Hmm, pięknie. Parzę czy mam coś roboczego do pchnięcia, a tu niewiele, to spłodzę z bieżących spraw, bo te za chwile już nie będą bieżące.
Na ten weekend na stacji stacjonuje 254. Podobnie jak kiedyś tam, powiedział matce, że jest w interku, a faktycznie stacjonuje u mnie, ale jeździ wieczorami do new laski. Teraz też tam je, to mogę na szybko coś spłodzić. Dziś byliśmy na przejeździe starym MAN-em po Bytomiu, Gliwicach, Zabrzu i jakiś tam wiochach za Gliwicami. Jako kierowcy występowało dwu, tzn. jeden jest bieżąco kierowcą busów z firmy podnajmującej kierowców, drugi, co się później okazało, jeździ w PKM Świerklaniec.
Z Bytomia odjechaliśmy planowo. Zbiórka kasy odbyła się w Gliwicach. Przejazd to 40 zyla od łba na paliwo. Zdjęcie, jak ściepnę od 254, to pewnie ukaże się z innej notce. Pierwszy kierowca tak średnio prowadził. Tzn. gdyby to nie był sprzęt muzealny, to rozumiem, takich ciarachów jest sporo, albo ja jestem z innej daty i kompletnie inaczej rozumiem prowadzenie muzealnego wozu. Drugi to już była masakra. Jak siadł za kółko w Łabędach, to od razu powiedziałem do 254, że strach się bać jak on prowadzi, ale cały czas myślałem, że bieżąco nie jeździ, a tylko na takie okolicznościowe impry. Szokło mnie dopiero wtedy, jak drugi mikol, kiedy mu też powiedziałem co myślę o takiej jeździe, bo on też jechał z nami stwierdził, że ten kierowca dziennie jeździ. W zasadzie przez pierwszą chwilę nie dowierzałem. Jak można tak jeździć muzealnym wozem. Wszystkie dziury zaliczone, skrzynia to mało miała nie wyskoczyć z miejsca gdzie się znajdowała i trza się było dobrze trzymać poręczy i uchwytów, bo jazda do płynnych nie należała. Później jeszcze była scena z fotostopem. Wszyscy wyszli, a drzwi zostały otwarte. Postanowiłem je zamknąć, bo to tylko przeca naciśnięcie przycisków, a w wozie było cieplej. Wrócił z fotostopu ten kierowca co tak beznadziejnie jechał i mówi do mnie i do 254, że od kabiny to wara i nie tykać tam niczego. Trochę mnie to zdziwiło, bo impreza zamknięta, ale ludzie mają różne fazy. Mimo tego, bo człek mi trochę humor popsuł, mikole mnie namówiły by iść do tego pierwszego kierowcy i spytać się czy mogę poprowadzić owego Mana. Po zapytaniu się ten pierwszy skonsultował się z drugim i postanowili, że od Zabrza Sośnicy mogę jechać. Choć im bliżej było miejsca od którego miałem prowadzić owego busa, tym bardziej drugi mikol stwierdzał, że to chyba nie wypali. Jednak mini szok, jak stanęliśmy k/dawnej kop. Sośnica, to okazało się, że mogę jechać. Ok. Rozsiadłem się w kabinie, ale od razu mnie uprzedzili, że fotel się nie dźwiga, bo coś tam. Pomyślałem, trza było klocek drewniany podłożyć i by było. W Katowicach, jak były zjebane fotele to jeździłem na zmiatku. Lusterka były też źle ustawione, ale kawałek przejadę, w końcu tyle jeżdżę.... Na wyczucie wozu starczyło jakieś 2 km jazdy i w zasadzie gabaryty już były opanowane. Dział transportowy musiał podmienić dane obecne stosowane z TIR-a, na poprzednie, czyli krótki wóz komunikacji miejskiej. Po podmianie szło normalnie, czyli płynna jazda z omijaniem dziur i to wszelkich, które się dało ominąć. W sumie jechałem do dawnej kop. Pstrowski, a więc dość spory kawałek. Nie wiem co se myślał ten kierowca ze Świerklańca. W każdym razie jak już od kopalni prowadził znowu ten pierwszy, to poszedłem z powrotem na wóz i mikole, w tym jeden wprost powiedział, że dobrze mi szła jazda. Od razu pomyślałem - no raczej...
Na przystanek końcowy przyjechaliśmy godzinę po czasie, tzn. po tym czasie który był założony, ale opóźnienie, jakby ktoś myślał, nie z mojego powodu, bo przez m-to Zabrze przeszedłem płynnie, ronda podobnie. Wąskie przeciskanie się na Biskupicach bez problemu, nawet mi się osobówka pod most władowała, to też k/niej przeszedłem normalnie. Jakiś tam mikol, że wąsko było, a 254 do niego, że nawet bym tu przegubem przeszedł bez problemu. Zresztą później 254 do mnie, że jak jechałem, a stał obok mnie w kabinie, to że w ogóle się nie trzymał niczego, bo wie jak jeżdżę. Widziałem to, że był tylko oparty od drzwi. Zresztą u mnie w kabinie jak przychodził pojeździć też się nie trzymał. Kilka razy z tego powodu gdzieś tam się gibnął, ale to dlatego, że albo ktoś nagle wlazł pod wóz, albo wyjechał itp. więc trza się było ratować nagłym manewrem.
Wracając do stylu jazdy, to kto określi prawidłowo ten, jak nie mikole. To one ciągle szlajają się po busach, tramwajach i w zasadzie ciągle oceniają, patrzą, wypatrują nieprawidłowości itp.
Po przejeżdzie byliśmy umówieni z 374 na późny obiad do Bacy, tam gdzie już jeździłem z 374 kilka razy na danie dnia. Tym razem taki duży schabowy na cały talerz i to duży, w przecenie o 50%, bo w sob. i środy od 17:00 do 19:00 jest taka promka, to pojechaliśmy. Tego schabowego wzięliśmy z 254 na pół, czyli atrakcyjna cena na jedną osobę, bo wyszło 13,50 zyla na łeb. Jeden mankament - kotlet jak przyszedł z kuchni to był letni. Na końcówce pochłaniania już był prawie zimny. Nwm, z czego to wynikało, ale niedopatrzenie w kuchni.
Po wchłanianiu 254 pojechał do laski, ja na st. mac.
Z innych spraw. Okresowo wbija 172. Ja prd. jak on wygląda. I to jak go zwiąże, siądę na nim, te jego mięśnie dostępne... (tak wiem, jeszcze tych rąk nie sfociłem, ale ostatnio wbił ok. 22:00 i wyciągnął mnie z łóżka. Ponieważ wstawałem 05:25, a miałem chcicę to go wpuściłem na stację. O tej porze 979 raczej nie wchodzi na stację, to też poświęciłem lekko wiyncyj czasu na zajęcie się nim. Zasypiało się ponownie rewelacyjnie.
W pracy kilkukrotnie znowu mieliśmy manewry w bardzo wąskich miejscach, na centymetry dosłownie, co nam się bardzo podobało.
Pierwsza sytuacja. Podjechałem pod firmę i wydawało mi się, że wjazd był z drugiej strony budki wartowników (było ciemno jak przyjechałem).

Okazało się, ze wjazd i wyjazd jest po jednej stronie, natomiast wjechałem w wąską uliczkę za bramą.
Efektem błędu, było cofanie po tej pomarańczowej linii, przy zaparkowanych, tam za czerwoną linią osobówkach, więc na wykręcenie mało miejsca. Na szczęście asekurował mnie motocyklista, który tą wąską drogą jechał z góry, a zastawiłem drogę sobą. Mógł mnie ominąć na centy, ale jakiś dobry człek i postanowił mnie asekurować.
To nam się podobało, ale za to ilość godz. w ostatnim tyg. nam się nie podobała. Konsultowałem się w tej sprawie z młodym co mnie szkolił i przyznał, że od dwu tyg. jest pracy f uj.
Z 3-ch kierowców, którzy się przyjmowali (tzn. dwu wraz ze mną) pozostał oprócz mnie jeszcze jeden. Trzeci już się zwolnił. Ten drugi, bo przez 3 dni kończyliśmy wieczorem, tez narzekał, że to za długo trwa. W czw. wykręcił 14,40, a w pt. razem mieliśmy 13,20. To jest na razie główny minus tej roboty. W zasadzie spedytorzy tyle tego dają, że mi i tak odpadają załadunki, bo gdzieś się nie wyrobię czasowo, a mimo tego dzień w pracy zamyka się w takich godzinach. W piątek miałem dwa kursy, tzn. jedno ładowanie i rozładowanie. Drugie to podwójne załadowanie (miało być potrójne, ale czasowo się na to jedno nie wyrobiłem) i jedno rozładowanie. Więc dwa kursy, wszystko w odległościach ok. 50 km od siebie, więc nic daleko, a czasowo rozciągnięte....
Tyle z pisania, bo za chwilę wydalam się na szlak ściągnąć do stacji 254, wiync muszę notkę pchnąć przed wyjściem, bo później przy 254 to ona nie wyjdzie do jutra do popołudnia.
Zdjęcia. Za nie robią screeny powyżej.
Korekta, jak zwykle, bo za chwilę muszę zamknąć stację dla ruchu i wyjść na szlak, ściągnąć 254.
Narka.

Pół dnia w pracy, faktycznie nie za fajnie, jeśli często, a nie tylko okazjonalnie.
OdpowiedzUsuńNiestety często, aczkolwiek tam się nie narobię. Większość to, niestety, stanie i oczekiwanie. Jeżdżenia to tam może z 5 h wyjdzie.
Usuń