poniedziałek, 28 lipca 2025

Poniedziałek #2171

 Kolejny dzień w Trójmieście to przejazd z Gdyni do Gdańska. Po śniadaniu ruszyliśmy do Gdańska. W drodze w Sopocie zjechaliśmy na stację BP, w której weszliśmy oboje do ubikacji z umywalką i tam pojedynczo umyliśmy się. Ubikacja była na szczęście w takim miejscu, że obsługa nie widziała, że we dwójkę do niej wchodzimy. W Gdańsku tradycyjnie szukałem terenów przy kolejowych, aby zaparkować auto i być jak najbliżej centrum. Takie miejsce znalazłem na starej mapie na ulicy toruńskiej, w którą wjechaliśmy, poszukując dogodnego miejsca. Znaleźliśmy takie przy starej nieczynnej zajezdni tramwajowej, Staliśmy tuż za jej płotem, a teren należał już do ul. Kurzej,

  Staliśmy tam kaj je żółty kwadrat. Tam tera je znacznie bardziej zarośnięte. to jakieś stare zdj.  Nadto tam zrobił się dziki parking i stoi ok. 10 pojazdów. 

    Widok z góry i zaznaczone, kaj staliśmy wozem. 
   Spacerkiem do centrum turystycznego nad Motławą mieliśmy 15 min. Więc po raz kolejny znalazłem miejscówkę, można powiedzieć w ścisłym centrum miasta. Po przyjeździe znowu zjedliśmy trochę, a następnie udaliśmy się na najbliższy przystanek tramwajowy, aby rozpocząć nasze jeżdżenie po mieście. Po około 2 godzinach jeżdżenia stwierdziłem, że wypadałoby poszukać jakiegoś kolejnego baru mlecznego i zjeść obiad. Niestety lokal, który był w internecie opisywany jako bar mleczny, faktycznie nie był nim, przeto obiad jedno danie kosztował 32 zł. Lokal nazywał się Papudajnie na ul. Cieszyńskiego 1a. Było smacznie zrobione, ale mimo tego cena trochę wyższa niż w barach mlecznych. Schemat jeżdżenia komunikacją miejską w Gdańsku był podobny do tego w Gdyni, kiedy 254 chciał sfocić pulpit jakiegoś pojazdu. Ja wyciągałam swój identyfikator, pokazywałem kierowcy i w zależności od tego, czy się zgadzał, czy nie, a w większości się zgadzali, młody fotografował pulpit danego pojazdu. Po południu zrobiliśmy sobie krótką przerwę, aby udać się nad Motławę i tam w tłumie turystów przejść się i zobaczyć jak wygląda główny punkt turystyczny w mieście. Po dojściu do ulicy Grodzkiej cofnęliśmy się znowu do centrum miasta, aby ponownie ruszyć komunikacją miejską i pojeździć w różne jej rejony. Między innymi dotarliśmy tramwajem do zajezdni tramwajowej na ulicy Władysława IV. by po krótkiej chwili i strzeleniu kilku fot. ponownie wrócić do miasta. Jeżdżąc komunikacją miejską, co jakiś czas musieliśmy zrobić przerwę na jedynkę. Tą najłatwiej było zrobić przy galeriach handlowych. Przy jednej z nich było stoisko z owocami i kupiłem ponad pół kilo czereśni, które W krótkim czasie oboje wchłonęliśmy. Zresztą dziennie dbałam o to, żeby kupić jakieś owoce i zjeść, by i młody i ja mogliśmy się dowitaminizować. Jeździliśmy do samego wieczora, a około dwudziestej pierwszej ponownie poszliśmy nad Motławę, tam siedliśmy sobie na wolnych leżakach i rozmawiając, siedzieliśmy tak przez około godzinę. Dobrze, że wziąłem bluzę, 254 też, bo ta noc była chłodna i nad Motławą lekko wiało, a bez bluzy zmarzyłbym. Do auta zlokalizowanego obok nieczynnej zajezdni tramwajowej dotarliśmy przed północą. Rozłożyliśmy łóżko i po procedurach wyłączeńiowych wyglebiliśmy. Po przebudzeniu rano. Kiedy widziałem, że 254 też się już przebudził, znowu moje ręce poleciały w jego stronę. Tym razem spał w majtkach, więc już większa powierzchnia była dostępna dla moich rąk. A one z tego korzystały, głaskając go po całym ciele, z wyłączeniem organu. 254 nie robił żadnych ruchów, które sugerowałyby, że mu się to nie podoba. Na parkingu rano ruch był bardzo niewielki, przeto swobodnie mogłem kontynuować jego głaskanie. Ponieważ było dość ciepło, szczególnie w aucie, to 254 leżał praktycznie odkryty. Ponieważ taki widok mnie trochę brał, to nasz dział p.s. stwierdził — skoro tak, bo idziemy w kier. organu. Lewa ręka wsunęła się pod majtki i, co oczywiste, natrafiła na organ. Ten jeszcze nie był w stanie roboczym, ale po zmianie jego kierunku ten szybko nabrał rozmiarów roboczych. Ponieważ nadal 254 nie przejawiał objawów niechęci, to masaż organu był kontynuowany. Kilka min upłynęło i chyba ja się b. przejmowałem tym, co je na zewnątrz jak 254. Trochę przypominało mi to dawne sytuacje z 800, który też lubił plenery. W tym msc. wypada dodać, że tylne szyby w aucie w części kombi i boczne przy siedzeniach tylnych pasażerów były zasłonięte tekturami już wyciętymi w Gdyni. Chodziło o to, by rano nas słońce nie budziło. Leżąc więc z tyłu, do auta można było zajrzeć przez tylną szybę i przednią, ale fotele przednie zasłaniały, co dzieje z tyłu. Mimo tego starałem się być czujny. 254 leżał na plecach, a ponieważ organ już od jakiegoś czasu był w stanie roboczym, to zsunąłem mu majtki. Obyło się to nawet z jego pomocą, tzn. lekko się uniósł, by łatwiej je można było ściągnąć. Odebrałem to jako przyzwolenie do dalszych działań. Zająłem się dalej organem. Ten po dość krótkim czasie naprężył się do granic możliwości, bo czułem już w dłoni, że więcej się nie powiększy. To był super efekt takiego naprężonego organu w ręce. Nawet nie zauważyłem, kiedy 254 opróżnił zbiorniki. Tak mi się wydawało, że organ pomału zmniejsza swoje rozmiary, ale upewnił mnie w tym 254 mówiąc-to już. Nie zauważyłeś? Faktycznie po jego wypowiedzi poczułem płyn ze zbiorników na ręce. Po jakiś 5 minutach dalszego leżenia, kiedy już był powycierany i ponownego głaskania go tym razem po brzuchu, klacie, postanowiliśmy wstać i zabrać się wcześniej składając prowizoryczne łóżko. Plan był taki, że w Gdańsku mieliśmy być 2 dni, jednak młody postanowił, że w tym dniu ruszymy już do Płocka, w którym chciał się przejechać starymi autobusami marki Jelcz eksploatowanymi jeszcze w Płocku w ilości 2 sztuk o nr taborowych 678, 679.
   Tyle, następny dzień wyjazdu w kolejnej notce. 
   Z tekstem powinno być lepiej, bowiem przepuściłem go przez interpunkcję, więc coś tam wyeliminowałem. 
   Narka. 

niedziela, 27 lipca 2025

Niedziela #2170

    Tak jak pisałem w poprzedniej nocce wyjazd odbył się w totalnym pośpiechu, zagonieniu i praktycznie na ostatnią chwilę. W poniedziałek w dniu wyjazdu na 10:00 byłem umówiony jeszcze na warsztacie samochodowym, żeby zrobić ostatnie poprawki przed rejestracją samochodu, a także poczyścić go od dołu. Usunąć rdze i pomalować to farbą konserwującą prosto na rdze. Oczywiście jak to ja do warsztatu się spóźniłem i zamiast być tam na dziesiątą przyjechałem praktycznie przed 11:00, a w trasie jeszcze miałem trochę nieprzyjemną rozmowę z 979. Do warsztatu przyjechał 254 już z wszystkimi rzeczami na wyjazd i razem robiliśmy dalej auto i to na dość wysokich obrotach, ponieważ czas nas gonił. Udało się pracę skończyć około 13:00. ale w drodze na stację macierzystą przypomniało mi się, że jeszcze trzeba wyregulować reflektor prawy, albo ustawić żarówkę w nim światła mijania. W związku z tym będąc już na stacji macierzystej umyliśmy auto, wysprzątaliśmy trochę w środku i ponownie pojechaliśmy na warsztat, aby zdążyć jeszcze przed szesnastą (o tej był zamykany). Okazało się, że żarówka się przetopiła i trzeba użyć nowej. Zrobił się problem z jej wsadzeniem, co zajęło jakieś 10 minut. Prosta czynność zajęła więcej jak zakładaliśmy. Pojechaliśmy na rejestrację, ponieważ był już po terminie. Do rejestracji kolejka, czekaliśmy godzinę nim dostaliśmy się na kanał. Na szczęście auto przeszło rejestracje bez żadnego minusa. Wszystko było dobrze i ok. więc pojechaliśmy na st.mac. spakować rzeczy do wyjazdu z listy, by mieć co potrzebne. Ostatecznie stację macierzystą dla ruchu zamknąłem około 19:50 i o tej godzinie wyjechaliśmy na szlak do Gdyni. Podróż zaplanowana głównie A1, ponieważ w znacznej części jest bezpłatna, a nie mieliśmy tyle czasu, żeby jeździć gdzieś bokami i jeszcze coś oglądać. Pierwszy postój na jedynkę po ok. 200 km i jeszcze zjedliśmy jakieś kanapki przygotowane przez nadzór 254. Po przejechaniu łącznie ok. 300 km. zaczynałem odczuwać już zmęczenie. To też około 00:30 postanowiłem zjechać na jakiś parking przy A1, a ten akurat był z darmowym prysznicem. Pierwsze to rozłożyliśmy łóżko. To pierwsze rozkładanie tego łóżka w aucie i to do tego w nocy, ale daliśmy sobie radę, parking oświetlony, nadto wcześniej przetestowaliśmy jak robić. Mieliśmy koce, by było nam wygodnie. Po rozłożeniu łóżka poszliśmy się wykąpać pod prysznicami (osobno), a następnie wróciliśmy i jakoś po pierwszej w nocy położyliśmy się spać. Ponieważ to pierwsza noc w aucie na płytach pilśniowych co prawda były na niej rozłożone koce i inne podkładki, które zmiękczały trochę leżenie na nich to obudziliśmy się 07:45. Składanie łóżka, śniadanie i ruszyliśmy dalej w drogę do Gdyni. Na miejscu byliśmy około trzynastej. Pierwszą dość istotną rzeczą było znalezienie miejsca dla auta i to takiego, w którym mogliśmy je zostawić w miarę bezpiecznie, bo było zapakowane z wszystkimi naszymi rzeczami, a później spać bezpiecznie w nim, z opcją wyjścia na jedynkę. Z doświadczenia wiem, że najlepszymi terenami na takie lokalizację, są tereny przykolejowe. Tu zaczęliśmy szukać miejscówki. Szukając jej zahaczyliśmy jeszcze o lokalny bar mleczny, w którym za 37,50 zł mieliśmy dwa obiady. W drodze do baru mlecznego jadąc busem zauważyłem taką miejscówkę przy torach kolejowych. Następnie przeparkowaliśmy auto, które stało bliżej centrum miasta.
 To ta miejscówka. 1-ka to postój jak jeździliśmy po Gdyni, a 2-ka, to miejsce spania w nocy. Wpierw auto stało bliżej chodnika, bowiem mieliśmy tam nasze rzeczy, a to mogło kusić. 
Miejsce parkowania (jedynka) bliżej ulicy.  
 Później zjechaliśmy bliżej torów. Screen jest jak tam je mało zarośnięte. Gdy byliśmy, to drzewa zielone, pełno krzaków więc byliśmy zasadniczo skryci w rogu na dole. 
  Po zabraniu niezbędnych rzeczy na wyjazdy komunikacyjne od razu wsiedliśmy do najbliższego autobusu i od tej pory w zasadzie do końca jeździliśmy autobusami. Dwa wyłomy były w tym jeżdżeniu. Wyciągnąłem 254 do portu, w którym stał Dar Pomorza, a przy nim on sobie strzelił foty (znaczy się ja mu robiłem) i wysłał do swojego nadzoru. Przy molo płd. udało się upolować wyjście dość dużego statku z portu na morze przy falochronie, co nagrałem na komórkę. Równolegle z wyjściem tego statku, który był asekurowany przez 2 holowniki do portu wpływały 2 inne jednostki. Po nagraniu manewrów w kanale portowym udaliśmy się w stronę centrum miasta i przechodząc akurat k/przystanku takiego miejskiego małego elektrycznego busa (taki meleks większy), on akurat podjechał. Jest on fundowany przez miasto to tym podjechaliśmy do centrum. Ja to mam szczęście. Następnie przesiedliśmy się na trolejbus, a później na następny do pętli Gdynia Cisowa. Stamtąd innym autobusem udaliśmy się znowu w stronę centrum Gdyni. Knifem w tym jeźdżeniu był fakt, że nadal jestem kier. kom. miejskiej i mam identyfikator, którym posługiwałem się za każdym razem jak 254 chciał sfocić pulpit jakiegoś pojazdu w środku. Tekst był prosty. Pokazując identyfikator mówiłem: Dzień dobry, jestem kierowcą komunikacji miejskiej z Katowic, a to jest mój siostrzeniec, który interesuje się komunikacją miejską czy mógłby sfotografować pulpit tego pojazdu. Dalej w zależności od tego, jakim człowiekiem był kierowca, albo toczyła się rozmowa na tematy komunikacyjne albo po prostu dziękowaliśmy i szliśmy do innego pojazdu. Tak jeździliśmy w zasadzie do około dwudziestej trzeciej, o której to godzinie wysiedliśmy koło naszego auta jednocześnie będącego miejscami noclegowymi. Zjedliśmy mini kolację, umyliśmy siekacze, rozłożyliśmy łóżko. Autem zjechałem trochę bliżej torów kolejowych. Staliśmy przy jednym z najbardziej ruchliwych szlaków kolejowych w Gdyni. To jest między stacją Gdynia Główna, a torami postojowymi w Gdyni Cisowej. Między 23:00, a północą praktycznie co 2 minuty przejeżdżał tam jakiś skład, co dla mnie było oczywiście rewelacyjnym wydarzeniem. Około północy wygebiliśmy. Następnego dnia obudziliśmy się już później, było około 09:30. Przyzwyczailiśmy się do spania w nowym miejscu, czyli w aucie. 
  I jeszcze odnośnie spania w aucie. Odległość między nami była w zasadzie na wyciągnięcie pół ręki. Pierwszą noc byłem zmęczony i potrzebowałem się wyspać, wypocząć. Druga noc w Gdyni to już trochę luźniej. Zasnęłiśmy, ale rano jak się przebudziłem to ręka poszła z pod mojej kołdry, pod jego kołdrę. Głaskałem go po rękach, trochę po nodze, bowiem spał w spodenkach. Nie przeginałem, bo jeszcze kilka nocy zostało. Ot taki kontak z jego młodym ciałem. On leżał, bez jakiejś reakcji. Po prostu leżał. Czasem zmienił pozycję i tyle, wtedy ponownie ręką odbierałem bodźce kontaktu z jego ciepłą skórą. 
  Kolejny dzień wyjazdu, w następnej notce. 
  Narka.

niedziela, 20 lipca 2025

Niedziela #2169

   Na wyjazd będę padnięty na ryj, jak większość polturystów jadących na wczasy. Już padam na ryj (wpis z pt), a nie zapowiada się na jakiekolwiek luzy, bym mógł odpocząć. Właściwie to 254 powinien być tera na st. mac. a nie ja przygotowywać wszystko na wyjazd, ale to moja wina, bo nie wziąłem tego pod uwagę. |
   Z bieżących wydarzeń to zaliczony z mikolami kolejny wyjazd do krk. Kolejny udany w pełni. Z incydentów to drugi mikol zgubił się w podziemiach na jakimś tam rondzie w str. N. Huty i spierdoliła nam bana. Szedł tym tunelem 5 min, kiedy my z 254 górą żeśmy przepierdolili to rondo w pół minuty, choć nie było tam zaplanowanego ruchu pieszego. Uczę 254, by ogarniał takie sytuacje, by tresował mózg w takich nietypowych sytuacjach, bo później lepiej mu będzie prowadzić się w ruchu bieżącym na drogach. Te obliczenia już będzie potrafił zrobić.
    Jak już ten drugi mikol, który błądził w tym tunelu podziemnym 5 min, bo ta bana nam spierdoliła wylazł na powierzchnię, to powiedzieliśmy mu, że już ta bana pojechała i łon polazł ponownie (sic!) pod ziemię, kiedy my zaś górą na przestrzał. To zaś czekaliśmy na niego i serio, na ok. 30 sek przed tram wylazł z podziemi. 
  Jak już dolazł do nas, to przy 254 powiedziałem mu - dwie sprawy.
  Pierwsza - Ty wymóżdżasz na komórce rozkłady jazdy, przesiadki i tym podobne, my (w sensie ja) wymóżdżamy przejścia na "późnym zielonym" na powierzchni. Tu musisz po prostu nam zawierzyć i iść za nami. Jeżeli chodzi o ogarnianie rozkładów jazdy, przesiadki trasy linii, to łon w tym jest, ten drugim mikol, zajebisty. Naprawdę to jest odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. I to jest fajne, a jeżeli chodzi o przechodzenie przez przejścia w miejscach niedozwolonych po to, żeby sobie skrócić ten czas i dojść tam gdzieś, to jest totalnie beznadziejny. I tutaj, my już mamy takie hasło własne, "późne zielone", które jest synonimem tego, że przechodzimy nie tam gdzie trzeba, albo przechodzimy nawet wręcz na czerwonym. Wzięło się to właśnie z wcześniejszego pobytu w krk w ub. roku na podobnym wyjeździe. Sytuacja była taka, że szybkim krokiem leziemy na tram, na Bronowicach. w drodze mamy przejście dla pieszych. Pierwszy ciągnie 254, drugi, drugi mikol, trzeci ja. 254 jak był już przed przejściem to zaczęło mrugać zielone, drugiemu mikolowi zapaliło się czerw. i on stanął przed przejściem, a ja za nim lecę, bo tram stał już na przystanku gotów do odjazdu, i krzyczę - późne zielone, dawaj nie stawaj. No i za mną poleciał. Od tego momentu synonimem przechodzenia w dziwnych miejscach jest "późne zielone". 
   W krk na tym wyjeździe zaliczyliśmy starą skanię, starego mana i starego jelcza. Niestety nie przejechaliśmy się jelczem ogórem przegubowym, bowiem na nowej Hucie stał jako wóz rezerwowy. Przejechaliśmy też tram linii zero w doczepie 455 (nr taborowy) archiwalnej. Z tych wszystkich wyjazdów wspólnych, które mieliśmy do Krakowa, myślę sobie, że mikole i tak się cieszą z tego, że ja z nimi jadę, bowiem wprowadzam taki spontan w działaniach, jeżeli chodzi właśnie o poruszanie się na powierzchni przez miasto, przez różne skrzyżowania, drogi, czego sami by na pewno nie zrobili. Ze mną, przeprowadzam ich przez przeróżne przejścia, dziwne miejsca patrząc jednocześnie co robią, mówiąc kiedy wejść, pilnując tego co robią i to zapamiętają jako ewenement w takich wycieczkach. No kto ja nie ja, by tak robił? A tak przeprowadzam ich w miejscach nieprzeznaczonych, ale zwracam uwagę na nich, co robią, by się nie narobiło, następnie tłumacząc, jeżeli zrobili błędy, to jakie. 
  Z krk Płaszowa jechaliśmy poc. 36101, który między krk Głównym, a Katowicami nie ma przystanków handlowych dzięki temu byłem wcześniej na st. mac. i mogłem się dalej przygotować do jutrzejszego wyjazdu, a także opublikować ostatnią notkę przed wyjazdem z 254 na tydz. czasu. 
  Serio, boję się tego wyjazdu, bo to, już wiem, będzie krytyczny wyjazd dla naszej znajomości. Mam nadzieję, że zarząd jak zwykle stanie na wysokości działania, i dział p.s. czegoś nie odwali, co podważyło by dotychczasowe osiągnięcia. No wiecie, albo i nie, spanie w aucie jest niezmiernie blisko siebie. Tu nie ma kaj spierdolić metr dalej, a 254 będzie na wyciągnięcie pół ręki, nawet nie całej i to qrwa, przez tydzień. No cóż, ciepniemy się na głęboką wodę, nie pierwszy raz, może się i jego nie utopimy. Dotychczas 254 śpiąc na gr. A na innym torze, to był jakiś 3 m dalej, zresztą, co pisałem, bez widoczności między torami. Teraz tak nie bydzie. 
   Zdj. 
  Zdj. z wyjazdu na koleje makietowe do K-ce Szopienice wraz z 825 i 254 robione przeze mnie. O nagłej nocy na wystawie pisałem w którejś tam notce wcześniej. Sorry, nie mam czasu szukać w kierej, a juto warsztat, a później wyjazd wiync sami rozumiecie (albo i nie). Mniejsza, narka i do następnego. 
  p.s. (nie, nie dział p.s.) W ramach - zyski się prywatyzuje, koszty uspołecznia, to mamy ntlx i dysneja od dziecka (979), a teraz jeszcze przytuliliśmy spotifaja od 254. My to jednak jesteśmy zajebiste...

czwartek, 17 lipca 2025

Czwartek #2168

   Wczoraj miałem dzień, że nic mi się nie chciało. Taki z dupy. Zmuszałem się do roboty, bo trudno by przeleciał cały na niczym, ale było ciężko. Nawet jak przylazł 979 po swojej pracy, to mu powiedziałem, że je dramat. Nwm, z czego to wynikało. Jedną z przyczyn mogło być info, o złym stanie babci od 254, a przeto trochę zawieszeniu wyjazdu na wakacje. No bo jakby się jej coś b. stało, to przeca młody by nie pojechał. 
   Dziś za to zupełnie odmiennie. Na st. mac. w południe wszedł 254 i po wczorajszej padace dziś, jak te głupki sportowcy mówią, jechałem na 110%. Mając go u boku szło zupełnie inaczej. Już sama jego obecność powodowała wejście na wysokie obroty. 

   Pająk pojawił się na monitorze, na jego górnej krawędzi. Szedł pewnie nową ścieżką, przeto tymi przednimi odnóżami, takimi długimi, machał by spr. czy teren jest wolny i nie zainfekowany przez innego pająka. Postanowiłem się z nim trochę pobawić. Jak on merdał tymi przednimi odnóżami, to co jakiś czas lekko w to jedno go ołówkiem trącałem. On na początku tą nóżką, czy czułkiem napierdalał, by spr. co dzieje, ale po ok. 2 sek, zamierał i czekał co dalej. Jak tak zamierał, to jak go zaś lekko w tą szłapę. Znowu się powtarzała procedura. Monitor od str. okna mam z tekturową przysłonką. Jak był na tej przysłonce to z dołu, bo łon se stanął na krawędzi, go w tą szłapę ołówkiem. Po ok. 3 razach takiej zabawy, zszedł na drugą stronę, z której operowałem ołówkiem. Skubany wyczuł skąd się ten ołówek pojawia. W związku z tym, jak łon polazł na dół, to ja tym ołówkiem go zaś trącałem od góry. W końcu zrezygnowałem, ale biedaczek, miał przez chwilę intensywne postrzeganie otoczenia. Mam nadzieję, że się nie wqrwi i w nocy on mnie nie bydzie drażnił w łóżku. (aktualizacja) Rano nie pamiętam, by on był u mnie na odwiedzinach.

   W Radiu melo brakło prowadzącego w poniedizałek po 10:00. Ok. 09:45 prowadzący ranną zmianę, takim lekko zdenerwowanym głosem, pożegnał się ze słuchaczami. Podejrzewałem, że coś jest na rzeczy, bo raczej radiowcy nie mówią takim tonem. Po dziesiątej okazało się, że nie ma następnego prowadzącego, który miał przyjść do pracy. Ten z rana musiał godzinę siedzieć dłużej w studiu. W związku z tym radio leciało w zasadzie automatycznie. Co godzinę były wiadomości. To mały pikuś dlatego że oni importują te wiadomości z zewnątrz, no więc były przygotowane. Natomiast prognoza pogody jest czytana wewnętrznie, a ponieważ nie było prowadzącego, to prognozę pogody czytał jakiś techniczny. Głosem takim jakby kogoś wzięli z ulicy i kazali przeczytać prognozę pogody. No myślałem, że padnę ze śmiechu jak słyszałem jak on tą prognozę pogody czytał. Pozytywem jest to, że w kolejne dni też nie było prowadzącego w tym pasie do piętnastej, dzięki temu nikt nie pierdolił od rzeczy i można było, z wyłączeniem globulek, słuchać bez problemu radia.|

   Remont na st. mac. trwa, Teraz kolejne okna przechodzą NG, bowiem wkłady szybowe zamówione, przeto ramy są czyszczone, malowane podwójnie na leżąco, dzk. temu mogę grubszą warstwę farby nałożyć, by starczyło na dłużej i były dobrze zakonserwowane. Część rzeczy realizowanych je z listy, bo na szczęście taką przygotowałem wcześniej. 
   Zdjęcie (screen). 
  Dobrze, że 254 tak nie wygląda, bo zadupiałbym na 120%, a to mogło by mnie na dłuższą metę wykończyć. 
   
  Choć z drugiej strony, z takim w łóżku....
  Niestety nie mam adresu strony, pod którym występuje, bo to przerzut ze starego kompa. Musiałbym dogłębnie poszukać, by znaleźć. 
   Korekta słaba, bo 254 je w terenie i na noc wchodzi na st. mac. spać. 
   Narka. 

wtorek, 15 lipca 2025

Wtorek #2167

    Jak zwykle nie ma kiedy tego wszystkiego pisać. Już czasami korzystam z funkcji mówienia do mikro, ale trza tam sporo poprawiać, bo AI różnie rozumie co mówię, albo też czasem po prostu zżera po dwa, trzy wyrazy naraz, później muszę się zastanawiać, co autor miał na myśli. 
   Czasu co raz mniej do wyjazdu, jeszcze niby w tle jest wino do roboty, ale czy będzie robione to się okaże w ciągu dwu dni. (aktualizacja) nie, wino nie bydzie robione, przynajmniej przed wyjazdem, bo przeca jedziemy, a po zrobieniu w określone dni trza mu cukier sypać. 
  W nd 254 pisze do mnie, że musi mi coś powiedzieć, ale nie może tego ani napisać, ani zadzwonić i powiedzieć. Jutro powie mi to prosto w twarz. Od razu zarząd skojarzył to zdarzenie z tym, że był przy kompie kiedy blog był otwarty. Zarząd zaczął produkować liczne scenariusze, w których za tym znakiem równości "=" było, jak w matematyce, rozwiązanie, w którym było, że młody ze mną zrywa... kontakt. Wiecie, ten wiek, to i decyzje szybkie i niezbyt przemyślane. No to nd mieliśmy do końca dnia lekko zdupioną. |
  Nastał pn. Wyczekiwałem tego jego nadejścia, ale finalnie okazało się, że ma new laskę, co już zakomunikował w sob., bowiem szedł do niej na imprezkę i w związku z tym dziś widzenie ma z nią. Na st. mac. nie wejdzie, ale zdradził rąbka tajemnicy, co z tym w twarz i okazało się, że to dot. imprezki sobotniej. Uff, ulżyło mi. Czyli wyjazd wakacyjny aktualny. 
    Właśnie. Odnośnie tego wyjazdu, to zmieniłem go kompletnie. Tzn. mieliśmy do Gdyni jechać poc. 45102 tam 3 noclegi, jazda kom. miejską na miejscu i powrót, a zamieniłem go na wyjazd autem, wszak mam kolejne auto, spad po 979, w którym je spanie, bo on długi kombiak. Do tego oprócz Gdyni, chcę zaliczyć z nim wawkę, jeden dzień na Łódź i może dwa na Po-ń. Taki je wstępny plan. Aby doszedł do skutku, to jeszcze czekają mnie negocjacje z nadzorem i dopiero jak łone przejdą pomyślnie to pojadymy na tyle dni ile uda się wynegocjować. W związku z tym, wypowiedzenie do roboty zawiozę 21-go, przeto wyjazd opóźniony o jeden dzień, ale jeżeli uda się wyjechać na 1,5 tyg. to nie muszę się spinać, by wracać tu, aby złożyć wypowiedzenie. Mogę nawet na pocz. sierpnia zjechać i bydzie dobrze. Auto już je u mechanika, bym wiedział, że na wyjazd coś nie odpadnie z niego. Kilka rzeczy je wyłapanych, to będą robione. Wyjazd autem chciałem zrealizować już od kilku lat, a że może teraz się uda i to do tego z młodym, to bydzie szał macicy. 
  W ogóle new laska od młodego poznaczyła go, jak wampires. Jak to dziś badnąłem, to powiedziałem - dobrze, bo jesteś czysty, w sensie, ze nie branżowiec, a i ja przy tym też jestem czysty, bo urzędujesz z laską.
  Oprócz tego chcemy wymiksować 374 z wyjazdu. Ani 254, ani ja nie chcemy, by jechał tak w 70%. On z kolei kombinuje jak qń pod górę, by się jakoś dokleić. Większość zwaliłem na 254, ale łon wszystko wie, bo jakby 374 doń zadzwonił, to by wiedział co ma gadać. Ogólnie 254 powiedział:
- to teraz jest na mnie? To ja mam dać dupy? 
- no ja dawałem już kilka razy za Cb. dupy, to raz możesz Ty. 
   No i dziś jeszcze kolejna wizyta u psychologa. Przypomniałem mu przed wizytą jak ma się wstępnie zachowywać, co mówić, by stwierdzono, że z nim wszystko ok. 

   Kupiłem sobie klej do butów. I to w zasadzie najprostsza czynność. Natomiast okazało się, że klejenie samo w sobie nie jest tak skomplikowane, co ściśnięcie butów tak aby się prawidłowo skleiły. Okazało się, że nie mamy za bardzo materiałów takich, aby te buty ścisnąć, bo przecież nie są idealnie płaskie, kanciate, tylko są owalne jak nasza stopa. No jakoś z sytuacji wybrnąłem. Nie wiem czy klej będzie trzymał, zobaczymy. 
   Zdjęcie. 
   Dziś wspomnienie z kopalni, z historycznym również Helmutem na wiadukcie. 
  Jest jeden plus tego, że kop. nie pykła. St. mac. ma new skład wchodzący na nią. 254, którego na pewno by nie było, gdyby te wajchy, co widać na zdj, i co zawszę mówię, się inaczej poprzestawiały. 
   Auto je na warsztacie u kolegi z klasy i on w tym warsztacie pracuje ok. 25 lat. Opowiadałem mu, ile w tym czasie wykonywałem innych prac, ile się u mnie działo. On wjechał na jeden tor i praktycznie na nim cały czas biegnie (odnośnie pracy), a my lub nam, te wajchy ciągle przestawiali. Kolejny raz wajchę w zasadzie już przełożyłem. Wjechałem na tor boczny, na odstawkę. Ale to czasowo. We wrześniu lub paźdz. z tego toru wyruszymy, po ułożeniu drogi przebiegu, na nowy szlak (tor). Po raz już nie wiem który w życiu. 
   (korekta własna)
   Narka.

sobota, 12 lipca 2025

Sobota #2166

    Na youtubie ostatnio szaleją i praktycznie co minutę dokładnie, bo sprawdzałem lecą globulki. Po prostu szał macicy. I teraz tak sobie myślę, czy jak yt wchodził na rynek i kasował inne portale, bo przecież mieliśmy polską wrzutę czy były też inne gdzie można było umieszczać treści, to czy zdawaliśmy sobie sprawę, że za dekadę tak to będzie wyglądało, że co minutę co 2 będą leciały globulki na materiałach. Jeszcze nie przerywają nagrań trzyminutowych, ale jak są dłuższe 7 minutowe to już w środku się pojawiają globulki. Może moje myślenie jest niewłaściwe, ale podobnie mamy z płaceniem gotówką. Na razie coraz mniej transakcji robimy gotówkowo. Prym w tym wiedzie Norwegia, gdzie tylko 2% jest takich transakcji reszta wszystko leci elektronicznie. To już kiedyś pisałem że wkładając realne pieniądze do banku mamy tam tylko zapis elektroniczny czyli zero jedynkowy. Nie mamy tam pieniędzy w naszym rozumieniu a są to tylko środki płatnicze. Generalnie państwa zrezygnowały z przyspieszonych prac nad CBDC, ale myślę że to takie gotowanie żaby. My coraz mniej transakcji robimy gotówkowo. Teoretycznie sami przechodzimy na płatności poza gotówkowe. W związku z tym państwa nie muszą tam za bardzo się z tym śpieszyć. I tak za jakiś czas społeczeństwa przestaną płacić gotówką. I teraz od tego momentu, kiedy przestaniemy płacić gotówką i ją wyeliminujemy z rynku ile czasu potrzeba będzie na to, aby nami sterować dokumentnie wpisami elektronicznymi. Czy to będzie tyle, co na yt dekada i wtedy już się nie obronimy się przed niczym, bo nie będzie alternatywy.
    Ostatnio dawno nie robiłem, ale kolejna klawiatura, taka bardzo stara i fest zmaraszona, która ma chyba z ponad 15 lat niemiecka jeszcze z umlautami, przeszła naprawę główną. Pisze się na niej rewelacyjnie. Klawy, które przechodzą NG, to trochę tak jak kiedyś szły wozy 105N do NG do Konstalu, Praktycznie wychodziły z tej NG jako nowe. Poprzednia, która tu była też została odstawiona do naprawy głównej, ale nie wiem kiedy ją zrobię, bo z wyrabianiem się z pracami na stacji macierzystej, jak zwykle jest dramat. Natomiast farba na klawiszach, jest tak dobrze zrobiona, w sensie materiału i naniesiona, że po tylu latach i trochę szorowaniu klawiszy, bo takie ujebane były, nie zeszła na ani jednym, a już NG przechodziły takie, że napisy się wycierały. 

   254 był na stacji macierzystej. Okazało się, że jest znacznie gorzej, jak myślałem. W zasadzie to ukrywał to, ale jak pociągnąłem go za język to okazało się, że większość już jest wygadana. To znaczy, to że jeżdżę z nim na jakieś wycieczki, że byłem na dwa dni z nim w Gdyni, że dość sporo go uczę na stacji macierzystej, i że w ogóle znamy się 2 lata. To akurat naciągnął, ale dobrze, bo rozłożone w czasie robi inne wrażenie. Na szczęście nie wypaplał jeszcze, że tu nocuje i że łyka. Teraz nie wiem czy psycholożka będzie drążyć temat dalej, czy skupi się na czymś innym.
W przyszłym tygodniu 254 jedzie jeszcze raz na wizytę do niej, zobaczymy co z tego wyjdzie.
   No i ja, jak to ja, zaliczyłem kolejną wpadkę. Jak wszedł na stację 254, to miałem rozmowę z drugim mikolem na tematy komunikacyjne. Zapomniałem, że na komputerze mam otwartego bloga no i jak wszedł na grupę A, to siadł do kompa. Po, w sumie krótkim czasie, podszedłem do niego i patrzę się - na ekranie blog. Prawie zawał. Wysłałem go po coś na teren stacji. W tym czasie zamknąłem bloga i wylogowałem się z gmaila. Teraz nie wiem ile widział i czy w ogóle zarejestrował adres. Miejmy nadzieję, że nie.
Zdjęcie.
To jest ten skład, o którym pisałem w tej notce do Zakopanego, który na starcie miał +30 min. Oryginalna EN57, w wnętrzem jak dawniej, szkoda że we wnętrzu też zdj. nie zrobiłem. Tu, krótko po przyjeździe jeszcze na tablicy roboczej jako podsył 336046. Nwm, po co to w ogóle wyświetlają na tablicach, ale może zaś jakieś wydumane wymysły ludzi z za biurek, którym się nudzi. 

   Korekta własna. Pewnie coś umknęło, ale trudno. 
   Narka.

środa, 9 lipca 2025

Środa #2165

     Odbyła się wizyta 254 u psychologa. Część z tego co podejrzewałem, że się odbędzie odbyła się. Na razie nie udało nam się zniknąć, bowiem pierwsza wizyta, to połączona matki i 254. Na godz. gadania matka gadała ok. 45 min, a 254 15 min. O mnie wygadała matka, tzn. że 254 ma takiego kolegę i tu padło o mnie. Na szczęście nie było drążenia tematu, na tym spotkaniu, bowiem w przyszłym tyg. następna wizyta 254. Tym razem bydzie sam. Powiedziałem mu:
- teraz psycholożka załatwiła matkę, w przyszłym tyg. załatwi Cb. 
  Z matką tyle gadała, bo chciała wiedzieć o rodzinie. To też pytała się o członków rodziny, warunki bytowe itp. 
  Z części spraw udało się 254 na razie umknąć, ale to z części. Zastosował się do tego co mu mówiłem, ale na następne spotkanie ponownie trza go bydzie przygotować, bo będzie trochę trudniej. Godzina gadania do sporo, a w zasadzie godz. wyciagania info od 254, bo tak to się będzie odbywało. Na szczęście na pierwszym spotkaniu, jak mu zaproponowałem, z części wydarzeń mnie wykluczył tzn. "mnie tu w ogóle nie było". Teaz trza bydzie dogłębnie przeanalizować odbyte spotkanie, to chyba jutro, bowiem plan je, że 254 wejdzie na st. mac. 

  Dziś będzie o snach Pierwszy to na parowozie. Akcja dzieje się w Gliwicah Łabędach. Szedłem od strony nastawni dysponującej, przy której był jakiś wypadek, tzn. pociąg wychodzący ze stacji najechał na inny przebiegajacy prze stację. chwilę popatrzałem i poszedłem dalej. Mój parowóz stał na torze nr 3, a ja miałem być pomocnikiem mechanika. Wszedłem na parowóz i gadałem z jakimś chłopem. Nwm, co to był za chłop, ale miast zająć się przygotowaniem parowozu do jazdy rozmowa trwała. Po jakimś czasie przyszedł mechanik, w postaci kobiety. Zdziwiłem się mocno. nie byłem nawet przebrany w ubranie robocze, bo cały czas o czymś (tego w śnienie było) gadałem z tym chłopem. Kobieta do mnie - no to ruszamy. Popatrzała na mnie a byłem ubrany w jasne jeansy, białą podkoszulkę na to żółta koszula rozpięta i jasna kurtka (idealny strój do pracy na parowozie). Chciałem się szybko przebrać, ale mechaniczka - nie ma na to już czasu. Chciała ruszyć, ale nie przygotowałem parozowu i powiedziała, no to po jeździe. Nie mamy ciśnienia. Kazała mi zrobić to ciśnienie, czyli rozpalić w kotle. Zajrzałem do środka, a tam tylko była kupka żaru zrobiona przez palacza, by w ogóle ogień się nie stracił i parowóz nie wygasł. Chciałem naładować z tendra węgla, ale nie było łopaty. Wszedłem na tender, a tam podłoga pod kątem ok. 45 st. a widząc to pomyślałem - musieli czyścić tender i wszystko usunęłi. były tylko pojedyncze kamyki węgla. Postanowiłem iść po łopatę i załatwić węgiel. Przeniosłem się do jakiegoś tendrzaka stojącego przy rampie, który był naprawiany. Mechanicy po staremu mieli na sobie płaszcze robocze takie niebiesko/granatowe, w jakich jeszcze w latach 80-ych chodziło się po zakładach pracy, Oprócz nich na parowozie byli uczniowie szkolący się do zawodu. Ponieważ dałem dupy na parowozie to w ogóle nie zajmowałem się uczniami, stąd nie wiem jak wyglądali. Ponieważ nie dali mi łopaty, ponoć nie mieli, bo ten w naprawie to nie potrzebował, to chciałem z niego wyjść na rampę. Przeszkodą był wał kardana, duży, który trza było sforsować, by dostać się na rampę akurat od strony parowozu na którym byłem. Wał był z oleju i brudny, a ja w jasnym stroju się nań położyłem bo był na wysokości mojej klaty. Uwaliłem się, ale pomyśałem i tak to ubranie pójdzie do wyjebania, no trudno. Położyłem się na wale, odbiłem od podłogi by się przez niego przekręcić się na drugą stronę, ale on ciągle wracał się w stronę parowozu i nie mogłem wydostać się z tego tendrzaka. W końcu poszedłem od dymnicy i tędy wydostałem sie. 
  Kolejne ujęcie. Byłem w jakimś innym miejscu i w końcu ktoś dal mi taką małą łopatkę od kułkastli z uchwytem okrągłym o śmiesznie wyglądało. Z tą łopatką postanowiłem wrócić na parowóz. 
  Kolejne ujęcie. Wracam już na parowóz w ręce mam tą łopatkę, a także woreczek w którym na dnie są kiełbaski, nad nimi kromki pokrojonego chleba. Stanąłem w wejściu do parowozu z tym, ale w śnie parowóz się zmienił. Był już dwupoziomowy. Na górnym budka mechanika, na dolnym palenisko. Stanąłem w wejściu i widzę łunę z dolnego pokładu, czyli w palenisku już rozpalone. Mnie długo nie było i jak stałem w wejściu to oni, było tam kilka osób przy tym palenisku, odwrócili głowy i patrzeli na mnie. W tem jeden mówi - nawet miał czas iść do sklepu po śniadanie. Jak na to, że to zdobyczne, dostałem, a nie byłem w sklepie, ale jak zacząłem mówić to oni mnie zagadali i już nie słyszeli mojego wytłumaczenia. 
  Ponieważ dałem dupy po całości, to siadając na fotelu (niestety w śnie sterowanie parowozu było jak w samochodzie po lewej, a nie po drugiej stronie) po prawej stronie pomyśałem - przynajmniej spełniłem swoje dziecinne pragnienie, choć raz przejadę się z prawej strony w budce mechanika, a później mogą mnie wyjebać z pracy. Jeszcze przed odejściem mechaniczka, kazała mi sprawdzić przód parowozu. Poszedłem do przodu i po jej stronie było pełno kwiatków, różnych roślinek, ktoś przechodził i powied\iał, że ona lubi ładny widok jak prowadzi parowóz przeto tam tyle roślinek jest przed jej okienkiem. Po prawej stronie już nie było roślinek i były tylko różne rzeczy poustawiane. Postanowiłem tam schować kajś śniadanie zdobyte, czyli te kiełbaski z chlebem, by sie nie zagotowały przy kotle. Z widokiem do przodu to musicie wiedzieć, że widoczność z budki parowozowej do przodu była bardzo ograniczone i w śnie właśnie to było ujęte. w środku wystawała z dolnego pomieszczenia góra kotła, która oddziałała widok mechaniczki od mojego, jak w prawdziwym parowozie. Usiłując schować śniadanie, parowóz był już w ruchu, bowiem poc. ruszył pod moją nieobecność w budce maszynisty, co gdzieś położyłem woreczek z kiełbaskami, to na nierównościach wysuwał się na pomost, z pod ukrycia. W kilka miejsc ów woreczek wsadzałem, ale za każdym razem na nierównościach toru, stykach, wysuwał się na środek przejścia. 
  Na tym sen się urwał, ale był bardzo długi jak na sen. 
  Na tym nie koniec. Drugi sen dot. już tramwaju, składu 2x 105Na, który stał w Bytomiu na pl. Sikorskiego. Miałem tam zmianę i obejmowałem wóz (nwm, co z tymi zmianami w tych snach). Tym razem było ciemno na placu, na ulicach świeciły się latarnie. byłem już na coś wqrwiony i chodziłem wokół wozu naładowany. Dziwne przebitki w śnie się pojawiały, że jakiś czy mój wóz stale wjeżdżał na Katowicką blokując sygnał odcinka jednotorowego. Cofając z powrotem do placu nie zwalniał odcinka, bowiem to zwolnienie było w drugim torze. W końcu ktoś wjechał na odcinek, ale zjechał na drugi tor by zwolnić zajętość. W tym czasie robiłem oględziny składu. poszedłem na na jego tył, a tam jedna postojówka mrugała. Lekko uderzyłem w oprawę., a ta cała luźna. Postanowiłem to przykręcić, więc udałem się z powrotem do kabiny. Wszedłem do niej po latarkę i śrubokręt. Kiedy na fotelu motorowego otwarłem torbę by sprawdzić latarki, jedna ledwo co świeciła, jeszcze bardziej się zdenerwowałem bo jej nie naładowałem, druga podobnie, to wóz w tym czasie ruszył. Pomyślałem, przykręcę na następnym przystanku. Siadłem na fotel i wjechałem na Katowicką. Niby miałem jechać jeden przystanek, ale ponieważ byłem zdenerwowany to postanowiłem się nie gonić. Teraz pojawiały się różne przebitki z sytuacji drogowych z torowiskiem tramwajowym. A to pojawiłem się na wąskim skrzyżowaniu, gdzie stale musiałem uważać i hamować, bo osobówki się cisły, a wóz jakby nie miał końcówki hamowania przeto ciągle praktycznie stałem na pedela hamulca. Zamiast tymi osobówkami poczekać, aż wyjadę, to oni na cm podjeżdżali pod wóz, ten był w łuku wiec pudło się wychylało od osi toru w stronę obrysów osobówek, przeto to hamowanie, a ponieważ nie było końcówki hamowania, to kosze puszczałem. Inna przebitka, kawałek jechałem po jakimś dawno nieużywanym torowisku z szyną rowkową, która była totalnie zamulona takim jasnym mułem, który nie tyle był naniesiony po jakimś deszczu, co zastany z powodu nie używania torowiska. Wjechałem na ten odcinek i znowu stałem na pedale hamulca, by zmniejszyć prędkość przed ewentualnym wykolejeniem. W końcu w lewym łuku, już na torowisku porośniętym trawą, dojechałem do (normalnie rozwidlenia, a to było zwidlenie) splotu torów. Z Prawej strony jechał krakowiak (skład w malowaniu krakowskim w biało niebieskie pasy). Znowu stanąłem na pedale hamulca, by skład wyhamował i by dać wjazd krakowiakowi. Udało się, wjechałem na tor za nim. On poleciał przodem, a ja nie śpiesząc się, bo te hamowanie było zwalone (nie było końcówki hamowania), sunąłem za nim. W oddali widziałem już pełno gadów na następnym przystanku. Odcinek do następnego przystanku był już prosty. Torowisko tramwajowe były dwutorowy, w środku 4 pasmowej jezdni dla samochodów z lekkim spadkiem w stronę przystanku. Już zbliżałem się do przystanku i tu... sen się urwał, przebudziłem się.
   Zdjęcie.
 Takim cackiem jechaliśmy do Gdyni Cisowej. Klasyk w malowaniu jak dawniej i wnętrzu też. |
  Słaba korekta, bo ciągle coś nie tak z czasem, z zajęciami. 
  Narka. 
   A i jeszcze jedna sprawa. Już któryś raz widziałem niedaleko wioski pięknego mięśniaka. Taki lokalny prawie skurwiel. Niestety to kolejny przykład straconego synka. Jego matka, z którą chodzi, od razu widać, że (bardzo łagodnie pisząc) niskich lotów. Co ciekawe, przeważnie tak jest, że rodzicie, kiedy mają już po 30-ce, czy więcej, to wyglądają już strasznie, a takie ładne dzieci robią.
Niestety miejsce urodzenia, generuje dalszy byt, bo nie wierzę, że do czegoś dojdzie w życiu, zresztą już na tym etapie, czyli tych końcowych nastu lat widać, że to już je stracony czas. Pewnie, jak to w standardzie je, pozna jakąś laskę, nim się jeszcze stoczy, zrobi larwę i wcale nie będą żyli długo i szczęśliwie, albo się stoczy nim jeszcze jakąś zaleje. \
   No to drugi raz - narka.

poniedziałek, 7 lipca 2025

Poniedziałek #2164

      Lato tego roku jakieś z dupy. Nie mogę się wygrzać. Je 2 dni ciepło, a później zaś kicha. No dramat. 
   Odbierałem paszport. Do biura zawiozłem, bo ostatnio jak tam byłem, to nawet mówiłem, że pracowałem tam jeszcze w starej lokalizacji i zostały mi na st. mac. druki z tamtych czasów. No i tera była ta sama kobieta co poprzednio już starszawa i przywiozłem jej po kilka kartek z tych bloczków. Pokazałem jej to, a ona, że później to wpuści do mielarki. Że co QRWA! pomyślałem. Daję jej oryginalne druki z przed 35 i 40 lat, a łona to do mielarki chce wpuścić. Powiedziałem - zróbcie se gablotkę starych druków na paszporty, jakoś to uratujcie. Tak powiedziałem, ale po wyjściu zastanawiałem się po co to w ogóle jej zawiozłem. Dziś gady nie mają żadnego poszanowania dla historii. Ci nieliczni, którzy się tym zajmują są traktowani jako oszołomy, a ich dzieło, jako jednorazowa atrakcja w życiu innych gadów. Na prawdę jako społeczeństwo zostaliśmy spłaszczeni strasznie. Zresztą pisałem to przy okazji wyborów. Tłuszcza je sterowalna jak nigdy dotąd. 
  Właśnie, przy okazji wyborów. 374 dostał wezwanie w spr. naruszenia ciszy przed tym wydarzeniem (czy w trakcie). To, że je nie ogarnięty, to pisałem już wielokrotnie, ale sam se narobił. W dniu wyborów dał posta na fb, na koncie kandydatki z partii na którą kandydata głosował. No i go namierzyli, co dziś jest niebywale proste i teraz myśli jak się z tego wymiksować. 
   Zawsze pisałem, że głupota jest największym dostarczycielem kasy bo budżetów gmin, miast, państwa, bo łona nieustająco robi głupie rzeczy, które niosą konsekwencje finansowe. 
   A i jeszcze jedną sprawę miałem opisać. Otóż jak jechaliśmy 45102 to 254, bo łon jeszcze nie wszystko ogarnia, jakoś przypadkowo pokazał 374 zdj. z interku, jak dla jajec, przebrały go laski w strój jednej z lasek. Wyglądał w tym b. dobrze, bo te zdj. widziałem, nie bym miał zajawkę na damskie ciuszki, ale sam fakt, jak wyglądał. No i tera jak myślicie jak zachował się 374 widząc te zdj.?
   Wpierw dostał ataku śmiechu, co już musiało być deprymujące dla 254, później jak już się opanował, to zadawał pytania w stylu - a to kręci Cię przebieranie się w damskie ciuszki? Jak często się przebierasz? Jak się przebierzesz, to jara Cię to? itp. 
   I jak rozmawiałem ostatnio z 254 o wizycie u psychologa, to m.in. ten przykład mu podałem, żeby rozróżnił reakcję różnych ludzi na to samo. Jak mi te zdj. kiedyś pokazał, to popatrzałem, ale nie zareagowałem, oprócz tego, że powiedziałem mu, że nawet dobrze w tym (tej sukience) wygląda. Innych reakcji nie było. Żadnych dalszych pytań, drążenia tematu. Jakże inna była moja reakcja od 254. Więc wyczuliłem go m.in. tym przykładem, ale z ostatniego okresu miałem takich wiyncyj, bo był świadomy, że jeden wyraz w zdaniu może zmienić b. dużo, bo sam w rozmowie z jego matką, przy której był zaliczyłem podobną wpadkę. Intencja była dobra, ale wyszło na opak. 
   Wolne, to nadrabiamy zaległości z przed lat. Cieszy mnie to, choć czas nieubłaganie kończy mi się, a jeszcze tyle do zrobienia. 
   Zdj.

Jak byliśmy na wyjeździe w Krk, to takim ogórem jechaliśmy. 
  Nwm, jak to się stało, ale 254 kopiował mi zdj. i filmy i z tego co dopiero tera widzę 3/4 z tego nie mam. Zaś trza bydzie go nawiedzić i zassać resztę. Echcc. jak się nadzoru nie robi, to im wiecznie coś umyka. No taki wiek. 
  Narka.

sobota, 5 lipca 2025

Sobota #2163

   Śniadanie o 14:00? No tak, bo w ramach odchudzania, jak się da, to przesuwamy je na później, by wytracić jeden posiłek w ciągu dnia. Po za tym po dniach obżarstwa, wrócenie do stanu równowagi je dobre. W warzywniaku myślałem o kalafiorze, ale ostatecznie go nie wziąłem, a kapło mi się już za warzywniakiem, to stwierdziłem, skoro go nie kupiłem, tzn. nie był aż tak potrzebny. W przyszłym tyg. kupię. 
  Na stację macierzystą wchodzi 254. Nie jest to nic nowego lato, on ma wakacje. Układ jest taki, że. biorę go do pomocy przy pracach remontowych na stacji macierzystej, oczywiście za jakieś tam wynagrodzenie. Jemu przyda się kasa na wakacje, a ja w końcu nadgonię trochę z pracami remontowymi. Natomiast ostatnio jak był sytuacja zrobiła się trochę dziwna dla mnie. Zaczyna się budować więź między nami. Z jednej strony fajnie, bo czegoś takiego nie udało się zrealizować z 977, bo wtedy na St. macierzystej był bardzo duży ruch, który przeszkadzał w tworzeniu takiej relacji. Natomiast dzisiaj tego ruchu na stacji macierzystej nie ma i dzięki temu swobodnie można taką relację budować. Ona w zasadzie buduje się sama. Wychodzi to przy różnych pracach. Rozmawiamy, ja mu przekazuje informacje, czasem gdzieś go tam dotknę i co ciekawe jak go klepnę to on mi oddaje. Niekiedy on sam inicjuje jakieś zajścia dzięki temu nasz zarząd widzi, że to nie jest tylko jednostronne. I serio po czwartku było już takie wow. A jak w trakcie rozmowy o długotrwałym pożyciu w związkach. było o eksperymentach seksualnych, to powiedział, że kiedyś poeksperymentujemy, a nasz dział p.s. słysząc to od razu zgłupiał, a po chwili zaczął z siebie wypluwać scenariusze jak on widzi te eksperymenty. 
  Natomiast przed zarządem jeszcze jedno zadanie, Po tym jak 254 się pochlastał ma umówioną wizytę u psychologa i musimy go do tej wizyty przygotować. Głównie pod kątem tego aby mnie nie ujawniał w tej rozmowie, by jak to mówił Skiper w Pingwinach z Madagaskaru - mnie tu w ogóle nie było. 254 może nie wiedzieć, ale my wiemy, że te osoby są bardzo dobrze przygotowane do wyciągania informacji, a interpretacja tych informacji może być daleko różna od zamierzonej. Wiadomym jest, że podstawowym info, które będzie od niego wyciągane, to jego koledzy, koleżanki, znajomi, znajome z otoczenia i jak te jednostki oddziaływują na niego. Będą poszukiwane osoby, z którymi ma złe relacje, ale jednak są, jak i te, z którymi ma dobre.
   To przygotowanie ma na celu, by był świadomy, że powinien zrobić autocenzurę, a nie tak, jak właśnie przy nim, dziecko od sąsiada (6 lat) gadało wszystko co dzieje się w domu u niego. My tu mamy jeszcze plany wakacyjne, by coś z nim jeszcze przeżyć, a po takiej nieudanej rozmowie u psychologa - "i misterny plan też w pizdu". 
  A zacząłem organizować wyjazd (łącznie) na 4 dni do Gdyni. Tym razem z 3-ma noclegami, by tam jednak trochę czasu spędzić, ale bez 374. Właśnie, bo nie opisałem jeszcze poprzedniej Gdyni. 
  
   Otóż 254 mnie zaskoczył kiedy byliśmy w tym domku z Ukraińcami i 374 poszedł się myć. Mówi mi, że ma już dość 374 i z nim nie wytrzymuje. Zdziwiło mnie to trochę ale widać w ocenie nie byłem sam. W środę rano pojechaliśmy 07:25 poc. SKM do Gdańska i byliśmy tam 40 minut przed odjazdem 54102. Zostawiliśmy na peronie 374, a z 254 udałem się do pobliskiej żabki ponieważ on chciał sobie kupić fajki. Obok niej był przystanek autobusowy przy dworcu kolejowym z którego praktycznie co 2, 3 minuty jakiś autobus odjeżdżał. 374 był tą sytuacją podjarany i większość autobusów nagrywał czy robił im zdjęcia. Tak przeleciało praktycznie pół godziny, po czym weszliśmy do tunelu i poszliśmy na peron. W tunelu 254 mi mówi, iż nie wie jak wytrzyma 11 h z 374. Hmm, no cóż pomyślałem, więcej wyjazdów wspólnych raczej organizować nie będę, skoro ma już go tak b. dość. Nasz skład 54102 z jakiś tam przyczyn technicznych na samym starcie miał już plus 18. Jakoś tak zrobili, że przywalili od razu pendolino do Krakowa, które z Gdyni do Gdańska jechało za nami. W Gdańsku na peronie od razu zauważyłem, że będziemy przepuszczać pendolino do Krakowa bowiem przy krawędzi po drugiej stronie peronu był już wyjazd podany dla tego składu. W związku z tym nasze opóźnienie zwiększyło się już do 25 minut praktycznie na starcie. Co ciekawe, to opóźnienie utrzymało się do końca, bo jak już nadrobił, to później znowu coś wychodziło. Np. W Płocku skumulowało się, że my przyjechaliśmy opóźnieni i również Katowice przyjechały opóźnienie. Mało, że trzeba było w stacji równolegle manewrować 2 lokomotywami, a rozkład jazdy tak był ułożony, żeby najpierw przemanewrować naszym lokiem, bo my mieliśmy wjechać wcześniej, a dopiero po nas miały wjechać Katowice, to przy równoległym wjeździe manewry 2 lokomotywami naraz wymagały więcej czasu przeto oba składy z Płocka odeszły z około pięcio minutowym opóźnieniem. Część tych manewrów uwieczniłem na zdj.
   Jeszcze jedna fajna rzecz była. Wyjeżdżaliśmy z Gdyni, to było jakieś 18C, natomiast u nas na płd. 28C i w miarę jazdy w poc. robiło się co raz cieplej, co na mnie zaczynało b. dobrze oddziaływać. 
   Generalnie w poc. były dość spore luzy, zwłaszcza na jednotorówkach. Dopiero od Łodzi trochę ludzi wlazło, ale bez szału, bo głównie jechali do Cz-wy. Ponieważ od czewy skład jechał bokami do Gliwic przez Cz-wę Stradom, Herby Stare, (i na tych stacjach wymienionych dalej się nie zatrzymywał) Czarków, Toszek Płn., Paczynę, to praktycznie nikt w czewie się nie dosiadł. Opóźnienie pomieszało powroty do swoich st. mac. przeto wysiedliśmy już w Gl-ach, by przesiąść się na busa. Z niego oboje (254) zdążyliśmy się przesiąść na inne, bowiem te też jechały opóźnione. 
   Generalnie wyjazd b. udany. Chyba tylko ja dotrwałem do samego końca na jakiś tam obrotach, bowiem 254 i 374 (sic!) mieli już podróży, tzn. siedzenia praktycznie 23 h w dwa dni w poc., dość. No przeca 374 stale twierdzi, że lubi poc. się przemieszczać. Wyglądało to trochę jak w pokerze - sprawdzam. 
   Zdjęcia przejrzałem z wyjazdu do Gdyni, to dziś kutasa nie bydzie, i nie bydzie ostrzeżenia. 
   Zdjęcia.
 Krytykowałem zdj. 374, to moja wersja. No nurka z tyłu nie widać, ale za to składy na peirwszym planie tak. 

45103 po lewej, 54102 po prawej, a całkiem po lewej nasz nurek, który oblatuje, by podpiąć się do 45103. 
 Dwa loki na jednym torze. Co pisałem wyżej, przy manewrach na wzajem się blokowały. 
   Narka.