Jak jest za dużo napisane, to nie wiem co wypchnąć pierwsze, co jeszcze przytrzymać na torach bocznych, być może do poprawienia. Choć czy aż tak się muszę spuszczać nad tym?
Po grillu musiałem wprowadzić ograniczenia żywnościowe, by nadmiar organizm spalił. W związku z tym, wczoraj tylko jeden posiłek śniadanio/obiad i tyle. Później była kawa z kilkoma orzeszkami w polewie, wieczorem lody z polewą i okienko żywieniowe 15,20 h.
W zasadzie zabrałem się za kolejną fazę remontu. Częściowo rozbieram ściankę zewnętrzną w kuchni. Tam dopiero je dramat, a teoretycznie mam iść w tym lub następnym m-cu do pracy. Na razie się muszę przespać z tematem, ale już po pierwszym dniu robi się jak scena kiedy na alternatywach 4 zaczął parkiet ułożony na choinkę rozkładać. Wpakowuje się właśnie w coś podobnego. A jest już po wakacjach, to 254 je mało dostępny.
Wracam czasem do starych filmów branżowych. Oglądam je i zawsze nachodzi mnie refleksja, czy dobrze spędziłem czas swoich nastu lat? Czy to było to, czy zawaliłem ten okres. No niestety czasy były inne i ten okres mi przeleciał, ale już po 20-ce poszło jakby lepiej. Bazowałem na młodym wyglądzie, coś co dziś ma 254 i będzie miał. Jednak często, co już nawet na blogu pisałem, moje preferencje skierowały się ku mięśniakom-skurwielom, a to działka bardzo delikatna i niebezpieczna. Jednak, co często mówię 254 w życiu mamy okresy czasu, w których wypada zrobić określone rzeczy. Tak jest m.in. z pierwszymi zauroczeniami. Niestety mnie ominęły te lat nastu. Tzn. jasne, w szkole miałem miłość platoniczną, którą pewnie kajś tam dawno opisywałem, ale to tylko taka. Nie było tej realnej, z tymi charakterystycznymi dla wieku lat nastu uniesieniami, szaleństwami itp. Podobnie jak jest czas na wykonanie pewnych czynności, np. ćwiczenia między 15-18 lat, bo wtedy jak nigdy później one szybko przełożą się na wygląd zewnętrzny, tak w miłości też są okresy. Myślę, że te naście do dwudziestu to pierwszy okres. Później 20-25, 25-30, 40-50 i już z góry. W każdym z tych okresów, ze względu na nasz mózg, a przynajmniej jakiejś jego części, przeżywamy uniesienia miłosne inaczej. Mnie dopiero w drugiej połowie drugiego okresu jakoś dopadło. No nie było źle, ale... no właśnie, to nie ten okres 15-20.
Wracam czasem do starych filmów branżowych. Oglądam je i zawsze nachodzi mnie refleksja, czy dobrze spędziłem czas swoich nastu lat? Czy to było to, czy zawaliłem ten okres. No niestety czasy były inne i ten okres mi przeleciał, ale już po 20-ce poszło jakby lepiej. Bazowałem na młodym wyglądzie, coś co dziś ma 254 i będzie miał. Jednak często, co już nawet na blogu pisałem, moje preferencje skierowały się ku mięśniakom-skurwielom, a to działka bardzo delikatna i niebezpieczna. Jednak, co często mówię 254 w życiu mamy okresy czasu, w których wypada zrobić określone rzeczy. Tak jest m.in. z pierwszymi zauroczeniami. Niestety mnie ominęły te lat nastu. Tzn. jasne, w szkole miałem miłość platoniczną, którą pewnie kajś tam dawno opisywałem, ale to tylko taka. Nie było tej realnej, z tymi charakterystycznymi dla wieku lat nastu uniesieniami, szaleństwami itp. Podobnie jak jest czas na wykonanie pewnych czynności, np. ćwiczenia między 15-18 lat, bo wtedy jak nigdy później one szybko przełożą się na wygląd zewnętrzny, tak w miłości też są okresy. Myślę, że te naście do dwudziestu to pierwszy okres. Później 20-25, 25-30, 40-50 i już z góry. W każdym z tych okresów, ze względu na nasz mózg, a przynajmniej jakiejś jego części, przeżywamy uniesienia miłosne inaczej. Mnie dopiero w drugiej połowie drugiego okresu jakoś dopadło. No nie było źle, ale... no właśnie, to nie ten okres 15-20.
Niskobudżetówki. Produkcje, które bardzo odstają od tych z dużym nakładem. Czy tak musi być? Niektóre pokazują, że nie, ale większości sporo brakuje do innych wytworów. Zastanawia mnie, czy na etapie produkcji, montażu są jakieś osoby zewnętrzne, które mogą skorygować pewne, może tylko mnie się tak zdaje, zbędne wypełniacze czasu, jak przeciągające się widoczki pięknych okoliczności przyrody, zbyt długie ciągniecie pewnych scen. Chodzi o to, że można to pokazać o połowę krócej i dla przekazu merytorycznego filmu nic się nie straci. Samo kamerowanie też sporo odstaje. W większości to jest na przeciwnym biegunie tych szalejących kamer na planie. Kamery ze statywów, delikatnie się obracające, bo na rozkładanie torów jest chyba mało czasu lub kasy. Jakieś dziwne ujęcia np. głowy, takie z b. bliska, jakby było istotne, czy ma jakieś pryszcze itp. dziwne ujęcia.
Ale by nie było nawet w wysokobudżetówkach zdarzają się proste błędy, choćby picie z kubków. Zauważyliście, że oni dostają coś do picia (sami se organizują) w sensie w scenariuszu je - robimy se kawę, po czym mają niby nalane do tych kubków i przechylają je tak, jakby tam była już resztka tego co powinno tam być. Przecież dla budżetu nalanie tam wody nie stanowi chyba problemu, no chyba że, te niezdary by się nią oblały i wyszło by, że to woda, a nie kawa.
W ramach takiej totalnej niskobudżetówki obejrzałem na cda - "Zagubieni." Kolejna produkcja, z której można by było zrobić krótkometrażówke ok. 20 minutową. Choć scenariusz czasami był lepszy niż sama produkcja, to oglądało się to poniżej średniej. Dobrze, że wymyślili to strzałkowanie, bo chyba tym tego nie zdzierżył. Opowiastka toczy się w b. małym miasteczku, w którym żyje para branżowców z autystycznym dzieckiem coś ok. 12 lat. Jeden z nich wyjeżdża z dzieckiem, a drugi zostaje na włościach, kiedy zagubiony turysta podjeżdża pod jego dom, szukając (pytając) drogi. Przeciągłe (naprawdę przeciągłe) spojrzenie obojgu daje do zrozumienia kim je partner rozmowy. No ok, jedna sztuczność za nami. Ich tam było znacznie więcej, ale mniejsza. Teamt dotyczył trwałości relacji, co dotyka również związki heteryckie, pewnego znużenia relacją jak również obowiązkiem utrzymania dziecka, jego wychowania, opieki nad nim.
Jak to prod. amerykańska kończy się powiedzmy happy endem, tzn. związek przetrwał trudne chwile, choć zagubiony turysta już nie.
Jak to prod. amerykańska kończy się powiedzmy happy endem, tzn. związek przetrwał trudne chwile, choć zagubiony turysta już nie.
Czy polecam... Jak macie coś innego wartościowego do obejrzenia, to nie.
Zdjęcie.
Zdjęcie.
Markę autobusu widać, jako linia muzealna relacji..., też widać na zdj.
Korekta jak zwykle słaba, brak czasu.
Narka.
Korekta jak zwykle słaba, brak czasu.
Narka.
Nie rozumiem tego oglądania z przewijaniem. Tzn. jeszcze przy pornosach to tak, ale normalne filmy? Się ogląda, co nakręcił reżyser, albo się nie ogląda.
OdpowiedzUsuńDarek, ale w którym momencie, powiedzmy gniota, rezygnujesz z oglądania? Bo przeca rozpoczynasz oglądanie i co? Niezależnie od tego, jak to dalej się potoczy, tkwisz przy ekranie? Serio?
UsuńNmw. może jestem walnięty, ale raczej dbam o swój czas, a zabierając się do jakiegoś filmu, trudno jest stwierdzić, czy warto czy nie, a opinie innych..., staram się ich nie czytać, bo później nastawiam się do filmu.
Niektóre filmy mają nieudane fragmenty (np. te słynne, niczego nie wnoszące dłużyzny lub wyjątkowo kiepskie sceny), które obniżają wartość filmu i zniechęcają do oglądania. Dlatego też czasem przewijam.
OdpowiedzUsuń