niedziela, 27 lipca 2025

Niedziela #2170

    Tak jak pisałem w poprzedniej nocce wyjazd odbył się w totalnym pośpiechu, zagonieniu i praktycznie na ostatnią chwilę. W poniedziałek w dniu wyjazdu na 10:00 byłem umówiony jeszcze na warsztacie samochodowym, żeby zrobić ostatnie poprawki przed rejestracją samochodu, a także poczyścić go od dołu. Usunąć rdze i pomalować to farbą konserwującą prosto na rdze. Oczywiście jak to ja do warsztatu się spóźniłem i zamiast być tam na dziesiątą przyjechałem praktycznie przed 11:00, a w trasie jeszcze miałem trochę nieprzyjemną rozmowę z 979. Do warsztatu przyjechał 254 już z wszystkimi rzeczami na wyjazd i razem robiliśmy dalej auto i to na dość wysokich obrotach, ponieważ czas nas gonił. Udało się pracę skończyć około 13:00. ale w drodze na stację macierzystą przypomniało mi się, że jeszcze trzeba wyregulować reflektor prawy, albo ustawić żarówkę w nim światła mijania. W związku z tym będąc już na stacji macierzystej umyliśmy auto, wysprzątaliśmy trochę w środku i ponownie pojechaliśmy na warsztat, aby zdążyć jeszcze przed szesnastą (o tej był zamykany). Okazało się, że żarówka się przetopiła i trzeba użyć nowej. Zrobił się problem z jej wsadzeniem, co zajęło jakieś 10 minut. Prosta czynność zajęła więcej jak zakładaliśmy. Pojechaliśmy na rejestrację, ponieważ był już po terminie. Do rejestracji kolejka, czekaliśmy godzinę nim dostaliśmy się na kanał. Na szczęście auto przeszło rejestracje bez żadnego minusa. Wszystko było dobrze i ok. więc pojechaliśmy na st.mac. spakować rzeczy do wyjazdu z listy, by mieć co potrzebne. Ostatecznie stację macierzystą dla ruchu zamknąłem około 19:50 i o tej godzinie wyjechaliśmy na szlak do Gdyni. Podróż zaplanowana głównie A1, ponieważ w znacznej części jest bezpłatna, a nie mieliśmy tyle czasu, żeby jeździć gdzieś bokami i jeszcze coś oglądać. Pierwszy postój na jedynkę po ok. 200 km i jeszcze zjedliśmy jakieś kanapki przygotowane przez nadzór 254. Po przejechaniu łącznie ok. 300 km. zaczynałem odczuwać już zmęczenie. To też około 00:30 postanowiłem zjechać na jakiś parking przy A1, a ten akurat był z darmowym prysznicem. Pierwsze to rozłożyliśmy łóżko. To pierwsze rozkładanie tego łóżka w aucie i to do tego w nocy, ale daliśmy sobie radę, parking oświetlony, nadto wcześniej przetestowaliśmy jak robić. Mieliśmy koce, by było nam wygodnie. Po rozłożeniu łóżka poszliśmy się wykąpać pod prysznicami (osobno), a następnie wróciliśmy i jakoś po pierwszej w nocy położyliśmy się spać. Ponieważ to pierwsza noc w aucie na płytach pilśniowych co prawda były na niej rozłożone koce i inne podkładki, które zmiękczały trochę leżenie na nich to obudziliśmy się 07:45. Składanie łóżka, śniadanie i ruszyliśmy dalej w drogę do Gdyni. Na miejscu byliśmy około trzynastej. Pierwszą dość istotną rzeczą było znalezienie miejsca dla auta i to takiego, w którym mogliśmy je zostawić w miarę bezpiecznie, bo było zapakowane z wszystkimi naszymi rzeczami, a później spać bezpiecznie w nim, z opcją wyjścia na jedynkę. Z doświadczenia wiem, że najlepszymi terenami na takie lokalizację, są tereny przykolejowe. Tu zaczęliśmy szukać miejscówki. Szukając jej zahaczyliśmy jeszcze o lokalny bar mleczny, w którym za 37,50 zł mieliśmy dwa obiady. W drodze do baru mlecznego jadąc busem zauważyłem taką miejscówkę przy torach kolejowych. Następnie przeparkowaliśmy auto, które stało bliżej centrum miasta.
 To ta miejscówka. 1-ka to postój jak jeździliśmy po Gdyni, a 2-ka, to miejsce spania w nocy. Wpierw auto stało bliżej chodnika, bowiem mieliśmy tam nasze rzeczy, a to mogło kusić. 
Miejsce parkowania (jedynka) bliżej ulicy.  
 Później zjechaliśmy bliżej torów. Screen jest jak tam je mało zarośnięte. Gdy byliśmy, to drzewa zielone, pełno krzaków więc byliśmy zasadniczo skryci w rogu na dole. 
  Po zabraniu niezbędnych rzeczy na wyjazdy komunikacyjne od razu wsiedliśmy do najbliższego autobusu i od tej pory w zasadzie do końca jeździliśmy autobusami. Dwa wyłomy były w tym jeżdżeniu. Wyciągnąłem 254 do portu, w którym stał Dar Pomorza, a przy nim on sobie strzelił foty (znaczy się ja mu robiłem) i wysłał do swojego nadzoru. Przy molo płd. udało się upolować wyjście dość dużego statku z portu na morze przy falochronie, co nagrałem na komórkę. Równolegle z wyjściem tego statku, który był asekurowany przez 2 holowniki do portu wpływały 2 inne jednostki. Po nagraniu manewrów w kanale portowym udaliśmy się w stronę centrum miasta i przechodząc akurat k/przystanku takiego miejskiego małego elektrycznego busa (taki meleks większy), on akurat podjechał. Jest on fundowany przez miasto to tym podjechaliśmy do centrum. Ja to mam szczęście. Następnie przesiedliśmy się na trolejbus, a później na następny do pętli Gdynia Cisowa. Stamtąd innym autobusem udaliśmy się znowu w stronę centrum Gdyni. Knifem w tym jeźdżeniu był fakt, że nadal jestem kier. kom. miejskiej i mam identyfikator, którym posługiwałem się za każdym razem jak 254 chciał sfocić pulpit jakiegoś pojazdu w środku. Tekst był prosty. Pokazując identyfikator mówiłem: Dzień dobry, jestem kierowcą komunikacji miejskiej z Katowic, a to jest mój siostrzeniec, który interesuje się komunikacją miejską czy mógłby sfotografować pulpit tego pojazdu. Dalej w zależności od tego, jakim człowiekiem był kierowca, albo toczyła się rozmowa na tematy komunikacyjne albo po prostu dziękowaliśmy i szliśmy do innego pojazdu. Tak jeździliśmy w zasadzie do około dwudziestej trzeciej, o której to godzinie wysiedliśmy koło naszego auta jednocześnie będącego miejscami noclegowymi. Zjedliśmy mini kolację, umyliśmy siekacze, rozłożyliśmy łóżko. Autem zjechałem trochę bliżej torów kolejowych. Staliśmy przy jednym z najbardziej ruchliwych szlaków kolejowych w Gdyni. To jest między stacją Gdynia Główna, a torami postojowymi w Gdyni Cisowej. Między 23:00, a północą praktycznie co 2 minuty przejeżdżał tam jakiś skład, co dla mnie było oczywiście rewelacyjnym wydarzeniem. Około północy wygebiliśmy. Następnego dnia obudziliśmy się już później, było około 09:30. Przyzwyczailiśmy się do spania w nowym miejscu, czyli w aucie. 
  I jeszcze odnośnie spania w aucie. Odległość między nami była w zasadzie na wyciągnięcie pół ręki. Pierwszą noc byłem zmęczony i potrzebowałem się wyspać, wypocząć. Druga noc w Gdyni to już trochę luźniej. Zasnęłiśmy, ale rano jak się przebudziłem to ręka poszła z pod mojej kołdry, pod jego kołdrę. Głaskałem go po rękach, trochę po nodze, bowiem spał w spodenkach. Nie przeginałem, bo jeszcze kilka nocy zostało. Ot taki kontak z jego młodym ciałem. On leżał, bez jakiejś reakcji. Po prostu leżał. Czasem zmienił pozycję i tyle, wtedy ponownie ręką odbierałem bodźce kontaktu z jego ciepłą skórą. 
  Kolejny dzień wyjazdu, w następnej notce. 
  Narka.

4 komentarze:

  1. 37,50 zł za dwa obiad to dobra cena. Nie wiem, czy u mnie da się zjeść taniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. A macie u się bar mleczny, czy wykosili wszystkie? Sprawdziłem i one są w części dotowane przez państwo do produktów nabiałowych i jarskich, stąd mają niższe ceny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są jakieś tanie jadłodajnie, takie z obiadami w okolicach 20 złotych.

      Usuń
    2. W końcu macie małą mieścinę, to łatwiej dostać coś w rozsądnych cenach. Duże m-ta, szczególnie te turystyczne to trochę żerują na tym.

      Usuń