Kolejny dzień w Trójmieście to przejazd z Gdyni do Gdańska. Po śniadaniu ruszyliśmy do Gdańska. W drodze w Sopocie zjechaliśmy na stację BP, w której weszliśmy oboje do ubikacji z umywalką i tam pojedynczo umyliśmy się. Ubikacja była na szczęście w takim miejscu, że obsługa nie widziała, że we dwójkę do niej wchodzimy. W Gdańsku tradycyjnie szukałem terenów przy kolejowych, aby zaparkować auto i być jak najbliżej centrum. Takie miejsce znalazłem na starej mapie na ulicy toruńskiej, w którą wjechaliśmy, poszukując dogodnego miejsca. Znaleźliśmy takie przy starej nieczynnej zajezdni tramwajowej, Staliśmy tuż za jej płotem, a teren należał już do ul. Kurzej,
Staliśmy tam kaj je żółty kwadrat. Tam tera je znacznie bardziej zarośnięte. to jakieś stare zdj. Nadto tam zrobił się dziki parking i stoi ok. 10 pojazdów. Widok z góry i zaznaczone, kaj staliśmy wozem.
Spacerkiem do centrum turystycznego nad Motławą mieliśmy 15 min. Więc po raz kolejny znalazłem miejscówkę, można powiedzieć w ścisłym centrum miasta. Po przyjeździe znowu zjedliśmy trochę, a następnie udaliśmy się na najbliższy przystanek tramwajowy, aby rozpocząć nasze jeżdżenie po mieście. Po około 2 godzinach jeżdżenia stwierdziłem, że wypadałoby poszukać jakiegoś kolejnego baru mlecznego i zjeść obiad. Niestety lokal, który był w internecie opisywany jako bar mleczny, faktycznie nie był nim, przeto obiad jedno danie kosztował 32 zł. Lokal nazywał się Papudajnie na ul. Cieszyńskiego 1a. Było smacznie zrobione, ale mimo tego cena trochę wyższa niż w barach mlecznych. Schemat jeżdżenia komunikacją miejską w Gdańsku był podobny do tego w Gdyni, kiedy 254 chciał sfocić pulpit jakiegoś pojazdu. Ja wyciągałam swój identyfikator, pokazywałem kierowcy i w zależności od tego, czy się zgadzał, czy nie, a w większości się zgadzali, młody fotografował pulpit danego pojazdu. Po południu zrobiliśmy sobie krótką przerwę, aby udać się nad Motławę i tam w tłumie turystów przejść się i zobaczyć jak wygląda główny punkt turystyczny w mieście. Po dojściu do ulicy Grodzkiej cofnęliśmy się znowu do centrum miasta, aby ponownie ruszyć komunikacją miejską i pojeździć w różne jej rejony. Między innymi dotarliśmy tramwajem do zajezdni tramwajowej na ulicy Władysława IV. by po krótkiej chwili i strzeleniu kilku fot. ponownie wrócić do miasta. Jeżdżąc komunikacją miejską, co jakiś czas musieliśmy zrobić przerwę na jedynkę. Tą najłatwiej było zrobić przy galeriach handlowych. Przy jednej z nich było stoisko z owocami i kupiłem ponad pół kilo czereśni, które W krótkim czasie oboje wchłonęliśmy. Zresztą dziennie dbałam o to, żeby kupić jakieś owoce i zjeść, by i młody i ja mogliśmy się dowitaminizować. Jeździliśmy do samego wieczora, a około dwudziestej pierwszej ponownie poszliśmy nad Motławę, tam siedliśmy sobie na wolnych leżakach i rozmawiając, siedzieliśmy tak przez około godzinę. Dobrze, że wziąłem bluzę, 254 też, bo ta noc była chłodna i nad Motławą lekko wiało, a bez bluzy zmarzyłbym. Do auta zlokalizowanego obok nieczynnej zajezdni tramwajowej dotarliśmy przed północą. Rozłożyliśmy łóżko i po procedurach wyłączeńiowych wyglebiliśmy. Po przebudzeniu rano. Kiedy widziałem, że 254 też się już przebudził, znowu moje ręce poleciały w jego stronę. Tym razem spał w majtkach, więc już większa powierzchnia była dostępna dla moich rąk. A one z tego korzystały, głaskając go po całym ciele, z wyłączeniem organu. 254 nie robił żadnych ruchów, które sugerowałyby, że mu się to nie podoba. Na parkingu rano ruch był bardzo niewielki, przeto swobodnie mogłem kontynuować jego głaskanie. Ponieważ było dość ciepło, szczególnie w aucie, to 254 leżał praktycznie odkryty. Ponieważ taki widok mnie trochę brał, to nasz dział p.s. stwierdził — skoro tak, bo idziemy w kier. organu. Lewa ręka wsunęła się pod majtki i, co oczywiste, natrafiła na organ. Ten jeszcze nie był w stanie roboczym, ale po zmianie jego kierunku ten szybko nabrał rozmiarów roboczych. Ponieważ nadal 254 nie przejawiał objawów niechęci, to masaż organu był kontynuowany. Kilka min upłynęło i chyba ja się b. przejmowałem tym, co je na zewnątrz jak 254. Trochę przypominało mi to dawne sytuacje z 800, który też lubił plenery. W tym msc. wypada dodać, że tylne szyby w aucie w części kombi i boczne przy siedzeniach tylnych pasażerów były zasłonięte tekturami już wyciętymi w Gdyni. Chodziło o to, by rano nas słońce nie budziło. Leżąc więc z tyłu, do auta można było zajrzeć przez tylną szybę i przednią, ale fotele przednie zasłaniały, co dzieje z tyłu. Mimo tego starałem się być czujny. 254 leżał na plecach, a ponieważ organ już od jakiegoś czasu był w stanie roboczym, to zsunąłem mu majtki. Obyło się to nawet z jego pomocą, tzn. lekko się uniósł, by łatwiej je można było ściągnąć. Odebrałem to jako przyzwolenie do dalszych działań. Zająłem się dalej organem. Ten po dość krótkim czasie naprężył się do granic możliwości, bo czułem już w dłoni, że więcej się nie powiększy. To był super efekt takiego naprężonego organu w ręce. Nawet nie zauważyłem, kiedy 254 opróżnił zbiorniki. Tak mi się wydawało, że organ pomału zmniejsza swoje rozmiary, ale upewnił mnie w tym 254 mówiąc-to już. Nie zauważyłeś? Faktycznie po jego wypowiedzi poczułem płyn ze zbiorników na ręce. Po jakiś 5 minutach dalszego leżenia, kiedy już był powycierany i ponownego głaskania go tym razem po brzuchu, klacie, postanowiliśmy wstać i zabrać się wcześniej składając prowizoryczne łóżko. Plan był taki, że w Gdańsku mieliśmy być 2 dni, jednak młody postanowił, że w tym dniu ruszymy już do Płocka, w którym chciał się przejechać starymi autobusami marki Jelcz eksploatowanymi jeszcze w Płocku w ilości 2 sztuk o nr taborowych 678, 679.
Tyle, następny dzień wyjazdu w kolejnej notce.
Z tekstem powinno być lepiej, bowiem przepuściłem go przez interpunkcję, więc coś tam wyeliminowałem.
Narka.