Pierwszy dzień new pracy. Oczywiście w nocy spałem trochę ponad 4h. To takie min. by normalnie funkcjonować. Mało, bo wiadomo, siadam na jeszcze większy wóz, więc wyzwanie, do tego jeżdżenie po terenach nieznanych, czasem wąskich, nadto początek w ciemności (wczesne godz. ranne) a tu takie duże coś.
W związku z wcześniejszym przebudzeniem pojechałem też do f-my wcześniej o 40 min, choć z drugim kierowcą przewodnikiem umówiłem się na 05:30. Wstępne rozpakowanie się w aucie, sprawdzenie na tyle na ile się dało, bo ciemno, ale miałem latarkę z plecaka z busa. Ok. 05:20 przyszedł kierowca. Młody ok. 23 lat, niższy ode mnie, sportowiec (jak się później okazało) piłkarz. Spodnie u niego to b. opięty dres, góra jak góra, jakaś bluza bo zimno już na placu. Wyperfumowany. Wstępne przywitanie i zaczęliśmy rozmowę. Po wyjeździe już pierwsze wyzwanie, bo wąski na styk pas ruchu w drodze, drugiego nie ma, bo remont, brak oświetlenia bo remont, dalej jeszcze wężej, droga zastępcza usypana szutrem. Przechodzę na styk. W zasadzie dalej jest już ok. po ok. 2 km już się dobrze czułem, dział transportowy nie zgłaszał żadnych obiekcji. My to w ogóle mamy ten dział transportowy przejebany. Pamiętam doskonale, choć to było prawie 3 lata temu, jak przeleciałem przegubem, w pierwszy dzień pracy na autobusie, między osobówkami, które się stłukły w kato. Chyba to gdzieś na blogu napisałem.
Później już niewiele nadzwyczajnego się działo. Myślę jeszcze jakieś dwa dni i opanuję gabaryty, a szczególnie cofanie, bo wiadomo, przegubem się inaczej cofa, tym też.
Praca wymaga sprawności fizycznej. Przewozi się głównie puste palety. Towar wdzięczny, bo nie trzeba zabezpieczać, do tego mało wartościowy, jedynie trza na wozie paleciakiem samemu ustawiać, a następnie w zależności od pkt, albo przywozić na kraj naczepy, albo otworzyć bok i u nas ściągają od razu po dwa rzędy długimi widłami. W pn. mam same rozładunki u nas, więc szybko.
No i znowu wyszedł u nas Bruce Wilis. Podjeżdżamy na pierwszy pkt. do Sosnowca, a młody mówi, Ty to masz szczęście, nikogo tu nie ma, normalnie to tu je kolejka 3, 4 aut. Podobnie już na koniec u nas. Wjechaliśmy na bazę a młody, tu też nikogo nie ma, co jest raczej nienormalne. Ok, ale wiemy tak ciągle nie bydzie i będę musiał swoje odstać czasami, jak nie większościowo, zresztą sie zobaczy.
O plusach minusach nie ma co na razie pisać. Przy poprzednich pracach też pisałem, że trza pół roku, by obiektywnie móc ocenić jak jest. Na początku zawsze jest fajnie, bo wszystko nowe, trza się wdrożyć itp. Później już wchodzi rutyna i obiektywne spojrzenie na to co się robi.
Korekta jak zwykle...
Narka.
Ponieważ tych SKAM-ów wyprodukowali ileś to na kolejne porównanie poleciała wersja niemiecka. Pierwsze co mnie uderzyło, to średniość wyglądu głównych bohaterów. O ile w poprzednich produkcjach w castingach raczej wybierano ładnych aktorów, to tu (hmmm...) w zasadzie nie natknąłem się w serialu na jakiegoś ładnego, takiego który robił by wow.
Jedno mamy za sobą. Skoro w castingu wybrali głównego bohatera średniego, to ok., ale czemu z niego zrobiono osobnika, który zachowuje się, jakby za chwilę miał wyzionąć ducha. W czwartym odcinku, po badnięciu już 3-ch, dalej patrząc na niego, miałem jakby ochotę też wyzionąć ducha. Tyle dobrze, że scenariusz zakładał, że jak zobaczy Davida (w wer. Niem.), to się rozweseli i to się działo, ale reszta jego funkcjonowania to jakaś padaka. To ja mam wiyncyj energii życiowej jak dali im w scenariuszu, kiedy mają 17 lat. Nosz qrwa. Nie dało się już chyba bardziej tego spierdolić.
Niestety, podobnie jak we wersji Belgijskiej, serial wyjałowiono z treści. Odc 6-ty, to w zasadzie reklama kurzenia, bo on w nim ciągle pali (w bardzo dużej ilości ujęć).
Nie rozumiem sceny, kiedy główny bohater, to jest w podstawowym scenariuszu, idzie porozmawiać z branżowcem, który mieszka razem w wynajmowanym mieszkaniu, o swoich doznaniach odkrytych dopiero co z Davidem i idą o tym gadać do (uwaga) kościoła. Ta scena miała pokazać, że teraz kościół jest friendly gejom, czy coś innego? W żadnej innej wersji to się w kościele nie odbyło, w podstawowej, norweskiej, też.
Imprezka piątkowa. Krata piwa i jeszcze oprócz tego mieli flachę. Ok., ale jebany reżyser mógł przynajmniej im powiedzieć, by improwizowali, że tyle łykli. Co to są, do chuja, alkoholicy w wieku 17 lat, którzy łykną 4, jak nie 5 browców, zaleją to czystą i im nic nie ma. To już 254 czasami padał po 4-ch, a co dopiero po 5-ciu. No i ta woda w butelkach. Soczku mogli dodać, by się zabarwiła, albo ujęcia robić z daleka. Dramat.
Prawie na koniec najlepsze. I od razu napiszę, jak przy wcześniejszych takich razach, że nie, nie oczekuję tu żadnego porniola. Sceny seksu w filmie (uwaga) do ostatniego odcinka nie występują. Oni ani razu nie byli rozebrani. Uczucia między nimi nie potrafił reżyser pokazać, wypadło to jeszcze gorzej jak w Belgijskiej wersji. Nadto przy okazji seksu, zmienili podstawowy scenariusz, a następnie nie umieli z tego wybrnąć z twarzą. To po uj to zmieniali?
Nie obyło się też na koniec bez dramy.
Natomiast jakoś sobie dali radę z prawami autorskimi odnośnie muzyki, bo na imprezach leciały nawet znane kawałki. I... na sam koniec końca, czyli na napisach końcowych, aktorzy tańczyli w pojedynczych ujęciach, do znanego utworu i (uwaga, uwaga!), tam dla mnie wypadli najlepiej.
Zdjęcie.
Długo się zastanawiałem jakie zdj. wstawić. No to trochę zaległe z wyjazdu do krk z 254. Zdjęcie.
Korekta jak zwykle...
Narka.
To ja się tylko odniosę do tego kościoła. Może to był tylko pokościelny budynek? W Niemczech jest teraz problem z kościołami, bo parafie tak katolickie jak i protestanckie się wyludniają i nie potrzebują tylu świątyń, ile mają. I państwo to teraz przerabia czy na jakieś muzealne galerie, czy na domy kultury, czy nawet na budynki mieszkalne. Wiec może to był kościół, ale jakiś klub, miejsce spotkań?
OdpowiedzUsuńNie. To był kościół, kościół z wiernymi, choć nielicznymi w środku i całym "wystrojem" kościelnym wewnątrz. Inaczej, to był czynny kościół dla wiernych.
UsuńTak wiem, jak na zachodzie je z kościołami, jako budynkami, nawet u się kiedyś o tym pisałem, że w perspektywie i nas to czeka, bo wyludniamy się na potęgę (jako rodacy) i ateizujemy również.