Odbyła się wizyta 254 u psychologa. Część z tego co podejrzewałem, że się odbędzie odbyła się. Na razie nie udało nam się zniknąć, bowiem pierwsza wizyta, to połączona matki i 254. Na godz. gadania matka gadała ok. 45 min, a 254 15 min. O mnie wygadała matka, tzn. że 254 ma takiego kolegę i tu padło o mnie. Na szczęście nie było drążenia tematu, na tym spotkaniu, bowiem w przyszłym tyg. następna wizyta 254. Tym razem bydzie sam. Powiedziałem mu:
- teraz psycholożka załatwiła matkę, w przyszłym tyg. załatwi Cb.
Z matką tyle gadała, bo chciała wiedzieć o rodzinie. To też pytała się o członków rodziny, warunki bytowe itp.
Z części spraw udało się 254 na razie umknąć, ale to z części. Zastosował się do tego co mu mówiłem, ale na następne spotkanie ponownie trza go bydzie przygotować, bo będzie trochę trudniej. Godzina gadania do sporo, a w zasadzie godz. wyciagania info od 254, bo tak to się będzie odbywało. Na szczęście na pierwszym spotkaniu, jak mu zaproponowałem, z części wydarzeń mnie wykluczył tzn. "mnie tu w ogóle nie było". Teaz trza bydzie dogłębnie przeanalizować odbyte spotkanie, to chyba jutro, bowiem plan je, że 254 wejdzie na st. mac.
Słaba korekta, bo ciągle coś nie tak z czasem, z zajęciami.
Narka.
A i jeszcze jedna sprawa. Już któryś raz widziałem niedaleko wioski pięknego mięśniaka. Taki lokalny prawie skurwiel. Niestety to kolejny przykład straconego synka. Jego matka, z którą chodzi, od razu widać, że (bardzo łagodnie pisząc) niskich lotów. Co ciekawe, przeważnie tak jest, że rodzicie, kiedy mają już po 30-ce, czy więcej, to wyglądają już strasznie, a takie ładne dzieci robią.
Niestety miejsce urodzenia, generuje dalszy byt, bo nie wierzę, że do czegoś dojdzie w życiu, zresztą już na tym etapie, czyli tych końcowych nastu lat widać, że to już je stracony czas. Pewnie, jak to w standardzie je, pozna jakąś laskę, nim się jeszcze stoczy, zrobi larwę i wcale nie będą żyli długo i szczęśliwie, albo się stoczy nim jeszcze jakąś zaleje. \
No to drugi raz - narka.
Dziś będzie o snach Pierwszy to na parowozie. Akcja dzieje się w Gliwicah Łabędach. Szedłem od strony nastawni dysponującej, przy której był jakiś wypadek, tzn. pociąg wychodzący ze stacji najechał na inny przebiegajacy prze stację. chwilę popatrzałem i poszedłem dalej. Mój parowóz stał na torze nr 3, a ja miałem być pomocnikiem mechanika. Wszedłem na parowóz i gadałem z jakimś chłopem. Nwm, co to był za chłop, ale miast zająć się przygotowaniem parowozu do jazdy rozmowa trwała. Po jakimś czasie przyszedł mechanik, w postaci kobiety. Zdziwiłem się mocno. nie byłem nawet przebrany w ubranie robocze, bo cały czas o czymś (tego w śnienie było) gadałem z tym chłopem. Kobieta do mnie - no to ruszamy. Popatrzała na mnie a byłem ubrany w jasne jeansy, białą podkoszulkę na to żółta koszula rozpięta i jasna kurtka (idealny strój do pracy na parowozie). Chciałem się szybko przebrać, ale mechaniczka - nie ma na to już czasu. Chciała ruszyć, ale nie przygotowałem parozowu i powiedziała, no to po jeździe. Nie mamy ciśnienia. Kazała mi zrobić to ciśnienie, czyli rozpalić w kotle. Zajrzałem do środka, a tam tylko była kupka żaru zrobiona przez palacza, by w ogóle ogień się nie stracił i parowóz nie wygasł. Chciałem naładować z tendra węgla, ale nie było łopaty. Wszedłem na tender, a tam podłoga pod kątem ok. 45 st. a widząc to pomyślałem - musieli czyścić tender i wszystko usunęłi. były tylko pojedyncze kamyki węgla. Postanowiłem iść po łopatę i załatwić węgiel. Przeniosłem się do jakiegoś tendrzaka stojącego przy rampie, który był naprawiany. Mechanicy po staremu mieli na sobie płaszcze robocze takie niebiesko/granatowe, w jakich jeszcze w latach 80-ych chodziło się po zakładach pracy, Oprócz nich na parowozie byli uczniowie szkolący się do zawodu. Ponieważ dałem dupy na parowozie to w ogóle nie zajmowałem się uczniami, stąd nie wiem jak wyglądali. Ponieważ nie dali mi łopaty, ponoć nie mieli, bo ten w naprawie to nie potrzebował, to chciałem z niego wyjść na rampę. Przeszkodą był wał kardana, duży, który trza było sforsować, by dostać się na rampę akurat od strony parowozu na którym byłem. Wał był z oleju i brudny, a ja w jasnym stroju się nań położyłem bo był na wysokości mojej klaty. Uwaliłem się, ale pomyśałem i tak to ubranie pójdzie do wyjebania, no trudno. Położyłem się na wale, odbiłem od podłogi by się przez niego przekręcić się na drugą stronę, ale on ciągle wracał się w stronę parowozu i nie mogłem wydostać się z tego tendrzaka. W końcu poszedłem od dymnicy i tędy wydostałem sie.
Kolejne ujęcie. Byłem w jakimś innym miejscu i w końcu ktoś dal mi taką małą łopatkę od kułkastli z uchwytem okrągłym o śmiesznie wyglądało. Z tą łopatką postanowiłem wrócić na parowóz.
Kolejne ujęcie. Wracam już na parowóz w ręce mam tą łopatkę, a także woreczek w którym na dnie są kiełbaski, nad nimi kromki pokrojonego chleba. Stanąłem w wejściu do parowozu z tym, ale w śnie parowóz się zmienił. Był już dwupoziomowy. Na górnym budka mechanika, na dolnym palenisko. Stanąłem w wejściu i widzę łunę z dolnego pokładu, czyli w palenisku już rozpalone. Mnie długo nie było i jak stałem w wejściu to oni, było tam kilka osób przy tym palenisku, odwrócili głowy i patrzeli na mnie. W tem jeden mówi - nawet miał czas iść do sklepu po śniadanie. Jak na to, że to zdobyczne, dostałem, a nie byłem w sklepie, ale jak zacząłem mówić to oni mnie zagadali i już nie słyszeli mojego wytłumaczenia.
Ponieważ dałem dupy po całości, to siadając na fotelu (niestety w śnie sterowanie parowozu było jak w samochodzie po lewej, a nie po drugiej stronie) po prawej stronie pomyśałem - przynajmniej spełniłem swoje dziecinne pragnienie, choć raz przejadę się z prawej strony w budce mechanika, a później mogą mnie wyjebać z pracy. Jeszcze przed odejściem mechaniczka, kazała mi sprawdzić przód parowozu. Poszedłem do przodu i po jej stronie było pełno kwiatków, różnych roślinek, ktoś przechodził i powied\iał, że ona lubi ładny widok jak prowadzi parowóz przeto tam tyle roślinek jest przed jej okienkiem. Po prawej stronie już nie było roślinek i były tylko różne rzeczy poustawiane. Postanowiłem tam schować kajś śniadanie zdobyte, czyli te kiełbaski z chlebem, by sie nie zagotowały przy kotle. Z widokiem do przodu to musicie wiedzieć, że widoczność z budki parowozowej do przodu była bardzo ograniczone i w śnie właśnie to było ujęte. w środku wystawała z dolnego pomieszczenia góra kotła, która oddziałała widok mechaniczki od mojego, jak w prawdziwym parowozie. Usiłując schować śniadanie, parowóz był już w ruchu, bowiem poc. ruszył pod moją nieobecność w budce maszynisty, co gdzieś położyłem woreczek z kiełbaskami, to na nierównościach wysuwał się na pomost, z pod ukrycia. W kilka miejsc ów woreczek wsadzałem, ale za każdym razem na nierównościach toru, stykach, wysuwał się na środek przejścia.
Na tym sen się urwał, ale był bardzo długi jak na sen.
Na tym nie koniec. Drugi sen dot. już tramwaju, składu 2x 105Na, który stał w Bytomiu na pl. Sikorskiego. Miałem tam zmianę i obejmowałem wóz (nwm, co z tymi zmianami w tych snach). Tym razem było ciemno na placu, na ulicach świeciły się latarnie. byłem już na coś wqrwiony i chodziłem wokół wozu naładowany. Dziwne przebitki w śnie się pojawiały, że jakiś czy mój wóz stale wjeżdżał na Katowicką blokując sygnał odcinka jednotorowego. Cofając z powrotem do placu nie zwalniał odcinka, bowiem to zwolnienie było w drugim torze. W końcu ktoś wjechał na odcinek, ale zjechał na drugi tor by zwolnić zajętość. W tym czasie robiłem oględziny składu. poszedłem na na jego tył, a tam jedna postojówka mrugała. Lekko uderzyłem w oprawę., a ta cała luźna. Postanowiłem to przykręcić, więc udałem się z powrotem do kabiny. Wszedłem do niej po latarkę i śrubokręt. Kiedy na fotelu motorowego otwarłem torbę by sprawdzić latarki, jedna ledwo co świeciła, jeszcze bardziej się zdenerwowałem bo jej nie naładowałem, druga podobnie, to wóz w tym czasie ruszył. Pomyślałem, przykręcę na następnym przystanku. Siadłem na fotel i wjechałem na Katowicką. Niby miałem jechać jeden przystanek, ale ponieważ byłem zdenerwowany to postanowiłem się nie gonić. Teraz pojawiały się różne przebitki z sytuacji drogowych z torowiskiem tramwajowym. A to pojawiłem się na wąskim skrzyżowaniu, gdzie stale musiałem uważać i hamować, bo osobówki się cisły, a wóz jakby nie miał końcówki hamowania przeto ciągle praktycznie stałem na pedela hamulca. Zamiast tymi osobówkami poczekać, aż wyjadę, to oni na cm podjeżdżali pod wóz, ten był w łuku wiec pudło się wychylało od osi toru w stronę obrysów osobówek, przeto to hamowanie, a ponieważ nie było końcówki hamowania, to kosze puszczałem. Inna przebitka, kawałek jechałem po jakimś dawno nieużywanym torowisku z szyną rowkową, która była totalnie zamulona takim jasnym mułem, który nie tyle był naniesiony po jakimś deszczu, co zastany z powodu nie używania torowiska. Wjechałem na ten odcinek i znowu stałem na pedale hamulca, by zmniejszyć prędkość przed ewentualnym wykolejeniem. W końcu w lewym łuku, już na torowisku porośniętym trawą, dojechałem do (normalnie rozwidlenia, a to było zwidlenie) splotu torów. Z Prawej strony jechał krakowiak (skład w malowaniu krakowskim w biało niebieskie pasy). Znowu stanąłem na pedale hamulca, by skład wyhamował i by dać wjazd krakowiakowi. Udało się, wjechałem na tor za nim. On poleciał przodem, a ja nie śpiesząc się, bo te hamowanie było zwalone (nie było końcówki hamowania), sunąłem za nim. W oddali widziałem już pełno gadów na następnym przystanku. Odcinek do następnego przystanku był już prosty. Torowisko tramwajowe były dwutorowy, w środku 4 pasmowej jezdni dla samochodów z lekkim spadkiem w stronę przystanku. Już zbliżałem się do przystanku i tu... sen się urwał, przebudziłem się.
Zdjęcie.
Takim cackiem jechaliśmy do Gdyni Cisowej. Klasyk w malowaniu jak dawniej i wnętrzu też. |Zdjęcie.
Słaba korekta, bo ciągle coś nie tak z czasem, z zajęciami.
Narka.
A i jeszcze jedna sprawa. Już któryś raz widziałem niedaleko wioski pięknego mięśniaka. Taki lokalny prawie skurwiel. Niestety to kolejny przykład straconego synka. Jego matka, z którą chodzi, od razu widać, że (bardzo łagodnie pisząc) niskich lotów. Co ciekawe, przeważnie tak jest, że rodzicie, kiedy mają już po 30-ce, czy więcej, to wyglądają już strasznie, a takie ładne dzieci robią.
Niestety miejsce urodzenia, generuje dalszy byt, bo nie wierzę, że do czegoś dojdzie w życiu, zresztą już na tym etapie, czyli tych końcowych nastu lat widać, że to już je stracony czas. Pewnie, jak to w standardzie je, pozna jakąś laskę, nim się jeszcze stoczy, zrobi larwę i wcale nie będą żyli długo i szczęśliwie, albo się stoczy nim jeszcze jakąś zaleje. \
No to drugi raz - narka.
A czemu właściwie ta wizyta 254 u psychologa ma służyć? On tam musi iść po tym jak się pochlastał, bo się wydało, czy chce iść?
OdpowiedzUsuńSię wydało. tak by tam nie polazł. Zasadniczo, co mu powiedziałem kilkukrotnie, z nim je wszystko ok. Normalny nastolatek, nawet z tym, że się porysował.
Usuń