sobota, 30 sierpnia 2025

Sobota #2183

      Ale przegiąłem. Notka miała iść wczoraj i... od lat na st. mac. się niewiele w tej kwestii zmieniło. Stałe opóźnienia są już normą. Do rzeczy. 
     Sięgam czasem do filmów, które już widziałem, do np. branżowych. Tym razem ponownie badnąłem - "Mając 17 lat". Wiem, popełniłem recenzje kilka lat temu i trochę boję się spłodzić następną po obejrzeniu tego filmu. Historyjka nie nowa. Ukrywanie się ze swoją seksualnością, szczególnie branżową nie jest nowym tematem w kinematografii. Tu pokazano dwie postacie. Jedną, adoptowanego syna, który je z gór, mało tego takim skurwielem go zrobiono. Drugą syna z rodziny, z małego miasteczka, który też jest nasz. Temu z miasteczka łatwiej jest się przyznać do swojej orientacji, temu z gór trudniej (bo wiadomo otoczenie mniej tolerancyjne, jeżeli w ogóle, środowisko mniejsze), przeto zachowuje się trochę jak bohater z filmu "Piękny, drań", (chodzi o tego drania) który bił wszystkich, co mogli by wyjawić kim jest, by nie wyjawili. Tu podobnie. Bohaterowie, przez większość filmu się napierdalają kiedy mogą, ale w którymś momencie trza ich połączyć. To łączenie następuje przez dramaty rodzinne, w zasadzie obojga, aż w końcu lądują razem w łóżku. Tu już reżyser poleciał po bandzie. Zawsze to pisałem, że do takich scen, jak łon nie wie, to niech se weźmie konsultanta. Serio, po chwili w łóżku, kiedy oboje nie mają doświadczenia seksualnego już jeden biere drugiego od tyłu? To jakaś loteria była za kulisami, który pierwszy, który drugi? I by było jasne, po raz nie wiem który to napiszę. Nie, nie chcę tu porniola, te mam na innych stronach. To ma być zrobione ze smakiem, wypadało by tu umieścić choć trochę uczucia, bo jednak jakieś było, skoro się tak napierdalali (inna forma okazywania). I by nie było, to w produkcji "Twoje imię wyryte jest we mnie" udało się spłodzić piękną scenę pod prysznicem, w której, jeszcze jak to pod prysznicem, było mało msc. na kamerę. Da się? Da się! Ostatnia scena ratowała sytuację, kiedy się budzą i nie zakrywają swoich organów. Od razu wyjaśnię. Nie, nie chodzi mi o te organy, ale akurat to było naturalne w tej scenie. Też jak się budziłem, jak z kimś spałem, to nie zakrywałem się, bo po co? Przeca i tak mnie widział bez. W wielu filmach wychodzą z łóżek i od razu się zakrywają, jakby partner, partnerka nie widzieli go niedawno bez ciuchów całego. Ale na niektórych tak umiejętnie kręcą, jednak rzadko ktoś się stara, że kamera odpowiednio ustawiona nie pokazuje tego co nie trzeba, by filmu nie ocenzurowali. 

   Jeszcze jedno. Film trochę rozwleczony przez, ładne, faktycznie, widoczki, ale to nie film przyrodniczy. Dla mnie było za mało treści odnośnie głównych bohaterów. Albo scena pochówku ojca. Na co to trwa z tym całym ceremoniałem kilka minut? Mało tego, nic nie wnosi do filmu, a znacząco obciąża budżet, bo przeca tylu ludzi tam użyli i sprzętu. Nie trza było przełożyć to na treść m.in. relację między głównymi bohaterami? Już i tak wątków pobocznych było sporo, a te zmarginalizowały interakcję między głównymi bohaterami. No cóż, może już za stary jestem i chciałbym coś innego zobaczyć, a tu reżyser czy scenarzysta mieli inne koncepcje. 
   I po napisaniu kolejnej recenzji filmu, sięgnę po swoją poprzednią. 
   Jeszcze wyjaśnienie, czemu oglądałem w ogóle ten film, czemu mogłem. Otóż, kiedyś już pisałem, że lubię ten system omijać przeto mamy ntlx i disneja od 979, od 254 mamy spotifaja, z teraz od 374 mamy cda premium. Nie ma to jak się ustawić odpowiednio. 

   W tym pięknym systemie trza ciągle coś reanimować własnymi środkami, by jeszcze działało dłużej, bo oni to tak celowo robią, że się rozwala po jakimś określonym czasie. Otóz do czytania używam od jakiegos czasu okularów. Na razie korzystam z takich marketowych. Wiem, zaraz się ktoś uniesie - to czego wymagasz od tych okularów. 
   Hmm, no właśnie. Czemu w ogóle pozwalamy w takim razie na produkcje gówien? Po co marnować materiały, kasę na gówna, które się za chwilę rozwalą. By komuś przynieść wiyncyj dochodu? Serio, tym na górze ciągle brakuje? Patrząc na 825 można odnieść wrażenie, że tak. 
   W takim razie bym to ja nie był dostarczycielem kasy dla nich, to trochę ten system omijam. Wróćmy do okularów marketowych. Ich ramiączka w pełnym rozwarciu, jak sa nowe osiągają odległość 9 cm. Teraz, kto dorosły ma gowę na wysokości uszu średnicy 9 cm? Chyba jakieś 2 letnie dzieci. No i oczywistym jest, że za każdym razem jak zakłada się takie okulary to wyłamuje się zawiasy, albo nadwyręza strukturę materiału przy zawiasach. Tym sposobem dorobiłem się już 3 par okularów, z których po jednym ramiączku odpadło. Ponieważ nie jesteśmy gupie, to postanowiłyśmy zdrutować owe ramiączka z częścią oprawy z okularami (niby szkłami, bo dziś też one z tworzywa są robione). Już jedne okulary mamy, bo tam znowu z zawiasa śróbka wypadła, na spinaczu i... działają od dwu lat. 979 mówi, że jestem niesamowity w tych działaniach. No ok, ale wiecie... z drugiej strony mogę se pozwolić na półroczne L4, i środki mam, na zmianę pracy, bez presji bo j/w. Nie muszę się spinać, jak 825, który zerouje się każdego m-ca, a na koniec danego to prawie chleb z serkami topionymi. Inaczej się zasypia, bez rozbieganego mózgu, skąd pozyskam i u kogo mam dać dupy, by pożyczyli, bo mi brakuje. Ktoś napisze, przeca takie okulary martketowe gupie 12 zyla. Ale 3 pary odstawiłem na NR, a chyba dwie wyciepłem. Kiedyś pisałem o rozmowie z 824 odnośnie skarpet, które u mnie też przechodzą NR, a niektóre już naweet NG. Wtedy to one kosztowały, jak to mówił 824, gupie 5 zyla. 
  No mniejsza, bo wiem, wiem, wszyscy chcą pięknie wyglądać, a ponieważ zlewają dbanie o swój wygląd fizyczny, to nadrabiają ciuchami, jak 825. On w ogóle ostatnio w czasie rozmowy narzekał, że ludzie u niego w biurze chodzą ubrani jak ciarachy. Mówi - jak można tak przyjść do pracy do biura, przeca to nie pub. Se pomyślałem - no jasne, teraz, bo on tak chce, zaczną kupować jak on parę butów za 1200 zyla, a koszule po 400 zyla. No cóż, mam odchył chyba w drugą stronę. 
   Zdjęcia (screeny).
Mnie by te kółka w sutkach drażniły.

Tyle, że ćwiczy, ale spóźniłem się. Trafiłem na koniec ćwiczeń.

Chociaż w tej pozycji też by mógł być.

Hmm, coś jednak chyba lubi z tymi sutami robic. 
Jakby ktoś go chciał to -> pl.chaturbate.com/erick_zhimerman/
   Narka.

wtorek, 26 sierpnia 2025

Wtorek #2182

    System kapitalistyczny. Jego pięknym idealnym przykładem jest 825, który. jeszcze przed. otrzymaniem wypłaty na konto ma już zadeklarowane zakupy. Jak tylko ten wpływ na konto nastąpi to naciska Enter i kasa ponownie płynie do systemu. Kwintesencja kapitalizmu. Zarabiamy i od razu wydajemy, od razu, nie ma czasu na refleksję na coś tam. I teraz. ja z tymi wszystkimi ograniczeniami, które mam, które wdrażam innym, polecam zastosowania jestem wrogiem tego systemu. On takich ludzi jak ja nie trawi. Tacy ludzie dla tego systemu są zbędni, bo nie wysyłają swojej wypłaty w całości w ciągu miesiąca do niego ponownie. By nie było, to w ostatniej rozmowie 825 ponownie, bo to się dzieje co m-c, mówi mi, że praktycznie się wyzerował (pisałem to, zarabia ok. 7,5k na rękę) i gdyby nie wpływ za wczasy pod gruszą, to do końca m-ca pochłaniałby chleb z serkiem topionym. Można i tak, ale dzwonił, bo pewnie w domyśle było pożyczenie ode mnie kasy, o czym delikatnie wspomniał. Ale czy zarabiam 7,5 k m-nie?
   Oglądam przeróżne programy na kanałach streamingowych i ostatnio oglądam serial "The Berar".
Typowy przykład jak jesteśmy przez system formowani. To znaczy wszystko szybko, szybko, w pośpiechu, a o straty przy tym nie martwmy się, ktoś za to zabuli. Byle było na już gotowe, a nie za chwilę, bo za chwilę już nie jest to. I teraz po raz kolejny przykład ściany, którą u siebie przesuwałem i tą samą ścianę przesuwał brat od 979 u siebie. Jak przyszedł do mnie i mu powiedziałam, jak ta ściana została przesunięta, technologiczne rozwiązania jakie zostały zastosowane, to stwierdził, że swoją ściankę jakbym miał czas zburzył by i postawił na nowo. Znowu sedno tego systemu. Zrobić szybko gównianie i potem się z tym bujać, ewentualnie oddać to do remontu kapitalnego po jakimś czasie. A tu ścianka postawiona na stacji macierzystej w/g wszelkich norm budowlanych, prawideł i stoi, i będzie długo stała i spełnia swoją funkcję, i nic jej się nie stanie. Ale przecież to jest wbrew temu systemowi. To jest dla niego niewłaściwe rozwiązanie. Właściwym rozwiązaniem byłoby postawienie gównianej ścianki i za parę lat jej ponowne stawianie, przerabianie, wydawanie kolejnej kasy na to, żeby ją postawić w sposób bardziej właściwy. I na tych programach telewizyjnych tak nas formują. Szybko gównianie byle było. Człowiek ma działać bez zastanowienia  co się dzieje bez rozwiązania problemu ma być na już na teraz na wczoraj. 
   W sob. był na st. 972. Przyniósł 4-paka i tak rozmawialiśmy. M.in. spytałem się do kierej klasy lezie 304, bo przeca za chwilę new rok szkolny. On zrobił kwadratowe oczy i stwierdził, iż nie wie. 
- jak to nie wiesz?
- no nie wiem, bo przychodzę po robocie zmęczony włączam TV i coś tam, coś tam. 
- a ile ma lat?
- (tu padł wiek i 972 mówi, to do czwartej pójdzie (źle policzył, co już mnie nie dziwi)
- aaa, czyli powinien być w 5-ej, bo raz siupnął.
- siupnął?
- to Ty nie wiesz? W pierwszej klasie.
- nie wiedziałem. 
   Na drugi dzień mniej więcej powtórzyłem tą rozmowę 979 i ten odpowiada, iż nie sądził że 972 jeszcze go czymś zaskoczy. 
   Życie jednak pisze scenariusze niezależnie od naszej chęci.  W ramach tych scenariuszy pojawia się na st. (dla niego) zwrotnej 254. Co ciekawe, a dobre dla mnie, tu wszystko jest na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet je przewyższającym. On opowiada mi o swoich wakacyjnych przeżyciach swobodnie i mówi co robi, z kim robi, jakie przyjmuje środki poprawiające samopoczucie. Jego matka na pewno nie ma tego info. Zakładam, że żyje w totalnej niewiedzy, a młody mówi mi b. dużo, bo na pewno nie wszystko. Zawsze jest jakaś granica przekazu. Mimo tego, czuję się z tym dobrze, bo to świadczy o wysokim stopniu zaufania, a tego przeca nie buduje się w tydzień, czy dwa. Znaczy się, że po raz kolejny robota została wykonana poprawnie. 
  W związku z wejściem na stację 254 dotarły kolejne zdj. z wypraw, to też poniżej kolejne. Spóźnione, bo notki już dawno poszły, ale..., co zrobić....
   Zdjęcia.
 54102 na wejściu do stacji Płock, właśnie mija sem. wjazdowy ustawiony na sygnał S13.

  Czoło 54102 na głowicy rozjazdowej st. Płock od strony stacji Płock Trzepowo. Na czole składu nurek, którego akurat na tym zdj. nie widać, jest na poprzednim. 
  Korekta własna, słaba. 
  Narka. 

sobota, 23 sierpnia 2025

Sobota #2181

    Notka została zasadniczo napisana wcześniej, to też tylko ifnormacyjnie że korekta jest prawie żadna, bo jestem porobiony po wizycie 972, o tej wizycie w następnej notce, a kolejna imprezka - 897 z innym składem już się zapowiedział na st. mac. więc będzie ciężki dzień. Wobec tego nie przeciągam i z toru bocznego wypycham na szlak notkę. 

  Rozmawiałem z 825. Telefon po rozmowie pokazał 148 min. 14 sek. To jedna z dłuższych rozmów. 

Będąc w lokomotywowni Kluczbork wziąłem m.in. 40 mydeł. One mają taki sam zapach jak mydła w małych kostkach kiedyś wykładane w wagonach poc. pośpiesznych i EN57. Ile razy się myję tym mydłem wyobrażam sobie, że myję się w wag. kolejowym. 

  Obejrzałem film włoski "Czekam, aż stanie sie coś pięknego" na ntlx. No i stało się. Film jest piękny. Jedna z lepszych produkcji jakie ostatnio widziałem. Scenariusz oparto na prawdziwych historiach okresu powojennego we Włoszech. Ale co mnie przykuło do filmu, to w zasadzie od początku reżyser potrafił zbudować napięcie, przytrzymać przy filmie. Bardzo spokojnie prowadzona kamera, dobra gra aktorska, choć dziwiło mnie skąd wytrzasnęli na castingu głównego bohatera, bo faktycznie wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z Oświęcimia. Tu drobna wstawka. Kiedyś jak czekałem z 254 u niego na dzielni na drugiego mikola, to k/nas do sklepu przeszoł dwa razy taki szkieletor, idelanie wyglądający, jak główny bohater na filmie, tylko w wieku ok. 17-18 lat. Też wtedy powiedziałem, że jakby kręcili film coś a'la o Oświęcimiu to ma rolę gwarantowaną. 

  Mimo tego, że aktor młody. udało sie nim reżyserowi dobrze pokierować. Jak to w tym wieku, jest jeszcze trudno zagrać idealnie przed kamerą, to też bardzo niewielkie niedociągnięcia się zdarzały. Głównie polegały na takim sztucznym zagraniu kilku scen, ale przecież to b. młody aktor, więc jak uda mu się kiedyś jeszcze w jakiejś produkcji zagrać, powinno być lepiej. Reszta też w miarę przeszła bez większych wpadek. Zdarzały się sztuczne grania głównie statystów, bo np. osoby grały w pojedynczych epizodach i już więcej nie. Rozumiem, że nie ma co z nimi ciągle powtarzać scen, bo od pewnego momentu może już być tylko gorzej, jak lepiej. No i po tych wszystkich produkcjach w których kamera lata jak szalona, tu, podobnie jak w filmie "Miłość" francuskim z 2000 r. stabilna kamera okazała się b. dobrym rozwiązaniem. Dało to filmowi dodatkowego klimatu. 
   No i na przeciwnym biegunie uplasował się film - Pieprzyć Mickiewicza 2. Wyłączylem, czy skończyłem oglądanie na 20 min filmu, wycinając jeszcze wstawkę początkową, może sięgnęło 15 min. Co wielokrotnie pisałem, jak mam oglądać starych aktorów, grających uczni liceum, czyli którzy mają max 19 lat, to mnie już biere. Serio, obsadzić aktora, który ma 29 lat w roli nastolatka... No już mniejsza o obsadę. Scenariusz. Czy my musimy szorować po rynsztoku, by spłodzić film. Topienie komuś głowy w muszli, mało tego, dziś takich muszli już nie ma, o czym reżyser chyba zapomniał. Głupie, niby, szkolne żarty, jakby 180 dni w roku szkolnym się z tego składało. Dobrze, że ofen nie pokazali cycków i kutasów, choć nie wiem, może wtedy skłoniło by mnie to do obejrzenia do końca. Jeszcze mogli Dawida Ogrodnika obsadzić w roli ucznia 4 kl. L.O. i było by cudownie, tzn. dla reżysera, bo z aktorem by sie rewelacyjnie pracowało. Nie wiem co było dalej po 20 min, ale nie polecam. Podobnie jak kiedyś Gierka wyłączyłem po chbya 30 min, choć i tak się zmusząłem by dojść do tej 3o min filmu. O rozjeżdżaniu się foni, z tym co na ekranie tylko wspomnę dla depełnienia dramatu tego filmu. 

   Wczoraj odbyła się rozmowa zarządu z działem p.s. Wiem brzmi dziwnie, ale ostatnio, chyba tylko dlatego, że mamy wiyncyj wolnego, dział p.s. trochę odpierdala. Zarząd go dotychczas mało kontrolował, bowiem skoro tego czasu jest wiyncyj, to dał mu luzy. Jednak sytuacja trwa już trochę i zaczynała być niezręczna. To też doszło do zebrania na szzeblu. Ustalone zostało, że by dział p.s. uspokoić, to jak będą pojawiały się trigery, to zarząd daje sygnał zezwalający na opróżnianie zbiorników. To kompromis pomiędzy zajęciem czasu na działania działu p.s., zresztą i tak nie przynoszące większego efektu, nad przekierowaniem tego czasu na działania bardziej konstruktywne. Zarząd przychilił się do wniosku działu p.s. i obiecał zassać do kolekcji kolejne produkcje czekające na to już od kilku m-cy. Po tym porozumiemiu dział p.s. od razu wnioskował o opróżnianie zbiorników, co się odbyło. Na razie odbędzie się faza testowa, a po ok. tygodniu nastąpi podsumowanie działań i wnioski do ewentualnej korekty. 

I na koniec jakiś mięśniaczek. 
   Zdjęcie.

On już kiedyś zagościł na blogu, ale jest w nim coś takiego, co przyciąga. 

A ja se przetestuję algorytm cenzurujący. 
Na razie kutasa nie było i ciekawe jak to zakwalifikuje?
   Ok. tera tyle, bo nwm, kiedy pod wjazdowym staną następne składy, a jak staną, to już tego dziś nie wypchnę. 
   Narka.

środa, 20 sierpnia 2025

Środa #2180

   Wreszcie. Wreszcie ściepłem nadmiarowe 3 kg. No i jak myślicie skąd one zeszły? Z brzucha. Wiem to, bo mam nerkę którą ubieram. Jeszcze kilka tyg. temu leżała ciasno, tera już spada. Czyli jest dobrze, wręcz b. dobrze. Możemy się przechadzać w klacie, bo nam nic nie wisi, w przeciwieństwie do 374, który nad jeziorem nie ściepł koszulki, bo się wstydził własnego brzucha. Opisywałem to w tej notce.

   Kiedyś słuchałem sporo radia off Kraków, tego prowadzonego przez SI. Teraz, bowiem zrobiła się nagonka, nie da się tego słuchać, bo ciągle lecą jakieś transmisje z innych stacji radia kraków i gadające głowy gadają równolegle na dwu kanałach. Po co? Jakbym chciał tych gadających głów słuchać, to bym se puścił tamto radio. Kolejny przykład jak coś spierdolić, co było w miarę dobre. 

   Wczoraj (uwaga) 3h, w tym dwie i pół przy kompie siedziałem i się męczyłem by wysłać wniosek o kartę kier. do tacho. Myślałem, że mnie uj strzeli, bo znowu miałem starcie z państwówką tzn. ze stronami, które robiła państwówka, czyli Pan Krzyś od Zdzisia itd. Non stop coś, jak nie na jednej stronie

, to na drugiej. 

    Tu oczywiście odświeżania, jak mądrze napisali nie działało. Musiałem się na nowo zalogować. 
  Przed wczoraj założyłem profil zaufany i w/g tego co było napisane na komórce, oraz na poczcie

 Na pocztę przyszła aktywacja, więc nacisłem i wszystko wydawało się, że jest ok. Kolejny @


 
więc potwierdziłem przez bank. Bank wysłał sms-a z kodem oraz treścią, że potwierdzają moje dane. No i w cipę. Na tym zakończyłem w pn. działania z p.z. 
  We wtorek siadłem do karty tacho. Udało się zrobić zdj. kom. załączyć i wysłać. Podpis też elektronicznie dołączyłem do wniosku. W trakcie zadzwonił 374, że jemu to zajęło 10 min, a ja już nad tym siedziałem 1,5 h, bo obróbka zdjęcia, znalezienie strony kaj można zrobić myszką swój a'la podpis, też obrobienie tego, bo było na przeźroczystym tle i ciągle jakieś drobiazgi wychodziły i jak mówił Kamil Durczok - jeszcze się na grafika komputerowego, qrwa, zatrudnię. No i przyszło do potwierdzenia wniosku profilem zaufanym. No i się zaczęło... Jak chciałem potwierdzić to wychodziło to 

 Już mi ciśnienie wzrosło, qrwa wczoraj założyłem, systemy (cokolwiek to znaczy) potwierdziły, a tu jeszcze na tel. apka. No nic drążyłem dalej, to wyszedł kolejny komunikat



w którym jak byk je, ze z banku pobrali moje dane, to jak do cyca mam znowu rejestrować nowy profil. Jak na stronie wszedłem na mój pz to wyszło coś takiego

1 jak naciskałem "Potwierdź wniosek o profil zaufany" to wychodził wybór (nie zrobiłem screena) kto niby zewnętrznie (w terenie) potwierdza, ale z listy nic nie wyskakiwało. No to z drugiej strony przez info-car. Mieliło, mieliło

, aż wymieliło

 Myślałem, że mnie rozdupi po ścianach. W końcu z braku innych koncepcji pojechałem na pobliską pocztę, bo tam na liście były m.in. poczty, UM, banki itp. Na poczcie pani, my potwierdzaliśmy do 15 marca i buzi pa... Bank na przeciw to tam polazłem. Powiedziałem, że potwierdzałem ich bankiem, przesłało, wysłało sms-a, p.z. potwierdziło co na screenie wyżej to co jest do cyca? Niech pan zadzwoni na infolinię. Pojechałem ponownie otw. st. mac. dla ruchu i siadłem do niewyłączonego kompa. Dzwonię na info linię a miła Pani, dobrze że nie AI, mówi, ale Panie, pan to tylko raz potwierdził, a to trza 3x zrobić, bo to się umieszcza w różnych plikach na serwerze.
   Że co qrwa!? Informatyk Krzyś od Zdzisia nie mógł tak zrobic, by to się od razu do odpowiednich plików przedostało... Echh... 
Otwarłem stronę
 i pani mówi:
- niech pan naciśnie na "Załóż nowy profil zaufany". 
- Ale mam już założony, to po co mam zakładać drugi?
- tam jest źle napisane, trzeba na to kliknąć
- ok. 
Rozumiecie, znowu Krzyś od Zdzisia, nawet nie pomyślał co robi do cyca i taki badziew wyprodukował. Nie wpadł bym na to, że mając już założony p.z., gdzie na @ przyszło info, że gotowe, screeny wyżej, mam ponownie nacisnąć załóż new profil. Trzymając panią na linii, dwa razy jeszcze musiałem potwierdzać przez bank moje dane. 
   No i tera wrócimy do 374, który wpierw powiedział, że mu to zajęło 10 min. Dopiero później, bo też byliśmy długo na linii, powiedział, że ostatecznie wysłał to papierowo, bo elektronicznie poległ. Siadł do tego, jak mówił, otwarł Jim Bima i robił, ale z tego robienia mu niewiele wyszło, bo nie umiał zdjęcia zrobić tak, by było poprawne. System mu je ciągle odrzucał. Podpis udało mu się umieścić, ale zdj. za uja nie, przeto do potwierdzenia swoim p.z. nawet nie doszedł. Ostatecznie wysłał to listem poleconym, z załącznikami. Te 10 min, jak stwierdził na początku, to chyba zajęło mu wypełnianie wersji papierowej, a bawienie się (wqrwianie) z wersją elektroniczną to nie powiedział ile mu to zajęło. 
   No i jeszcze jedna dygresja. Tym Krzysiom od Zdzisiów, innym informatykom wydaje się, że wszystko w ich dziedzinie jest proste. Otóż, dla przeciętnego zjadacza chleba, nie qrwa. 
   Czytam na forum "miuipolska.pl" - Opiszę rozwiązanie problemu, z którym się borykałem dzisiaj kilka godzin.... więc może warto byłoby nie wywalać do kosza tego, co tutaj piszę, bo komuś to pomoże (taki apel do moderatora). "
 Oczywiście mnie ten problem też spotkał z tel. i ponownie mnie miało rozdupić po ścianach, bo wiecie, co drugie coś robiłem, to kolejny problem. 
   No i odp. moderatora na tym forum - "Też zastanawiałem się nad wyrzuceniem tematu do kosza, gdyż ustawienie MTP w ustawieniach programistycznych jest banalną rzeczą i pierwszą jaką się powinno sprawdzić w takim przypadku, gdy połączenie nie działa. Kolejna rzecz czy robiłeś factory reset po zaktualizowaniu telefonu?"
   No ludzie bez wyobraźni. Ciekawe czy dla niego było by takie wszystko oczywiste, jakbym go wpuścił na nastawnię mechaniczną na kolei, i kazał ze szlaku przyjąć poc. na tor główny dodatkowy nr 8. Przecież by się tam zesrał nim by to zrobił, a kolejka poc. była by stąd do wrocka
  Na koniec jeszcze wyjaśnienie piszącego - "Ustawienie MTP w ustawieniach programistycznych jest banalną rzeczą w sytuacji, gdy ma się opcje programistyczne. Chyba jasne, że bym to zrobił, gdybym takie opcje bez żadnej ingerencji miał w ustawieniach. "
  U mnie na telefonie też nie miałem w ustawianiach opcji programistycznych i za uja nie wiedziałem, jak sie do tego dobrać. W końcu i tak zdj. przesłałem z tel. pocztą na swoją drugą pocztę, a tamtą otwarłem na kompie i "już" było. 

   Zaś jakieś kolejne coś się włączyło i kompletnie nie wiem, czemu jakąś część wyrazów podlinkowało nie wiedzieć po co. Po dwu dniach walki z cudownie, intuicyjnie działającymi systemami, olewam to już dziś, bo zaś mnie będzie rozdupiało po ścianach. Idzie takie jakie je. Korekta też słaba. 
   Narka.

sobota, 16 sierpnia 2025

Sobota #2178

    Wreszcie normalne temp. Procedury nagrzewnia st. mac. jak zwykle wdrożone. Dzk. temu na gr. B temp. doszła do 30 C, na D 29, C 29, A 28. Prze kilka dni będziemy się wygrzewali, bo jak zwykle po takim nagłym przypływie ciepła, już wali do nas chłodne powietrze z płn. W PL płn. już naszło. 
   W ramach jeszcze ostatniego takiego ciepłego dnia wybrałem się do WPKiW, bowiem oddali tam do użytku basem "fala". Już od 3 osób słyszałem, ze tam limitują msc. wewnątrz na 1200 osób. Trochę mnie to zdziwiło, bowiem pamiętam, że ten obiekt był b. duży i nie było tam nawet w dawnych czasach z miejscami problemu. Tzn. w starym obiekcie nigdy nie było limitu osób, które mogą być wewnątrz. 
   Podjechałem do wejścia i od razu zauważyłem, że obiekt zmniejszono o 1/3, jak nie 1/2. Dawne tłoki, które tłoczyły wodę do głównego, dużego basenu tzw. fali, są jako obiekt muzealny, oszklony, w ogóle po za terenem basenu. Basenu fali, tego dużego głównego zbiornika, też nie ma, w jego miejscu jest podejście do kas, a na jego, jakby tafli, są prysznice. Zostały 3 małe baseny, w tym jeden praktycznie wyłączony z użytku dla pływających, bo to zbiornik przy skoczni. Oczywiście, jak to w new systemie, tym lepszym, tym b. zajebistym, z dawnej skoczni, również zrobiono dwie małe, z których najwyższy poziom jest i tak niższy, jak drugi w dawnej skoczni, a tam był jeszcze trzeci. Serio, ludzie nie mogą skakać z wysokości bo się zabiją? Typowa, kolejna przebudowa jakiegoś basenu na Górnym Śl., który padł ofiarą nowego lepszego systemu. Od dawna piszę, że kapitalizm największe profity zbija na gównianych inwestycjach, ogólnie w ogóle na gównach, na których się najwięcej zarabia. By nie być gołosłownym, podobnie ofiarą tego systemu padł/a basen skałka w Świętochłowicach, kąpielisko leśne w Gliwicach. Te znam z autopsji, a pewnie by się jeszcze coś znalazło. 
  Już kiedyś to miałem napisać, ale ciągle jeżdżąc na kole widzę sprzedawców, którzy w jakiś budkach, ba, nawet w lokalach mają ubrane jednorazowe lateksowe rękawiczki. Często są one w kolorze czarnym, pewnie dlatego, że nie widać na nich brudu. Nwm, co to ma dać, ale dla mnie jest to kompletnie niehigieniczne. Osoba, która ich używa, nosi je ciągle praktycznie przez większość dnia, jedną parę. W niej robi wszystko włącznie z wydawaniem kasy, sprzątaniem, czyli przecieranie ścierkami blatów i innych powierzchni, po czym w tych samych rękawiczkach przyrządza żarcie dla oczekujacych. Serio, nikt się jeszcze z tego powodu nie ciepnął do tych ludzi? Już wolałbym, by nie mieli rękawiczek, bo po zabrudzeniu dłoni w jakimś stopniu by je odruchowo umyli. Tych rękawic przeca nie myją. Co za shit. 
    Zdjęcie.
    Zdj. kuchenki elektrycznej dla Darka. To o nią się sparzyłem, bo dotknąłem bezpośrednio rozgrzanego elementu pod patelnią. Na szczęście tylko z jednego palca trochę zeszła skóra. 
    Korekta własna, bez udziału z zewnątrz. 
    Narka.

czwartek, 14 sierpnia 2025

Czwartek #2177

  System kapitalistczny jest piękny. Polega głównie na tym, że formuje jednostki pod swoim kątem i tak bytuje od dekad. On zasadniczo jest oparty o głupotę, by nie napisać debili. Otóż ostatnio był u mnie 972 ze swoją rodziną (obecną) czyli żoną i 304. I czaicie bazę (lub nie) on nie był w stanie zapamiętać, przepisać na kartę swojego adresu @. Serio, żona od niego musiała mu na kartce zapisać jego adres @, bo on nie był w stanie (nie, nie chodzi mi o to, że był ożarty w pień).
   Nie mieszałem się do tego, bo po uj, robić dobrze nieogarom. Jak był młody, to mu mówiłem - zostaw żonę i idź swoją ścieżką. Niechciał, zrobił jak chciał. Teraz jest... debilem, jego dzieci, seria 300 też. I co z tym zrobić? 
   Wioska. Jadę na kole. Temp. wysokie, to widzę z daleka mięśniak-skurwiel w klacie, w krótkich spodenkach. Idzie przy bloku i tak kojarzę kto to może być. Faktycznie nasz zarząd nas nie zrobił w ciula. Tak, to ten mięśniak, którego znamy od dekady, jak nie wiyncyj. Podjeżdżam bliżej, silniki trakcyjne wyłączone, by prędkość spadła, by było wiyncyj czasu na ogląd, tak to ten, o kierym myślałem. Co prawda zarośnięty jak "małpa" (to cycat z Misia), ale co zrobić, tak się prowadzi. Skoro jechałem kajś tam, to machnąłem mu na "cześć", on odmachnął i rozminęliśmy się. Coś tam załatwiłem, wracam. Mięśniak-skurwiel nadal je przy aucie na placu przed blokiem. Zajeżdżam, myślałem że je sam. Niestety w aucie siedzi inny kolo, to też tylko zdawkowa wymiana zdań.
   On je zajebisty, oprócz tego owłosienia na gowie, które, nie wiedzieć, czemu wyhodował. W tych włosach na gowie, brodzie i wszędzie kaj się da wygląda jak menel.
   Wymiana zdań, napatrzałem się krótką chwilę nań i mi się zrobiło. Po tym pojechałem na st. mac., ale mnie nosiło. Taki qrwa mięśniak, je sam i te mięśnie się "marnują" i w imię czego? Wiem, bym go przerobił, ale on ma inną wizję, mimo tego takie mięśnie, taka sylwetka i na uj... Ale jak pomyślałem później o 972 to może lepiej, że je sam, bo tak by zgłupiał do reszty. 
   No i tu kolejna refleksja w życiu. Ileż takich mięśniaków-skurwieli żeśmy przerobili na st. mac., mieli kontakt. Ilu z nich było skłonnych słuchać, analizować, wdrażać w życie pewne wartości, myśleć inaczej? No qrwa niewielu, bardzo niewielu. Reszta, jak 972 do odstrzału, w sensie na zatracenie. To tacy co myślą - jestem mięśniak-skurwiel, dam se radę, bo kto jak nie ja... A jak je w życiu... No to qrwa tak nie wychodzi. To na nich system kap. żeruje, na nich żyje, bo to oni w największym stopniu podejmują nietrafione inwestycje, zakupy itp. To oni są tym zasileniem budżetów kapitalistycznych, bez nich ten system by legł w gruzach, o czym oni nie mają zielonego pojęcia. 

    W pracy, po namyśle, dość długim, bowiem odesłali mnie na stację i powiedzieli, że oddzwonią, dali znać, że jednak mnie nie potrzebują i resztę dni do końca umowy pokryją z urlopu. Fajnie, cieszę się, bo będę mógł zając się dalszymi pracami na st. mac. przygotowującymi stację do zimy. Jak na PKP, przygotowania do zimy zaczyna się w lecie. Na szczęście, mimo jeszcze iluś tam dni wolnego, i tak b. dużo żeśmy zrobili. Część z pomocą 254, resztę sam, ale mam nadzieję, że dzięki temu na st. mac. będzie cieplej o przysłowiowe 0,01 °.
   
   Dotarły, tylko częściowo, zdjęcia z wyjazdu z 254. 
   Zdjęcie.
  To nasze miejsca noclegowe z 254 w czasie wyjazdu. Zdj. przedstawia miejsce postoju w Gdyni, które zostało opisane w tej notce.  Zdj. zrobione rano, tuż przed pakowaniem łóżka przed podróżą do Gdańska, już po śniadaniu. 
   A przy okazji, co rzadko w tym roku w lecie miało miejsce, to dziś praktycznie bezchmurnie nad całą PL, do tego u nas na płd. temp. była 32 °. Drobne chmury w okolicach Świnoujścia. 
Godz. zdj. satelitarnego na nim. 
   Narka. 

wtorek, 12 sierpnia 2025

Wtorek #2176

   Notka, która miała być nadal jest  w stanie roboczym, to jakby na szybko z dziś. Ostatni dzień "wolności", jutro muszę pojawić się w pracy. 
   W związku z tym nadrabiam zaległości z pracami na st. mac. a dziś pomagał w tym 254, który był w godz. 12:00-16:00. Te 4, a właściwie 3h pracowaliśmy na wysokich obrotach. Głównie dziś skrzydła okien były dalej robione, czyli szklone. Udało się zmieścić w czasie z największym oknem, te mniejsze jeszcze trochę poczekają. Nwm, czy do wrześnie, czy, jak wynegocjuję urlop, to będą jeszcze w sierpniu robione. 
   Wczoraj też udało się dość sporo zrobić. Szkoda, że człek nie może mieć wiyncyj takich dni, ale w pewnym wieku to już chyba nierealne, by codziennie zapierdalać na pełnej qrwie. 
   Mniejsza, bo muszę zaraz wyglebiać. 
   Dzięki wizycie 254 część zdj. z wyjazdu pojawiła się na kompie. Nie, nie wszystkie, bo brak czasu, tym razem u niego, bowiem pracowaliśmy i na ostatnią chwilę jeszcze skrzydło montowaliśmy, przeto na zdj. zostało kilka min. na przekopiowanie, nim musiał wyjść. 
   Zdjęcie. 

Takie cos wypływało w morze, jak byliśmy na molo płd. w Gdańsku. Trochę ta jednostka namieszała i zatkało wejście/wyjście z portu na ileś tam minut. 
  No i słaba korekta. 
   Narka.

sobota, 9 sierpnia 2025

Sobota #2175

 Poniedziałek rano w wawce zacząłem się przebudzać stopniowo za sprawą słońca, które operowało i nagrzewało wnętrze auta. W ramach przebudzeń za każdym razem trochę więcej otwierałem okna w aucie aby obniżyć temperaturę. Ostatecznie około 08:30 wyszedłem z auta i zacząłem śniadanie. Dzień wcześniej w WC stacyjnym zrobiłem herbatę, więc picie już było, pozostało tylko zrobić resztę do jedzenia. Rozłożyłem z tyłu auta, stolik 2 krzesła i zabrałem się za robienie jedzenia. Ze mną wstał 374, ale poszedł jeszcze skrótem, który mu wskazałem, do pobliskiej strony na zakupy. Po powrocie dołączył do śniadania przy stoliczku. Kupił sobie w stonie m.in. frankfuterki. Rozłożył maszynkę, do rondla nalał trochę wody i zagotował frankfuterki. Wodę z rondla chlustnął do pobliskiej trawy i nawet nie wypłukał tego rondla. Kolejną partię wody, tym razem na kawę, wlał do niego. Byłem w szoku widząc, że na wodzie unoszą się jeszcze oczka tłuszczu z wcześniej zagotowanych frankfuterków. Od jakiegoś już czasu uważam, że przysłowie - chłop wyjdzie ze wsi, ale wieś z chłopa nie, idealnie pasuje do 374. Po chwili woda na kawę się zagotowała i tą wodą z tymi oczkami tłuszczu z frankfurterków zalał w filiżance kawę. Z jednej strony byłem w szoku, ale z drugiej znając już długo 374 jakoś mnie to nie zdziwiło. 374 zeżarł szybko i po czym jak zeżarł na tym krześle plastikowym, na którym siedział przy stoliczku, przy którym jeszcze jadłem, zaczął płukać swoje nogi. Woda trochę pryskała na stolik. Ja po raz kolejny byłem w szoku, że jego mózg tak działa, iż nie trybi, że nie powinno się tego robić w jakimś oddaleniu od innej osoby, która akurat je.
  W trakcie śniadania 374 już wstępnie stękał, że chciałby być dziś w domu na dwudziestą bowiem jutro, czyli we wtorek, ma jechać gdzieś tam na wieś do siebie po siostrzenicę. Pamiętam, że jeszcze mieliśmy do Sielpi podjechać nad jezioro, gdzie wstępnie zaplanowaliśmy godzinę nad tym jeziorem. Jak zacząłem to wszystko przeliczać, te ujadania 374 odnośnie wyjazdu prędkości jazdy, to że właściwie na warszawkę zostały nam jedynie 2 godziny, to po śniadaniu zdecydowałem się niestety wyjechać. Tak też się stało spakowaliśmy łóżko rzeczy i około jedenastej ruszyliśmy w drogę. Mając nadwyżkę czasu nie śpieszyłem się. Podobnie jak w tą stronę. prędkość była około 70-80 km/h. Szybciej jechałem na odcinku do Grójca gdzie drogi wielopasmowe i nieustająca gonitwa na tych pasach. W Grójcu zjechaliśmy na Nowe Miasto nad Pilicą. Prędkość ograniczyłem, a po iluś kilometrach na tej drodze ruch bardzo zmalał. W Sielpi Wielkiej parkowaliśmy na jakim parkingu przy lasku po drugiej stronie jeziora. Ponieważ ford jest niski, to uważnie parkowałem, a w pewnym momencie 374 powiedział że on w sumie lepiej by zaparkował ode mnie. Nadto tak mnie pokierował, mówiąc, że to już, a jak wyszedłem z auta to stwierdziłem, że nie może tak stać, bo za bardzo jest wysunięty do przodu, że musiałem przeparkować.  Zapalłem ponownie auto i cofnąłem o  jakieś 1,5 m. Ponieważ gderał o tym parkowaniu, to nie wytrzymałem i powiedziałem mu, że on oddał tira innemu kierowcy, żeby podjechał mu pod rampę kajś tam, bo nie umiał tam wjechać, więc niech zostawi mi parkowanie we własnych rękach.
    Temperatura w tym dniu nie była rewelacyjna, jakieś 22 °. Momentami słonecznie, to też chodziłem bez koszulki przy jeziorku, wtedy kiedy świeciło słońce. 374 ani razu nie zdjął koszulki, bo jak później się przyznał ma brzuch i wstydzi się chodzić bez koszulki na plażach, bowiem laski nie lubią facetów z brzuchami. Od razu pomyślałem, po co się doprowadził do takiego stanu. Tym razem w Sielpi przeszliśmy większą plażą niż poprzednia po drugiej stronie, gdzie jest więcej atrakcji i punktów gastronomicznych (wysysalni kasy). Chodząc po plaży i przy okazji brzucha od 374 mówiliśmy też o bieżącym wyglądzie społeczeństwa. W wodzie stała grupka mięśniaków takich ok. 22 lata i od razu powiedziałem 374, że to muszą być jacyś sportowcy, bo normalnie samce tak nie wyglądają, co pokazywałem 374, wskazując na innych samców bytujących na plaży. Mięśniaków było 5 i wśród nich jedna samica również ładna jak te mięśniaki, to też na samice patrzał 374, a ja na samców. Spędziliśmy koło nich ok. 10 minut, bo oboje mieliśmy ładne widoki na horyzoncie, a jak oni wyszli z wody również poszliśmy dalej wzdłuż brzegu, zobaczyć co oferuje ośrodek wypoczynkowy Sielpi. Samce, choć patrzałem na nich dość długo, nie wiem jaki sport mogli uprawiać. Wszyscy byli b. dobrze umięśnieni, ale byli zarówno wysocy jak i niscy. Nadto wiekowo też był pewien rozrzut. Najmłodszy mógł mieć 19-cie, najstarszy ok. 25-ciu. Jest jeszcze opcja, ze dobrali się i chodzą zbiorczo na siłownię, przeto tak dobrze wyglądają, ale to były jedyne mięśniaki, jakich widziałem nad jeziorkiem. Co mnie do dziś zastanawia, to chyba jednak chodzą na siłownię. Sporty, w zależności, od tego co się uprawia, budują jakieś partie mięśni. Oni byli b. symetrycznie zbudowani. Zarówno mieli piękne nogi, jak i od pasa w górę. Czyli płaskie brzuchy, klata z mięśniami na piersiach, odpowiednimi rękami, bicepsami, przedramieniami. Nie było się do czego doczepić. Serio, byli taką wisienkąna torcie, czyli jedynymi ładnymi mięśniakami nad jeziorem, mimo setki, jak nie wiyncyj gadów bytujących nad wodą. Każdego z nich bym brał od strzału, bez wybrzydzania. Do tego jeszcze byli ładnie opaleni, no czegoż wiyncyj chcieć... Wiem, wiem, po czasie pojawia sie ten mózg, czyli co oni jeszcze mają w gowie. 
   Przy okazji Sielpi Wlk. i tego co czasami mówię/piszę przerostu formy nad treścią, to możecie sobie sprawdzić na internecie wieś Sielpia Wielka liczy sobie około 150 mieszkańców. I teraz dla 150 mieszkańców wybudowano na potężnym moście ścieżkę rowerową. Stosowne znaki przed są, że jest tam dopuszczony ruch tylko rowerowy.

Jest to idealny przykład dla mnie przerostu formy nad treścią i wydania przysłowiowe 5 zł na coś takiego. To powinno być w znacznie mniejszej formie. Oczywiście ja rozumiem, że im ten miś jest droższy, tym nasze 20% jest większe i to jest chyba jedno z głównych uzasadnień powstania tego mostu dla ścieżki rowerowej we wsi liczącej 150 mieszkańców. Nawet 825, jak mu to pokazałem, stw. że faktycznie polecieli z tą inwestycja. 
  
 W trakcie jazdy 374 kilka razy chciał by go wpuścić za kierownicę, jednak zrezygnowałem z tego bo stwierdziłem, po co jeszcze bardziej mam się wqrwiać. Już i tak wystarczająco podniósł mi ciśnienie swoim zachowaniem w wawce więc kolejnych bodźców negatywnych już nie potrzebowałem. Nie śpiesząc się na miejsce dojechaliśmy około 18:30. A na stacji macierzystej, byłem 15 minut później.

  Z rzeczy bardzo prozaicznych to spaliłem sobie końcówki palców obu rąk. Otóż rozmawiałem z innym kier. z\ busa przez tel. Na maszynce el. miałem patelnię [(ciężką (to jest istotne do dalszego wywodu)]. Obok tel. w ładowarce, z którego wychodził kabel i jedną słuchawkę z mikro w uchu. Nwm. jak to się stało, nie sprawdziłem, a wydawało mi się, że maszynka pod patelnią nie je włączona. Ponieważ patelnia ciężka, to mózg przeliczył użycie siły i dość mocno miałem chwycić maszynkę. Tak się stało, tylko że ona od jakiegoś czasu była włączona. Chwyciłem za bagnet (element grzewczy) z siłą odpowiednią do przesunięcia jej i patelni i w ciągu sekundy receptory na palcach zareagowały tak, jakbym dotknął czegoś pod prądem. Po tej sek. w którym mózg - skoro prąd to się odrywamy, to się oderwałem. W kolejnej sek. wyłaczyłem tel. z ładowarki i maszynkę z gniazdka. Rozmawiając dalej, jakby się nic nie stało (tzn. on nawet nie wiedział co się dzieje z drugiej strony), przeszedłem do zlewu, w którym na szczęście była zimna woda. W min. zanurzyłem ręce. Następnie, by jeszcze obniżyć temp. postanowiłem łapy włożyć do mrożonych warzyw na patelnie, które właśnie miały wylądować na tej patelni. Ulga była spora, jednocześnie dalsze godziny pokazały, że te działania wdrożone natychmiastowo, przyniosły skutek, że w zasadzie utworzyły się małe bąble, ale nadal palce były zdatne do użytku i na drugi dzień, kiedy piszę notkę na klawie, również. Bąble na opuszkach są, ale na szczęście niewielki i szczególnie nie blokują działań. 
  Kilka godz. później jeszcze zarysowałem palec lewej ręki w garażu, po czym stwierdziłem, że chyba dam sobie spokój z działaniami w tym dniu, bo jeszcze się bardziej zmasakruję. 
   
   Korekta jak zwykle słaba, ale... stały brak czasu. No trudno, przeżyjecie. 
   Narka.

wtorek, 5 sierpnia 2025

Wtorek #2173

   Wyjazd do Warszawy jak zwykle odbył się w pędzie i na ostatnią chwilę. Wcześniej miałam mieć wolne tzn. piątek, bowiem chciałam przygotować auto, spakować się i na rano być gotowy, ale niestety zadzwonił 254, a ponieważ mam zaległości w remoncie to postanowiłem wziąć go do pracy. Dość sporo zrobiliśmy w krótkim czasie, ale to spowodowało, że zajęcia, które chciałam zrobić przed wyjazdem niezrobione, a wieczorem już byłem zmęczony, żeby wszystko nadrobić, to też zostawiłem część na rano. Rano jak zwykle pogoń ze spakowaniem, przygotowaniem auta i w sumie z jakimś dwudziestominutowym poślizgiem, bo mieliśmy wyjechać o dziesiątej, ruszyłem po 374. Trasę do Warszawy wybrałem bokiem przez Zawiercie, Szczekociny, Włoszczowę, Końskie, Nowe Miasto nad Pilicą, Grójec. W Warszawie pojechaliśmy na miejsce tam, gdzie stanem wcześniej z 254, czyli ul. Ordona. Było to idealne miejsce, bowiem obok była stacja paliw z zewnętrznym WC, a więc sanitariat dostępny całą dobę. W drodze Stanęliśmy w Sielpi Wielkiej gdzie jest ładne duże jezioro godzinę czasu spędziliśmy nad nim. Następnie pojechaliśmy i w Końskich 374 postanowił kupić flachę. Padło na Luksusową 0,7 i do tego w przecenie pepsi 2 ltr. Razem za 51zł. Z Końskich już w zasadzie bezpośrednio pojechaliśmy do wawki. Drogi boczne bardzo luźne, mimo soboty popołudnia. Na miejscu byliśmy coś po dziewiętnastej. Ponieważ w tym dniu mieliśmy polać flachę postanowiłem, że wcześniej zanim jeszcze siądziemy do imprezki zrobimy łóżko w aucie. Zajęło to 15 minut, bowiem rozkładanie tych płyt, kocy na to, materacy, prześcieradła i zrobienie całego łóżka, jednak trochę trwa. Skorzystaliśmy z sanitariatu stacji paliw, a następnie poszliśmy do pobliskiej stony na zakupy. Po powrocie mogliśmy już zająć się flachą. Plan był, że nie pójdzie cała. Ale jak to w trakcie picia okazało się, że wyzerowaliśmy ją całą coś po dwudziestej drugiej i o tej godzinie wyglebiliśmy na zrobione wcześniej łóżko. Rano 374 stwierdził, że, spało mu się tak dobrze, jak nawet w domu nie spał. Ucieszyło mnie to, znaczy się, że łóżko dobrze zrobione. O 10:04 miał pociąg do Gdyni to też po dziewiątej, po śniadaniu, pieszo poszliśmy do dworca kolejowego Warszawa Zachodnia przez ulicę Prądzyńskiego. Jak później się okazało, szliśmy trochę okrężną, bo jak już 374 pojechał pociągiem z Zachodniej to przez peron dziewiąty wróciłem do nas trasą 1/3 długości tego, co pokonaliśmy wcześniej. 
   Reszta pobytu w następnej notce. Korekta powyższego tekstu słaba, bowiem jak zwykle brak czasu. 
   Bez zdj. bo jeszcze od 254 nie ściągnąłem, a nie chce mi się robić o tej porze screena. 
   Narka.

piątek, 1 sierpnia 2025

Piątek #2172

 Jak to u mnie wszystko z poślizgiem to też pranie dopiero we wtorek po przyjeździe zaczęło być robione. Wciepłem wszystko do pralki, zalałem wodą, a następnie pociągnąłem za programator, a tu nieprądzi. Zdziwiło mnie to, choć pralka ma 39 lat, a więc jest w podobnym wieku do mnie. No to skoro ja się mogę sypać to ona tym bardziej. No ale ponieważ jesteśmy niedoszłym elektrykiem, to wziąłem sprzęt do pomiarów i do wstępnej naprawy. Poszedłem do pralki zbadać przyczynę nieprądzenia. Ponieważ pralka jest przepuszczona przez kostkę, bo stoi trochę daleko od gniazdka to pierwsze padło na kostkę no i to był strzał w dziesiątkę. We wstępnych pomiarach już w kostce nie było fazy. Wystarczyło rozebrać, oczyścić, poskładać, miernikiem, sprawdzić czy prądzi i pralka powróciła do swojego dawnego żywota. Może dobije do 40-ki. 

  Ja prd. Jeszcze wyjdzie na to, że nie zdążę opisać poprzedniego wyjazdu, a już będzie nowy, bo w sobotę ponownie jadę do Warszawy, tym razem z 374. Skończyliśmy na wyprawieniu się z Gdańska do Płocka. Ponieważ 254 zgłaszał już wcześniej, iż chciałby kiedyś poprowadzić loka, to od. Gardei do Płocka. Trasę częściowo wyznaczyłem przez wiochy i na dość znacznym odcinku jazdy przez te wiochy 254 mógł poprowadzić loka. Lok je w wersji lewarek przeto 254 z tym ruszaniem miał początkowo problemy. Z czasem już mu to lepiej wychodziło. Po przekazaniu informacje odnośnie co i jak ma robić by ruszyć obserwowałem jak mu idzie. Kilka razy zdarzyło się że maszyna mu zgasła. Po którymś razie nie odzywałem się, po prostu stwierdziłem, że skoro ma informację mózg sprawny to znaczy, że da sobie radę, no i dawał. To jest najlepsze, bo po co, co chwilę zwracać uwagę, jak on sam sobie wyciągnie wnioski i na ich podstawie będzie po prostu dalej prowadził już poprawnie maszynę. W miarę jazdy wychodziło mu to na prawdę dobrze, zresztą jakieś doświadczenia ma z busa, tylko tu mniejsze gabaryty. Niestety do Płocka dotarliśmy na godzinę 17:00, a oba jelcze, które miały jeździć, nie jeździły w tym dniu. Nie były wysłane na trasy. W związku z tym zrobiliśmy tylko zakupy w stonie i od razu pojechaliśmy w stronę Warszawy. Wiedziałem, że nie dojadę do Wawki, bo braknie czasu, a w nocy nie chciałam szukać tam miejsca noclegowego, to za Płockiem zjechaliśmy również na wioskową drogę, a z tej wioskowej drogi wjechaliśmy w polną drogę właściwie zarośniętą częściowo trawą. Stwierdziłem, że zrobimy sobie tu nocleg, a na drugi dzień rano ruszymy dalej. 254 chciał łykać, ale akurat w tym dniu z powodu, jak sądzę, sporej ilości wrażeń i funkcjonowania przez kilka poprzednich dni na maksymalnych obrotach zaczęła mnie boleć głowa do tego stopnia, że każdy skłon powodował tętnie w głowie dość mocne. W polu, w którym staliśmy ok 200 m od drogi wieczorem masowo zaczęły się do nas dobierać komary. W związku z tym stwierdziłem, że nie będziemy w takim razie łykać i przesuniemy to na drugi dzień z powodu komarów i innych owadów. Weszliśmy do auta i tym razem wcześniej położyliśmy się spać. Na zasypianiu wypuściłem do 254 lewą ręką, by mimo bólu głowy, lepiej się zasypiało, mając jakiś kontakt z jego ciałem. O dziwo spaliśmy dość długo i rano około ósmej zaczęło nas budzić słońce oraz wysoka temperatura w aucie. Stało ono na odkrytym terenie. Poprzednio byliśmy zawsze gdzieś tam pod jakimś drzewkiem, a tutaj pola i nic nas nie osłaniało. Mimo pootwieranych coraz szerzej okien i tak było ciepło w aucie. Dzień wcześniej po głaskaniu 254 on opróżnił zbiorniki. Ponieważ nie miał żadnych obiekcji do tego, co się stało to w polu stwierdziłem tu totalnie nikt nie chodzi więc można powtórzyć to co dzień wcześniej, a nawet trochę dodać. Z tym dodatkiem było to, że właściwie ja i on byliśmy całkowicie rozebrani, a w pewnym momencie nawet położyłem się na nim i przez kilka minut leżałem i głaskałem go po rękach, po twarzy i tym co było w zasięgu rąk. W wyniku wysokiej temperatury właściwie trochę spociliśmy się. Ślizgałem się na nim jak leżałem uczucie było fajne, ale właściwie oprócz tego i tak nie mogłem nic więcej zrobić, to po jakimś czasie zsunąłem się z niego i ponownie leżałem obok i jak w Gdańsku zająłem się jego organem. Tym razem patrzałem jak nastąpi opróżnienie zbiorników, bowiem w Gdańsku zdziwiło mnie to, że przecież właściwie powoli się płyn wylał z tego organu. W tym wieku to to powinno strzelać, a nie powoli się wylewać. Gdy już czułem w ręce, że organ jest maksymalnie naprężony i podobnie jak dzień wcześniej nastąpi opróżnienie zbiorników to obserwowałem jak to wypłynie. No i tak samo jak poprzedniego dnia. Powoli się po prostu wylało nic nie strzeliło co mnie zdziwiło. Po tym wszystkim. O pukaliśmy się wodą, która była zgromadzona w aucie w butelkach, a wcześniej wystawiłem ją na słońce, by się trochę jeszcze podgrzała. Wytarliśmy się, zjedliśmy śniadanie, a następnie ruszyliśmy. W trasę do Warszawy. Jeszcze przed wyjazdem, na mapie wawki szukałem miejsc, przy torach kolejowych. Dwie opcje były. W-wa Zach. i W-wa Wsch lub dalej Olszynka Grochowska. Ponieważ lecieliśmy od zach. to postanowiłem wpierw tereny wokół Zachodniej obczaić. Młody nastawił nawigację na ul. Ordona w tym kier. jechaliśmy. I to był kolejny strzał w 10-kę. Znaleźliśmy msc. między ul. Ordona a Prymasa Tysiąclecia. 
   Dokładnie tu
 Tu tera jest dziki parking, więc tej trawy nie ma, bo jest wyjeżdżona przez auta. 
 Od ul. Prymasa 1000-lecia wygląda to tak, a ok. 200 m mieliśmy do CPN, kaj był (uwaga) zewnętrzny WC, wiec obsługa tylko na kamerze widziała kto wchodzi i nie  widzieli nas wewnątrz. Jakieś 100 m niżej był przystanek autobusowy, na którym co ok. 5 min coś jechało. Praktycznie śródmieście wawki i noclegi za freekulca. Po zeżarciu a'la obiadu, zabraliśmy niezbędne rzeczy i udaliśmy się na ten przystanek autobusowy, by już zacząć objazd kom. miejską po wawce. Nawet przejechaliśmy się z centrum metrem do dw. Wa-wa Wileńska, skąd jakimś busem na dw. Wa-wa Wsch. Tam jak zwykle po moim tekście zapoznawczym, młody strzelał foty tego co chciał. W drodze powrotnej na centrum postanowiłem sprawdzić, czy na Nowym Świecie dalej jest bar mleczny. Okazało się, że mimo wypasionych lokali obok, jakoś udaje mu się utrzymywać. Wiync uwaga. Schabowy w centrum wawki tam kosztuje z ziemniakami + surówka 20,90. Placki ziemniaczane 3 szt. z pieczarkami i surówką 18,50, naleśniki z serem, śmietaną, cukrem tam 10,50. Ceny dostępne na kazdą kieszeń i nie, nie wszystko w bemarach, część smażona, jak placki, przed podaniem. Doznania kulinarne, smaczne, można się najeść no i powalająca cena jak na wawkę. Z baru mlecznego dalej na kom. miejską. M. in. pojechaliśmy na siekierki jakąś starą scanią, stamtąd tram 11-cie do centrum, a następnie do wieczora przesiadaliśmy sie z pojazdu do pojazdu, bo w centrum to one są w zasięgu wzroku, tak często jeżdżą. 
   Po zakupach w stonie,  al. J|erozolimskie 56 C, przy dw. Wa-wa Śródmieście WKD, postanowiliśmy powrócić do auta, tym bardziej, że 254 chciał łykać. Jeszcze przed autem odbiłem na CPN do WC (scree powyżej), a on się mnie pyta, czy może sam zacząć już łykać. Powiedziałem - spoko, tylko może nie machnij połowy flachy sam. Jak przylazłem to już 1/6 spożył. Nwm, czemu takie tempo. Dołączyłem do niego i jakoś leciało. Parking na wieczór opustoszał. Jak go już porobiło, to mówi do mnie, że nie chce, bym robił to co w polu było. Powtórzył to z dwa razy. Po każdym mówiłem ok, ale po drugim zapytałem się - Ty się mnie czy siebie boisz? Odp. nie było. 
   Wcześnniej zrobiłiśmy łóżko, by się z tym nie ciapać po porobieniu, wiync jak go już odcinało, to wyglebił. Ja jeszcze coś zeżarłem i też wyglebiłem. Ponieważ jestem słowny, to postanowiłem niewiele robić. Zasnąłem. Przebudził mnie 254 o którejś tam w nocy. Tak się przewrócił, że był na mojej połowie i praktycznie wlazł na mnie. Zdziwiło mnie to, ale też nie wiedziałem co robić. Odepchnąć go, czy olać to i korzystać z jego bliskości. Oczywiście włączył się tu dział p.s. i wygrała opcja nr. 2. Wobec tego trochę go pogłaskałem, też po twarzy. W zasadzie czułem na swojej twarzy jego oddech, tak blisko był. Po chwili głaskania go po twarzy, plecach, nodze, odwróciłem się, a jak się odwracałem tyłem do niego, to on się też odwrócił i trochę przeniósł w stronę swojej połowy. Zasnąłem. Po jakimś czasie, znowu czuję jego prawie na sobie. Na placu ciemno więc jeszcze noc. Nwm, ile przespałem, ale łon zaś był zaraz obok mnie, w zasadzie to rękę położył na mnie nogę prawą też. Zarząd nie wiedział co z tym zrobić, ale dział p.s. już tak. Dział p.s. - skoro tu sam przylazł, a poprzednimi nocami pamiętał kaj jego połowa, to co się przejmujecie tam na górze. Korzystajcie. To zarząd dał znowu sygnał zezwalający, ale S13 jak poprzednio, pamietając o obietnicy. Znowu jakieś 10, 15 min głaskania. Łon się w ogóle nie przebudził, albo nie chciał przebudzić. Schemat podobny do tego poprzedniego, jeszcze tylko kołdrę dałem tak, że jedna moja przykrywała nas obu, skoro on się doklejał. Miałem go w zasadzie obok siebie. Zaś jakieś 10, 15 min i postanowiłem zasnąć, bo przeca rano będę niedojebany, a łon wyspany. Odwróciłem się, zasnąłem. Ileś czasu minęło, przebudziło mnie znowu jego zbliżanie się do mnie. Otwarłem oczy, tym razem świtało, więc już bliżej, jak dalej rana, po tym lekko się odwróciłem kaj łon je. Znowu był praktycznie przyklejony do mnie. Ponieważ to już 3-ci raz, to w/g schematu poleciało, ale zastanawiałem się nad pytaniem, które mu zadałem, a na które nie otrzymałem odp. To w końcu kogo on się bał? Moich działań, czy swoich działań, skoro na "spaniu" takie rzeczy się dzieją. Tym razem oprócz samych doznań dotykowych, które były wcześniej, bo światła mało wpływało do wozu, mogłem jeszcze przeżywać doznania wzrokowe. Bliskość w jakiej był, to wręcz promieniowanie ciepła jego ciała odbierane przez moje, było cudowne. W zasadzie mógłbym go, lekko wychylając głowę, pocałować, był w takiej odległości. Tym razem zarząd zastanawiał się, na ile mózg może stracić orientacje przestrzenną w nocy śpiąc w tym samym msc. od kilku dni. Przeca to 4 ta noc w tym samym msc. więc mózg zapamiętuje przestrzeń wokół siebie i w nocy też w zasadzie to działa, bo nigdy nie znalazłem się na jego połowie. Jakim cudem łon 3x praktycznie przykleił się do mnie. Serio po iluś kielonach stracił orientację przestrzenną? Czy pamiętał, a to jego dział p.s. zaczął działać samodzielnie, bez kontroli zarządu. No nic, znowu w/g wcześniejszego schematu nacieszyłem się jego bliskością, ale zaś musiałem przerwać, bo przeczuwałem, że rano może być cieżko, wszak to już 3-cie przebudzenie. 
   Do rana kolejne już nie nastąpiło, wiec chyba zachowywał się w nocy spokojnie. 
   Na tym muszę kończyć, bo wnet 254 wejdzie na st. mac., a jutro wyjazd ponownie do Wawki więc przygotowania, to następna notka najwcześniej w pn., jak nie wtorek, bo nwm, kiedy bydziemy wracać. 
   Druga część tekstu totalnie bez korekty (ta pod zdj.) więc może nie spuszczajcie się nad stylistyką, gramatyką, ortografią. Myślę, że jest na tyle napisane, by wyłapać treść przekazu. 
   Narka.