sobota, 11 marca 2023

Sobota #1975

    Pisałem ostatnio, że (niestety) siedzę na felku. Tak, mam cały czas nadzieję (wiem, nadzieja matką głupich) na jakieś realne spotkanie, do tego korzystam jeszcze, że jest zima, bo jak się zrobi cieplej, to zajęcia czekają. Idzie standardowo. Czyli pisanina prze kilka dni, może tydzień, po czym kontakt się nagle urywa. Jakieś takie czasy nastały, że ludzie znikają bez nawet zdania wyjaśnienia. Nie napiszą nawet zwykłego nara. Angielskie wyjście powszechne. Owszem z kilkoma osobami udało się utrzymać korespondencje dłużej, ale są z PL, nie stąd.
   Po za tym odległość, moje godz. pracy, ich godz. pracy i czynników jest więcej, które uniemożliwiają spotkanie realne. Ale też korespondencja z nimi dotarła, jak poc. na szlaku, przed stację i wyhamowała na czerwonym świetle. Teraz, czy da się to jeszcze jakoś ratować, czy wpuścić to na boczny tor, w krzaki, by zgniło i rozpadło się tam, jak nieużywane wagony. To jest tak, że w pewnym momencie trzeba przejść do następnego etapu. Pierwszy etap zakończony i więcej tu się nie zrobi. 

   Jeżdżę do pracy i standardowo w galerii przed kursem lecę jeszcze do wucetu. Musze zjechać schodami ruchomymi i, niestety, jadę takimi mocno obleganymi. Czasem sie przeciskam między ludźmi, bo ja jak zwykle na ostatnią chwilę, to krzywo na mnie patrzą. Z drugiej strony se myślę - no co, odjęło im funkcję chodzenia? Jeszcze trochę i będzie jak w bajce Walle E, gdzie ludzie wyglądali jak morświny przemieszczając się w lewitujących fotelach i kompletnie nie potrzebując się ruszać. Już teraz widzę w autobusach, że młodzież poluje na msc. siedzące. Stanie ich chyba męczy. Tak samo na przystankach. Jak jest wiata to zupełnie inaczej jak kiedyś, przeważnie siedzą tam ludzie młodzi, nie starzy. 
   
   Media chyba z powodu nie wkurwiania ludzi, przestały już mówić o napływających Ukraińcach. Odnoszę wrażenie, że jest ich co raz więcej. W zasadzie jest już niemożliwe, by jechać autobusem (jako pasażer) i by ich nie było w środku. W swoim wozie też ich często wiozę, a najczęściej właśnie oni kupują bilety u mnie. 
   Zresztą kiedyś jeździłem autobusem liniowym do Niemiec. W zasadzie od nas z Górnego Śl. w pt. co 20 min jechał jakiś za zachodnią granicę. Teraz po dwu dekadach odwróciło się. Autobusy od nich z podobną częstotliwością kursują do nas. Czasem lepsze, ale przeważnie wysłużone już wozy. Historia zatoczyła koło, tylko zmieniła kierunek. 

  Wczoraj był 972 z rodziną tradycyjnie opłacić rachunki. Wow, w tym m-cu pozostało mu na koncie 630 zyla, ale to dlatego, że rachunek za tel. 301 mniejszy, bo ten w kraju siedzi i, jak poprzednio, nic nie robi. Tzn. nie pracuje. Za to 303 zaczął chodzić do pracy. Praca jak 826, czyli przynieś, wynieś, pozamiataj. Wiem, takie osoby na budowie też są potrzebne. Robi przy elewacjach, ale obecnie ma postój, bo śniegiem sypło. Jedynie 302 się utrzymuje na śmieciach, ale tyle tam płacą, że trudno, aby nie. Pewnie się chwali braciom lub im przypomina, że to on najwięcej z nich zarabia. 
  Ale zastanawiałem się po ich wizycie nad uczuciem miłości. Czy u 303 to występuje, czy on umie kochać? Pamiętacie okoliczności wyjazdu do Po-nia. Pojechał praktycznie w ciemno, do laski, którą znał ze zdjęć.
Piszę o tym i przypomniało mi się, że w lutym chciałem zrobić podobnie z tym z Bielska. Czyli można sie zakochać na podstawie zdjęć i opisu do nich. 
   Był z nimi 304. To kolejny stracony osobnik. Dzieci potrzebują gadać, komunikować się. Chcą być słuchane przeto on tu dość sporo do mnie mówił. Jakoś tak bardziej wyraźnie jak ostatnio, aż w szoku byłem. Za to matka co jakiś czas go uciszała. Myślałem w tych chwilach, że w domu to ma przewalone. Nie ma do kogo mówić, bo oni go nie słuchają. Za to jak tu byli, to oczywiście komórki w rękach i oboje po jakimś czasie z nich korzystali. Robiło wrażenie jakby byli już w części uzależnieni. 304 też komórka, nawet lepsza, nowsza od mojej. Serio dziecku 12 letniemu jest takie coś potrzebne? Z drugiej strony jak on widzi, że brat se kupił komórke za 8k...
   Tyle, bo czas do pracy za chwilę (nadgodziny). 
   Zdjęcia.
Zamontowana przeze mnie rozdzielnica trzech faz do ogrzewania nastawni na kopalni i widoczne dalej grzałki kopalniane zdemontowane z dmuchawy przemysłowej.

Prowizorki jak widać, ale działały przez zimę. 
A to grzejniki obok naprężalni, ta po lewej stronie, gdzie wchodzi kabel do następnego grzejnika. Na jednym suszą się rękawice, widać jakieś prace gdy było mokro na placu.
  Okablowanie jakie widać tutaj, było praktycznie na całej nastawni. Gniazdek oryginalnych było mało, a zresztą nie chciałem korzystać z tej instalacji, bo nie byłem za nią pewny. 
  Narka.

2 komentarze:

  1. Ogrzewanie - zgroza. Nie bałeś się pożaru?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pożaru, przeca to wszystko było odizolowane od innych materiałów. Po za tym zdecydowana większość włączałem jak byłem na msc.
      W grzejnikach ele. jest tak, że jak się coś tam przepali to nie działa, a nie że powoduje pożar. Co innego spięcia instalacji ele., ale to było po za mną, bo rozszycie następowało na nastawni, a za to bylem pewien, wszak sam to robiłem.

      Usuń