi inny autobus. W takiej sytuacji chcąc przejechać na skrzyżowaniu dodałbym gazu by zdążyć na zielone. Kierowca nie robił nic, autobus jechał z taką samą prędkością. Po kilku sek. zapaliło się zielone. Po 2 sek. od zmiany światła, kierowca zaczął przyśpieszać. Chwyciłem się mocniej poręczy, rozstawiłem nogi, bo zastanawiałem się - zdąży, czy nie, bo wcześniej tak trochę niepewnie jechał. Sygnalizator, schował się za bocznymi słupkami i szybami, więc go nie widziałem. Wtem kierowca wdrożył nagłe hamowanie do tego stopnia, że nawet koła się zablokowały w miejscu, powodując poślizg. Mnie prawie rękę wyrwało, ale utrzymałem, reszta polądowała na rurki, Ci co siedzieli, jak już stanął obracali głowami co się stało. Stojący siedli sobie na wolnych miejscach tyłem do kierunku jazdy, bo przy takim hamowaniu to lepiej.
Jak już stanął przed skrzyżowaniem zastanawiałem się czemu u niego również nie zadziałał związek przyczynowo-skutkowy. Przecież to skrzyżowanie przy zajezdni autobusowej, przejeżdża dziennie ileś razy, to przecież cykle świateł można się nauczyć na pamięć. Dlaczego więc popełnił taki błąd? Dobrze, że nie stały jakieś stare babcie, bo te to by poleciały do przodu...
Dobra, tyle, bo i tak późno, a ta notka tradycyjnie czeka już dwa dni na na wypuszczenie.
To narka.
poniedziałek, 6 maja 2019
Poniedziałek #1527
Ten czas zapierdala, to jest niesamowite. Tzn. mnie, bo rozumiem osoby, którym on się dłuży, a dzień jak co dzień.
826 w końcu trafił na pracę życia - kopanie rowów łopatą. Mało tego, on jest z niej zadowolony, bo mu mięśnie rąk rosną. Nieprawdaż, że mięśniakom z wioski niewiele do szczęścia potrzeba.
W sob. wyjazd do Łodzi z 825 na zawody kulturystyczne. dość, że cały tydzień się zastanawiał - wyjść czy nie wyjść, to do samego wyjazdu decyzji nie podjął, nawet już na samych zawodach już po posmarowaniu farbą nie umiał się zdecydować.
Jak to bywa, z nerwów przebudziłem się ok. 03:30, a o 03:40 wylazłem, bo i tak budzik był nastawiony na 04:10. Rozruch poranny z trochę większą jednostką czasu, to i gonitwy nie było. W planie, spakowany, wyjechałem z 4 min opóźnieniem. Rezerwa i tak była wzięta pod uwagę to u 825 byłem planowo. Stanąłem pod drzwiami głównymi, z przodu bloku, a on w tym samym czasie wyszedł tylnymi. Już miałem dzwonić do niego, ale zadzwonił i spytał się gdzie jestem.
- no z drugiej strony bloku, już tam idę.
- przecież tu jest krótsze wyjście, to czemu tam polazłeś.
Auto było zaparkowane 30 m od wejścia:
- a gdzie auto?
- tu (wskazałem palcem, te 30 m dalej, bo stały inne auta na chodniku)
- czemu tak daleko zaparkowałeś?
Nic nie odpowiedziałem, bo pomyślałem, że to te zawody tak go nastrajają.
Do Łodzi ok. 200 km, to trasę przewidziałem na 4h jazdy, by na 10:00 być na miejscu. Już na wyjeździe z miasta:
- to auto nie może szybciej jechać?
(spokojnie odpowiedziałem)
- może, ale nie wiem czy wróci wtedy, po za tym trasa zaplanowana na 4h więc dojedziemy na czas.
Te 4h to i tak godzina rezerwy, bo rejestracja do 11:00 w teatrze muzycznym w Łodzi.
W trasie jedno tankowanie, jedno przy tym sikanie. Do tego momentu 825 w zasadzie powtórzył po raz 3-ci to co przez ostatnie dni mówił przez telefon. Rozumiem, osoby samotne tak mają, że muszą mówić jak już znajdą odbiorcę treści, ale mógłby zapamiętywać co do kogo mówi, względnie mniej się powtarzać. Na szczęście za Cz-wą zasnął, a ponieważ płynnie jeżdżę i w zasadzie omijam dziury to spał do Piotrkowa Tryb. a przynajmniej na jego wysokości. W aucie zrobiło się cicho, mogłem dalej prowadzić w ciszy pojazd.
Droga, 1-ka, od Cz-wy w remoncie. Na prawie 30 km jechało się którymiś pasami ruchu, to prawymi w stronę wawki, to lewymi, od wawki. Droga zmasakrowana. Momentami dziura na dziurze, nadto utrzymaniowcy, miast zalać dziury na płasko względnie z małym wybrzuszeniem, to po prostu nalali kupy asfaltu i tak to zostawili. Jak się dało i nic z tyłu nie leciało, to jechałem lewym pasem. Gdzieś ostatnio słyszałem, że chcą, czy już nawet robią auta omijające dziury. Na trasie do wawki, to chyba musiało by to auto po poboczu jechać.
Na szczęście to sobota, środek majówki, więc ruch na drodze niewielki, choć na przewężeniach nerwowi tirowcy dawali znać o sobie, czasami idiotycznym zachowaniem. Np leci za mną prawym pasem, jest lewy pas do wyprzedzania, nie ma tam zakazu wyprzedzania przez ciężarowe, to wisi mi na ogonie i mruga długimi. Po chuj to nie wiem. Za kilka km i tak wyprzedził. W Cz-wie kolejny to samo, to zjechałem na środkowy pas, bo tym razem były trzy i wyprzedzał prawym. Kto im daje te prawa jazdy?
Lepszy odcinek zaczął się od Gołygowa Pierwszego, tj, zjazd z 1-ki na 91 przez Tuszyn, Rzgów.
Od Rzgowa, 825 robił za pilota, choć sam bym dojechał, ale jak chciał... No w końcu miał jakieś zajęcie. Ponieważ komórki u nas jeszcze starodawne, to mieliśmy mapę polski w spirali i mapę Łodzi, też w spirali, bo to wygodne rozwiązania.
Bez większych problemów dotarliśmy do teatru muzycznego.Tzw weryfikacja, choć teraz to b. przypominało rejestrację, była w toku. Ponieważ to nie pierwsze zawody, na które jechałem z 825, to rytuały są mi znane. Po rejestracji zawodnicy leżą na matach i odpoczywają, a przynajmniej nie męczą się. Po tym leżeniu następuje przygotowanie, czyli smarowanie, u kobiet dodatkowo makijaże. Następnie jest już właściwe wychodzenie na scenę w/g harmonogramu.
Ponieważ federacja PCA jest brytyjska, to sędziowie też byli stamtąd
825 zupełnie niepotrzebnie kupił mi bilet za 70 zł. Nie był on potrzebny, bo osoby towarzyszące były za free. Tak nawiasem mówiąc, na widowni było może 20 - 30 osób za biletami, reszta to znajomi od znajomych, czy osoby towarzyszące. Z czego wiec wynajem teatru został opłacony, nie wiem, chyba z wpisowego, które od jednego zawodnika wynosiło 250zł.
Wpierw mieliśmy miejsce przy wejściu na schody do sali widowni, przy szatni. Część zawodników była tam rozłożona. Następnie, po jakimś wykładzie przenieśliśmy się na zascenie. Tam znalazłem małe pomieszczenie korytarza, właściwie to taka śluza między klatka schodową a zasceniem, jakieś 4m2. To w zupełności wystarczyło, z osobnym światłem, a na zasceniu było ciemno. Mało tego, za winklem było gniazdo 220V w odległości akurat 5m, a tyle miał przedłużacz, więc po raz kolejny grzałka się przydała. Kulturyści tak mają, że z powodu odwodnienia, odtłuszczenia jest im zasadniczo zimno. Nas chroni normalnie jakaś tam tkanka tłuszczowa, u niektórych znacznie powyżej normy, u nich jest znacznie poniżej normy, stąd w pomieszczeniach, w których nam jest ciepło im jest zimno, tym bardziej, że po wysmarowaniu farbą nie mogą się już ubrać. To też na pustych puszkach po piwie, grzałka z KWK Pokój grzała małe pomieszczenie. Została wniesiona w torbie z ręcznikami papierowymi.
Najprostsze rozwiązanie. Nim wymontowałem te grzałki, z dmuchawy przemysłowej, sztuk 6, to jeździłem z grzałka 1200W z piecyka gazowego z piekarnika, ale gabarytowo była większa. Ta mała, poręczna i też 1200W więc średniej mocy. Kiedyś na zawodach w Czechach jak byliśmy to miałem kocher 800W do zrobienia jajecznicy czy czegoś innego w hotelu. Miałem go też na występie w torbie. Ponieważ 825 było zimno, to wyciągłem go i podłączyłem. W krótkim czasie przy nim stała grupka kulturystów i kulturystek, którzy się przy nim grzali. W zasadzie to kocher działał tam kilka godzin, bo na zmianę podchodzili i się grzali. Od tego wyjazdu nauczyłem się brać coś co grzeje. Im mniejsze i poręczniejsze tym lepsze. Mniejsze od tej grzałki to już chyba być nie może.
A puszki po piwie, czy innych napojach znajdzie się dziś prawie wszędzie, nawet na kamiorach może stać, bo na nastawni RKP stała na cegłach. Tam to stały wszystkie 6 sztuk.
825 występ miał o 14:30 z drobnym poślizgiem. Jak na swój wiek wygląda dobrze, ale niestety kontuzje, których przez lata ćwiczeń się nabawił trudno usunąć. Zerwane ścięgna to tylko jako rekonstrukcja. Samoistnie to się nie goi, więc 825 zajął 4-te miejsce.
Resztę opiszę jutro, bo dziś trochę napięty grafik. Tym bardziej, że w sob. byłem 22h na nogach, następnie spałem 10h, a wczoraj ruch na stacji wzmożony, bo wiadomo - niedziela.
To tyle, narka.
826 w końcu trafił na pracę życia - kopanie rowów łopatą. Mało tego, on jest z niej zadowolony, bo mu mięśnie rąk rosną. Nieprawdaż, że mięśniakom z wioski niewiele do szczęścia potrzeba.
W sob. wyjazd do Łodzi z 825 na zawody kulturystyczne. dość, że cały tydzień się zastanawiał - wyjść czy nie wyjść, to do samego wyjazdu decyzji nie podjął, nawet już na samych zawodach już po posmarowaniu farbą nie umiał się zdecydować.
Jak to bywa, z nerwów przebudziłem się ok. 03:30, a o 03:40 wylazłem, bo i tak budzik był nastawiony na 04:10. Rozruch poranny z trochę większą jednostką czasu, to i gonitwy nie było. W planie, spakowany, wyjechałem z 4 min opóźnieniem. Rezerwa i tak była wzięta pod uwagę to u 825 byłem planowo. Stanąłem pod drzwiami głównymi, z przodu bloku, a on w tym samym czasie wyszedł tylnymi. Już miałem dzwonić do niego, ale zadzwonił i spytał się gdzie jestem.
- no z drugiej strony bloku, już tam idę.
- przecież tu jest krótsze wyjście, to czemu tam polazłeś.
Auto było zaparkowane 30 m od wejścia:
- a gdzie auto?
- tu (wskazałem palcem, te 30 m dalej, bo stały inne auta na chodniku)
- czemu tak daleko zaparkowałeś?
Nic nie odpowiedziałem, bo pomyślałem, że to te zawody tak go nastrajają.
Do Łodzi ok. 200 km, to trasę przewidziałem na 4h jazdy, by na 10:00 być na miejscu. Już na wyjeździe z miasta:
- to auto nie może szybciej jechać?
(spokojnie odpowiedziałem)
- może, ale nie wiem czy wróci wtedy, po za tym trasa zaplanowana na 4h więc dojedziemy na czas.
Te 4h to i tak godzina rezerwy, bo rejestracja do 11:00 w teatrze muzycznym w Łodzi.
W trasie jedno tankowanie, jedno przy tym sikanie. Do tego momentu 825 w zasadzie powtórzył po raz 3-ci to co przez ostatnie dni mówił przez telefon. Rozumiem, osoby samotne tak mają, że muszą mówić jak już znajdą odbiorcę treści, ale mógłby zapamiętywać co do kogo mówi, względnie mniej się powtarzać. Na szczęście za Cz-wą zasnął, a ponieważ płynnie jeżdżę i w zasadzie omijam dziury to spał do Piotrkowa Tryb. a przynajmniej na jego wysokości. W aucie zrobiło się cicho, mogłem dalej prowadzić w ciszy pojazd.
Droga, 1-ka, od Cz-wy w remoncie. Na prawie 30 km jechało się którymiś pasami ruchu, to prawymi w stronę wawki, to lewymi, od wawki. Droga zmasakrowana. Momentami dziura na dziurze, nadto utrzymaniowcy, miast zalać dziury na płasko względnie z małym wybrzuszeniem, to po prostu nalali kupy asfaltu i tak to zostawili. Jak się dało i nic z tyłu nie leciało, to jechałem lewym pasem. Gdzieś ostatnio słyszałem, że chcą, czy już nawet robią auta omijające dziury. Na trasie do wawki, to chyba musiało by to auto po poboczu jechać.
Na szczęście to sobota, środek majówki, więc ruch na drodze niewielki, choć na przewężeniach nerwowi tirowcy dawali znać o sobie, czasami idiotycznym zachowaniem. Np leci za mną prawym pasem, jest lewy pas do wyprzedzania, nie ma tam zakazu wyprzedzania przez ciężarowe, to wisi mi na ogonie i mruga długimi. Po chuj to nie wiem. Za kilka km i tak wyprzedził. W Cz-wie kolejny to samo, to zjechałem na środkowy pas, bo tym razem były trzy i wyprzedzał prawym. Kto im daje te prawa jazdy?
Lepszy odcinek zaczął się od Gołygowa Pierwszego, tj, zjazd z 1-ki na 91 przez Tuszyn, Rzgów.
Od Rzgowa, 825 robił za pilota, choć sam bym dojechał, ale jak chciał... No w końcu miał jakieś zajęcie. Ponieważ komórki u nas jeszcze starodawne, to mieliśmy mapę polski w spirali i mapę Łodzi, też w spirali, bo to wygodne rozwiązania.
Bez większych problemów dotarliśmy do teatru muzycznego.Tzw weryfikacja, choć teraz to b. przypominało rejestrację, była w toku. Ponieważ to nie pierwsze zawody, na które jechałem z 825, to rytuały są mi znane. Po rejestracji zawodnicy leżą na matach i odpoczywają, a przynajmniej nie męczą się. Po tym leżeniu następuje przygotowanie, czyli smarowanie, u kobiet dodatkowo makijaże. Następnie jest już właściwe wychodzenie na scenę w/g harmonogramu.
Ponieważ federacja PCA jest brytyjska, to sędziowie też byli stamtąd
825 zupełnie niepotrzebnie kupił mi bilet za 70 zł. Nie był on potrzebny, bo osoby towarzyszące były za free. Tak nawiasem mówiąc, na widowni było może 20 - 30 osób za biletami, reszta to znajomi od znajomych, czy osoby towarzyszące. Z czego wiec wynajem teatru został opłacony, nie wiem, chyba z wpisowego, które od jednego zawodnika wynosiło 250zł.
Wpierw mieliśmy miejsce przy wejściu na schody do sali widowni, przy szatni. Część zawodników była tam rozłożona. Następnie, po jakimś wykładzie przenieśliśmy się na zascenie. Tam znalazłem małe pomieszczenie korytarza, właściwie to taka śluza między klatka schodową a zasceniem, jakieś 4m2. To w zupełności wystarczyło, z osobnym światłem, a na zasceniu było ciemno. Mało tego, za winklem było gniazdo 220V w odległości akurat 5m, a tyle miał przedłużacz, więc po raz kolejny grzałka się przydała. Kulturyści tak mają, że z powodu odwodnienia, odtłuszczenia jest im zasadniczo zimno. Nas chroni normalnie jakaś tam tkanka tłuszczowa, u niektórych znacznie powyżej normy, u nich jest znacznie poniżej normy, stąd w pomieszczeniach, w których nam jest ciepło im jest zimno, tym bardziej, że po wysmarowaniu farbą nie mogą się już ubrać. To też na pustych puszkach po piwie, grzałka z KWK Pokój grzała małe pomieszczenie. Została wniesiona w torbie z ręcznikami papierowymi.
Najprostsze rozwiązanie. Nim wymontowałem te grzałki, z dmuchawy przemysłowej, sztuk 6, to jeździłem z grzałka 1200W z piecyka gazowego z piekarnika, ale gabarytowo była większa. Ta mała, poręczna i też 1200W więc średniej mocy. Kiedyś na zawodach w Czechach jak byliśmy to miałem kocher 800W do zrobienia jajecznicy czy czegoś innego w hotelu. Miałem go też na występie w torbie. Ponieważ 825 było zimno, to wyciągłem go i podłączyłem. W krótkim czasie przy nim stała grupka kulturystów i kulturystek, którzy się przy nim grzali. W zasadzie to kocher działał tam kilka godzin, bo na zmianę podchodzili i się grzali. Od tego wyjazdu nauczyłem się brać coś co grzeje. Im mniejsze i poręczniejsze tym lepsze. Mniejsze od tej grzałki to już chyba być nie może.
A puszki po piwie, czy innych napojach znajdzie się dziś prawie wszędzie, nawet na kamiorach może stać, bo na nastawni RKP stała na cegłach. Tam to stały wszystkie 6 sztuk.
825 występ miał o 14:30 z drobnym poślizgiem. Jak na swój wiek wygląda dobrze, ale niestety kontuzje, których przez lata ćwiczeń się nabawił trudno usunąć. Zerwane ścięgna to tylko jako rekonstrukcja. Samoistnie to się nie goi, więc 825 zajął 4-te miejsce.
Resztę opiszę jutro, bo dziś trochę napięty grafik. Tym bardziej, że w sob. byłem 22h na nogach, następnie spałem 10h, a wczoraj ruch na stacji wzmożony, bo wiadomo - niedziela.
To tyle, narka.
czwartek, 2 maja 2019
Środa #1526
Nie wiem czy ze mną jest coś nie tak, czy z tymi mięśniakami. Przyszedł przedwczoraj (notka zaś stała na torze bocznym) 897, 979 i jego nibylaska i zeszło na ekonomię, makroekonomię. Oni myślą, że do miast i wsi strumień kasy szczają Marsjanie wielkim kutasem. Cokolwiek sobie wymarzą, zechcą, to m-to, wioska im zrobi, bo oni chcą, a finansować to później będą szczaniem kasy Marsjanie. Jak bardzo trza być nieogarniętym, by takich podstawowych rzeczy nie wiedzieć. 897 się upiera by w wiosce powstał stadion, bo on kopie, czy kopał w bal, to chce stadion. Ja mu na to - a kto ma ten stadion utrzymywać? Ja? Wypierdalaj ode mnie z tym stadionem na kilka kilometrów do pobliskiego m-ta. Niech oni se tam utrzymują.
Teraz na fali rezygnacji z dzierżawy wieczystej, zarządcy nieruchomości (czyli gminy) robią obniżki, nawet o 80% na wykup mieszkań. Oczywiście głupia tłuszcza nie rozumie, że nie dają im tego za darmo, tylko oni za to zabulą za rok, względnie za dwa. Przecież m-ta, gminy nagle nie pozbędą się wpływów z dzierżawy wieczystej na rzecz próżni, tylko muszą to czymś wypełnić. Oczywiście wiadomo czym - podatkiem katastralnym o czym te głupole nawet nie słyszały. Ale dla nich liczy się tylko obniżka na wykup, bo taniej. No co za nieogary! Wystarczy, że przydupią 1% od wartości nieruchomości, jak przy samochodach, zrobią se własne wyceny i będą już pozamiatani. 897 oczywiście na to, to sprzeda mieszkanie i polezie na wynajem. Ale on też pójdzie do góry, bo właściciel tego wynajmu też będzie miał taki podatek i będzie go chciał przenieść na wynajmującego.
Nie no, słucham ich i mi się dźwiga. Sam nie wiem co będzie ze stacją. Przy tej dyskusji powiedziałem ofen, że jak przywalą 1% to będę się musiał skonsultować z 979, bo on jest wpisany w papierach po i trza bydzie podjąć decyzję co dalej, czy będę się decydował na znacznie wyższe opłaty, czy co? Nie wiem. Trudno jest dziś przewidzieć co będzie za 2 lata, jak ten podatek wprowadzą. Jak zachowają się ludzie, co stanie się z pustostanami ludzi, którzy np. są na zachodzie, a tu utrzymują mieszkania, kiedy ich opłaty wzrosną np. o 50%.
Podstawowa zależność, miasta, wioski się wyludniają, koszty rosną to non-stop trza je przerzucać na tłuszczę.
Dziś słyszę w mediach (w sensie to przedwczoraj) - akcja policji "majówka". Wysysacze kasy ruszają w teren by dofinansować budżet państwa i budżety miast. Mogę się założyć, że mimo tego liczba zabitych po tej majówce będzie niewiele różna od ubiegłorocznej, ale za to ile wpływu będzie do budżetów, tego to już nie podadzą. Ale pierdolą, że dla Waszego bezpieczeństwa organizujemy akcję "majówka". Nie, qrwa, nie dla naszego bezpieczeństwa, bo idioci i tak się wykończą, ale dla zasilania budżetów. Większość m-t jest na plusie z budżetem, czy mi się coś popierdoliło. Chyba jednak większość jest na minusie, to kasę z akcji "majówka" chętnie przygarną.
W Rudzie Śl. przy wlk. piecu w hucie Pokój, ma być zagospodarowany teren. Jak wtedy mówił na spotkaniu Mejer to ok. 40 baniek. No nie dziw, że nas obok huty wypierdolili, bo my takiej kasy byśmy im nigdy nie wygenerowali w tak krótkim czasie. Oczywiście chodzi o te 5-10% od przetargów. Na sam konkurs zagospodarowania przestrzeni wokół tego złomu, wlk. pieca, przeznaczają 2 bańki. Czyli:
- "Nie bądźmy Peweksami. Dostajemy za tego misia, jako konsultanci 20% ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś tym... no? Koniaczek?"
i właśnie dlatego kopalnia za zgodą tego samego m-ta zaorała teren, bo tak m-to by go przejęło za nędzną złotówkę.
A tak, to kupka złomu i gotowe.
Tyle, bo mi się ciśnienie dźwiga zupełnie niepotrzebne. Narka.
Teraz na fali rezygnacji z dzierżawy wieczystej, zarządcy nieruchomości (czyli gminy) robią obniżki, nawet o 80% na wykup mieszkań. Oczywiście głupia tłuszcza nie rozumie, że nie dają im tego za darmo, tylko oni za to zabulą za rok, względnie za dwa. Przecież m-ta, gminy nagle nie pozbędą się wpływów z dzierżawy wieczystej na rzecz próżni, tylko muszą to czymś wypełnić. Oczywiście wiadomo czym - podatkiem katastralnym o czym te głupole nawet nie słyszały. Ale dla nich liczy się tylko obniżka na wykup, bo taniej. No co za nieogary! Wystarczy, że przydupią 1% od wartości nieruchomości, jak przy samochodach, zrobią se własne wyceny i będą już pozamiatani. 897 oczywiście na to, to sprzeda mieszkanie i polezie na wynajem. Ale on też pójdzie do góry, bo właściciel tego wynajmu też będzie miał taki podatek i będzie go chciał przenieść na wynajmującego.
Nie no, słucham ich i mi się dźwiga. Sam nie wiem co będzie ze stacją. Przy tej dyskusji powiedziałem ofen, że jak przywalą 1% to będę się musiał skonsultować z 979, bo on jest wpisany w papierach po i trza bydzie podjąć decyzję co dalej, czy będę się decydował na znacznie wyższe opłaty, czy co? Nie wiem. Trudno jest dziś przewidzieć co będzie za 2 lata, jak ten podatek wprowadzą. Jak zachowają się ludzie, co stanie się z pustostanami ludzi, którzy np. są na zachodzie, a tu utrzymują mieszkania, kiedy ich opłaty wzrosną np. o 50%.
Podstawowa zależność, miasta, wioski się wyludniają, koszty rosną to non-stop trza je przerzucać na tłuszczę.
Dziś słyszę w mediach (w sensie to przedwczoraj) - akcja policji "majówka". Wysysacze kasy ruszają w teren by dofinansować budżet państwa i budżety miast. Mogę się założyć, że mimo tego liczba zabitych po tej majówce będzie niewiele różna od ubiegłorocznej, ale za to ile wpływu będzie do budżetów, tego to już nie podadzą. Ale pierdolą, że dla Waszego bezpieczeństwa organizujemy akcję "majówka". Nie, qrwa, nie dla naszego bezpieczeństwa, bo idioci i tak się wykończą, ale dla zasilania budżetów. Większość m-t jest na plusie z budżetem, czy mi się coś popierdoliło. Chyba jednak większość jest na minusie, to kasę z akcji "majówka" chętnie przygarną.
W Rudzie Śl. przy wlk. piecu w hucie Pokój, ma być zagospodarowany teren. Jak wtedy mówił na spotkaniu Mejer to ok. 40 baniek. No nie dziw, że nas obok huty wypierdolili, bo my takiej kasy byśmy im nigdy nie wygenerowali w tak krótkim czasie. Oczywiście chodzi o te 5-10% od przetargów. Na sam konkurs zagospodarowania przestrzeni wokół tego złomu, wlk. pieca, przeznaczają 2 bańki. Czyli:
- "Nie bądźmy Peweksami. Dostajemy za tego misia, jako konsultanci 20% ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś tym... no? Koniaczek?"
i właśnie dlatego kopalnia za zgodą tego samego m-ta zaorała teren, bo tak m-to by go przejęło za nędzną złotówkę.
A tak, to kupka złomu i gotowe.
Tyle, bo mi się ciśnienie dźwiga zupełnie niepotrzebne. Narka.
poniedziałek, 29 kwietnia 2019
Poniedziałek #1525
Nie bym oglądał big brothera nagminnie, ale jak na innych kanałach leciały globulki, to włączałem ostatnio, głównie z powodu Łukasza Darłaka kiedy wyszło, że to nasz. Do tego dość przystojny, nieźle zbudowany.
Analizując to, że tam wylądował, jak zwykle wyszły potrzeby mediów. Przecież wsadzając do jednego mieszkania wrażliwego pedała z mięśniakami-skurwielami należało tylko czekać na spięcia na linii. I do takich dochodziło. To oczywiście podnosiło oglądalność, ale czy ona teraz nadal taka będzie?
Wiadomo, z czasem on bardziej był wśród lasek, bo one się przy nim czuły bezpieczne. Wiedziały, że samiec, ale taki, który ich nie ruszy. Można mu dużo powiedzieć, rozebrać się przy nim itp. i nie będzie się łapczywie patrzeć, dobierać się, insynuować.
A sam Łukasz na ścieżkę kariery poszedł starą utartą drogą. Związał się ze znanym pisarzem, Michałem Witkowskim, który wprowadził go na salony. Czy Brat, który pitł, Mark Wahlberg i inni także dostali się podobną ścieżką? Zawsze mnie to nurtowało.
Kto mógłby się takiemu osobnikowi oprzeć? Oczywiście z obojga płci, a ile z drugiej strony taki osobnik jest w stanie zrobić, by wejść na ścieżkę kariery. Tam, jak Dyzma, wchodzi się raz i jeżeli niczego nie spierdoli, to już zostaje. Mark akurat po czasie śpiewania i zawirowaniach życiowych powrócił na rynek mediów przez - branżę porno. Da się, da się. To otwarło mu możliwości grania w filmach. Czyli, najprawdopodobniej, za parę numerków dalsza kariera stała otworem.
Trudno wyrokować jak potoczą się losy Łukasza, bo nasz rynek jest dość wąski. Jak zostanie w mediach, to będzie o nim słychać.
Za oknem wreszcie pada i do tego najlepszy deszcz jaki może być dla roślin. Drobny, przez cały dzień, czyli gleba taki deszcz doskonale wchłania. Najgorsze są nagłe ulewy bo wtedy znaczna część wody spływa do kanałów burzowych, rzek i zbiorników wodnych. Z takiego drobnego najbardziej cieszą się rośliny.
Taka trochę nadplanowa notka. To tyle na dziś, narka.
Analizując to, że tam wylądował, jak zwykle wyszły potrzeby mediów. Przecież wsadzając do jednego mieszkania wrażliwego pedała z mięśniakami-skurwielami należało tylko czekać na spięcia na linii. I do takich dochodziło. To oczywiście podnosiło oglądalność, ale czy ona teraz nadal taka będzie?
Wiadomo, z czasem on bardziej był wśród lasek, bo one się przy nim czuły bezpieczne. Wiedziały, że samiec, ale taki, który ich nie ruszy. Można mu dużo powiedzieć, rozebrać się przy nim itp. i nie będzie się łapczywie patrzeć, dobierać się, insynuować.
A sam Łukasz na ścieżkę kariery poszedł starą utartą drogą. Związał się ze znanym pisarzem, Michałem Witkowskim, który wprowadził go na salony. Czy Brat, który pitł, Mark Wahlberg i inni także dostali się podobną ścieżką? Zawsze mnie to nurtowało.
Kto mógłby się takiemu osobnikowi oprzeć? Oczywiście z obojga płci, a ile z drugiej strony taki osobnik jest w stanie zrobić, by wejść na ścieżkę kariery. Tam, jak Dyzma, wchodzi się raz i jeżeli niczego nie spierdoli, to już zostaje. Mark akurat po czasie śpiewania i zawirowaniach życiowych powrócił na rynek mediów przez - branżę porno. Da się, da się. To otwarło mu możliwości grania w filmach. Czyli, najprawdopodobniej, za parę numerków dalsza kariera stała otworem.
Trudno wyrokować jak potoczą się losy Łukasza, bo nasz rynek jest dość wąski. Jak zostanie w mediach, to będzie o nim słychać.
Za oknem wreszcie pada i do tego najlepszy deszcz jaki może być dla roślin. Drobny, przez cały dzień, czyli gleba taki deszcz doskonale wchłania. Najgorsze są nagłe ulewy bo wtedy znaczna część wody spływa do kanałów burzowych, rzek i zbiorników wodnych. Z takiego drobnego najbardziej cieszą się rośliny.
Taka trochę nadplanowa notka. To tyle na dziś, narka.
niedziela, 28 kwietnia 2019
Niedziela #1524
Po co w nowoczesnych autach komputery, które w części "myślą" za kierowców? Właśnie po to, by wyeliminować ich bezmyślność.
230 ostatnio jechał firmowym autem i zaczęło mu się gotować. Myślałby kto, że podejmie jakieś działania, by sprawdzić co jest przyczyną, czy jest płyn/woda itp. Nic z tych rzeczy. Najważniejsze było to, że on chciał dojechać do bazy. To mu tak zaprzątało gowę, że ograniczył się do wyłączania silnika w korku, bo akurat stanął w jakimś i to tyle. Miast wyjść i sprawdzić co dzieje, to po co? Efekt - zagotował silnik do jego zatarcia. Już po tym fakcie musiał wezwać lawetę, by go zabrała z drogi. I teraz co ma pracodawca do wyboru. Obciążyć go za zajechanie auta, bo silnik do rozbiórki, dać mu upomnienie, ale co to ma dać? Przy pierwszej opcji, on stwierdzi, jaki ten szef zły i się zwolni, przy drugiej opcji oleje to sikiem prostym, bo przecież to nie jego auto, a zagotowało się przypadkowo.
Inny to 374, który u poprzedniego pracodawcy jechał autem, z jakiś przyczyn zeszło powietrze z tylnego koła i by ktoś pomyślał, że zjechał na bok i zabrał się do wymiany. Ależ skąd. Znowu najważniejsze było dojechać gdzieś tam. Jak pracodawca obciążył go za zniszczenie nowej opony michelle, które kupił do auta, to wielka obraza, jaki to on zły, że mu potrącił z wypłaty za zniszczenia opony i w krótkim czasie zmienił firmę. Na dowód tych lamentów pokazał mi zdjęcie, bo teraz robi się zdjęcia wszystkiego co mniej lub więcej ciekawe, na którym i ja widziałem, że nie stanął jak powietrze zeszło, tylko napierdalał na tej oponie dalej, więc przynajmniej mnie nie musi wkręcać, bo już trochę km mam za sobą.
Już to pisałem kiedyś, że współczuję dzisiejszym firmom transportowym. Dziś ustrzelić rasowego kierowcę jest niezmiernie trudno. Większość to osoby, które z powodu "łatwej" kasy zmieniły zawód i poszły sobie pokręcić kółkiem do tego ze wspomaganiem, w tym część kobiet, które na tym stanowisku nie są dyskryminowane pod względem wypłaty. W komunikacji miejskiej dostają tyle co faceci, bo odpowiednia grupa zaszeregowania i tyle.
Dziś większa część myśli, że popatrzy na poradniki na yt i już zrobi. Ostatnio 897 chciał zlutować kabel do telefonu. Powiedziałem mu, że mu się to nie uda, bo trza mieć doświadczenie. On na to, że nie lutował nigdy, ale oglądał filmik to zrobi. Dałem mu lutownicę punktową, bo kabel cienki i jak można było przewidzieć - nic z tego nie wyszło.
Po za tym ostatnio pisałem o zaginięciu czasowym 172, a po tym jak to napisałem się pojawił. Ach ten jego wygląd. Wczoraj był 825 i jemu też się podobał, choć nie wiem czemu tylko sek na niego patrzał, a 172 się umył i latał w klacie. No cóż, niektórzy nawet w dojrzałym wieku nie potrafią się odnaleźć w swoich preferencjach i nadal są skryci jakby mieli naście lat. Ale by nie było, też mam odchyły z tym dobieraniem się do lokalnych skurwieli, czasem robię, innym razem zastanawiam się tygodniami, nie wiedzieć po co, czy robić, czy nie?
825 gadał przez 4h. Po 3-ch miałem już poważny kryzys, bo zasypiałem. Powieki mi zaczęły opadać, jakby następował reset na siedząco. Że też niektórzy mogą tyle kłapać. Przynajmniej staram się tak do 979 nie napierdalać, bo pewnie by ogłupiał i nasze relacje wyglądały by zupełnie inaczej.
Wreszcie deszcze, bo jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy wino zrobię w tym roku bo susza jest już teraz, a co dopiero później. Po zimie to kiedyś były powodzie poroztopowe. Dziś, mało kto już o tym pamięta.
Tyle, zabieram się za jakieś czynności, bo zaległości sporo. Narka.
230 ostatnio jechał firmowym autem i zaczęło mu się gotować. Myślałby kto, że podejmie jakieś działania, by sprawdzić co jest przyczyną, czy jest płyn/woda itp. Nic z tych rzeczy. Najważniejsze było to, że on chciał dojechać do bazy. To mu tak zaprzątało gowę, że ograniczył się do wyłączania silnika w korku, bo akurat stanął w jakimś i to tyle. Miast wyjść i sprawdzić co dzieje, to po co? Efekt - zagotował silnik do jego zatarcia. Już po tym fakcie musiał wezwać lawetę, by go zabrała z drogi. I teraz co ma pracodawca do wyboru. Obciążyć go za zajechanie auta, bo silnik do rozbiórki, dać mu upomnienie, ale co to ma dać? Przy pierwszej opcji, on stwierdzi, jaki ten szef zły i się zwolni, przy drugiej opcji oleje to sikiem prostym, bo przecież to nie jego auto, a zagotowało się przypadkowo.
Inny to 374, który u poprzedniego pracodawcy jechał autem, z jakiś przyczyn zeszło powietrze z tylnego koła i by ktoś pomyślał, że zjechał na bok i zabrał się do wymiany. Ależ skąd. Znowu najważniejsze było dojechać gdzieś tam. Jak pracodawca obciążył go za zniszczenie nowej opony michelle, które kupił do auta, to wielka obraza, jaki to on zły, że mu potrącił z wypłaty za zniszczenia opony i w krótkim czasie zmienił firmę. Na dowód tych lamentów pokazał mi zdjęcie, bo teraz robi się zdjęcia wszystkiego co mniej lub więcej ciekawe, na którym i ja widziałem, że nie stanął jak powietrze zeszło, tylko napierdalał na tej oponie dalej, więc przynajmniej mnie nie musi wkręcać, bo już trochę km mam za sobą.
Już to pisałem kiedyś, że współczuję dzisiejszym firmom transportowym. Dziś ustrzelić rasowego kierowcę jest niezmiernie trudno. Większość to osoby, które z powodu "łatwej" kasy zmieniły zawód i poszły sobie pokręcić kółkiem do tego ze wspomaganiem, w tym część kobiet, które na tym stanowisku nie są dyskryminowane pod względem wypłaty. W komunikacji miejskiej dostają tyle co faceci, bo odpowiednia grupa zaszeregowania i tyle.
Dziś większa część myśli, że popatrzy na poradniki na yt i już zrobi. Ostatnio 897 chciał zlutować kabel do telefonu. Powiedziałem mu, że mu się to nie uda, bo trza mieć doświadczenie. On na to, że nie lutował nigdy, ale oglądał filmik to zrobi. Dałem mu lutownicę punktową, bo kabel cienki i jak można było przewidzieć - nic z tego nie wyszło.
Po za tym ostatnio pisałem o zaginięciu czasowym 172, a po tym jak to napisałem się pojawił. Ach ten jego wygląd. Wczoraj był 825 i jemu też się podobał, choć nie wiem czemu tylko sek na niego patrzał, a 172 się umył i latał w klacie. No cóż, niektórzy nawet w dojrzałym wieku nie potrafią się odnaleźć w swoich preferencjach i nadal są skryci jakby mieli naście lat. Ale by nie było, też mam odchyły z tym dobieraniem się do lokalnych skurwieli, czasem robię, innym razem zastanawiam się tygodniami, nie wiedzieć po co, czy robić, czy nie?
825 gadał przez 4h. Po 3-ch miałem już poważny kryzys, bo zasypiałem. Powieki mi zaczęły opadać, jakby następował reset na siedząco. Że też niektórzy mogą tyle kłapać. Przynajmniej staram się tak do 979 nie napierdalać, bo pewnie by ogłupiał i nasze relacje wyglądały by zupełnie inaczej.
Wreszcie deszcze, bo jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy wino zrobię w tym roku bo susza jest już teraz, a co dopiero później. Po zimie to kiedyś były powodzie poroztopowe. Dziś, mało kto już o tym pamięta.
Tyle, zabieram się za jakieś czynności, bo zaległości sporo. Narka.
czwartek, 25 kwietnia 2019
Czwartek #1523
Ja to mam obsuwy w odpowiedziach na komentarze, ale z góry przepraszam.
Internet dziś jest fajną rzeczą Jak pierwszy raz oglądałem "Zieloną milę", to pewna scena dała mi do myślenia. Otóż, ten klawisz, który wyżywał się na więźniach, został przyłapany na waleniu konia do jakiś rysunków. Jakże dziś odmienne są materiały potrzebne do tej czynności. W dobie internetu, samiec lezie do ubikacji z komórką, bo coś tam, coś tam..., a faktycznie ogląda porniola i może se zwalić. A dziś, tzn. w nocy mini sesja z filmikami. Trafiło mi się na jeden fajny, ale to ostatnio rzadkość. No nic. Należy się cieszyć, że nie trza korzystać z rysunków jak wiek temu, tylko mamy filmy, czyli obraz, do tego dźwięk i jak ktoś tego nie zdupi to jest dobrze.
Śniadanie świąteczne u 979. Jak przystało na ród PL stół uginał się do żarcia, nie wiedzieć po co. Po tym śniadaniu nastąpiło rozdawanie żarcia, bo przecież nie zeżrą, a w trakcie śniadania, trudno było cokolwiek przestawić na stole bo nie było na nim wolnej powierzchni płaskiej. Dieta, znaczy się odchudzanie, ostatnich dni poszła się jebać, za sprawą jednego śniadania. Po nim, obiad został wyeliminowany, dopiero kolacja weszła. Na drugi dzień już normalnie, na śniadanie jedna bułka, mała i tyle.
Oczywiście ruch w nd. na stacji prawie nie do ogarnięcia. Punkt węzłowy dla składów przechodzących, to też ok. 23:00 miałem już dość, tzn. byłem zmęczony. W pn. wielkanocny trochę spokojniej. Jednak wyjazdy rodzinne i zwrotne trochę składów pochłonęły, a wieczorem strzeliliśmy sobie czystą finkę z sokiem pomidorowym pikantnym. Po dawce, którą mózg uznał, że to już, przestaliśmy łykać, choć trunek został.
Na drugi dzień czułem się średnio, stąd następne możliwe łykanie dopiero jutro lub sob. Jutro jeszcze ma być ok. 25C, a w sob. już zimno i wreszcie deszcze, bo susza okropna i to może zaważyć znowu na produkcji mojego wina. Dwa lata temu, też była przerwa, bo zmroziło kwiaty od owoców i kapa.
172 gdzieś znowu znikł, ale to nie pierwsze takie kilkudniowe zniknięcie. Oglądając wczoraj filmik, pomyślałem że to dobre rozwiązanie. Filmik i już, i nikt nam nie siedzi na gowie. Przecież jak w sobotę na noc pozostał na grupie A 826, to z jednej strony fajnie bo się rozebrał i był dostępny ze swoimi zajebistymi mięśniami, z drugiej nie trawię go, bo jego poziom i zachowanie, to jak: "Uwaga! nadciąga 826. Totalny kataklysm." Jak było przy Jasiu Fasoli. To jest takie duże dziecko na stacji, które trza ciągle pilnować. Nie wiem czy pisałem, ale skrócił żywot czajnikowi elektrycznemu, bowiem był włączony bez wody i z grzałki odpadł kamień. Nie wiem czy go włączył bez wody, czy wylał wodę i go nie wyłączył. Na szczęście czajnik jeszcze działa. Laska, którą przelatuje, może go podobnie traktować, bo jakoś widzę, że wir miłości szybko opadł. Znaczy się ona go wstawiła na odpowiedni tor. Przyjdź, przeleć mnie i wypierdalaj. Już mu to sama powiedziała kilka razy, co 826 bezwiednie przekazał, że nie potrzebuje kolejnego dziecka, do tego takiego wielkiego.
To też chwilowe zniknięcie 172 trochę nam da wytchnąć od niego, choć na szczęście teraz już nie przesiaduje tak długo jak kiedyś, bo ma laskę na podobnym poziomie jak on i z podobnymi potrzebami, to się dogadują, podobnie jak 972 z żoną.
Ładna pogoda się dziś zrobiła, to notka tylko taka. Zabieram się za czynności dnia w tym sprzątanie na stacji. Zaległości tu duże, może w małym stopniu uda się nadrobić. Narka.
Internet dziś jest fajną rzeczą Jak pierwszy raz oglądałem "Zieloną milę", to pewna scena dała mi do myślenia. Otóż, ten klawisz, który wyżywał się na więźniach, został przyłapany na waleniu konia do jakiś rysunków. Jakże dziś odmienne są materiały potrzebne do tej czynności. W dobie internetu, samiec lezie do ubikacji z komórką, bo coś tam, coś tam..., a faktycznie ogląda porniola i może se zwalić. A dziś, tzn. w nocy mini sesja z filmikami. Trafiło mi się na jeden fajny, ale to ostatnio rzadkość. No nic. Należy się cieszyć, że nie trza korzystać z rysunków jak wiek temu, tylko mamy filmy, czyli obraz, do tego dźwięk i jak ktoś tego nie zdupi to jest dobrze.
Śniadanie świąteczne u 979. Jak przystało na ród PL stół uginał się do żarcia, nie wiedzieć po co. Po tym śniadaniu nastąpiło rozdawanie żarcia, bo przecież nie zeżrą, a w trakcie śniadania, trudno było cokolwiek przestawić na stole bo nie było na nim wolnej powierzchni płaskiej. Dieta, znaczy się odchudzanie, ostatnich dni poszła się jebać, za sprawą jednego śniadania. Po nim, obiad został wyeliminowany, dopiero kolacja weszła. Na drugi dzień już normalnie, na śniadanie jedna bułka, mała i tyle.
Oczywiście ruch w nd. na stacji prawie nie do ogarnięcia. Punkt węzłowy dla składów przechodzących, to też ok. 23:00 miałem już dość, tzn. byłem zmęczony. W pn. wielkanocny trochę spokojniej. Jednak wyjazdy rodzinne i zwrotne trochę składów pochłonęły, a wieczorem strzeliliśmy sobie czystą finkę z sokiem pomidorowym pikantnym. Po dawce, którą mózg uznał, że to już, przestaliśmy łykać, choć trunek został.
Na drugi dzień czułem się średnio, stąd następne możliwe łykanie dopiero jutro lub sob. Jutro jeszcze ma być ok. 25C, a w sob. już zimno i wreszcie deszcze, bo susza okropna i to może zaważyć znowu na produkcji mojego wina. Dwa lata temu, też była przerwa, bo zmroziło kwiaty od owoców i kapa.
172 gdzieś znowu znikł, ale to nie pierwsze takie kilkudniowe zniknięcie. Oglądając wczoraj filmik, pomyślałem że to dobre rozwiązanie. Filmik i już, i nikt nam nie siedzi na gowie. Przecież jak w sobotę na noc pozostał na grupie A 826, to z jednej strony fajnie bo się rozebrał i był dostępny ze swoimi zajebistymi mięśniami, z drugiej nie trawię go, bo jego poziom i zachowanie, to jak: "Uwaga! nadciąga 826. Totalny kataklysm." Jak było przy Jasiu Fasoli. To jest takie duże dziecko na stacji, które trza ciągle pilnować. Nie wiem czy pisałem, ale skrócił żywot czajnikowi elektrycznemu, bowiem był włączony bez wody i z grzałki odpadł kamień. Nie wiem czy go włączył bez wody, czy wylał wodę i go nie wyłączył. Na szczęście czajnik jeszcze działa. Laska, którą przelatuje, może go podobnie traktować, bo jakoś widzę, że wir miłości szybko opadł. Znaczy się ona go wstawiła na odpowiedni tor. Przyjdź, przeleć mnie i wypierdalaj. Już mu to sama powiedziała kilka razy, co 826 bezwiednie przekazał, że nie potrzebuje kolejnego dziecka, do tego takiego wielkiego.
To też chwilowe zniknięcie 172 trochę nam da wytchnąć od niego, choć na szczęście teraz już nie przesiaduje tak długo jak kiedyś, bo ma laskę na podobnym poziomie jak on i z podobnymi potrzebami, to się dogadują, podobnie jak 972 z żoną.
Ładna pogoda się dziś zrobiła, to notka tylko taka. Zabieram się za czynności dnia w tym sprzątanie na stacji. Zaległości tu duże, może w małym stopniu uda się nadrobić. Narka.
sobota, 20 kwietnia 2019
Sobota #1522
Te predatory wioskowe są tak bezdennie głupie, jak stare baby. Zrobiło się ciepło, już przedwczoraj było podobnie, ale wczoraj było 20C, a tu o 12:00 lezie taki predator z larwą w wózku. Larwa w zimowej kurtce, w czapce, szaliku. Ona w bluzeczce. Jak bardzo trza być pierdolniętą, by nie zauważyć, ze się ciepło zrobiło?
Scenka z popołudnia jak wracałem od 824. Leci do autobusu stara babcia, podobnie zawinięta w kurtkę, w szalik na placu dalej 20C. Zdyszana weszła do autobusu. Myślałby kto, by się rozpięła. Taka zdyszana siadła na zicu i dochodziła do siebie. Mózg wyłączony, bo normalnie by się każdy ze sprawnym mózgiem rozpiął, by ochłonąć. W ogóle na chodnikach stare babcie i nieliczni dziadkowie, bo Ci kopią w kalendarz wcześniej, poubierane jakby nadal na placu było 10C. Zwłoka w przetwarzaniu danych spora.
824 z pamięcią krótkotrwałą kiepsko. Co raz częściej zauważam, że mowię coś do niego, po czym po jakiejś godzinie pyta o to samo. Dają tą samą odpowiedź i tak jakby to pierwszy raz usłyszał.
Co mogą robić mięśniaki jak są przygotowania świąteczne? Oczywiście zająć tory stacyjne. Wszedł brat od 826 z dwoma kolegami, bowiem dostali mandaty za spożywanie w msc. publicznym. To pokłosie strajku niebieskich i nie wypisywania mandatów przez ok. 3 m-ce. Teraz wysłannicy budżetu nadrabiają zaległości czepiając się czego się da. Punkty budżetu należy realizować, nadto 15-ka kogoś tam, by żyło się lepiej. Imprezka się wczoraj zrobiła taka, że jeszcze dziś odczuwam skutki, choć miałem bliskie spotkanie z muszlą i dobrze, bo lepiej funkcjonowałem w ciągu dnia. Pomieszanie było powodem bliskiego spotkania. Dobrze, bo dziś detoks, a jutro na 09:00 na śniadanie do 979 więc dobrze się poukładało.
Nie pamiętam, o której się imprezka skończyła, ale nie wyspałem się, bowiem stacjonowałem na grupie B, ale rano się przebudziłem ok. 07:30 i już koniec ze spania.
Szczury średnio przeżyły imprezkę. Rano, po wyjściu brata od 826 i jego kolegi, jak już zajarzyły, iż są wolne tory na stacji, to wylazły i wpierw sprawdzały czy faktycznie jest pusto, np. żyrafka weszła na łóżko, następnie na jego kraj i stamtąd węchem sprawdzała czy czyjeś zapachy się nie roznoszą, później się napoiły, bo nalałem im herbaty, a na końcu zaczęły się przymilać i przychodziły na głaskanie. Ktoś by pomyślał, że to tylko szczur, a takie reakcje u nich, jakby ludzkie.
Popo na stację wszedł 826, cyknięty, a wszedł bo pojechał na mecz i go nie wpuścili z w/w powodu. Po ok. 5 min rozebrał się do klaty i mnie drażnił, ale nie pozostawałem dłużny i w moich rękach w krótkim czasie znalazły się jego mięśnie. Lekko schudł, więc przyjemne doznania. Obłapiałem go z dobre 30 min jak nie więcej. Oczywiście z przerwami, ale i tak doznania pozytywne zostały. No niestety ma ciało zniewalające. Te mięśnie, te żyły na rękach, którymi on sam się cieszy to można zwariować przy nich. Ach takiego mięśniaka mieć...
Zapomniałem o tej notce, ale jeszcze przed północą ją wyprawiam z toru, bo jutro święto, to może inny tekst się pojawi. Tymczasem trza się zwijać, bo jutro paradoksalnie mimo święta muszę wstać na budzik i przemieścić się na śniadanie świąteczne. Jeszcze szczury do zatowarowania. To narka.
czwartek, 18 kwietnia 2019
Czwartek #1521
Nie, by się nic nie działo, bo tydz. przedświąteczny dość napięty, choć porządków na st. mac. nie robimy. Jedynie bieżące zadania są realizowane.
973 poszedł na swoje i na razie coś mu to nie idzie. Widzę, że finanse go przerosły i teraz będzie dobra mina do złej gry. No cóż, jak się nie chce słuchać...
Za to oprócz 811, która na postawie tego co mówiłem wstrzymała się z kupnem nieruchomości, wczoraj był 373 i on też mi powiedział, że wraz z laską wstrzymali się z kupnem. Wszystkim to mówię co chcą teraz nabyć mieszkanie, czy domek, że to najgorszy okres, bowiem wystarczy poczekać 2 lata i ceny pójdą w dół, bo demografii nie da się przeskoczyć. Nikt nie rodzi 20 latków. Nawet jakby teraz się zaczęli masowo rodzić, na co się nie zapowiada, to na rynek pracy, mieszkaniowy wejdą za 20 lat. Tymczasem roczniki naście są rekordowo niskie.
Już teraz w wiosce, w wiosce 972, a także w okolicznych m-tach widać wyraźnie ubytki ludzi. Partery w starych budynkach przeważnie są puste, a pełne rogówki na parterach to już w 70% są puste. Jeżeli jest wybór innych lokalizacji, to z tych ludzie rezygnują. Ogrzać taką pełną rogówkę na parterze to 1/4 ogrzewania wiyncyj.
979 zepsuła się pralka. Ponieważ on ostatnio jest przemęczony, bo praca na dwa etaty robi swoje, nadto też problemy finansowe, bo wydatków sporo - 2x wesela, komunia, przegląd auta, bieżące to jest tego trochę. Nadto laska, o czym wczoraj stękał, nie potrafi gospodarować kasą i wiecznie jest na lekkim minusie, który pokrywa on. Niefajna sytuacja, bo mieć wszystko na gowie... Powiedziałem mu wczoraj, bo mówi, że ma już dość, by se przerwę zrobili, ale widzę to nierealne u niego.
No cóż, przynajmniej ja nie narzekam i jakoś leci z czego jestem zadowolony, no i zdrowie na razie ok, a to też ważne, bo widzę różnie to bywa u innych.
Katedra w Paryżu. W/g mnie, to jest tak, jak się z przetargów bierze najtańszych Edków i Zdziszków. Daleko nie trzeba szukać - masz w Gąbinie 646m został zawalony przez Edków 08-08-1991 bo se źle policzyli naprężenia na linach. I znowu wychodzi, to co wielokrotnie pisałem. Edki pracują w firmach, bo jest praca, płacą itp. Ale to nie jest ich praca życia i po prostu ją wykonują i tyle. Na większość mają wyjebane, bo on tu tylko pracuje, tzn. wykonuje to co mu każą i nie myśli, bo poco. Od tego są inny. Tą bylejakość w pracach widać dziś w wielu miejscach. Mimo rynku pracy, mało jest osób, które znalazły się w odpowiednim miejscu, na odpowiednim stanowisku i to co robią wykonują z pasją, a przeto myślą o tym co robią.
No cóż, w takich czasach przyszło nam żyć i destrukcje historycznego mienia będą następowały i jest to nieuniknione, choć można by to było zniwelować przez odpowiednie działania, decyzje. Wiem, że to łatwo się pisze, ale trudno się wykonuje. Bo jak ktoś ma zweryfikować styl jazdy kierowcy autobusu, skoro nie ma o tym pojęcia. Jak ktoś ma zweryfikować wiedzę konserwatorską konserwatora, skoro nie ma o tym pojęcia.
Oczywiście w necie takich przykładów jest wiyncyj. No i co? No i nic.
Nie mamy Pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś, bo zajęcia wzywają. Narka.
973 poszedł na swoje i na razie coś mu to nie idzie. Widzę, że finanse go przerosły i teraz będzie dobra mina do złej gry. No cóż, jak się nie chce słuchać...
Za to oprócz 811, która na postawie tego co mówiłem wstrzymała się z kupnem nieruchomości, wczoraj był 373 i on też mi powiedział, że wraz z laską wstrzymali się z kupnem. Wszystkim to mówię co chcą teraz nabyć mieszkanie, czy domek, że to najgorszy okres, bowiem wystarczy poczekać 2 lata i ceny pójdą w dół, bo demografii nie da się przeskoczyć. Nikt nie rodzi 20 latków. Nawet jakby teraz się zaczęli masowo rodzić, na co się nie zapowiada, to na rynek pracy, mieszkaniowy wejdą za 20 lat. Tymczasem roczniki naście są rekordowo niskie.
Już teraz w wiosce, w wiosce 972, a także w okolicznych m-tach widać wyraźnie ubytki ludzi. Partery w starych budynkach przeważnie są puste, a pełne rogówki na parterach to już w 70% są puste. Jeżeli jest wybór innych lokalizacji, to z tych ludzie rezygnują. Ogrzać taką pełną rogówkę na parterze to 1/4 ogrzewania wiyncyj.
979 zepsuła się pralka. Ponieważ on ostatnio jest przemęczony, bo praca na dwa etaty robi swoje, nadto też problemy finansowe, bo wydatków sporo - 2x wesela, komunia, przegląd auta, bieżące to jest tego trochę. Nadto laska, o czym wczoraj stękał, nie potrafi gospodarować kasą i wiecznie jest na lekkim minusie, który pokrywa on. Niefajna sytuacja, bo mieć wszystko na gowie... Powiedziałem mu wczoraj, bo mówi, że ma już dość, by se przerwę zrobili, ale widzę to nierealne u niego.
No cóż, przynajmniej ja nie narzekam i jakoś leci z czego jestem zadowolony, no i zdrowie na razie ok, a to też ważne, bo widzę różnie to bywa u innych.
Katedra w Paryżu. W/g mnie, to jest tak, jak się z przetargów bierze najtańszych Edków i Zdziszków. Daleko nie trzeba szukać - masz w Gąbinie 646m został zawalony przez Edków 08-08-1991 bo se źle policzyli naprężenia na linach. I znowu wychodzi, to co wielokrotnie pisałem. Edki pracują w firmach, bo jest praca, płacą itp. Ale to nie jest ich praca życia i po prostu ją wykonują i tyle. Na większość mają wyjebane, bo on tu tylko pracuje, tzn. wykonuje to co mu każą i nie myśli, bo poco. Od tego są inny. Tą bylejakość w pracach widać dziś w wielu miejscach. Mimo rynku pracy, mało jest osób, które znalazły się w odpowiednim miejscu, na odpowiednim stanowisku i to co robią wykonują z pasją, a przeto myślą o tym co robią.
No cóż, w takich czasach przyszło nam żyć i destrukcje historycznego mienia będą następowały i jest to nieuniknione, choć można by to było zniwelować przez odpowiednie działania, decyzje. Wiem, że to łatwo się pisze, ale trudno się wykonuje. Bo jak ktoś ma zweryfikować styl jazdy kierowcy autobusu, skoro nie ma o tym pojęcia. Jak ktoś ma zweryfikować wiedzę konserwatorską konserwatora, skoro nie ma o tym pojęcia.
Oczywiście w necie takich przykładów jest wiyncyj. No i co? No i nic.
Nie mamy Pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś, bo zajęcia wzywają. Narka.
wtorek, 16 kwietnia 2019
Wtorek #1520
Przedwczoraj pojechałem z 979 i jego niby laską na pizzę do maxi. Dają tam kupony, że druga z dopłatą 2zł, czyli praktycznie dwie w cenie jednej, w lokalu na msc. Mają tam też gazetowniczkę, czyli stojak z gazetami. Wybieram wprost, bo wydaje mi się, że piszą tam dobrzy redaktorzy.
Czytałem art. o PKP IC, które inwestuje w nowy tabor, jakby produkowali jeszcze stary. Ale mniejsza. W art. wyczytałem, że nowe wagony i składy, są wyposażone w zamknięty obieg w WC. To powoduje mniejsze skażenie wód gruntowych i sprzyja ochronie środowiska. I teraz do czytających pytanie. Prawda czy fałsz?
Na pizzy tak się obżarłem, że rano zrezygnowałem ze śniadania i dopiero w porze obiadowej przekąsiłem trochę rozmrożonej cysterny. Przedłużający się strajk, myślę wpłynie pozytywnie na moją linię. Zawsze jest mi ciężko wywalić do śmieci zajebiste żarcie i wyjadam, by się nie zmarnowało. Niestety mrożonek jeszcze kilka zostało.
Przylazł wczoraj 172. Praktycznie zrobiliśmy to dwa razy, rano i w nocy. On jest takim wentylem bezpieczeństwa. Tzn. mam to jeszcze z kim robić, choć jak wczoraj był 972 to pomyślałem, że następnym razem i jego przelecę. Jak się tak będę hamował i zostawiał go na później to wypadnie przed trumną i co wtedy?
Wracając do 172 to nie wiem, i podobnie jak przy 972, nie dowiem się czemu to robi, jak robi. Tzn. co nim kieruje, że można z nim tyle zrobić. Podobnie z 972 i innymi. Np 975. Ten to dopiero mnie czasem drażnił, specjalnie, bowiem wiedział jaka będzie moja reakcja. Przyjdzie kiedyś zejść i nie dowiem się co nimi kierowało, jakie potrzeby realizowali. Przecież, co pisałem chyba w poprzedniej notce, jak 230 mocniej ścisnę, to stęka. A od wymienionych wcześniej nigdy tego nie usłyszałem, a przechodzili to, przechodzą i cisza. Nawet dziś, bo mimo wszystko mam odruch, by się spytać czy wszystko ok., to zawsze 172 mówi:
- przecież bym Ci powiedział. Rób. (w sensie mam kontynuować)
Powróciłem do pozycji z przed ponad roku, tzn. on leżał na pufach, ręcę wyciągnąłem mu za głowę, z tyłu była sztanga (może zacznę kiedyś znów ćwiczyć) zablokowana by się nie przesuwała w stronę puf i do niej mu przywiązałem ręce. On naciągnięty, klata naciągnięta, umięśniony brzuch przy kręgosłupie, poniżej stojący kutas. Jak go wziąłem między poślady, to miło draznił okolice. I teraz on stale się pyta o flachę we dwoje, a ja mam znów zahamowania -robić, czy nie robić flachy z nim? Mam ten mózg zjebany. Mięśniak przychodzi, chce się podłożyć, to jeszcze się zastanawiam...
Zaczyna się zwolna szał przedświąteczny. Choć tradycyjnie nas powinien tu na stacji ominąć, samą stację też, to jednak wpływ innych powoduje, że trochę przenosi się i na mnie. W sumie to jeszcze tylko z 972 dogadać się w sprawie pieczywa i będę zatowarowany na święta. A nawet jakby się coś popierdoliło, to babcia w studni była 5 dni.
Czy nasz rząd jest złożony w większości z idiotów, czy mi się tylko tak wydaje. Ostatnio słyszałem w mediach o reklamówkach. Jak płodzili ustawę o śmieciach i zaśmiecaniu, to wpisali w niej, że tylko reklamówki poniżej 0,55 mikrometra są objęte opłatą. No to markety zaczęły napierdalać grubymi reklamówkami, z opłatą 25gr/szt. Zawsze się zastanawiałem, jak to jest że te cienkie zamienili na grube i jeszcze bardziej zaśmiecają. Okazuje się, ze to po to by ominąć ustawę. Czy te tempaki nie mogły tego przewidzieć? Czy to tak trudno mieć włączony związek przyczynowo-skutkowy? I jeszcze założyli, że wpływy z tych cienkich reklamówek, to będzie ponad miliard złotych, a wpłynęło 61 mln. złotych. Reasumując, ustawa miast przyczynić się do mniejszego zanieczyszczenia i wpływu do budżetu, jeszcze bardziej zaśmieciła kraj, a wpływy są pomijalne.
Już nawet nie chce sobie wyobrazić jak kiełbasa wyborcza (5-ka kaczki) wydrenuje nasze kieszenie, bo pewnie założenie jest takie, że ona będzie sfinansowana z przelewów marsjańskich. Marsjanie tradycyjnie powiedzą - wypierdalać na drzewa i sami będziemy musieli ten beznadziejny pomysł sfinansować.
Nie, nie, na żadne wybory nie idę. Patrzę na nich i mi się niedobrze robi. Co innego na lokalne mięśniaki.
No i na koniec. Nastawnia, jak jeszcze była
i tyle po niej pozostało:
Po tej wieży w tle, na którą już ktoś z królików od królików sobie zęby ostrzył też została kupka.
Narka.
Czytałem art. o PKP IC, które inwestuje w nowy tabor, jakby produkowali jeszcze stary. Ale mniejsza. W art. wyczytałem, że nowe wagony i składy, są wyposażone w zamknięty obieg w WC. To powoduje mniejsze skażenie wód gruntowych i sprzyja ochronie środowiska. I teraz do czytających pytanie. Prawda czy fałsz?
Na pizzy tak się obżarłem, że rano zrezygnowałem ze śniadania i dopiero w porze obiadowej przekąsiłem trochę rozmrożonej cysterny. Przedłużający się strajk, myślę wpłynie pozytywnie na moją linię. Zawsze jest mi ciężko wywalić do śmieci zajebiste żarcie i wyjadam, by się nie zmarnowało. Niestety mrożonek jeszcze kilka zostało.
Przylazł wczoraj 172. Praktycznie zrobiliśmy to dwa razy, rano i w nocy. On jest takim wentylem bezpieczeństwa. Tzn. mam to jeszcze z kim robić, choć jak wczoraj był 972 to pomyślałem, że następnym razem i jego przelecę. Jak się tak będę hamował i zostawiał go na później to wypadnie przed trumną i co wtedy?
Wracając do 172 to nie wiem, i podobnie jak przy 972, nie dowiem się czemu to robi, jak robi. Tzn. co nim kieruje, że można z nim tyle zrobić. Podobnie z 972 i innymi. Np 975. Ten to dopiero mnie czasem drażnił, specjalnie, bowiem wiedział jaka będzie moja reakcja. Przyjdzie kiedyś zejść i nie dowiem się co nimi kierowało, jakie potrzeby realizowali. Przecież, co pisałem chyba w poprzedniej notce, jak 230 mocniej ścisnę, to stęka. A od wymienionych wcześniej nigdy tego nie usłyszałem, a przechodzili to, przechodzą i cisza. Nawet dziś, bo mimo wszystko mam odruch, by się spytać czy wszystko ok., to zawsze 172 mówi:
- przecież bym Ci powiedział. Rób. (w sensie mam kontynuować)
Powróciłem do pozycji z przed ponad roku, tzn. on leżał na pufach, ręcę wyciągnąłem mu za głowę, z tyłu była sztanga (może zacznę kiedyś znów ćwiczyć) zablokowana by się nie przesuwała w stronę puf i do niej mu przywiązałem ręce. On naciągnięty, klata naciągnięta, umięśniony brzuch przy kręgosłupie, poniżej stojący kutas. Jak go wziąłem między poślady, to miło draznił okolice. I teraz on stale się pyta o flachę we dwoje, a ja mam znów zahamowania -robić, czy nie robić flachy z nim? Mam ten mózg zjebany. Mięśniak przychodzi, chce się podłożyć, to jeszcze się zastanawiam...
Zaczyna się zwolna szał przedświąteczny. Choć tradycyjnie nas powinien tu na stacji ominąć, samą stację też, to jednak wpływ innych powoduje, że trochę przenosi się i na mnie. W sumie to jeszcze tylko z 972 dogadać się w sprawie pieczywa i będę zatowarowany na święta. A nawet jakby się coś popierdoliło, to babcia w studni była 5 dni.
Czy nasz rząd jest złożony w większości z idiotów, czy mi się tylko tak wydaje. Ostatnio słyszałem w mediach o reklamówkach. Jak płodzili ustawę o śmieciach i zaśmiecaniu, to wpisali w niej, że tylko reklamówki poniżej 0,55 mikrometra są objęte opłatą. No to markety zaczęły napierdalać grubymi reklamówkami, z opłatą 25gr/szt. Zawsze się zastanawiałem, jak to jest że te cienkie zamienili na grube i jeszcze bardziej zaśmiecają. Okazuje się, ze to po to by ominąć ustawę. Czy te tempaki nie mogły tego przewidzieć? Czy to tak trudno mieć włączony związek przyczynowo-skutkowy? I jeszcze założyli, że wpływy z tych cienkich reklamówek, to będzie ponad miliard złotych, a wpłynęło 61 mln. złotych. Reasumując, ustawa miast przyczynić się do mniejszego zanieczyszczenia i wpływu do budżetu, jeszcze bardziej zaśmieciła kraj, a wpływy są pomijalne.
Już nawet nie chce sobie wyobrazić jak kiełbasa wyborcza (5-ka kaczki) wydrenuje nasze kieszenie, bo pewnie założenie jest takie, że ona będzie sfinansowana z przelewów marsjańskich. Marsjanie tradycyjnie powiedzą - wypierdalać na drzewa i sami będziemy musieli ten beznadziejny pomysł sfinansować.
Nie, nie, na żadne wybory nie idę. Patrzę na nich i mi się niedobrze robi. Co innego na lokalne mięśniaki.
No i na koniec. Nastawnia, jak jeszcze była
i tyle po niej pozostało:
Po tej wieży w tle, na którą już ktoś z królików od królików sobie zęby ostrzył też została kupka.
Narka.
piątek, 12 kwietnia 2019
Piątek #1519
Płodzę tę notkę już pół tygodnia, może dziś się wreszcie uda.
Szczury. Szczur w sensie myszak, przylazł we wtorek w nocy pod kołdrę. Nietypowo leżałem na plecach z wyprostowanymi nogami. Wspiął się na nie między kolana, a uda i... zasnął tam. Fajnie, tylko ja nie śpię w takiej pozycji, a właśnie mnie uziemił. No ale czego nie robi się dla szczurów. Przedłużyłem leżenie w tej pozycji. On zasnął. Po jakiś 20 min coś mu się śniło, bowiem dostał lekkich drgawek, do tego zaczął wydawać odgłosy, ale to przez jakieś 5 sek. i... zasnął ponownie. Niby one nie lubią ciepła, a czułem jak nagrzewa mi nogi swoim futerkiem, ciałem, trochę ogonem. Po ok. godz. leżenia stwierdziłem, że też chcę spać i zacząłem się obracać. On był niezadowolony, wspinał się na bok klaty, ale i tak zsunął się. Zasnął na łóżku, przy brzuchu, ja też.
Tej nocy, też przylazł. Lekko mnie przebudził, zarejestrowałem, że jest i zasnąłem. Nad ranem wydawało mi się, że go nie ma, ale mam zasadę, że jak nie jestem pewien to zakładam, że jest. Jeden niewłaściwy ruch i zrobiłbym mu krzywdę. Okazało się, że faktycznie był. Jak się obracałem, to wsunął się k/mnie, a leżał wcześniej pod kołdrą w rejonie nóg, tak, że ryjek mu wystawał na zewnątrz, czy na tyle blisko zewnątrz, by mógł oddychać, a resztę miał pod kołdrą. Po jakimś czasie poszedł. Zasnąłem. Obudziła mnie ponownie żyrafka, która przylazła spr. co dzieje i powąchać ślady, które on zostawił.
W tyg. kupiłem kartę graficzną. W sumie miałem ją już kupić w lutym, ale się przeciągnęło, bo starczała. Tym razem impulsem było to, że się gotowała, a przynajmniej stopniowo co raz częściej bardzo grzała, przeto wyłączał się komp. Nowa za 190 zł, dość szybko dojechała, jednak po zabudowania, wgraniu sterowników, okazało się, że ona także się grzeje i komp się wyłącza. Wybudowałem ją i znowu działam na zintegrowanej. Teraz rozpoczynają się procedury sprawdzania co dzieje. Opcji jest kilka. Może być zły prąd z zasilacza (za dużo woltów), wirus obciążający procesor karty. Pierwsze, to trza znaleźć pinologię gniazda i sprawdzić czy faktycznie deklarowane napięcia się zgadzają. Drugie, to trza ściągnąć, przerobić na samostartujący system linuxa, odpalić go z pena i obserwować, czy karta nadal się grzeje. Teraz się jeszcze okaże, że informatykiem trza również być, by se samemu kompa naprawić.
A po za tym nie umiem po zimie wystartować, choć ciepłe dni już jakieś za nami, to nadal, a przy tym ochłodzeniu zwłaszcza, jakbym był w letargu zimowym jeszcze. To samo mówił mi wczoraj 979, że podobnie po zimie jest ospały i niewiele mu się chce.
Dziś jest już lepiej ze mną, może wczoraj też był skutek łykania w środę ginu z tonikiem, który mnie jak zwykle nagle siekł k/północy. 979 wczoraj powiedział, że byłem mocno porobiony, czego sam jakoś nie zauważałem. W środe był on, jego niby laska i laska od 897.
No i szykuje się weekend bez symulatora, bo na zintegrowanej to strasznie ciężko się gra, chyba, że się zdecyduję na męczenie się na jednym monitorze z powolną grafiką.
Zabieram się za czynności dnia. To narka.
Szczury. Szczur w sensie myszak, przylazł we wtorek w nocy pod kołdrę. Nietypowo leżałem na plecach z wyprostowanymi nogami. Wspiął się na nie między kolana, a uda i... zasnął tam. Fajnie, tylko ja nie śpię w takiej pozycji, a właśnie mnie uziemił. No ale czego nie robi się dla szczurów. Przedłużyłem leżenie w tej pozycji. On zasnął. Po jakiś 20 min coś mu się śniło, bowiem dostał lekkich drgawek, do tego zaczął wydawać odgłosy, ale to przez jakieś 5 sek. i... zasnął ponownie. Niby one nie lubią ciepła, a czułem jak nagrzewa mi nogi swoim futerkiem, ciałem, trochę ogonem. Po ok. godz. leżenia stwierdziłem, że też chcę spać i zacząłem się obracać. On był niezadowolony, wspinał się na bok klaty, ale i tak zsunął się. Zasnął na łóżku, przy brzuchu, ja też.
Tej nocy, też przylazł. Lekko mnie przebudził, zarejestrowałem, że jest i zasnąłem. Nad ranem wydawało mi się, że go nie ma, ale mam zasadę, że jak nie jestem pewien to zakładam, że jest. Jeden niewłaściwy ruch i zrobiłbym mu krzywdę. Okazało się, że faktycznie był. Jak się obracałem, to wsunął się k/mnie, a leżał wcześniej pod kołdrą w rejonie nóg, tak, że ryjek mu wystawał na zewnątrz, czy na tyle blisko zewnątrz, by mógł oddychać, a resztę miał pod kołdrą. Po jakimś czasie poszedł. Zasnąłem. Obudziła mnie ponownie żyrafka, która przylazła spr. co dzieje i powąchać ślady, które on zostawił.
W tyg. kupiłem kartę graficzną. W sumie miałem ją już kupić w lutym, ale się przeciągnęło, bo starczała. Tym razem impulsem było to, że się gotowała, a przynajmniej stopniowo co raz częściej bardzo grzała, przeto wyłączał się komp. Nowa za 190 zł, dość szybko dojechała, jednak po zabudowania, wgraniu sterowników, okazało się, że ona także się grzeje i komp się wyłącza. Wybudowałem ją i znowu działam na zintegrowanej. Teraz rozpoczynają się procedury sprawdzania co dzieje. Opcji jest kilka. Może być zły prąd z zasilacza (za dużo woltów), wirus obciążający procesor karty. Pierwsze, to trza znaleźć pinologię gniazda i sprawdzić czy faktycznie deklarowane napięcia się zgadzają. Drugie, to trza ściągnąć, przerobić na samostartujący system linuxa, odpalić go z pena i obserwować, czy karta nadal się grzeje. Teraz się jeszcze okaże, że informatykiem trza również być, by se samemu kompa naprawić.
A po za tym nie umiem po zimie wystartować, choć ciepłe dni już jakieś za nami, to nadal, a przy tym ochłodzeniu zwłaszcza, jakbym był w letargu zimowym jeszcze. To samo mówił mi wczoraj 979, że podobnie po zimie jest ospały i niewiele mu się chce.
Dziś jest już lepiej ze mną, może wczoraj też był skutek łykania w środę ginu z tonikiem, który mnie jak zwykle nagle siekł k/północy. 979 wczoraj powiedział, że byłem mocno porobiony, czego sam jakoś nie zauważałem. W środe był on, jego niby laska i laska od 897.
No i szykuje się weekend bez symulatora, bo na zintegrowanej to strasznie ciężko się gra, chyba, że się zdecyduję na męczenie się na jednym monitorze z powolną grafiką.
Zabieram się za czynności dnia. To narka.
poniedziałek, 8 kwietnia 2019
Poniedziałek #1518
Oglądam filmy Bareji czasem, bo w TV je powtarzają cyklicznie, ale co mówiłem 979 człowiek urodzony po 1990 ich nie zrozumie. To trzeba było żyć w tamtych czasach, by to zrozumieć. Obecna młodzież tych filmów nie zrozumie, mimo iż krajowe, podobnie jak my filmów azjatyckich. Nie znamy ich kultury, ich zachowań, wzajemnych relacji, uwarunkowań wychowawczych. To podobnie jak w wioskach skurwieli ich kodeks, to co robią, jak się socjalizują w środowisku, nabierają specyficznych cech, to człowiek z m-ta z centrum grzecznie wychowany tego także nie zrozumie. Stąd te filmy jeszcze emitują, ale za jakiś czas zanikną, bo Ci po 1990 nie będą się z nich smiali, bo niby z czego?j Trza by jak na lekcjach PL siedzieć obok i mówić co autor miał na myśli, co scenkę robiąc stopklatkę.
Rozmawiałem wczoraj przez chwilę z 973. Z tą swoją niby laską rozchodzi się już 2 m-ce i coś mi się wydaje, że z nim jest jak z innymi, co tu opisywałem. Oni po prostu lubią się na siebie wydzierać, kłócić się, czasem napierdalać. To co napisałem wyżej, to specyficzne wychowanie wioskowe, jest w nich tak zakorzenione, że nie da się tego pozbyć. Nawet u 979, który już tyle czasu ze mną przebywał, są te odruchy i wiem, że tego się nie pozbędzie. 973 ostatnio rozwalił sobie rękę, bo przypierdolił w ścianę w stanie uniesienia, bo, jak oni to mówią, komuś krzywdy nie zrobię, w sensie lasce, to przydupię w ścianę, by nerwy rozładować. Po tym ruchu dostał 4 dni L4.
Nie wiem czy to dobre, ale przypomniałem mu wczoraj co mówiłem wcześniej, że wszystko robi za szybko. Teraz będzie miał na gowie komornika, bieżące alimenty i mieszkanie, w którym bydzie miaszkoł sam. Yno kasy nie starczy i jeszcze mi dupi, że trza bydzie zacisnąć pasa. No to se teraz zaciskaj...
W rozmowie, powiedział, że naiwnie naciął się na innych i został z tym wszystkim sam. Spytałem się go, czy w/g niego zachowałem się fer (to było w sensie, że nic wiyncyj z nim nie zrobiłem oprócz głaskania), to odpowiedział, że jestem jedyną osobą, która w stosunku do niego była fer.
No ok, tylko jakoś nie potrafisz przyjść i porozmawiać lub tylko odwiedzić, ale czemu tak jest - nie dowiedziałem się.
Dziś notka wcześniej, bo nie chcę później już siadać. Zajęć przez weekend nagromadziło się sporo, bowiem w sob. wkręcanie rozrusznika z 979, w czasie którego zjawił się 230 towarzysko, a wczoraj wyjazd do WPKiW w Ch-wie z 979 i jego niby laską, Musiałem uruchomić kilka razy historyjkę o babci w studni i jakoś zadziałała.
Widzę, że też ostatnimi czasy między nimi jest średnio. Często dochodzi do spin z drobnych przyczyn, a następnie to się nakręca i nakręca do niebezpiecznych rozmiarów. Wzloty i upadki są częste.
Strajk nauczycieli. Dobrze, że w ogóle ruszył, choć negocjować będzie ciężko, bo są ostatni. Większość już postrajkowała lub dzięki innym działaniom swoje otrzymali, to skąd oni mają znaleźć jeszcze dla nich, jak idą wybory i trza kupić głosy wyborcze kolejnym rozdawnictwem naszych własnych pieniędzy.
Jeszcze do tego te gupie teksty powielane przez mięśniaków za mediami, że ta kasa rozrusza gospodarkę. Czy oni w ogóle myślą? Na jakiej postawie sądzą, że kasa odebrana mi, bardziej napędzi gospodarkę w rękach żony od 972, czy żony od 971 z 40 kotami, albo laski od 973? Gadają do tego gupiego społeczeństwa takie brednie, a oni to łykają jak głodne pelikany. To są tylko przesunięcia finansowe, nic więcej. To nie marsjanie szerokim strumieniem zasilają naszą gospodarkę kasą na 500+. Jak widać, można by im powiedzieć nawet o Marsjanach, i też by to kupili.
Tyle, bo jak wyżej, trza nadrabiać zaległości. Narka.
Rozmawiałem wczoraj przez chwilę z 973. Z tą swoją niby laską rozchodzi się już 2 m-ce i coś mi się wydaje, że z nim jest jak z innymi, co tu opisywałem. Oni po prostu lubią się na siebie wydzierać, kłócić się, czasem napierdalać. To co napisałem wyżej, to specyficzne wychowanie wioskowe, jest w nich tak zakorzenione, że nie da się tego pozbyć. Nawet u 979, który już tyle czasu ze mną przebywał, są te odruchy i wiem, że tego się nie pozbędzie. 973 ostatnio rozwalił sobie rękę, bo przypierdolił w ścianę w stanie uniesienia, bo, jak oni to mówią, komuś krzywdy nie zrobię, w sensie lasce, to przydupię w ścianę, by nerwy rozładować. Po tym ruchu dostał 4 dni L4.
Nie wiem czy to dobre, ale przypomniałem mu wczoraj co mówiłem wcześniej, że wszystko robi za szybko. Teraz będzie miał na gowie komornika, bieżące alimenty i mieszkanie, w którym bydzie miaszkoł sam. Yno kasy nie starczy i jeszcze mi dupi, że trza bydzie zacisnąć pasa. No to se teraz zaciskaj...
W rozmowie, powiedział, że naiwnie naciął się na innych i został z tym wszystkim sam. Spytałem się go, czy w/g niego zachowałem się fer (to było w sensie, że nic wiyncyj z nim nie zrobiłem oprócz głaskania), to odpowiedział, że jestem jedyną osobą, która w stosunku do niego była fer.
No ok, tylko jakoś nie potrafisz przyjść i porozmawiać lub tylko odwiedzić, ale czemu tak jest - nie dowiedziałem się.
Dziś notka wcześniej, bo nie chcę później już siadać. Zajęć przez weekend nagromadziło się sporo, bowiem w sob. wkręcanie rozrusznika z 979, w czasie którego zjawił się 230 towarzysko, a wczoraj wyjazd do WPKiW w Ch-wie z 979 i jego niby laską, Musiałem uruchomić kilka razy historyjkę o babci w studni i jakoś zadziałała.
Widzę, że też ostatnimi czasy między nimi jest średnio. Często dochodzi do spin z drobnych przyczyn, a następnie to się nakręca i nakręca do niebezpiecznych rozmiarów. Wzloty i upadki są częste.
Strajk nauczycieli. Dobrze, że w ogóle ruszył, choć negocjować będzie ciężko, bo są ostatni. Większość już postrajkowała lub dzięki innym działaniom swoje otrzymali, to skąd oni mają znaleźć jeszcze dla nich, jak idą wybory i trza kupić głosy wyborcze kolejnym rozdawnictwem naszych własnych pieniędzy.
Jeszcze do tego te gupie teksty powielane przez mięśniaków za mediami, że ta kasa rozrusza gospodarkę. Czy oni w ogóle myślą? Na jakiej postawie sądzą, że kasa odebrana mi, bardziej napędzi gospodarkę w rękach żony od 972, czy żony od 971 z 40 kotami, albo laski od 973? Gadają do tego gupiego społeczeństwa takie brednie, a oni to łykają jak głodne pelikany. To są tylko przesunięcia finansowe, nic więcej. To nie marsjanie szerokim strumieniem zasilają naszą gospodarkę kasą na 500+. Jak widać, można by im powiedzieć nawet o Marsjanach, i też by to kupili.
Tyle, bo jak wyżej, trza nadrabiać zaległości. Narka.
sobota, 6 kwietnia 2019
Sobota #1517
Powróciliśmy do dawnych czasów, tzn. korzystania z kompa przy jednym monitorze. Otóż karta graficzna zaczęła się przegrzewać, i choć wszyscy mówili, że grzanie się jej objawia się innymi zdarzeniami, to u nas wyłączał się komp. Przedwczoraj w okresach już ok. 30 min. i to bez jakiś szczególnych obciążeń karty filmami, czy grami. Nawet korzystając z przeglądarki po jakimś czasie się nagle wyłączał. Najcieplejszym elementem zaraz po wyłączeniu była karta graficzna. Mimo, iż jakieś 3 tyg. temu wymieniłem pastę pod procem i również w karcie graficznej, to może to przedłużyło jej żywot, ale nie spowodowało zaniknięcia przegrzewania.
Obecnie na zintegrowanej, która jakoś daje radę.
Przedwczoraj był 172. On to potrafi mnie doprowadzić do stanu podniecenia. Robiliśmy to w takiej trochę trudnej dla niego pozycji, a w trakcie zadzwoniła jego (jeszcze) laska. Rozmawiałem z nią jakieś 2 min, co on słyszał, bo w sumie to dzwoniła do niego, ale miał wyłączony tel. Myślałem, że na ten czas wstanie i z tej pozycji się wyprowadzi, a on nic, nadal był tak ułożony, czym mnie zdziwił trochę. Kolejny aspekt do zapamiętania.
Po za tym byłem na kopalni, bo akurat przejeżdżałem dalej i zrobiłem foty. Ponieważ są jeszcze na aparacie, a wyjazd znowu się krystalizuje, to tymczasem, już historyczne zdjęcie, z tego co mogło być uratowane.
Tego pomostu załadunkowego już nie ma, a likwidacja torów postępuje od strony, z której zostało zrobione zdjęcie. Jest to jakby oczywiste, bo z tyłu bardziej było narażone na działania złomiarzy, których, jak robiłem wczoraj zdjęcia wcale dużo nie było. Myślałem nad semaforami, a przynajmniej jednym na stację, bo jeszcze stoją 4-ro komorowce, ale jakoś nie jestem do tego przekonany. Jeszcze dwa lata temu, to bym robił wiele, by jakiś z nich zdobyć. Dziś po likwidacji kopalni mam jakiś niesmak do inicjatyw. Ofiarą tego padają m.in. zdobywania następnych gadżetów, ale do tego dokłada się też świadomość braku msc. na stacji, dla przyjmowania nowych. Kopalnia, miała być tym wentylem, gdzie większość stąd by tam wyjechała.
Dziś też wkręciliśmy z 979 rozrusznik do auta, który przedwczoraj został wykręcony, a wczoraj zawiozłem go do regeneracji, to też do dziś udało im się go zrobić. Koszt regeneracji 190zł, trochę dużo, ale co zrobić jak nie ma ludzi na rynku pracy i wszyscy chcą wiyncyj zarabiać, to trza wiyncyj bulić. Tyle, że sami go wykręciliśmy i wkręciliśmy, bo za wykręcenie to liczą sobie stówkę.
Temp. na dworze zaczynają się robić już przyjemne. Ostatnie dwa dni to po 20C więc pomału zaczynam myśleć o remontach na st. mac. No i co oczywiste, mięśniaki chodzą już luźniej ubrane, to też wiyncyj widać.
Tyle, bo miało to iść jeszcze przed rozrusznikiem, ale zaś nie wyszło, później składy na stacji i teraz się dopiero luz zrobił.
Narka.
Obecnie na zintegrowanej, która jakoś daje radę.
Przedwczoraj był 172. On to potrafi mnie doprowadzić do stanu podniecenia. Robiliśmy to w takiej trochę trudnej dla niego pozycji, a w trakcie zadzwoniła jego (jeszcze) laska. Rozmawiałem z nią jakieś 2 min, co on słyszał, bo w sumie to dzwoniła do niego, ale miał wyłączony tel. Myślałem, że na ten czas wstanie i z tej pozycji się wyprowadzi, a on nic, nadal był tak ułożony, czym mnie zdziwił trochę. Kolejny aspekt do zapamiętania.
Po za tym byłem na kopalni, bo akurat przejeżdżałem dalej i zrobiłem foty. Ponieważ są jeszcze na aparacie, a wyjazd znowu się krystalizuje, to tymczasem, już historyczne zdjęcie, z tego co mogło być uratowane.
Tego pomostu załadunkowego już nie ma, a likwidacja torów postępuje od strony, z której zostało zrobione zdjęcie. Jest to jakby oczywiste, bo z tyłu bardziej było narażone na działania złomiarzy, których, jak robiłem wczoraj zdjęcia wcale dużo nie było. Myślałem nad semaforami, a przynajmniej jednym na stację, bo jeszcze stoją 4-ro komorowce, ale jakoś nie jestem do tego przekonany. Jeszcze dwa lata temu, to bym robił wiele, by jakiś z nich zdobyć. Dziś po likwidacji kopalni mam jakiś niesmak do inicjatyw. Ofiarą tego padają m.in. zdobywania następnych gadżetów, ale do tego dokłada się też świadomość braku msc. na stacji, dla przyjmowania nowych. Kopalnia, miała być tym wentylem, gdzie większość stąd by tam wyjechała.
Dziś też wkręciliśmy z 979 rozrusznik do auta, który przedwczoraj został wykręcony, a wczoraj zawiozłem go do regeneracji, to też do dziś udało im się go zrobić. Koszt regeneracji 190zł, trochę dużo, ale co zrobić jak nie ma ludzi na rynku pracy i wszyscy chcą wiyncyj zarabiać, to trza wiyncyj bulić. Tyle, że sami go wykręciliśmy i wkręciliśmy, bo za wykręcenie to liczą sobie stówkę.
Temp. na dworze zaczynają się robić już przyjemne. Ostatnie dwa dni to po 20C więc pomału zaczynam myśleć o remontach na st. mac. No i co oczywiste, mięśniaki chodzą już luźniej ubrane, to też wiyncyj widać.
Tyle, bo miało to iść jeszcze przed rozrusznikiem, ale zaś nie wyszło, później składy na stacji i teraz się dopiero luz zrobił.
Narka.
wtorek, 2 kwietnia 2019
Wtorek #1516
Znowu dawno nie pisałem o szczurach, a one jeszcze są, a później ich nie będzie i nawet zdjęć za dużo nie zostanie. Muszę zacząć je fotografować. Samiec, jedyny jaki jest znowu ma okres, że przychodzi do mnie w nocy czy nad ranem pod kołdrę i w zasadzie to śpi razem ze mną. Kładzie się przeważnie w jakiś załomach ciała, w takich trójkątach, czy to w nogach czy w rękach, wtula się i zasypia. Ciągle piszę, że to jest niesamowite, że w zasadzie biegający na wolności szczur przychodzi od tak do mnie i śpi ze mną. Nad ranem, tzn. ok. 08:30 to mnie przebudziły samiczki, bo też wlazły pod kołdrę i się zaczęły gonić. Te nieoswojone to zaglądają czasem pod kołdrę, bo tamte wlazły, ale nie tak dobrze mnie znają, to uciekają, taki odruch, i biegają na zewnątrz z innymi. Rano mają taką godzinę gonienia się po grupie A. Dziś leżałem jeszcze z godzinę w łóżku i obserwowałem je jak biegają, nie chcąc im przerywać. Samiczki czasem mają takie odruchy, jakby wyjaśniały ze sobą pewne sprawy, czy nawet kłóciły się. Choć przestrzeń duża, to znajdują się i kłótnia gotowa. Dziś taka jedna była pod kołdrą, gdzie wlazła żyrafka i siostra od myszaka.
Niestety na samczyku widać już starczy wygląd. Skórę ma już taką jak dziadki, choć w maju będzie miał dwa lata, Trochę mi go szkoda, bo jeżeli już widać na nim starczy wygląd to ile może jeszcze pociągnąć? Oczywiście warunki ma tu jak mało który szczur, zresztą wszystkie tu mają takie warunki, może dzięki temu samiczki się dobrze trzymają. Najstarsza, siostra od samca, po trzech porodach więc spełniła się jako samica. Żyrafka po dwu, a inne chyba po jednym, choć te najmłodsze w ogóle bez, bo samce zdążyły wyjechać.
Żyrafka często, jak siedzę w ciągu dnia przy biurku, to przychodzi do szuflady uchylonej, na której jest klawiatura, wystawia główkę i po prostu siedzi przy mnie. Od czasu do czasu pogłaszczę ją po główce, która wychyla się z pod klawiatury.
TV ciągle emituje te same filmy. Wczoraj po raz 158 "2012", znam to już na pamięć, po za tym coś o egzorcyzmach, co widziałem, jakaś strzelanka, którą też widziałem, to postanowiłem badnąć coś z neta, a że wieczór to, dzięki linkowi wklejonemu na własnym blogu, bo nie chciało mi się szukać czegoś nowego, powtórzyłem sobie w części - Longhorns. Pisałem o tym filmie, taka niskobudżetówka, ale przyjemnie się ogląda.
Byłem w mieście na terminie w biurze pracy. Ci ludzie, po zmianach przepisów, łażą tam jak krowy. Idzie chodnikiem wzdłuż ulicy, z kierunkiem, w którym jadę i nagle bez obejrzenia się po prostu włazi na przejście. No jak krowa. Jeszcze z pretensjami, że nie wyhamowałem. A skąd qrwa mam wiedzieć, że nagle wtargnie na przejście, nawet łba nie obracając. Identycznie jak ten dzieciak w Tychach.
Najlepsze, jak Ci ludzie dokładnie tak samo robią, nagle lewoskręt, wchodzą i jeszcze z pretensjami. Chyba zapomnieli, iż jest taki termin jak "wtargnięcie". Nawet na rowerze trza bydzie jeździć z kamerą, bo jak takiej babie później udowodnić, że wtargnęła. Gdyby nie nagranie, to pewnie kierowcę by zlinczowali.
Zabieram się za inne czynności. Narka.
Niestety na samczyku widać już starczy wygląd. Skórę ma już taką jak dziadki, choć w maju będzie miał dwa lata, Trochę mi go szkoda, bo jeżeli już widać na nim starczy wygląd to ile może jeszcze pociągnąć? Oczywiście warunki ma tu jak mało który szczur, zresztą wszystkie tu mają takie warunki, może dzięki temu samiczki się dobrze trzymają. Najstarsza, siostra od samca, po trzech porodach więc spełniła się jako samica. Żyrafka po dwu, a inne chyba po jednym, choć te najmłodsze w ogóle bez, bo samce zdążyły wyjechać.
Żyrafka często, jak siedzę w ciągu dnia przy biurku, to przychodzi do szuflady uchylonej, na której jest klawiatura, wystawia główkę i po prostu siedzi przy mnie. Od czasu do czasu pogłaszczę ją po główce, która wychyla się z pod klawiatury.
TV ciągle emituje te same filmy. Wczoraj po raz 158 "2012", znam to już na pamięć, po za tym coś o egzorcyzmach, co widziałem, jakaś strzelanka, którą też widziałem, to postanowiłem badnąć coś z neta, a że wieczór to, dzięki linkowi wklejonemu na własnym blogu, bo nie chciało mi się szukać czegoś nowego, powtórzyłem sobie w części - Longhorns. Pisałem o tym filmie, taka niskobudżetówka, ale przyjemnie się ogląda.
Byłem w mieście na terminie w biurze pracy. Ci ludzie, po zmianach przepisów, łażą tam jak krowy. Idzie chodnikiem wzdłuż ulicy, z kierunkiem, w którym jadę i nagle bez obejrzenia się po prostu włazi na przejście. No jak krowa. Jeszcze z pretensjami, że nie wyhamowałem. A skąd qrwa mam wiedzieć, że nagle wtargnie na przejście, nawet łba nie obracając. Identycznie jak ten dzieciak w Tychach.
Zabieram się za inne czynności. Narka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)