sobota, 9 sierpnia 2025

Sobota #2175

 Poniedziałek rano w wawce zacząłem się przebudzać stopniowo za sprawą słońca, które operowało i nagrzewało wnętrze auta. W ramach przebudzeń za każdym razem trochę więcej otwierałem okna w aucie aby obniżyć temperaturę. Ostatecznie około 08:30 wyszedłem z auta i zacząłem śniadanie. Dzień wcześniej w WC stacyjnym zrobiłem herbatę, więc picie już było, pozostało tylko zrobić resztę do jedzenia. Rozłożyłem z tyłu auta, stolik 2 krzesła i zabrałem się za robienie jedzenia. Ze mną wstał 374, ale poszedł jeszcze skrótem, który mu wskazałem, do pobliskiej strony na zakupy. Po powrocie dołączył do śniadania przy stoliczku. Kupił sobie w stonie m.in. frankfuterki. Rozłożył maszynkę, do rondla nalał trochę wody i zagotował frankfuterki. Wodę z rondla chlustnął do pobliskiej trawy i nawet nie wypłukał tego rondla. Kolejną partię wody, tym razem na kawę, wlał do niego. Byłem w szoku widząc, że na wodzie unoszą się jeszcze oczka tłuszczu z wcześniej zagotowanych frankfuterków. Od jakiegoś już czasu uważam, że przysłowie - chłop wyjdzie ze wsi, ale wieś z chłopa nie, idealnie pasuje do 374. Po chwili woda na kawę się zagotowała i tą wodą z tymi oczkami tłuszczu z frankfurterków zalał w filiżance kawę. Z jednej strony byłem w szoku, ale z drugiej znając już długo 374 jakoś mnie to nie zdziwiło. 374 zeżarł szybko i po czym jak zeżarł na tym krześle plastikowym, na którym siedział przy stoliczku, przy którym jeszcze jadłem, zaczął płukać swoje nogi. Woda trochę pryskała na stolik. Ja po raz kolejny byłem w szoku, że jego mózg tak działa, iż nie trybi, że nie powinno się tego robić w jakimś oddaleniu od innej osoby, która akurat je.
  W trakcie śniadania 374 już wstępnie stękał, że chciałby być dziś w domu na dwudziestą bowiem jutro, czyli we wtorek, ma jechać gdzieś tam na wieś do siebie po siostrzenicę. Pamiętam, że jeszcze mieliśmy do Sielpi podjechać nad jezioro, gdzie wstępnie zaplanowaliśmy godzinę nad tym jeziorem. Jak zacząłem to wszystko przeliczać, te ujadania 374 odnośnie wyjazdu prędkości jazdy, to że właściwie na warszawkę zostały nam jedynie 2 godziny, to po śniadaniu zdecydowałem się niestety wyjechać. Tak też się stało spakowaliśmy łóżko rzeczy i około jedenastej ruszyliśmy w drogę. Mając nadwyżkę czasu nie śpieszyłem się. Podobnie jak w tą stronę. prędkość była około 70-80 km/h. Szybciej jechałem na odcinku do Grójca gdzie drogi wielopasmowe i nieustająca gonitwa na tych pasach. W Grójcu zjechaliśmy na Nowe Miasto nad Pilicą. Prędkość ograniczyłem, a po iluś kilometrach na tej drodze ruch bardzo zmalał. W Sielpi Wielkiej parkowaliśmy na jakim parkingu przy lasku po drugiej stronie jeziora. Ponieważ ford jest niski, to uważnie parkowałem, a w pewnym momencie 374 powiedział że on w sumie lepiej by zaparkował ode mnie. Nadto tak mnie pokierował, mówiąc, że to już, a jak wyszedłem z auta to stwierdziłem, że nie może tak stać, bo za bardzo jest wysunięty do przodu, że musiałem przeparkować.  Zapalłem ponownie auto i cofnąłem o  jakieś 1,5 m. Ponieważ gderał o tym parkowaniu, to nie wytrzymałem i powiedziałem mu, że on oddał tira innemu kierowcy, żeby podjechał mu pod rampę kajś tam, bo nie umiał tam wjechać, więc niech zostawi mi parkowanie we własnych rękach.
    Temperatura w tym dniu nie była rewelacyjna, jakieś 22 °. Momentami słonecznie, to też chodziłem bez koszulki przy jeziorku, wtedy kiedy świeciło słońce. 374 ani razu nie zdjął koszulki, bo jak później się przyznał ma brzuch i wstydzi się chodzić bez koszulki na plażach, bowiem laski nie lubią facetów z brzuchami. Od razu pomyślałem, po co się doprowadził do takiego stanu. Tym razem w Sielpi przeszliśmy większą plażą niż poprzednia po drugiej stronie, gdzie jest więcej atrakcji i punktów gastronomicznych (wysysalni kasy). Chodząc po plaży i przy okazji brzucha od 374 mówiliśmy też o bieżącym wyglądzie społeczeństwa. W wodzie stała grupka mięśniaków takich ok. 22 lata i od razu powiedziałem 374, że to muszą być jacyś sportowcy, bo normalnie samce tak nie wyglądają, co pokazywałem 374, wskazując na innych samców bytujących na plaży. Mięśniaków było 5 i wśród nich jedna samica również ładna jak te mięśniaki, to też na samice patrzał 374, a ja na samców. Spędziliśmy koło nich ok. 10 minut, bo oboje mieliśmy ładne widoki na horyzoncie, a jak oni wyszli z wody również poszliśmy dalej wzdłuż brzegu, zobaczyć co oferuje ośrodek wypoczynkowy Sielpi. Samce, choć patrzałem na nich dość długo, nie wiem jaki sport mogli uprawiać. Wszyscy byli b. dobrze umięśnieni, ale byli zarówno wysocy jak i niscy. Nadto wiekowo też był pewien rozrzut. Najmłodszy mógł mieć 19-cie, najstarszy ok. 25-ciu. Jest jeszcze opcja, ze dobrali się i chodzą zbiorczo na siłownię, przeto tak dobrze wyglądają, ale to były jedyne mięśniaki, jakich widziałem nad jeziorkiem. Co mnie do dziś zastanawia, to chyba jednak chodzą na siłownię. Sporty, w zależności, od tego co się uprawia, budują jakieś partie mięśni. Oni byli b. symetrycznie zbudowani. Zarówno mieli piękne nogi, jak i od pasa w górę. Czyli płaskie brzuchy, klata z mięśniami na piersiach, odpowiednimi rękami, bicepsami, przedramieniami. Nie było się do czego doczepić. Serio, byli taką wisienkąna torcie, czyli jedynymi ładnymi mięśniakami nad jeziorem, mimo setki, jak nie wiyncyj gadów bytujących nad wodą. Każdego z nich bym brał od strzału, bez wybrzydzania. Do tego jeszcze byli ładnie opaleni, no czegoż wiyncyj chcieć... Wiem, wiem, po czasie pojawia sie ten mózg, czyli co oni jeszcze mają w gowie. 
   Przy okazji Sielpi Wlk. i tego co czasami mówię/piszę przerostu formy nad treścią, to możecie sobie sprawdzić na internecie wieś Sielpia Wielka liczy sobie około 150 mieszkańców. I teraz dla 150 mieszkańców wybudowano na potężnym moście ścieżkę rowerową. Stosowne znaki przed są, że jest tam dopuszczony ruch tylko rowerowy.

Jest to idealny przykład dla mnie przerostu formy nad treścią i wydania przysłowiowe 5 zł na coś takiego. To powinno być w znacznie mniejszej formie. Oczywiście ja rozumiem, że im ten miś jest droższy, tym nasze 20% jest większe i to jest chyba jedno z głównych uzasadnień powstania tego mostu dla ścieżki rowerowej we wsi liczącej 150 mieszkańców. Nawet 825, jak mu to pokazałem, stw. że faktycznie polecieli z tą inwestycja. 
  
 W trakcie jazdy 374 kilka razy chciał by go wpuścić za kierownicę, jednak zrezygnowałem z tego bo stwierdziłem, po co jeszcze bardziej mam się wqrwiać. Już i tak wystarczająco podniósł mi ciśnienie swoim zachowaniem w wawce więc kolejnych bodźców negatywnych już nie potrzebowałem. Nie śpiesząc się na miejsce dojechaliśmy około 18:30. A na stacji macierzystej, byłem 15 minut później.

  Z rzeczy bardzo prozaicznych to spaliłem sobie końcówki palców obu rąk. Otóż rozmawiałem z innym kier. z\ busa przez tel. Na maszynce el. miałem patelnię [(ciężką (to jest istotne do dalszego wywodu)]. Obok tel. w ładowarce, z którego wychodził kabel i jedną słuchawkę z mikro w uchu. Nwm. jak to się stało, nie sprawdziłem, a wydawało mi się, że maszynka pod patelnią nie je włączona. Ponieważ patelnia ciężka, to mózg przeliczył użycie siły i dość mocno miałem chwycić maszynkę. Tak się stało, tylko że ona od jakiegoś czasu była włączona. Chwyciłem za bagnet (element grzewczy) z siłą odpowiednią do przesunięcia jej i patelni i w ciągu sekundy receptory na palcach zareagowały tak, jakbym dotknął czegoś pod prądem. Po tej sek. w którym mózg - skoro prąd to się odrywamy, to się oderwałem. W kolejnej sek. wyłaczyłem tel. z ładowarki i maszynkę z gniazdka. Rozmawiając dalej, jakby się nic nie stało (tzn. on nawet nie wiedział co się dzieje z drugiej strony), przeszedłem do zlewu, w którym na szczęście była zimna woda. W min. zanurzyłem ręce. Następnie, by jeszcze obniżyć temp. postanowiłem łapy włożyć do mrożonych warzyw na patelnie, które właśnie miały wylądować na tej patelni. Ulga była spora, jednocześnie dalsze godziny pokazały, że te działania wdrożone natychmiastowo, przyniosły skutek, że w zasadzie utworzyły się małe bąble, ale nadal palce były zdatne do użytku i na drugi dzień, kiedy piszę notkę na klawie, również. Bąble na opuszkach są, ale na szczęście niewielki i szczególnie nie blokują działań. 
  Kilka godz. później jeszcze zarysowałem palec lewej ręki w garażu, po czym stwierdziłem, że chyba dam sobie spokój z działaniami w tym dniu, bo jeszcze się bardziej zmasakruję. 
   
   Korekta jak zwykle słaba, ale... stały brak czasu. No trudno, przeżyjecie. 
   Narka.

1 komentarz:

  1. Rozumiem, że kuchenka z płytą indukcyjną. Ale czemu oparzenia na obu dłoniach? Obiema rękami chwyciłeś za rączkę?

    OdpowiedzUsuń