wtorek, 29 kwietnia 2025

Wtorek #2137

  Oglądam "Katastrofy w przestworzach". Już po raz któryś, ale ciągle mam te same wnioski. Tzn. jak wygląda nabór na dane stanowisko, np.. pilota samolotów, kierowcy autobusu, DR na kolei? Od razu Wam podpowiem - nijak. Ktoś z kimś się jeździ, ktoś z kimś się lata, ktoś kto prowadzi ruch w imieniu PKP PLK? To są często osoby z przypadku. Jak to było na Misiu, przechodziły z tragarzami obok i się przyjęły do pracy przy okazji lub po znajomości. I teraz to co słyszę w tych odcinkach (Katastrof w przestworzach) - on był doświadczonym pilotem (kierowcą). Że co qrwa!? To że wyjeździł 30 lat wdupiając się we wszystkie możliwe dziury w drodze (jako kierowca), to on był doświadczonym kierowcą, to że wylatał 8000 h samolotem, to łon je doświadczony korzystając w większości z autopilota? To jak łon je (niby) doświadczonym DR to łon wie, co się robi w sytuacjach awaryjnych? (no i tu podsumowanie) - Niestety, qrwa - nie. Oni nie wiedzą. To, że to na razie tak funkcjonuje, to zbieg okoliczności sprzyjających temu, że to na razie trwa. Jak się cokolwiek wydarzy nie tak, to oni są w rowie, wylądowali kajś tam, kajś się wdupili itp. Vide wypadek busa kom. miejskiej w krk (tu link -> www.facebook.com/share/v/18wjbsDARF/) I, najgorsze, jak w katastrofie w Eschede, o której kajś tam pisałem  (spr.), głupotę się chołubi i przekaz informacyjny jest taki - wydarzył się wypadek, w którym udział brał doświadczony kierowca. 
  A oglądając ten filmik, zastanawiałem się, co omawiałem z różnymi osobami, co robił kier. busa, po odbiciu się od osobówki? Nie ma żadnych śladów hamowania, nawet nie usiłował uniknąć zderzenia z drzewem, w które wdupił się swoją stroną. Czyli nawet w odruchu samoobronnym nie pociągnął za kierę. No i teraz ktoś napisze, to kierowca z 20 letnim doświadczeniem itp. bzdety. 
  Ale jakie on miał 20-letnie doświadczenie? We wjeżdżaniu we wszystkie dziury w drodze? W niepanowaniu nad pojazdem w zimie na oblodzonej, śliskiej nawierzchni? W sytuacjach awaryjnych pojazdu? 
   I teraz. Poszedłem po latach przerwy w jeżdżeniu do pracy ponownie. Zmiennik, który ciągle (tak od rozstania się naszego w latach 90-ych) jeździł busem, okazało się po latach, iż jeździł gorzej ode mnie, co zresztą miał mi za złe. To qrwa, co mu to wieloletnie doświadczenie dało? Chuja!? To ja po latach przerwy wracam do zawodu i jeżdżę lepiej od niego? No nie dziwi mnie, że jak to słyszał, to go chuj strzelał. Bo sam mi to mówił, że info do niego dochodzi. Rozumiecie fazę. Przenieśmy do do "katastrof w przestworzach". Lata sobie pilot ciągle. Przychodzi młody i też se lata. Później ma przerwę, wraca do zawodu i lata lepiej jak pilot (kapitan), który ciągle latał. Co se myślą gady, co se myśli łon (kapitan)?
   Ale teraz jako społeczeństwo. Chcemy mieć tam ludzi nadajacych się do zawodu, czy takich z przypadku, nieustająco szkolonych, by pojęli, że 2+2 to je cztery. 
   Kilkukrotnie pisałem, że DR powinno się wybierać na podstawie np. symka ISDR-a, z wysyconym RJ i jak łon se da radę to ok. Nie da se rady to - wypierdalaj na drzewo. A kto tak robi? Na pewno nie PKP PLK. Później jak się coś stanie, to jakiś bzdurny komunikat. To podobnie jak spadnie samolot. Też jakiś lakoniczny komunikat. A czemu od podstaw nie eliminować miernoty i tych nie nadających się do zawodu... Ach, wiem, bo te koperty, te powiązania rodzinne itp. powodują, że przyjmujemy do pracy - a nóż se da radę. Przeca opisywałem, jak na nastawnię na PKP, na której pracowałem przyszedł do pracy syn dyżurnej ruchu, który wcześniej był... piekarzem. Kumacie, piekarz przychodzi do pracy na PKP prowadzić ruch pociągów.


   Weekend na st. mac. 254. Miał wejść na stację w piątek, ale w ten dzień się nie kontaktował od rana, to też od 13:00 już niewiele robiłem czekając na zgłoszenie zajęcia szlaku. Tak w nicości trwałem do 16:00 i już postanowiłem z tego czekania zrobić indywidualną imprezkę, aż tu nagle ok. 16:10 zgłoszenie zajęcia szlaku. 
   No fajnie. Niby ciekawe są takie niespodzianki, ale też stracone na niczym 3h też średnio. Skoro szlak zajął to ok. I teraz Wam i jemu tłumaczyłem, bo jak już się spotkaliśmy, to mówi, ze ja też nie pisałem nic do niego. Przekazałem po raz kolejny, że jak kiedyś to pisanie ujrzy światło dzienne i np. przeczyta nadopiekuńcza matka, to będzie dociekanie czemu się tak dzieje do mnie, a nie do niego, bo łona bydzie czytać, że to ja często do niego pisze, a nie on do mnie. Na razie pisaliśmy na dsc, ale ponieważ to nie ma funkcji automatycznego wylogowywania się, przy dłuższej bezczynności, to założył sobie na mój wniosek gg i teraz przenieśliśmy się z pisaniem na gg. W kompie, z którego korzysta nie odpali tego sama, bo będzie się musiała zalogować, więc bariera jakaś jest, a w komórze mu chyba nie sznupie. 
   Skoro wbił późnym popołudniem, to jakąś chwilę coś tam robiliśmy, a następnie zabraliśmy się za kolację, bo sam miałem po 16:00 zeżreć. W ub. tyg. była imprezka na st. mac. i przynieśli dość mocny bimber. Zostało tego ileś tam, a 254, by mu zostawić to spróbuje. Ok. Tak się stało, flacha w piwnicy przestała tydzień nie ruszona. Wziąłem małe kielony, ale przypomniałem mu, że nie musi wychylać całego, tylko może se skosztować na warach, robiąc b. mały łyczek. Po pierwszym kielonie stw. że za mocne i przeszliśmy na amuna. 
   Właśnie btw. Teraz se wymyślili taki przepis, że jak podają cenę promki, to też ma być z ostatnich 30 dni wcześniej. Tylko, że znowu zrobili dobrze marketom. Serio?! Kto tam ustala wyjście promki na mniej jak 30 dni? Już pisałem to, że promki w zasadzie co roku powtarzają się te same w tych samych okresach, z drobnymi różnicami, to też podawanie najwyższej ceny z przed 30 dni, brzmi jak dobry dowcip. Ale wracając do amuna, to właśnie w stonce zrobili promkę, tylko że ktoś się jebnął na górze. O ile cenówka wskazywała, że przy zakupie 2 płaci się za jeden 47, to już kasa nabijała cenę z przed roku, bo spr. w tabelce kosztowej i wychodził amun po 43,50. Też się kapłem dopiero na st. mac. kiedy paragon wpisywałem do tab. Później poleciłem 895 by kupił mi jeszcze jedną, kiedy on zgłosił wejście na stację na imprezkę. 
   My zaczęliśmy wcześniej z 254 (ok. 18:30), to też zwolniłem trochę, bo na 20:30 zglosił się 895. W czasie jego pobytu, tempo trochę wzrosło. 254 dawał radę, ja na razie też. Ok. północy imprezka chyliła się ku końcowi, a po wyjściu ze stacji 895 rozpocząłem procedury wyłączające. Dopiero wtedy, jak odlazłem od biurka, okazało się, iż błędnik działa ułomnie i czasami dość ułomnie. Dużo nie brakowało, a zostałbym na torze 254, bo jak mną tam ciepło, to nie umiałem się pozbierać by się przetoczyć na swój tor. Po dłuższym gramoleniu się był sukces. 254 też średnio funkcjonował, bo jak u niego wyglebiłem, to powiedział, bym się przeniósł do siebie. 
   Zauważyłem, że jak za dużo się poleje, to łon nie chce robić. 
   Udało się wyglebić na swoim torze, powyłączać co trza było w zdecydowanej większości. 
   W sob. obudziłem się k. 11:00. 254 jeszcze spał, Obudził się ok. południa. Ponieważ leżał dalej i oglądał na kom. tik-toki, a wczoraj nic nie robiliśmy, to postanowiłem wyglebić obok niego. Tak zrobiłem. On dalej oglądał tt, a jak zająłem się jego masażem. W zasadzie od pasa w górę wszystko było moje z (czasami) twarzą włącznie. Tak przeleżeliśmy ok. 20 min w czasie których mogłem się nacieszyć jego młodą, ciepłą, gładką skórą. Poodbierać trochę jego ciepła i popodziwiać jego płaski brzuch. 
   Później procedury rozruchowe, a dalej sob. opiszę w następnej notce, bo jak zwykle brak czasu. 
   Zdjęcie. 
  979 jak mu o tym mówię, to uważa mnie za walniętego, bo w zasadzie nikt inny (albo b. mało osób)  nie uważa tego za jakiś przerost formy nad treścią. 
  Szlak, teraz już trzytorowy (im ten Miś droższy), ze skrajnym torem, w zasadzie od początku jak go położyli nieużywanym, bo świadczy o tym główka szyny. No może przejechała po nim kilka razy drezyna, by sprawdzić działanie urządzeń SRK. I tyle. Rozumiecie (albo i nie, jak 979)? Położono tor, nowe przęsła mostowe, uzbrojono tor w urządzenia SRK co widać na zdjęciu, tylko po to by ich 20% z inwestycji było wiynksze. 

A to zdj. z przed remontu, które w jakiejś tam notce dałem, gdzie jeszcze są dwa tory i dwa przęsła. Jest przyczółek na trzeci, ale kiedyś jeszcze kasę liczono. 
   A byście mniej wiyncyj wiedzieli o jaki rząd kasy chodzi, to budowa 1 km toru kolejowego, tutaj, tzn. z wiaduktem, urządzeniami SRK, bo je tam ich pełno, to ok. 100-120 mln zł. 
   A o budowie na nowo Katowickiego węzła kolejowego, to się muszę przygotować do napisania, bo to dopiero je odpał. 
   Narka.

ps. Darek podeślij mi jeszcze raz tą stronę do korekty (interpunkcja, czy jakoś tak, bo już idzie na to czas). 

piątek, 25 kwietnia 2025

Piątek #2136

    Kiedyś na yt. wysłuchałem (w przyśpieszonym tempie) materiału jakieś dr demografii o przyczynach lecącej na łeb dzietności. Słuchałem jej, te jej naukalne wywody, a nwm, dlaczego, ale dla mnie, obserwując lokalnych mięśniaków-głuptaków, sprawa jest w miarę prosta. 
   Dawniej jedną ze znaczących rozrywek, darmową, był seks. Media niewiele oferowały, zarówno TV jak i radio. Dziś mediów mamy f uj, stacji radiowych podobnie. Mało tego zwiększyła się znacznie dostępność pornioli. No przeca 254 już z nich korzysta. A gdzie jak byłem w jego wieku to było dostępne. Dziś każdy nastolatek na telefonie otworzy se porniola i jedzie. Nadto dzieci są dziś kosztem i to znacznym, co sama młodzież widzi po sobie. Oni potrzebują f uj kasy, się ustawiają, a przeca dobrze wiedzą, że zrobienie larwy wchłonie wszystkich ich nadwyżki. Do tego jeszcze larwy przeszkadzają w prowadzeniu rozrywkowego życia co wychwytują szybko. Jak widzą koleżanki, kolegów, którzy wpadli i nagle wypadli z obiegu, to sami nie chcą iść tą ścieżką. I to chyba tyle z istotniejszych spraw. 
   A gdzież tam jakaś dostępność żłobków, przedszkoli, mieszkania. Wydaje mi się, że to już są sprawy wtórne dla nich, a przez demografów wysuwane na pierwsze miejsca. 
   No i teraz z tymi naukalnymi wywodami miałbym zestawić działania 303, 172 i innych to przeca to się kompletnie nie spina. Nadal jest tak, że sporo dzieci rodzi się w biedzie i głupocie. Już lekko ogarnięci rozumieją konsekwencje
   
   Do cyca ile mi się dziś śniło... No chyba z 5 snów takich dluższych. I 2x105Na i mięśniaki w różnych zdarzeniach, choć kilka dni temu miałem jakiś horror. Już kiedyś o tym chyba pisałem, że scenarzyści horrorow czerpią ze snów. Z tego mojego też by szło horror sklecić i to taki niezły. Tak se myślę, że może dlateo tak długo, w porównaniu do innych śpię, że takie przyjemne sny. 
   Ale by nie było, to kiedyś, jakieś 2 tyg. temu dwa, takie dobrze zapamiętane spisałem sobie i poniżej i one.
   Wtedy były nawet dwa jednej nocy. Pierwszy z udziałem EN57 drugi 2x105Na Pierwszy to stałem, jako mechanik, w EN57 przy krawędzi, przed odejściem i zachciało mi się lać To też wyszedłm z jednostki i poszedłem na pobliskie tory. Znalazłem coś a'la warsztat ale stały tam 3 przody tzn., wagony Ra od EN57. tyły tych przednich wagonów były pod zadaszeniem i za nimi były jakieś stoły warsztatowe przody tych jednostek na powietrzu. Zadaszenie okrywało około 1/2 wagonu. Wszedłem przy tych stołach i jak je okrążyłem to stwierdziłęm, za tą ostatnią się odleje. Ale szoł jakiś dziadek z warsztatu no i kapa. Nie odlałem się. Ponieważ bylo już 2 min po odjeździe to poszedłem szybko z powrotem do jednostki. Szedłem przy czymś takim jak tunel podziemny a z drugiej strony korytarza biegła jakaś babka. Prześwity były między tymi korytarzami jak w dużym markecie między regałami. Ona biegła, a do niej ktoś mówił - nie zdąży Pani, a wtedy se pomyślałem, zdąży, zdąży o czym facet nie wie, bo dopiero do jednostki lezę. No i faktycznie nim wszedłem na peron, to ona była przy jednostce, która już drzwi miała zamknięte, a jedyne wejście to przez przedział służbowy k/mojej kabiny. Paru ludzi sie tam zebrało, to powiedziałem kierowniczce by ich wpuściła i przejdą sobie do przedziału dalej. Ale nie umiałem w pęku swoich kluczy znaleźć tego do otwarcia drzwi. Kierowniczka do mnie - takie piórko powinno być. Zostawiłem jej pęk kluczy mówiąc by otwarła, bo przywale jeszcze b. odejście na szlak. Siadłem na fotel maszynisty i już chciałem jechać, ale z zezwalajacego zrobiło się czerwone na semaforze. Uruchamiałem jednostkę, ale dawno nie jechałem więc nie pamiętałem rozkładu pstryczków, to do kierowniczki - będę się tu rozpakowywał, a Pani niech światła zapali (te przednie), bo świeci się tylko menewrowe. Ona poprzełączała pstryczki i się już prawidłowo jednostka oświetliła. Ponieważ ta dobiegająca to była DR po slużbie to powiedziałem do niej, by wzięła radio i do koleżanki zagadała, by nas wypuściła, wszak znają się to jej zrobi przysługę. Kiedy ona gadała na 2 sek dałem pierwszy kontakt jazdy i jednostka wyluzowała i sunęła pod słupek. Przy samym słupku patrzę na niego, a czerwone wygasło, natomiast przy innych torach było pełno innych głowic semaforowych, wyjazdowych skierowanych prostopadle do toru. Pomyślałem - przebudowa i już stoją nowe,ale ciemne (wygaszone). Natomiast nasz też byl ciemny. Wolno się k/niego przetoczyłem wychodząc ze stacji. Tor byl prawie jak na auto rodeo krzywy, jednostka ledwo się w nim trzymała. Nikt nie wołał, ze przetoczyliśmy się k/semafora ciemnego, bo popatrzałem na kierowniczkę. Przejechałem jeszcze jednostką przez jakiś pniak, po wycięciu drzewa patrząc czy jakiś człon się na nim nie urwie. Ona się podnosiła na wózkach na tym pniaku, a za nim opadała na tor. Przeszła cała. No i na tym się film urwał, bo faktycznie wstałem by się odlać. 

Z kolei odnośnie 2x105Na to jechałem od Ch-wa rynku na kato. Przed AKS-em, była jakaś bocznica to tam cofnąłem składem i z koleżanką 811 (jak była młoda) biegliśmy na inny skład na kato. Tam znajomy jechał, to jej powiedziałem - nie śpiesz się tak, poczeka. Jak już dobiegaliśmy to pomyślałem - fajnie, do kato mnie nie musi być na szlaku, ale z kato 11-ki bydzie brakować. Od pl. Wolności nie bydzie kursu, a gady wiedzieć nie będą co grane. Powiedzialem jej - leć, ja zawracam i składem będę Was gonił. No i odpaliłem skład i jechałem za, ale kilka min później, to gady na przystankach i tak się gromadziły, wszak linia dość uczęszczana. Bym leciał zara za nim, to bym na pusto do kato. 
 Tu jak dojechałem do głównego wejścia do parku, to sen się urwał. 

  Ten po prawej już "gościł" u mnie na blogu. 

  Teraz sobie wziął pomoc do zarabiania.

  No niestety oni z ze wsch. to godz. nadawania nakładają się na moje godz. spania, wiync sporadycznie na nich/jego trafiam.

A dla przypomnienia, to łon -> chaturbate.com/jerry_lucky/
   Kończę, bo dziś na st. mac. ma wbić 254. Wstępnie jesteśmy przygotowani. No i znowu ta korekta słaba.
   Narka.

wtorek, 22 kwietnia 2025

Wtorek #2135

   W mediach słyszałem, że średni koszyk zakupów na święta to ok. 250 zł. No to u mnie w tygodniu przedświątecznym wydałem łącznie 75,06 z czego 55,99 to amun. To żeśmy się w koszyku chyba nie zmieścili. 
   Nim o Pyskowicach, to jeszcze sytuacja z przed wyjazdu tam. Zostało jakieś 15 min, , a od jakiegoś casu patrzę na 254, a on ma dość silnie przetłuszczone włosy. Zastanawiałem się - myć mu je, czy olać to. W końcu zdecydowałem, że skoro jedziemy do ludzi, to przygotuję wodę i na szybko, bowiem na placu było ciepło skłonię go do umycia lub mu sam umyję. Jak już byliśmy w łazience pytam się - umyć Ci gowa, czy se sam umyjesz? Po jakiś 3 sek, mówi - umyj mi. 
   Się ucieszyłem, ale niestety było mało czasu. Tradycyjnie on klęknął przy wannie, a ja mu objąłem plecy nogami, tym razem już bez jakiejś gry wstępnej, od razu dość mocno go jakby chwyciłem w nogi. Nic nie mówił. Zacząłem mu delikatnie myć gowę. Wpierw pierwszy raz, bo miał fest masne włosy, później drugi raz. Za drugim razem wiyncyj piany, a i też zjeżdżałem rękoma na szyję twarz. Robiąc to, od razu mózg przywołał na szybko kilkukrotne wspólne kąpanie się z 977 i dział p.s. też chciałby takie coś ponownie odbyć. Tylko tu je problem, jak takie coś zainicjować? Trza bydzie się nad tym zastanowić trochę bardziej. Ale w trakcie mycia, nie dość, że ma gładką skórę bez namydlenia, to z wodą i mydłem, jak przejeżdżałem rękoma przez jego szyję trochę barki, to takie piękne uczucie. Echhh. 
   Pojechaliśmy do Pyskowic. W drodze nic szczególnego się nie działo. Siedziałem z tyłu, 254 z przodu obok 373. Dojechaliśmy na msc. Do skansenu szliśmy od strony peronów przez tory. Pierwsze skojarzenie widoku, że to złomowiec bardziej jak skansen. Tabor w dużym stopniu zaniedbany. Po prostu stoi i koroduje i niewiele się z tym dzieje. Jest go pełno, na torach lokomotywowni, często ustawiony już pod ukresy. Mówiłem do 373 i 254, że na pewno dopadła ich również demografia. Takie msc. często bazują na młodzieży, która ma zajawkę, a nieodpłatnie jest w stanie zrobić proste prace przy sprzęcie. Z młodych osób widzieliśmy w tym dniu dwie. Tylko dwie, choć ładna po zimie ciepła niedziela (ok. 22C). Na jednym z torów stała drezyna. Pozwolono nam się przejechać i pojechaliśmy torem w stronę Paczyny, jakieś 400 m. przez rozjazdy głowicy od lokomotywowni. Na końcu toru sesja zdjęciowa, bo jak mówiłem do 373 i 254 szybko tu następnym razem nie bydziemy. Z powrotem tor ułożony na wzniesienie to trochę trudniej się machało przekładnią, ale wciągnęliśmy się. Kilka razy przestawialiśmy rozjazdy wjeżdżając na inne tory, dochodząc do taboru i przy nim robiąc też zdjęcia. W końcu odstawiliśmy drezynę. Później jeszcze pochodziliśmy po terenie, a rozmawiając z jednym z "pracowników" 373 wygadał się, że to ja usiłowałem ratować układ torowy kop. Pokój w Rudzie Śl. Pracownik się ożywił i następnie rozmowa wokół tego co działo się tam (w kop.) i co dzieje w Pyskowicach trwała przez ok. godz. 373 i 254 się przysłuchiwali, bo w temacie niewiele wiedzieli. Usłyszeliśmy, że syt. prawna nie jest rozwiązana, bowiem teren na którym jest lokomotywownia, nadal należy do PKP PLK i w związku z tym są problemy z dotacjami unijnymi, bowiem skansen nie jest właścicielem terenu. To tak jakby lewitował z powietrzu, to trudno mu dać dotacje. Podobnie było na kop. Tam była opcja, że m-to przejmie teren od SRK za przysłowiową złotówkę na 10 lat. 
   W sumie w skansenie byliśmy 3,5h. Z Pyskowic pojechaliśmy prosto do interku 254, a następnie 373 odwiózł mnie na st. mac. 
   Zdjecia (screeny).
Pisałem, że o tej porze je trudno na coś sensownego, to masówka z Am. Płd.
  Rodzi ich się tam jak królików, to jakoś zarabiają.

  Nasi to mają się tam dobrze. Dostępność młodych roczników spora.

    Pozostaje kwestia, jak takie zarabianie wpłynie na ich dalsze życie.  

 A tu link do nich -> chaturbate.com/goldenjoi/ 
 Narka.

piątek, 18 kwietnia 2025

Piątek #2134

  (notka miała iść w czwartek więc już nie robię korekty, dzień se sami przesuniecie)   
 Nim c.d. soboty, to drobna wstawka. Już mnie uj strzela. Układ elektryczno-elektroniczny skończony (w 5/6) dziś w samo południe. Jakby to miało dłużej trwać to nie wiem czy bym zdzierżył. Co chwilę coś wyłaziło. Już miało być, a tu jeszcze to, a tamto. Np. wymiana żarówki w komorze semafora. Niby proste, ale okazało się, że bańka szklana je odspojona od podstawki to też musiałem wybudować uchwyt żarówki, by ją wyciągnąć bez zniszczeń. Cała operacja 25 min. Rozumiecie - wymiana żarówki 25 min. Kable do oprawki żarówki, w dolnej komorze, 3x lutowałem, bo wiecznie coś nie tak, w końcu jak z żarówką w górnej komorze, musiałem wybudować jej uchwyt z mocowaniem, rozebrać na stole i polutować od podstaw. Ok. 1,5 h ta operacja trwała. I tak ciągle coś, A najlepsze, że to przy takich pierdołach, albo pracach wokół, wychodziło najwięcej czasu. Efekt - od pn. przy tym siedzę praktycznie 3 pełne dniówki jakby zliczyć. Aaa i jeszcze we wtorek mnie jebło 80V stałego. Szczęście, że stały. 

  c.d. soboty.
  Na st. mac., ponieważ już robiliśmy 4 raz pizzę, to szło gładko. Do pizzy herbata. W trakcie spożywania 254 pisał z laską ze szkoły, która pojechała do wujka i on dał jej flachę do wyzerowania. 254 jeszcze chwilę z nią popisał, po czym uruchomił się, że on by też coś łyknął. Powiedziałem no ok,, choć mnie to zaskoczyło, tylko co? Ponieważ nie mógł zdecydować, to poszliśmy do sklepu, bo przekazałem mu, że w takim razie zastanowi się w środku przed półkami. Padło, z moją sugestią, na finkę. 
   Hmm, tego nie było w planach, ale skoro się zmontował... Wpierw do łykania ustawił kabarety na yt. później trochę odkręcił muzę, ale nie chciał być dziś lwem parkietu, a ja po wczorajszym i pamiętając o prawym silniku trakcyjnym też, co mu przekazałem. Zresztą byłem nażarty pizzą. Zrobiliśmy dwie, bo ustaliśmy na początku, że ciasta na dwie, bo ostatnio po jednej byłem jakiś nie najedzony. Posiadówa przy flaszce, której nie wyzerowaliśmy, trwała do ok. 23:00. Wpierw 254 mówi, że to nań nie działa, później jednak zaczęło i to wydawało mi się szybko. No cóż... wyglebił. 
   Skoro tak, to pomny tego co wczoraj się wydarzyło, postanowiłem trochę powtórzyć. Znowu procedury wyłączające st. mac., światełko by trafić i wyblebiłem za nim. Przesunąłem się do przodu. To zaczęło się jak wczoraj. tym razem nie odzywał się, ale po ok. 10 min  powiedział, bym się przetoczył na swój tor odstawczy. Zrobiłem to, choć znowu byłem zdziwiony, podobnie jak wczoraj, tym razem w drugą stronę. Zasypiając dział p.s. analizował ewentualne przyczyny, ale po chwili zarząd go wyłączył, bo doszedł do wniosku, że i tak do tego nie dojdziemy. Przyczyn mogło być sporo i niekoniecznie po mojej stronie. Dość, że zamówił wiaderko k/się, co już sugerowało stan awaryjny. 
   Nd. prawie jak w sob. Wstałem wcześniej, tym razem ok. 1,5 h przed nim. Jemu się jakoś długo leżało. Przed 12:00 się uruchomił. 
   Po standardowych procedurach zabraliśmy się dalej za uruchamianie układu elektryczno-elektronicznego do dzwonka z pod wjazdowego. Dużo nie porobiliśmy, bo ciągle coś wychodziło nie tak. St. mac. po szczurach jeszcze nie wszystko doprowadziła do stanu funkcjonalności, to też były pewne zaskoczenia. Oprócz tego zadzwonił 373, że chce jechać do Pyskowic do skansenu PKP. Daliśmy sobie czas na zastanowienie, bowiem wstępnie 254 chciał się wyprawić ze st. mac. ok. 15:50. Po wyrażeniu zgody przez jego zarząd, mój zarząd zgoda zostąła przekazana do 373 wraz z info, by jego wyjście na szlak poprzedził info z ponad 30 min wyprzedzeniem, bowiem procedury do zamknięcia st. mac. i wyprawienia się z niej. 
   Odejście miało być ok. 14:00, ale nastąpiło o 14:15 (standard u mnie). Zajęliśmy szlak i na Pyskowice. 373 ma new auto (Dacię 2 latkę), tzn. kupione w grudniu, a już je chce sprzedać i kupić zupełnie nową z salonu. Mój zarząd tego nie rozumie, ale trudno. 
   Pyskowice w następnej notce, bo tradycyjnie się nie wyrabiam. 
Zdjęcia (screeny)
Oni tam za wsch. granicą jacyś albinosowaci są. 

 Chyba bym go na słońce wystawił, nim bym z nim coś zrobił, choć nwm, czy by go nie spaliło. Oni chyba mało odporni na słońce. 
   a tu łon ->pl.chaturbate.com/jackson_j6/
   Narka.

wtorek, 15 kwietnia 2025

Wtorek #2133

    Śniadanie o 12:30? No można. W ramach odchudzania powiększam okienka żywieniowe. Tzn. od ostatniego posiłku do pierwszego zwiększa się czas do ok. 12-16 h. Do tego skromne śniadanie - 2 kromki. Dzięki tym działaniom trochę ruszyło się na wadze - w dół. Ale dziś zasadniczo nie bydzie, ani o dziś, ani o wczoraj, tylko o piątku. Nim jednak o tym, wstawka z rozmowy. 
   Rozmawiałem z 811 i m.in. mówiła o koleżance, która badnęła serial "Dojrzewanie". Powiedziała do 811, że to głupoty i w zasadzie na tym ich rozmowa n.t. się skończyła, bo o czym gadać z osobą, która tak twierdzi. My natomiast rozmawialiśmy o filmie chyba z 30 min. Wiynkszość tego co opisałem w notce przedstawiłem również 811, do tego ona przedstawiła swój pkt. widzenia. Nie dziwię się reakcji 811, po takim przerobieniu serialu jaki my zrobiliśmy w ok. 30 min. Jakże blado wypadła jej koleżanka. Po naszym omówieniu wiele już dodać się nie dało. 

   Kolejny weekend pobytu 254 na st. mac. Początek trochę dziwny, bo zara po szkole odebrała go matka i pojechał z nią do swojej wiochy, po czym ona go odwiozła do interku, a tam po 5 min zjawiam się ja, odbierając go lokiem na st. mac. Byliśmy na niej ok. 16:00. Dziś do żarcia ustaliliśmy frytki do tego pieczarki z cebulą i płyn w kolorze moczu. Płynu miałem spory zapas, bo wcześniej 254 mówił dwa razy, iż chce się zresetować. No ok. Pierwsze frykasy zeszły coś przed 18:00 i w zasadzie od tej godz. rozpoczęła się imprezka. Muza została odpalona na praktycznie full, więc sąsiedzi doskonale słyszeli co grane. Dość sporo, mimo iż dopiero uruchomiłem prawy silnik trakcyjny do prawie normalnej pracy, poruszałem się na parkiecie. Od razu napiszę, że w sob. odczułem skutki tego, wiync prędkość poruszania (w sobotę) została zmniejszona do 50 %, by już wiyncyj silnika trakcyjnego nie przeciążać.
    W trakcie imprezki miało miejsce zdarzenie. Otóż jak ja byłem na parkiecie na st. mac. wszedł 172. Ma klucze do głowicy rozjazdowej to wchodzi. Z powodu sporej ilości dB nie slyszałem jak wchodzi. Jak mnie zobaczył na parkiecie to coś mówił, ale nie słyszałem go, wiync podszedłem, a on do mnie z taką pretensją w głosie - że skoro mam już nogę sprawną to trza zrobić u niego instalację el. i tak to powiedział, jakbym tam już miał iść.
    Hmmm. Zastanawiałem się, co go ugryzło, ale dział kontaktów interpersonalnych wyciepł info typu. No mu się trochę życie powaliło. Imprezki ma ze swoimi kumplami, a którzy, co w tym wieku już ogarnia, są lekko ( to łagodnie napisane) przydupieni. W ogóle jakoś chyba nie jest tak jak to sobie wyobrażał itp. Ale tańcząc mogłem odpłynąć myślami i cofnąłem się do czasu kiedy 172 miał lat tyle co 254 i z archiwum wydobyliśmy te niektóre sceny z nim. Oprócz tego, że wyglądał wtedy tak, że można było obok zemdleć na ulicy (z wrażenia) to jego stosunek do części rowerowych był jednoznaczny, co dobrze pamiętam. Zresztą lata później jak tu dotarł, teraz se tak myślę jakie to dla niego musiało być wyzwanie, to przeca opisywałem, jak się zachował, jak moje obejmy pięciopalczaste wylądowały na nim. Po tej krótkiej wstawce z dawnych lat, stwierdziłem, że jest trochę zazdrosny. Zresztą, co już pisałem, widzę to po sąsiadach. Nie inaczej było jak przyjechaliśmy w pt. i młody wchodził na głowicę rozjazdową, to widziałem wzrok jednego sąsiada. Będąc przy temacie, to na drugi dzień brat od 979, jak brał aku do loka, to był z kolegą. Wyszedłem w krótkich spodenkach i koszulce, a za mną 254 w krótkich spodenkach i koszulce. Od razu dział k.i. wyciepł info, - właśnie ich uj strzela widząc nas razem. 
   Imprezka trwała do ok. 23:00, następnie była wygaszana, tzn. muzę ściszałem, bo widziałem, że 254 lekko odpływa. Zresztą nauczyłem go wyrażać emocje i potrzeby, to też po iluś tam kolejkach następnej odmówił, a znowu po jakimś czasie powiedział, że chce legowisko. Ok, wiedziałem - koniec imprezki, a było ok. 23:30 więc dla sąsiadów pora akurat. 
   Przyniosłem materac, 254 wyglebił w opakowaniu jak był, ale skromnym, bo krótkie spodenki i koszulka. Uruchomiłem procedury wyłączające st. mac. i po jej praktycznie wygaszeniu, zostawiłem tylko jedną diodę na 5V, taką komputerową, wiync b. słabiutką, tylko po to bym trafił na swój tor odstawczy, a udałem się na tor 254. Położyłem się za nim, on przesunął się trochę do przodu robiąc mi miejsce. Po jakiś dwu lub trzech min głaskania go 254 powiedział:
- możesz robić, a ja będę nasluchiwał 
  (w sensie czy nie przetacza się między grupą B, a A 172, wszak był na st. mac.)
   Młody jak to powiedział, to wpierw wyłączył się na kilka sek. dział p.s., a sek za nim zarząd, który zgłupiał. No wiecie... on nastawiony na pilnowanie działu p.s. co ten robi, dział p.s. na standardowe procedury w ramach których będzie rozpoznawanie na ile się można posunąć etc., a tu na semaforze zapaliło się zielone tak nagle z dupy. Reset trwał ok. 5 sek, a po tym czasie musiał zostać przyszykowany new plan i poddany realizacji, już bez konsultacji z zarządem, bo przeca świeciło się cały czas na semaforze zielone. No to minęło jakieś 1o sek nim się ponownie uruchomiłem. Skoro zielone to na pierwszy rzut spodenki. Bez problemu poleciały z wymierną pomocą 254, później koszulka bez żadnych oporów. Organ 254 był w zasadzie w trakcie tych operacji już w stanie roboczym, co wyczuliśmy przy okazji ściągania spodenek. Nastąpił bezpośredni kontatakt cielesny. Jego młoda skóra delikatna ciepła, na prawie całej powierzchni, bo jeszcze nie ma tkanki tluszczowej, przyjemna w dotyku, gładka, no wyjebka. Po kilku minutach głaskania, bo tam się to zielone cały czas paliło przewróciliśmy go na plecy, po czym nogi podciągnęliśmy do góry. Nogi ma piękne, od samego początku mi się podobają, więc lubię je mieć w obejmach. Usta zajęliśmy jego organem. Po jakimś czasie puściłem mu nogi, ale położyłem się na nim, przesuwając się stopniowo do góry. jak już leżałem na nim, to powiedział, bym nie leżał na brzuchu, bo ma pełny i boi się wypróżnienia jego zawartości. No zsunąłem się ponownie, bo co robić. Powróciłem do pozycji z przed, zajmując się jego organem, nogami. Trochę leżałem, trochę byłem nad nim, no zmieniałem pozycję, jego pozycje też. Minęło jakieś 10-15 min, nie śpieszyłem się, bo wiem w tym wieku to niewiele pobudzenia potrzeba i faktycznie, jak czułem w ręce już to naprężenie krytyczne organu, to wiedziałem, że to już długo nie potrwa i faktycznie po jakimś czasie młody zbiorniki opróżnił mając już swoją rękę na organie. Po tym powiedział, że musi do łazienki, co zrozumiałe, a mnie powiedział, bym wszedł na swój tor odstawczy. Ok, rozeszliśmy się. 
   Sob. Obudziłem się pierwszy. Ponieważ na grupie A jest b.mocne zaciemnienie, choć ona je od płd. strony, to jak słońce świeci to powinno być jasno, ale z powodu tego zaciemnienia można długo spać. Zacząłem rozruch poranny, a 254 nie budziłem. Opisywałem, zawsze najbardziej mnie wqrwialo, jak ktoś się obudził po czym budził wszystkich dookoła, bo on już wstał, dlatego daję się innym wyspać po korek. Tak było i tym razem. 254 wstał godz. później, czyli jakoś przed południem. Oprócz standardowych zajęć dnia, było w planie przeciąganie kolejnego kabla na linii kuchnia, grupa A. Niestety to ok. 20 m przeciągania pod meblami, po różnych zakamarkach, a ów kabel do tego co opisywałem - układu elektronicznego pod dzwonek i Tm-kę. Oprócz tego, 254 miał jechać też do siostry. Ustaliliśmy, że zawiozę go, bo szybciej, a pogoda ładna (słonecznie 17C na placu) to mogę jechać, nadto wizyta w brico-ciulstwo i stonie po brakujące rzeczy do pizzy, bo to miało być dziś później robione. Dzień zleciał jakby planowo, tzn. przeciąganie kabla w tym kolejne kąty posprzątanie po szczurach (to już jakieś 5 lat jak ich nie ma), jego wyjazd do siostry, sklepy i robienie pizzy. Fajne zdarzenie. W zasadzie własnego loka mało używam, bo mam darmoprzejazdy środkami masowego rażenia. Wychodzimy ze stony skierowaliśmy się w lewo, po czym mówię do 254, choć poleziemy na przystanek, może coś pojedzie do wiochy, bo z tą nogą nie chce tyle chodzić, na co młody:
- przeca autem tu jesteśmy; nie ogarniasz?
- qrwa,...zapomniałem
- fajne jaja se robisz
- no staram się jak mogę, 
  i poleźliśmy do loka. 

    Reszta soboty w kolejnej notce, bo jeszcze nie przeszła korekty (muszę zacząć korzystać z tej strony co Darek podciepł.
Zdjęcia (screeny)
Przykład dobrze utrzymanego mięśniaka. Mocno przypomina mi 975, którego tu opisywałem, a nawet zdj. od niego były.

No niestety pozostało mu obgryzanie paznokci, co też ma 254. Delikatnie usiłuję z tym walczyć.

Co typowe, choć dobrze utrzymany, to wieku w opisie nie podał.


  Z takim to bym pourzędował. 

Mało owłosiony, choć dziś co raz więcej takich ludzi wśród mlodych. Wystarczy popatrzeć na filmy z lat 70-ych jak wtedy faceci wyglądali, a jak to dziś się prezentuje.

Jeszcze bez okularow (poniżej)...

 ... i tył...

... i tyle. 
A jakby go ktoś chciał badnąć to -> chaturbate.com/wolfblazer5/
   Narka.

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Poniedziałek #2131

    Nawet udało się przed unieruchomieniem nogi (jako takim) zatowarować się na st. mac. wiync faktycznie miałem wszystko dopięte na ostatni guzik. 
   Nadrabiam zaległości przy kompie, jednak trochę też dłubię przy elektryce. Zrobiłem w końcu, czekał na to ok. 3 lata, układ do dzwonka połączony z Tm-ką, przez dwa przekaźniki, z podtrzymaniem jednego. Sens tego jest taki, że czasem lubię se odkręcić gałę i posłuchać głośniej. Wtedy jest jeszcze opcja włączenia trąby z suwnicy w obwód dzwonka (jest to gotowe, wystarczy tylko przełączyć przełącznik), ale nie zawsze to robię. Zdarza się przy głośniejszej muzie, że niektóre dźwięki z nagrań odbieram jako dzwonek z pod wjazdowego. Układ ma zadziałać tak, że na Tm-ce stale pali się sygnał Ms1, po wzbudzeniu sygnału dzwonkowego, na Tm-ce zmieni się obraz sygnałowy na Ms2 i taki pozostanie do czasu ręcznego zwolnienia obwodu podtrzymującego kotwicę przekaźnika. Niezależnie ile razy ktoś później wzbudzi sygnał dzwonkowy, stale będzie się świecić Ms2 (aż się go ręcznie rozłaczy). Do rozłączenia obwodu, będzie oczywiście użyta dźwignia sygnałowa, kolejowa, których mam kilka na stanie. To będzie kolejne wow na st. mac. i jak w piosence Blenders - "zawsze chciałem mieć takie coś..." (tam chodziło o czarny ciągnik). Schemat narysowałem już jakieś 2,5 roku temu, dopiero w ostatnich dniach wykonałem pajęczynę i działa. Jak noga dojdzie do siebie, to być może z 254 zaczniemy to wpinać w obwody stacji mac. by już działało na gruncie. Zademonstrowałem na razie działanie 979. 

   Po raz 158 obejrzałem film (nie tyle razy, ale już ileś razy) "Miłość jest jak opadające płatki kwiatów." Uważam, że to jest majstersztyk w produkcji filmowej dot. relacji miłosnych.. Taki wyciskacz łez, ale na prawdę dobrze zrobiony i z pkt. widzenia scenariusza nie ma się tam generalnie do czego przyczepić. Wiem, coś tam pisałem już w notce na czerwono, która wybiegła ze stacji. 

   Kolejny atak zimy sprzyja dochodzeniu do siebie nogi. Wyższe temp. nie wyciagają mnie na zewnątrz, a obecne wręcz utrzymują mnie wewnątrz st. mac. Generalnie z silnikiem trakcyjnym jest już lepiej, czy nawet znacznie lepiej. Regularne smarowanie, do gego globulki, nie obciążanie silnika zrobiły na razie swoje. Wiem, ciągnie już do użycia go w normalnym ruchu, ale na to będzie musiał jeszcze poczekać. 

   W pt. zupełnie nieoczekiwanie zrobiła się imprezka na st. mac. Wszedł, zapowiedziawszy wcześniej zajęcie szlaku, 897 z bratem, który był na wyspie naście lat, do tego później wszedł jeszcze na ok. 2h 979 (jakoś udało mu się zerwać ze smyczy). Na szczęście tym razem płyn skonsultował 897 i wszedł na st. z amunem. Odetchnąłem z ulgą, bo jutro oznaczało, że nie będzie stracone. 
   Standardowe rozmowy toczyły się w zasadzie z większym zapełnieniu stacji do ok. 01:30, ale 897 odszedł ok. 04:00. Po tej imprezce spałem z jedną przerwą do 13:10. To się nazywa mieć stworzone idealne warunki do spania na st. mac. Co ciekawe w sob. ok. 23:30 wyglebiłem i po chwili zasnąłem. Zaskoczyło mnie to samego w nd. 
   Zdjęcia (screeny) 
On ma ponoć 20 lat...

 hmm, trochę taki sfatygowany jak na 20 lat....

Mnie wygląda na ponad 25 lat, może dlatego nie pokazuje twarzy. 

ale jeżeli to je prawda, ze ma te 20 lat, to coś mi się zdaje, że długo nie pociągnie. Już o tym chyba pisałem, że osoby, które wyglądają biologicznie na wiyncyj jak mają to, niestety, szybciej schodzą. 
   I korekta słaba, bo mi się jakoś nie chce. 
   Narka.

sobota, 5 kwietnia 2025

Sobota #2130

    Ok. dawno nie było w tym kolorze to dziś. 
   Wy se myślicie, że prowadzenie ruchu na st. mac to takie tam... No prostota. No to teraz na przykładzie z życia. Mam uszkodzony silnik trakcyjny. po grupie A jeżdżę na wózku roboczym (wózku inwalidzkim), bo noga się nie obciąża. Na schodach o (tzw.) kulach. I teraZ na st. mac. wyszła imprezka. Jak tu nie łykać... Ok. fajnie, tylko  po tym łykaniu kto ma zamknąć st. mac. dla ruchu? Kto ma wyprawić ostatni poc. na szlak i zamknąc za nim st. mac., a następnie powrócić na grupę A i wdrożyć procedury wyłączeniowe? To wszystko wydaje się takie proste, a przy dysfunkcji ruchowej okazuje się, że to jest mega wyzwanie. Ja wiem. tam się  glosy odezwą - trza było nie łykać. No serio ?!
   254 też to mówiłem, nie jest problem zrobić imprezkę na st. mac. Problemem jest funkcjonowanie po tej imprezce i zamknięcie st. mac. dla ruchu. Trza być sprawnym. To tak jak kiedyś organizowaliśmy sylwestra i po nim, bo kto ma ogarniać st. mac., jedyna powierzchnia płaska do wyglebienia to była piwnica i w niej spaliśmy. Oczywiście mogliśmy się wjebać do jakiegoś mięsniaka-skurwiela do wyra, ale wiecie ile by było w następnch dniach ujadania, że (ta część rowerowa) weszla komuś do łózka i co chciała? Dla uniknięcia takowych, zszedłem do piwnicy. 
   Wracając do sedna, imprezki na st. mac. to zawsze wyzwania dla obsługi stacji i to mega wyzwania. Do końca musimy funkcjonować w miarę normalnie, wyprawić ostatni poc. na szlak, zamknąć st. mac. dla ruchu, właczyć procedury wyłączeniowe etc.... Chyba jestem na to za stary....Wiem, wiem do Darka przychodzi brat często, ale chyba jednak wolę ruch na st. mac. Jest jakiś inny. Nwm jak by mi tu brat tak często wbijał na st. mac. Co innego jak dziecko wbija. 
   Z czerwonymi notkami je tak, że jak się ich nie wyprawi o czasie, to później już nie ma takiej opcji. Nawet nie wiecie ile takich stoi na torach bocznych i raczej już nie wyjadą, a przynajmniej nie w najbliższym czasie, przeto tą chcę wypchnąc po za RJ. 
   Tam w zwykłym składzie zacząlem pisać ponownie o filmie "Miłość jest jak opadające płatki kwiatów" (jak dobrze zapisałem) To taki wyciskacz łez, ale ze scenariuszem, któremu nie ma co zarzućić, Ilekroć ogładam ten film, to se myślę - co zdupiłem w życiu? Tego 977, tego jedynego, który mi wyznał miłość..., I co by było dalej... dalej byśmy się rozeszli, ale... pozostały by te niezapomniane chwile, to klu życia. A co to prrzysłoniło, czy spowodowało niemożność - bieżące funkcjonowanie w przestrzni. To co kiedyś pisąłem przy okazji filmu "Chlopcy ze wschodu" czy jakoś tak. Tam bohater z tym ukochanym mógł wyjechać w pizdu, ja nie mogłem. Pozostało nie związywanie się. 
  A jak to wygląda dziś... 254 znowu ta sama sytuacja. Różnica wiekowa, która uniemożliwia mi działania. Z drugiej strony nie chcę go blokować. Ze mną nie będzie miał takich relacji jak z drugim nastkiem. 
   Dobra, bo mimo spożycia ogarniam że zbaczam dość niebeziecznie, przeto te wywody skończymy na tym. 
Bo ilu z nas chciało by mieć taką miłosc jak na filmie wspomnianym powyżej. 
    I na tym zakończymy, a jak znajdę ładnego mięsniaka to go tu jeszcze umieszczę.
Sorry ale o tej porze...

ta idiotka, to było najlepsze na co natrafiłem, Reszta to totalnie do bani. 
    Narka, bo tego nie wypuszczę i mi będzie zalegać na torach bocznych   (już tam tyle zalega, że aż strach)...
   No narka (i leci bez cenzury, no jakby moglo być inaczej). 

środa, 2 kwietnia 2025

Środa #2129

   Życie czasami toczy się nie po naszej myśli, choć staram się znajdować pozytywy w negatywach. W zasadzie jak już na st. mac. porządki na grupie A doszły do stanu prawie końcowego, na ościennych grupach też, nie, na tych dalszych, to rozdupcyłem się na schodach. Gdybym nie był w stanie ładownym (wiadro w jednej ręce, spożywka w drugiej) i to pod górę, to zniszczenia były by mniejsze. Nie, wiadro zostało całe, choć część cieczy z niego się wylała, spożywka też została cała. W związku z tym, że miałem zajęte górne kończyny, to utrzymanie się na schodach pozostało na dolnych. Te bez pomocy górnych w początkowej fazie robiły co mogły, by nie doszło do zsunięcia, czy runięcia w dół. Jak już wiadro posadowiłem z resztą cieczy na jakimś stopniu to jedna ręka mi się zwolniła, przeto zatrzymała destrukcję. W jej wyniku uszkodzeniu w przegubie (stawie kolanowym) uległ prawy silnik trakcyjny. Odnowiła się dawna usterka z przed roku, źle zreperowana. Mało tego, po pozbieraniu się ze schodów, trochę w wolniejszym tempie plan dnia był realizowany, w tym wyjazd kom. miejską do dentysty i dalej do kato zamówić przejściówkę do kompa. Wiecie jak to je. Jak się obciąży uszkodzony silnik trakcyjny, to pod wpływem ruchu impulsy defektowe nie są przekazywane sprawnie do centrali, a sama jednostka jakoś porusza się do przodu. Tek też i było. Do wieczora, już po zjeżdzie z kato funkcjonowałem trochę wolniej, ale jakoś się toczyło. Poszedłem spać. W nocy, co się przebudziłem to czułem prawy silnik trakcyjny. Zastanawiałem się co będzie rano. Po każdym przebudzeniu umiejscawiałem go tak, by móc dalej zasnąć i by on miał, odpowiednią w/g mnie, pozycję. 
   Rano b. delikatnie usiłowałem uruchomić prawy silnik trakcyjny, niestety bezskutecznie. Tzn. po pierwszej próbie już wiedziałem, że dziś pracować nie bydzie, w zasadzie przez następne dni też. W związku z powyższym uruchomiłem w pierwszej kolejności awaryjne drezyny ręczne do przemieszczania się, a zaraz za nimi wózek roboczy, do przemieszczania jednostki. Ręczne drezyny, to jest jakaś porażka nowych dizajnerów, czy projektantów. Ile raz z nich korzystam (poprzednio w ub. roku), to mnie uj strzela, jak można było taki badziew skonstruować. Moje poprzednie (stare) pożyczyłem staremu od 172 i nie wróciły (chyba się o nie upomnę), to też muszę się męczyć z obecnymi. Nowszymi, ale....
   Za to wózek roboczy sprawdzony, tylko wymagał kompleksowego umycia, napompowania głównych kół i już po jakiś 30 min operacji, mogłem nań popylać po st. mac. Teraz przyjdzie mi, poruszać się nim przez najbliższe 2 tyg. przynajmniej tak zakładam. 
   No cóż. Dobre w tym jest uprzątnięcie grupy A, tak że mamy drożne szlaki. To samo powiedziałem 979, bo ściągnąłem go do spisania liczników, bowiem pocz. m-ca, a nie zanosi się, bym w najbliższych dniach mógł to sam zrobić. No więc teraz wiyncyj czasu spędzamy przy kompie z przymusu. 
   Zdjęcie - bez zdj. bo jakoś nie mam weny, a nie chcę znowu przetrzymać tej notki na torze bocznym. 
   Narka.