Jak to u mnie wszystko z poślizgiem to też pranie dopiero we wtorek po przyjeździe zaczęło być robione. Wciepłem wszystko do pralki, zalałem wodą, a następnie pociągnąłem za programator, a tu nieprądzi. Zdziwiło mnie to, choć pralka ma 39 lat, a więc jest w podobnym wieku do mnie. No to skoro ja się mogę sypać to ona tym bardziej. No ale ponieważ jesteśmy niedoszłym elektrykiem, to wziąłem sprzęt do pomiarów i do wstępnej naprawy. Poszedłem do pralki zbadać przyczynę nieprądzenia. Ponieważ pralka jest przepuszczona przez kostkę, bo stoi trochę daleko od gniazdka to pierwsze padło na kostkę no i to był strzał w dziesiątkę. We wstępnych pomiarach już w kostce nie było fazy. Wystarczyło rozebrać, oczyścić, poskładać, miernikiem, sprawdzić czy prądzi i pralka powróciła do swojego dawnego żywota. Może dobije do 40-ki.
Ja prd. Jeszcze wyjdzie na to, że nie zdążę opisać poprzedniego wyjazdu, a już będzie nowy, bo w sobotę ponownie jadę do Warszawy, tym razem z 374. Skończyliśmy na wyprawieniu się z Gdańska do Płocka. Ponieważ 254 zgłaszał już wcześniej, iż chciałby kiedyś poprowadzić loka, to od. Gardei do Płocka. Trasę częściowo wyznaczyłem przez wiochy i na dość znacznym odcinku jazdy przez te wiochy 254 mógł poprowadzić loka. Lok je w wersji lewarek przeto 254 z tym ruszaniem miał początkowo problemy. Z czasem już mu to lepiej wychodziło. Po przekazaniu informacje odnośnie co i jak ma robić by ruszyć obserwowałem jak mu idzie. Kilka razy zdarzyło się że maszyna mu zgasła. Po którymś razie nie odzywałem się, po prostu stwierdziłem, że skoro ma informację mózg sprawny to znaczy, że da sobie radę, no i dawał. To jest najlepsze, bo po co, co chwilę zwracać uwagę, jak on sam sobie wyciągnie wnioski i na ich podstawie będzie po prostu dalej prowadził już poprawnie maszynę. W miarę jazdy wychodziło mu to na prawdę dobrze, zresztą jakieś doświadczenia ma z busa, tylko tu mniejsze gabaryty. Niestety do Płocka dotarliśmy na godzinę 17:00, a oba jelcze, które miały jeździć, nie jeździły w tym dniu. Nie były wysłane na trasy. W związku z tym zrobiliśmy tylko zakupy w stonie i od razu pojechaliśmy w stronę Warszawy. Wiedziałem, że nie dojadę do Wawki, bo braknie czasu, a w nocy nie chciałam szukać tam miejsca noclegowego, to za Płockiem zjechaliśmy również na wioskową drogę, a z tej wioskowej drogi wjechaliśmy w polną drogę właściwie zarośniętą częściowo trawą. Stwierdziłem, że zrobimy sobie tu nocleg, a na drugi dzień rano ruszymy dalej. 254 chciał łykać, ale akurat w tym dniu z powodu, jak sądzę, sporej ilości wrażeń i funkcjonowania przez kilka poprzednich dni na maksymalnych obrotach zaczęła mnie boleć głowa do tego stopnia, że każdy skłon powodował tętnie w głowie dość mocne. W polu, w którym staliśmy ok 200 m od drogi wieczorem masowo zaczęły się do nas dobierać komary. W związku z tym stwierdziłem, że nie będziemy w takim razie łykać i przesuniemy to na drugi dzień z powodu komarów i innych owadów. Weszliśmy do auta i tym razem wcześniej położyliśmy się spać. Na zasypianiu wypuściłem do 254 lewą ręką, by mimo bólu głowy, lepiej się zasypiało, mając jakiś kontakt z jego ciałem. O dziwo spaliśmy dość długo i rano około ósmej zaczęło nas budzić słońce oraz wysoka temperatura w aucie. Stało ono na odkrytym terenie. Poprzednio byliśmy zawsze gdzieś tam pod jakimś drzewkiem, a tutaj pola i nic nas nie osłaniało. Mimo pootwieranych coraz szerzej okien i tak było ciepło w aucie. Dzień wcześniej po głaskaniu 254 on opróżnił zbiorniki. Ponieważ nie miał żadnych obiekcji do tego, co się stało to w polu stwierdziłem tu totalnie nikt nie chodzi więc można powtórzyć to co dzień wcześniej, a nawet trochę dodać. Z tym dodatkiem było to, że właściwie ja i on byliśmy całkowicie rozebrani, a w pewnym momencie nawet położyłem się na nim i przez kilka minut leżałem i głaskałem go po rękach, po twarzy i tym co było w zasięgu rąk. W wyniku wysokiej temperatury właściwie trochę spociliśmy się. Ślizgałem się na nim jak leżałem uczucie było fajne, ale właściwie oprócz tego i tak nie mogłem nic więcej zrobić, to po jakimś czasie zsunąłem się z niego i ponownie leżałem obok i jak w Gdańsku zająłem się jego organem. Tym razem patrzałem jak nastąpi opróżnienie zbiorników, bowiem w Gdańsku zdziwiło mnie to, że przecież właściwie powoli się płyn wylał z tego organu. W tym wieku to to powinno strzelać, a nie powoli się wylewać. Gdy już czułem w ręce, że organ jest maksymalnie naprężony i podobnie jak dzień wcześniej nastąpi opróżnienie zbiorników to obserwowałem jak to wypłynie. No i tak samo jak poprzedniego dnia. Powoli się po prostu wylało nic nie strzeliło co mnie zdziwiło. Po tym wszystkim. O pukaliśmy się wodą, która była zgromadzona w aucie w butelkach, a wcześniej wystawiłem ją na słońce, by się trochę jeszcze podgrzała. Wytarliśmy się, zjedliśmy śniadanie, a następnie ruszyliśmy. W trasę do Warszawy. Jeszcze przed wyjazdem, na mapie wawki szukałem miejsc, przy torach kolejowych. Dwie opcje były. W-wa Zach. i W-wa Wsch lub dalej Olszynka Grochowska. Ponieważ lecieliśmy od zach. to postanowiłem wpierw tereny wokół Zachodniej obczaić. Młody nastawił nawigację na ul. Ordona w tym kier. jechaliśmy. I to był kolejny strzał w 10-kę. Znaleźliśmy msc. między ul. Ordona a Prymasa Tysiąclecia.
Dokładnie tu Tu tera jest dziki parking, więc tej trawy nie ma, bo jest wyjeżdżona przez auta. Od ul. Prymasa 1000-lecia wygląda to tak, a ok. 200 m mieliśmy do CPN, kaj był (uwaga) zewnętrzny WC, wiec obsługa tylko na kamerze widziała kto wchodzi i nie widzieli nas wewnątrz. Jakieś 100 m niżej był przystanek autobusowy, na którym co ok. 5 min coś jechało. Praktycznie śródmieście wawki i noclegi za freekulca. Po zeżarciu a'la obiadu, zabraliśmy niezbędne rzeczy i udaliśmy się na ten przystanek autobusowy, by już zacząć objazd kom. miejską po wawce. Nawet przejechaliśmy się z centrum metrem do dw. Wa-wa Wileńska, skąd jakimś busem na dw. Wa-wa Wsch. Tam jak zwykle po moim tekście zapoznawczym, młody strzelał foty tego co chciał. W drodze powrotnej na centrum postanowiłem sprawdzić, czy na Nowym Świecie dalej jest bar mleczny. Okazało się, że mimo wypasionych lokali obok, jakoś udaje mu się utrzymywać. Wiync uwaga. Schabowy w centrum wawki tam kosztuje z ziemniakami + surówka 20,90. Placki ziemniaczane 3 szt. z pieczarkami i surówką 18,50, naleśniki z serem, śmietaną, cukrem tam 10,50. Ceny dostępne na kazdą kieszeń i nie, nie wszystko w bemarach, część smażona, jak placki, przed podaniem. Doznania kulinarne, smaczne, można się najeść no i powalająca cena jak na wawkę. Z baru mlecznego dalej na kom. miejską. M. in. pojechaliśmy na siekierki jakąś starą scanią, stamtąd tram 11-cie do centrum, a następnie do wieczora przesiadaliśmy sie z pojazdu do pojazdu, bo w centrum to one są w zasięgu wzroku, tak często jeżdżą.
Po zakupach w stonie, al. J|erozolimskie 56 C, przy dw. Wa-wa Śródmieście WKD, postanowiliśmy powrócić do auta, tym bardziej, że 254 chciał łykać. Jeszcze przed autem odbiłem na CPN do WC (scree powyżej), a on się mnie pyta, czy może sam zacząć już łykać. Powiedziałem - spoko, tylko może nie machnij połowy flachy sam. Jak przylazłem to już 1/6 spożył. Nwm, czemu takie tempo. Dołączyłem do niego i jakoś leciało. Parking na wieczór opustoszał. Jak go już porobiło, to mówi do mnie, że nie chce, bym robił to co w polu było. Powtórzył to z dwa razy. Po każdym mówiłem ok, ale po drugim zapytałem się - Ty się mnie czy siebie boisz? Odp. nie było.
Wcześnniej zrobiłiśmy łóżko, by się z tym nie ciapać po porobieniu, wiync jak go już odcinało, to wyglebił. Ja jeszcze coś zeżarłem i też wyglebiłem. Ponieważ jestem słowny, to postanowiłem niewiele robić. Zasnąłem. Przebudził mnie 254 o którejś tam w nocy. Tak się przewrócił, że był na mojej połowie i praktycznie wlazł na mnie. Zdziwiło mnie to, ale też nie wiedziałem co robić. Odepchnąć go, czy olać to i korzystać z jego bliskości. Oczywiście włączył się tu dział p.s. i wygrała opcja nr. 2. Wobec tego trochę go pogłaskałem, też po twarzy. W zasadzie czułem na swojej twarzy jego oddech, tak blisko był. Po chwili głaskania go po twarzy, plecach, nodze, odwróciłem się, a jak się odwracałem tyłem do niego, to on się też odwrócił i trochę przeniósł w stronę swojej połowy. Zasnąłem. Po jakimś czasie, znowu czuję jego prawie na sobie. Na placu ciemno więc jeszcze noc. Nwm, ile przespałem, ale łon zaś był zaraz obok mnie, w zasadzie to rękę położył na mnie nogę prawą też. Zarząd nie wiedział co z tym zrobić, ale dział p.s. już tak. Dział p.s. - skoro tu sam przylazł, a poprzednimi nocami pamiętał kaj jego połowa, to co się przejmujecie tam na górze. Korzystajcie. To zarząd dał znowu sygnał zezwalający, ale S13 jak poprzednio, pamietając o obietnicy. Znowu jakieś 10, 15 min głaskania. Łon się w ogóle nie przebudził, albo nie chciał przebudzić. Schemat podobny do tego poprzedniego, jeszcze tylko kołdrę dałem tak, że jedna moja przykrywała nas obu, skoro on się doklejał. Miałem go w zasadzie obok siebie. Zaś jakieś 10, 15 min i postanowiłem zasnąć, bo przeca rano będę niedojebany, a łon wyspany. Odwróciłem się, zasnąłem. Ileś czasu minęło, przebudziło mnie znowu jego zbliżanie się do mnie. Otwarłem oczy, tym razem świtało, więc już bliżej, jak dalej rana, po tym lekko się odwróciłem kaj łon je. Znowu był praktycznie przyklejony do mnie. Ponieważ to już 3-ci raz, to w/g schematu poleciało, ale zastanawiałem się nad pytaniem, które mu zadałem, a na które nie otrzymałem odp. To w końcu kogo on się bał? Moich działań, czy swoich działań, skoro na "spaniu" takie rzeczy się dzieją. Tym razem oprócz samych doznań dotykowych, które były wcześniej, bo światła mało wpływało do wozu, mogłem jeszcze przeżywać doznania wzrokowe. Bliskość w jakiej był, to wręcz promieniowanie ciepła jego ciała odbierane przez moje, było cudowne. W zasadzie mógłbym go, lekko wychylając głowę, pocałować, był w takiej odległości. Tym razem zarząd zastanawiał się, na ile mózg może stracić orientacje przestrzenną w nocy śpiąc w tym samym msc. od kilku dni. Przeca to 4 ta noc w tym samym msc. więc mózg zapamiętuje przestrzeń wokół siebie i w nocy też w zasadzie to działa, bo nigdy nie znalazłem się na jego połowie. Jakim cudem łon 3x praktycznie przykleił się do mnie. Serio po iluś kielonach stracił orientację przestrzenną? Czy pamiętał, a to jego dział p.s. zaczął działać samodzielnie, bez kontroli zarządu. No nic, znowu w/g wcześniejszego schematu nacieszyłem się jego bliskością, ale zaś musiałem przerwać, bo przeczuwałem, że rano może być cieżko, wszak to już 3-cie przebudzenie.
Do rana kolejne już nie nastąpiło, wiec chyba zachowywał się w nocy spokojnie.
Na tym muszę kończyć, bo wnet 254 wejdzie na st. mac., a jutro wyjazd ponownie do Wawki więc przygotowania, to następna notka najwcześniej w pn., jak nie wtorek, bo nwm, kiedy bydziemy wracać.
Druga część tekstu totalnie bez korekty (ta pod zdj.) więc może nie spuszczajcie się nad stylistyką, gramatyką, ortografią. Myślę, że jest na tyle napisane, by wyłapać treść przekazu.
Narka.
Po zakupach w stonie, al. J|erozolimskie 56 C, przy dw. Wa-wa Śródmieście WKD, postanowiliśmy powrócić do auta, tym bardziej, że 254 chciał łykać. Jeszcze przed autem odbiłem na CPN do WC (scree powyżej), a on się mnie pyta, czy może sam zacząć już łykać. Powiedziałem - spoko, tylko może nie machnij połowy flachy sam. Jak przylazłem to już 1/6 spożył. Nwm, czemu takie tempo. Dołączyłem do niego i jakoś leciało. Parking na wieczór opustoszał. Jak go już porobiło, to mówi do mnie, że nie chce, bym robił to co w polu było. Powtórzył to z dwa razy. Po każdym mówiłem ok, ale po drugim zapytałem się - Ty się mnie czy siebie boisz? Odp. nie było.
Wcześnniej zrobiłiśmy łóżko, by się z tym nie ciapać po porobieniu, wiync jak go już odcinało, to wyglebił. Ja jeszcze coś zeżarłem i też wyglebiłem. Ponieważ jestem słowny, to postanowiłem niewiele robić. Zasnąłem. Przebudził mnie 254 o którejś tam w nocy. Tak się przewrócił, że był na mojej połowie i praktycznie wlazł na mnie. Zdziwiło mnie to, ale też nie wiedziałem co robić. Odepchnąć go, czy olać to i korzystać z jego bliskości. Oczywiście włączył się tu dział p.s. i wygrała opcja nr. 2. Wobec tego trochę go pogłaskałem, też po twarzy. W zasadzie czułem na swojej twarzy jego oddech, tak blisko był. Po chwili głaskania go po twarzy, plecach, nodze, odwróciłem się, a jak się odwracałem tyłem do niego, to on się też odwrócił i trochę przeniósł w stronę swojej połowy. Zasnąłem. Po jakimś czasie, znowu czuję jego prawie na sobie. Na placu ciemno więc jeszcze noc. Nwm, ile przespałem, ale łon zaś był zaraz obok mnie, w zasadzie to rękę położył na mnie nogę prawą też. Zarząd nie wiedział co z tym zrobić, ale dział p.s. już tak. Dział p.s. - skoro tu sam przylazł, a poprzednimi nocami pamiętał kaj jego połowa, to co się przejmujecie tam na górze. Korzystajcie. To zarząd dał znowu sygnał zezwalający, ale S13 jak poprzednio, pamietając o obietnicy. Znowu jakieś 10, 15 min głaskania. Łon się w ogóle nie przebudził, albo nie chciał przebudzić. Schemat podobny do tego poprzedniego, jeszcze tylko kołdrę dałem tak, że jedna moja przykrywała nas obu, skoro on się doklejał. Miałem go w zasadzie obok siebie. Zaś jakieś 10, 15 min i postanowiłem zasnąć, bo przeca rano będę niedojebany, a łon wyspany. Odwróciłem się, zasnąłem. Ileś czasu minęło, przebudziło mnie znowu jego zbliżanie się do mnie. Otwarłem oczy, tym razem świtało, więc już bliżej, jak dalej rana, po tym lekko się odwróciłem kaj łon je. Znowu był praktycznie przyklejony do mnie. Ponieważ to już 3-ci raz, to w/g schematu poleciało, ale zastanawiałem się nad pytaniem, które mu zadałem, a na które nie otrzymałem odp. To w końcu kogo on się bał? Moich działań, czy swoich działań, skoro na "spaniu" takie rzeczy się dzieją. Tym razem oprócz samych doznań dotykowych, które były wcześniej, bo światła mało wpływało do wozu, mogłem jeszcze przeżywać doznania wzrokowe. Bliskość w jakiej był, to wręcz promieniowanie ciepła jego ciała odbierane przez moje, było cudowne. W zasadzie mógłbym go, lekko wychylając głowę, pocałować, był w takiej odległości. Tym razem zarząd zastanawiał się, na ile mózg może stracić orientacje przestrzenną w nocy śpiąc w tym samym msc. od kilku dni. Przeca to 4 ta noc w tym samym msc. więc mózg zapamiętuje przestrzeń wokół siebie i w nocy też w zasadzie to działa, bo nigdy nie znalazłem się na jego połowie. Jakim cudem łon 3x praktycznie przykleił się do mnie. Serio po iluś kielonach stracił orientację przestrzenną? Czy pamiętał, a to jego dział p.s. zaczął działać samodzielnie, bez kontroli zarządu. No nic, znowu w/g wcześniejszego schematu nacieszyłem się jego bliskością, ale zaś musiałem przerwać, bo przeczuwałem, że rano może być cieżko, wszak to już 3-cie przebudzenie.
Do rana kolejne już nie nastąpiło, wiec chyba zachowywał się w nocy spokojnie.
Na tym muszę kończyć, bo wnet 254 wejdzie na st. mac., a jutro wyjazd ponownie do Wawki więc przygotowania, to następna notka najwcześniej w pn., jak nie wtorek, bo nwm, kiedy bydziemy wracać.
Druga część tekstu totalnie bez korekty (ta pod zdj.) więc może nie spuszczajcie się nad stylistyką, gramatyką, ortografią. Myślę, że jest na tyle napisane, by wyłapać treść przekazu.
Narka.