wtorek, 21 marca 2023

Wtorek #1976

    Pisałem ostatnio, że (niestety) siedzę na felku. Tak, mam cały czas nadzieję (wiem, nadzieja matką głupich) na jakieś realne spotkanie, do tego korzystam jeszcze, że jest zima, bo jak się zrobi cieplej, to zajęcia czekają. Idzie standardowo. Czyli pisanina prze kilka dni, może tydzień, po czym kontakt się nagle urywa. Jakieś takie czasy nastały, że ludzie znikają bez nawet zdania wyjaśnienia. Nawet zdania nie napiszą lub zwykłego nara. Angielskie wyjście powszechne. Owszem z kilkoma osobami udało się utrzymać korespondencje dłużej, ale są z PL, nie stąd. Po za tym odległość, moje godz. pracy, ich godz. pracy i czynników jest więcej, które uniemożliwiają spotkanie realne. Ale też korespondencja  zniektórymi dotarła, jak poc. na szlaku, przed stację i wyhamowała na czerwonym świetle. Teraz, czy da się to jeszcze jakoś ratować, czy wpuścić to na boczny tor, w krzaki, by zgniło i rozpadło się tam, jak nieużywane wagony. To jest tak, że w pewnym momencie trzeba przejść do następnego etapu. Pierwszy etap zakończony i więcej tu się nie zrobi. 

   Jeżdżę do pracy i standardowo w galerii przed kursem lecę jeszcze do wucetu. Musze zjechać schodami ruchomymi i, niestety, jadę takimi mocno obleganymi. Czasem sie przeciskam między ludźmi, bo ja jak zwykle na ostatnią chwilę, to krzywo na mnie patrzą. Z drugiej strony se myślę - no co, odjęło im funkcję chodzenia? Jeszcze trochę i będzie jak na bajce Walle E, gdzie ludzie wyglądali jak morświny przemieszczając się w lewitujących fotelach kompletnie nie potrzebując się ruszać. Już teraz widzę w autobusach, że młodzież poluje na msc. siedzące. Stanie ich chyba męczy. Tak samo na przystankach. Jak jest wiata to zupełnie inaczej jak kiedyś, przeważnie siedzą tam ludzie młodzi, nie starzy. 
   
   Media chyba z powodu nie wkurwiania ludzi, przestały już mówić o napływających Ukraińcach. Odnoszę wrażenie, że jest ich co raz więcej. W zasadzie jest już niemożliwe, by jechać autobusem (jako pasażer) i by ich nie było w środku. W swoim wozie też ich często wiozę, a najczęściej właśnie oni kupują bilety u mnie. 
   Zresztą kiedyś jeździłem autobusem liniowym do Niemiec. W zasadzie od nas z Górnego Śl. w pt. co 20 min jechał jakiś za zachodnią granicę. Teraz po dwu dekadach odwróciło się. Autobusy od nich z podobną częstotliwością kursują do nas. Czasem lepsze, ale przeważnie wysłużone już wozy. Historia zatoczyła koło, tylko zmieniła kierunek. 

  Po 10-ym był 972 z rodziną tradycyjnie opłacić rachunki. Wow, w tym m-cu pozostało mu na koncie 630 zyla, ale to dlatego, że rachunek za tel. 301 mniejszy, bo ten w kraju siedzi i, jak poprzednio, nic nie robi. Tzn. nie pracuje. Za to 303 zaczął chodzić do pracy. Praca jak 826, czyli przynieś, wynieś, pozamiataj. Wiem, takie osoby na budowie też są potrzebne. Robi przy elewacjach, ale obecnie ma postój, bo śniegiem sypło, później deszczem walneło i jakoś robi, nie robi, robi, nie robi... Jedynie 302 się utrzymuje na śmieciach, ale tyle tam płacą, że trudno, aby nie. Pewnie się chwali braciom lub im przypomina, że to on najwięcej z nich zarabia. 
  Ale zastanawiałem się po ich wizycie nad uczuciem miłości. Czy u 303 to występuje, czy on umie kochać? Pamiętacie okoliczności wyjazdu do Po-nia. Dokładnie, bo dzwonił, mieszka w Stęszewie. Pojechał praktycznie w ciemno, do laski, którą znał tak trochę? Muszę go podpytać skąd ją zna i ile.
Piszę o tym i przypomniało mi się, że w lutym chciałem zrobić podobnie z tym z Bielska. Czyli można sie zakochać na podstawie zdjęć i opisu do nich. 

   Temp. na placu się trochę zwiększyły, na st. mac. też, przeto zabieram się za sprzątanie. Tzn. głównie muszę podejmować (trudne dla mojego mózgu) decyzje wywaleniowe rzeczy mało przydatnych. Patrzę na coś, a dział centralnego magazynu w mózgu od razu sie uruchamia i kombinuje zastosowanie dla tego, co akurat mogło by być wywalone. No dramat. Znowu zarząd musi sie uruchamiać, by powstrzymać mag. centralny od blokowania decyzji. Przy każdym takim procesie decyzyjnym w jakimś stopniu rozumiem zbieraczy różnych rzeczy. Podobnie jak z alkoholem, jest tu cienka czerwona linia, którą łatwo jest przekroczyć, natomiast cofnąć się jest już trudno. 
  Przecież przy ilu sprawach musimy się ciągle blokować. Nieustająco mieć włączone hamulce. Alko - hamulce, używki - hamulce, zakupy - hamulce, ruchanie - hamulce, żarcie - hamulce, słodycze - hamulce i tak by można jeszcze wymieniać. To też jak komuś przy okazji czegoś strzelą te hamulce no to się leci. 

    Dojeżdżam do pracy autobusami. Pierwszą linię obsługuje prywaciarz i jeżdżą tam jacyś z płd. Europy. Dostali nowe wozy i jeżdżą nimi jak na GTA. W piątek jadę i taka babcia pyta się mnie:
- on cały czas tak szarpie?
- taki ma styl jazdy.
   Obcokrajowców za kierownicami jest co raz wiyncyj. Rozlewają się na rynku pracy. I dobrze i niedobrze. Niedobrze bo zaniżają stawki. Wiadomo, do póki jest dopływ siły roboczej, to stawek się nie dźwiga, bo po co?
  
    Głupota zalewa nas dużą falą. Z racji pracy słucham różnych stacji radiowych. Niestety tych komercyjnych, bo tam więcej grają. Mimo więcej grania i tak jakieś tam wiadomości (w/g nich) się pojawiają. Wczoraj słyszę o promocji w Katowicach kranówki. I (uwaga!), w ramach tego, by jej sie napić w niektórych budynkach publicznych, jak urzędy, szkoły zostaną ustawione specjalne urządzenia, by się jej napić. Że co qrwa?! Mnie się zawsze wydawało, że kranówkę się pije z kranu bezpośrednio podstawiając ryj pod strumień wody (tak w szkołach się kiedyś robiło) ewentualnie ze szklanki lub kubka, ale specjalne urządzenia?

   Miał sie tu pojawić akapit o wypadku który spowodowałem na drodze, ale (jak na kolei) wybiłem go ze składu i odstawiłem na tor boczny, bowiem zdjęcia do niego nie są na komputerze i nie można tego razem zestawić. Jak to kiedyś nastąpi to wagon wstawię do składu i wypchnę ze stacji. 

   Już na koniec. Z innych spraw. Mam być u dziecka świadkiem na ślubie i zdeklarowałem sie grać na imprezie. Impreza w lipcu więc czasu na przygotowanie wydaje się sporo, ale będę musiał się sprężać. 
   Tyle, narka.
   Zdjecia.
Fajnie jest dobrze wyglądać, ale akurat u niego jest to wynikiem (chyba tak, bo to nie znam) sporej ilości ćwiczeń fizycznych.
Mimo tego, taki widok dziś to co raz większa rzadkość. 
  (korekta taka średnia, to błędy możliwe w tekście)
   Narka.

1 komentarz:

  1. Rozumiem brak chęci do wyrzucania, czegoś, co się może przydać. Nie rozumiem za to pędu do wyrzucania dobrych rzeczy. Pękła nam kiedyś dolna część szklanej żaroodpornej brytfanki. Wracam z pracy - matka opowiada o wypadku i że już posprzątała, wyrzuciła wszystko na śmietnik.
    - Całą górę też? - pytam zdziwiony - Przecież mogła spokojnie służyć za półmisek. Taki głęboki zawsze by się przydał przy smażeniu ryb.
    - Masz rację - matka na to. - Nie pomyślałam.

    OdpowiedzUsuń