poniedziałek, 12 lutego 2024

Poniedziałek #2030

   Wyludniamy się. Nic nowego, ale teraz czy to dobrze czy źle?
  Pytanie wydaje sie proste, odpowiedź też, ale skutków tego, czy konsekwencji jest sporo. Plusy tego wyludniania pogrupuje tematycznie w punktach. 
   1. Ekologia. 
   Dziś już wiemy, że nacisk na ekologię jest spory, szczególnie UE jest bardzo duży, to też w tym całym szaleństwie ekologicznym UE powinna pójść jeszcze dalej i promować nie rodzenie dzieci. Skoro tak bardzo chcemy by obszar UE był czysty, to nic tak nie pomoże w tym jak zmniejszająca się populacja ludzi. Przecież nie kto inny jak my zaśmiecamy i dewastujemy środowisko naturalne najbardziej, to też im nas mniej, tym środowisku lepiej. Tylko w PL rocznie ubywa, z różnicy pomiędzy urodzeniami w wyżach demograficznych, miasto wielkości 300 tysi, czyli takie Katowice. No i czy to nie jest proekologiczne? Jasne, że jest i trudno to podważyć. Ile (modnego dziś) śladu węglowego rocznie produkują takie Katowice? Więc ekolodzy i wszyscy pro ekologiczni ludzie powinni się cieszyć. 
   2. Rynek pracy.
  Zmniejszająca się liczba ludzi na rynku pracy, powoduje że rosną wynagrodzenia, bowiem pracownik jest rzadkim towarem. Prosty mechanizm podaży i popytu. Dzięki temu, możemy w miarę swobodnie zmieniać pracę, sam przeszedłem gładko z jednej do drugiej. Znaleźć taką która będzie nam dawała satysfakcję, w której będziemy się realizować.
   Stopa bezrobocia jest na rekordowo niskim poziomie nie dzięki efektywnym rządom, tylko dzięki małym urodzeniom i nigdy tego nie kojarzcie z tym co jest w przestrzeni publicznej powielane, że teraz tak dobrze rządzimy, że bezrobocie jest takie niskie. Bzdura. W obecnych latach na emerytury idzie (przykładowo) 100 osób, to na ich msc. wchodzi z małych roczników 50 osób i to jest ten efekt wow na rynku pracy. 
   Jest jeszcze jeden pozytyw braku nadmiaru ludzi na rynku pracy. Wyścig szczurów, o którym też już zdecydowana większość zapomniała. Zjawisko nierozerwalne kiedy na rynku pracy jest większa podaż od popytu. O skutkach społecznych takiego wyścigu już sie nie mówi, ale on powoduje m.in. mniejszą i może o to w dlugofalowej polityce chodzi, dożywalność ludzi do wieku emerytalnego. Wcześniejsze wypalenie zawodowe i wiele innych zdrowotnych skutków ubocznych. 

  3. Finanse.
Dzięki rosnącym stawkom, bowiem nie ma tego co w latach 90-ych, a o czym niewielu już pamięta i temat został skrzętnie zamieciony pod dywan, by nie drażnić jeszcze bardziej ludzi, jak Ci sie nie podoba praca za 5zł, to przyjdzie jeden z Edków stojących za płotem i zrobi to za 4 zyla. No więc czy faktycznie ludzie chcą ponownego popsucia rynku, tzn. drastycznego zmniejszenia stawek wynagrodzeń? Nie sądzę, a nawet przypuszczam, że zdecydowana większość odpowiedziała by, że - nie. No i prosta arytmetyka. Jeżeli przez 30 lat pracy, bo zakładam jakieś przerwy w niej zarabiamy wiyncyj, to łatwiej jest nam nawet samemu zadbać o kapitał na emeryturę niż robi to państwo. Teraz odwróćmy bieżącą sytuację i stwórzmy, mnożąc się jak króliki, takie lata 90-te ponownie. 30 lat pracy w takich warunkach i nic nie odłożymy, a państwo i tak nam niewiele da, bo wtedy i tak znajdzie niszę na wydawanie naszej kasy na przeróżne bzdury. Czyli ani my nie zarobimy, ani oni nam nie dadzą. 
   Jeszcze jedna bardzo istotna kwestia podnoszona prawie we wszystkich dyskusjach. Utrzymanie rosnącej rzeszy emerytów. Wmawia nam się, że to będzie obciążeniem dodatkowym i w ogóle pogrąży to ludzi wtedy pracujących. No kolejna bzdura wymyślona, by spowodować bezmyślne namnażanie ludzi. Zawsze to wszystkim powtarzam - jest rozwiązanie na już, szybkie skuteczne i jeszcze my jako społeczeństwo zaoszczędzimy. Od już likwidujemy (obecne) 800 + (program który kosztuje rocznie 65 mld zł) ponieważ nie wypełniło ono swojego zadania. Pobiera je miesięcznie ok. 6 mln dzieci. Kasę tą przenosimy od razu do emerytów dokładnie w takiej samej wysokości czyli 800 +. Emerytów pobierających świadczenia jest ok. 2 mln. Czy tylko mnie sie wydaje, że miesięcznie państwo, czyli my zaoszczędzimy 4 mln,x 800, czy coś zgubiłem po drodze. Więc czy faktycznie jest problem z emeryturami, czy on jest dla straszenia nas, że nie wyrobimy kiedyś tam. Jak widać to kwestia relokacji kasy. Ja bym nawet dał emerytom 1000 + niech mają, bo społeczeństwo i tak się już przyzwyczaiło do płacenia na 800+ i nie ma z tym problemu. A co nie chcą dać babci, dziadkowi, swoim rodzicom? Na pewno nie chcą?
    Żarcie i ceny. Przy malejącej populacji, żarcie zasadniczo tanieje, a przynajmniej jego zwyżka nie jest taka mocna jak innych art. Niestety ostatnie spekulacyjne podwyżki niektórych art. są spowodowane działaniami pazernych koncernów. Te nigdy nie mają za dużo kasy, stąd ich okresowe działania, by z rynku ściągnąć kolejną pule kasy. Ale przez ok. dekadę, ceny żarcia w zasadzie utrzymywały się na podobnym poziomie, co przy zwyżce innych art. robiło wrażenie nawet ich taniości. W zasadzie do teraz na niektóre art. spożywcze są duże zniżki w sieciówkach i można je relatywnie tanio nabyć. Wiem, mogą się odezwać głosy, że np. w dziale mięsa podrożało znacznie, ale na to wpłynęły uregulowania niezależne od naszego rynku - unijne. 
  4. Mieszkaniówka. 
   Dostępność mieszkań. Rośnie ilość pustostanów. Tak wiem, że ich liczba rośnie w miejscach, w których niekoniecznie ludzie chcą mieszkać. Rośnie w starych substancjach mieszkaniowych, bo na ogólnej fali nowe, nowe, nowe, ludziom wmówiono, że mieszkanie też musi być nowe i jest pogoń za nowym. Ale generalnie mówienie, że nie ma mieszkań na rynku jest znowu jakąś medialną zagrywką. Jeżeli w latach 90-ych, kiedy faktycznie nie było mieszkań, ludzie adoptowali np. strychy by mieszkać, to można było mówić, że ich nie ma. Dziś nawet w blokach, w których kiedyś adoptowano strychy, są puste mieszkania już nie na strychach, ale na innych piętrach. W centrach miast: Katowic, Chorzów, Bytom i innych. stoją całe puste kilkupiętrowe kamienice. I tych kamienic pustych przybywa. Dot. to również mniejszych miejscowości. Osobną kwestią jest co po tych kamienicach będzie, bo jak postoi 10 lat pusta, to już się średnio będzie nadawała do zamieszkania. 
   I tu podobnie, czy chcemy znowu doprowadzić do takich lat 90-ych namnażając się, kiedy będziemy adoptować strychy, by gdziekolwiek mieszkać. Przecież jak się będziemy namnażać, to oni nagle nie wybudują kilku tysi mieszkań, by nadążyć za mnożącymi się ludźmi. Czy faktycznie społeczeństwo chce powrotu lat 90-ych i wcześniejszych? Nie sądzę, a nawet napiszę, iż nie chce. 
   Oczywiście wiem, że większość za to chce mieszkać w centrum Wrocka, Po-nia, Kr-wa, Ka-ic, gdzie wszędzie będzie miała blisko, ale technicznie nie da sie tego wykonać. Zresztą same m-ta nie są przygotowane na taki nagły wzrost populacji w ich centrach, co opisywałem przy okazji Katowic. Więc mieszkania są, tylko nie takie jakich szukają potrzebujący. 
   
   Reasumując. Jak dla mnie dobrze, że rodzi nas się mało. Podobnie jak większość czerpię z tego korzyści, które są opisane powyżej i większość z tego korzysta. Propagatorami mamnażania są głównie państwo i kościół. Wiadomo dlaczego. Są to dwa twory, które mają ciągle za mało kasy, a więcej owieczek do dojenia jest im na rękę, przeto robią co mogą, byśmy się mnożyli jak króliki. To pokazuje po raz kolejny, że potrzeby społeczeństwa są daleko rozbieżne z tymi państwa i kościoła (jako instytucji). Po raz kolejny, zwłaszcza państwo pokazuje, że ma nas w dupie i warto o tym pamiętać. 
   
    Zdjęcie.

  Tej linii już też nie ma. Przy okazji, dwa dni temu na pętli spotkałem swój dawny autobus. Jak na wóz bez właścicieli podupadł, ale to normalne. Kierowca młody od nas z zajezdni (właściwie to już nie od nas, bo jestem w innej), więc z 10 min z nim pogadałem, bo miałem odjazd. 
   Narka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz