środa, 29 października 2025

Środa #2205

   Pomału przymierzam się do pisania postów z wozu. Dość często stoi się na załadunek lub rozładunek i to czasem długo, przeto zmiana w tworzeniu treści. Ten post jest właśnie częściowo napisane w wozie.
   New praca, jak każda, ma plusy i minusy. Plusem jest mniejsza monotonia, jeżdżenie po nowych terenach, jak np. drugi raz byłem w górach i drugi raz trafiłem na ładna pogodę przeto widoki zajebiste. Do tego siedzę bardzo wysoko więc widać więcej niż w osobówce. 
Z plusów mniej jest gonitwy, bo w dawnej pracy RJ trzyma, postoje lecą , co praktycznie stałe u nas, korki popołudniowe. Tu wiyncyj czasu się spędza od wyjścia ze st. mac. do powrotu, ale czasu wolnego w robocie znacznie wiyncyj. Brak kamery na wozie patrzącej na ryj, już nie wspominając o mikrofonie. 
  Rozglądam się już za drugim telefonem, bo widzę, że na jednym to lipa. Świetne jest posiadanie, jak dawniej, jednego wozu (zestawu) na stałe. Biorę kluczyki do domu i nikt tym nie jeździ, nikt tego nie otwiera. Co se zrobię, to je dla mnie i nikt tam nie naświni, namarasi, po kim miałbym sprzątać. A tak poczyszcze se, przygotuję, nasmaruję i jest. I mam satysfakcję z tego, że to działa jak powinno. Jeszcze tylko elektronikę dodatkową ogarnąć i bydzie git. 
   Z innych spraw (tych zawodowych) to zczytali mi tachograf. Widziałem to, bo odpowiednia czerwona kontrolka się świeci dość intensywnie, później mruga. Na drugi dzień wezwanie do biura. Od razu se pomyślałem - ale nadupiłem, że po zczytaniu zara mnie wzywają. Będzie jatka. 
   Rozładowałem się na bazie i napisałem, że zara tam do nich wbiję. Idąc tam myślałem - w sumie stary już jestem, a będę się czuł jak dwudziestokilku latek, którego jebią, że coś nadupił. 
   Miałem się stawić ze swoją kartą kierowcy, to też ją wylogowałem i zabrałem ze sobą. Pełny obaw, bo jednak jakieś tam przewinienia były zapisane, a tego się nie wykasuje, o czym wiedziałem, szedłem w kierunku biura. W środku zgłosiłem się, ale jakoś prawie radośnie mnie przywitali, co mnie szokło. Okazało się, że przy zczytywaniu w jakimś dniu nastąpił błąd i wykazało im, że logowałem się o 03:44 do wozu i łącznie zrobiłem 18 h pracy co raczej jest niemożliwe. Po za tym nie mieli zastrzeżeń i mój przełożony stw. że reszta jest ok. 
   Odchodząc z biura myślałem sobie, jak ta reszta jest ok, a jednak tam nadupiłem, to dla mnie też jest ok. No co się spinać. 
   Zdjęcie. 
  Takie muzealne coś jeździ u nas w lecie, w okresie wakacyjnym i tym jechaliśmy z 254. Zdjęcie robione jego komórą. 
   Korekta jak zwykle, narka. 

sobota, 25 października 2025

Sobota #2204

     Jak to mówią mięśniaki-głuptaki na wiosce - no to jedziemy z qrwami. 
    Tradycyjnie notka która normalnie miała iść w czwartek, ze względu, nawet na pobieżną, korektę czekała na torze głównym dodatkowym, bowiem wizyta 979, a później jeszcze 895 i się podziało, jak się podziało. 
  Obejrzałem film na cda - "Królewski pociąg." Teraz krótkie przemyślenia po obejrzeniu. 
  Rzecz dzieje się w Rumunii, rodzina królewska jedzie specjalnym poc. i ... no i coś tam ogląda. Najlepsze są słowa pewnej DR z pipidówki małej, w której pociąg ma się zatrzymać, a ona tam pracuje, że stacja jak stacja, co tu oglądać. 
  Film pokazuje w dość dobry sposób sztuczny świat generowany dla potrzeb jadących poc. Wszystko co tworzy się wokół rodziny królewskiej jest sztuczne. Zastanawiałem się, czy oni w ogóle widzą jak kraj, tzn. zwykli ludzie żyją? Mają o tym pojęcie? 
   Przypomniało mi się, jak pewien poseł u nas chciał m-c przeżyć za jakąś tam kasę, z którą nawet ja bym przeżył, albo zwłaszcza ja bym przeżył. On chyba, jak pamiętam, dociągnął z tą kasą do połowy m-ca. I to doskonale pokazuje, jak totalnie odklejeni są rządzący, których tłuszcza wybiera. Jak to w ogóle działa. Tłuszczy się wciska - Ci to są fajni, na nich głosuj i tłuszcza leci. Z drugiej strony, jak dla tych, których tłuszcza wybrała generuje się sztuczny świat, oparty na protokołach i wzorcach zachowań, sztucznych otoczeniach itp., to jak oni mają normalnie nami zarządzać. 
    Ale jest w filmie jedna fajna scena, w której występuje piękny mięśniak. Otóż on jest w zasadzie złomiarzem i pracuje jakby na skupie złomu, jednocześnie przetapiając metale, na inne formy. 

Taki natural. 
  No co jemu brakuje z wyglądu.... 
  Królowa, to chyba nawet nie ma pojęcia, że tak mogą mięśniaki wyglądać skoro jest otoczona klocami generującymi sztuczny świat wokół niej. 
Na szczęście nie jesteśmy ani królową, ani królem wiync wiemy, że takie mięśniaki istnieją, mało tego przez nasze ręce ileś ich przeszło. To co ma w rękach właśnie idzie do przetopu.

   No i to jest też kolejny przykład tego, że z pokazywaniem męskiego piękna mamy duży problem (w sensie media mają). W filmie on (ten na zdj. powyżej) był tak pokazywany, że z trudem mogłem jakieś sensowne screeny zrobić. Jakby kamerzysta się wstydził, że go w ogóle kameruje, jeszcze bez koszulki.  Jak jest mecz piłkarski, relacja z koncertu itp. masówka, to jak najbardziej realizatorzy obrazu, operatorzy kamer wyłapią w tłumie piękne blond cycoliny. A widzieliście kiedyś pięknego mięśniaka? Sobie nie przypominam. Jak pokazują facetów, to losowo jakieś kloce niczym się nie wyróżniające, chyba tylko po to, by materiał nie był odebrany jako seksistowski, ale to na 10 cycolin pokażą jakiegoś faceta i to właśnie przeciętniaka. 
   I teraz czy królowa (w tym rumuńskim filmie), król w ogóle na żywo kiedyś takiego mięśniaka zobaczą? Nie! Już pominę to, że nie wiedzą jak on żyje itp., a przeca społeczeństwo w jakimś stopniu składa się właśnie z takich mięśniaków (niestety co raz mniej. Oni jak dinozaury powoli giną.).

  W nd rano, ok. 08:00, na szczęście już nie spałem, bo new praca, to inne godziny funkcjonowania, wszedł na stację 172. Nic nowego, ale tym razem zrobiliśmy to jak dawniej. 
  Nim o tym to drobna dygresja. Ktoś kto czyta od dawna to kojarzy, wie mniej więcej kto to 172. Otóż, ponieważ on już był kilka razy w miejscach odosobnienia, to scenariusz po wyjściu stamtąd jest w zasadzie taki sam. On wychodzi większy, bo oni, co też opisywałem ileś razy, mają manię bycia większymi, cokolwiek to znaczy. To też teraz jak wyszedł, to też zrobił się wiynkszy. Nwm, czy to opisywałem, ale jak tam w lecie byłem kilka razy u niego, to ta jego większość, jakoś nie działała na dział p.s. On (dział p.s.) patrzał i myślał, że trza będzie namieszać trochę w papierach, by opróżnić ewentualnie zbiorniki. Ale pamiętając historię, 172 zawsze wracał do swojego danwego wyglądu, tylko to potrzebowało jakieś pół roku. Tym razem, bo on jednak starszy, potrzebowało trochę wiyncyj. Dawno nie widziałem go w klacie, ale jak się rozebrał, to od razu dział p.s. deja vu. Jak dawniej. Na grupie A nie ma już puf od jakiegoś czasu, zostały przetoczone na grupę C i z niej musiałem je ściągnąć na gr. A. Jak się położył, to dział p.s. dostał wariacji. Dużo nie brakowało, a jeszcze by się zablokował, jak to kiedyś, na szczęście, tylko kilka razy miało miejsce. I to jest to czego potrzebujemy mięśniak-skurwiel. Tak, muszą być spełnione oba czynniki. Ten drugi człon (w nazwie) nadaje odpowiedniego smaczku. To nie jest jak 272, choć on też jest mięśniakiem, ale brakuje mu tego drugiego członu. W 172 mogę przywalić i nie ma głupiego stękania, ach tak, lubię to, jeszcze, chcę wiyncyj itp., a jak przydupię wiyncyj, to następnie - nie, już nie, nie chcę wiyncyj itp. Tu jak dawniej, choć dziś i tak był ułaskawiony, bo pierwszy raz od dłuuuugieeeego czasu. Nadto rano opróżniłem zbiorniki, bo tak mnie jakoś wzięło, wiync musiałem je drugi raz opróżnić. 
  Kiedyś w szafkach przy porządkach zastanawiałem się czy a'la sznurki do wiązania się jeszcze kiedyś przydadzą, czy ich nie tyle wywalić, co zmienić im msc. stacjonowania. Dziś (w tamtą nd.) okazało się, że dobrze iż zostały w swoim starym msc., bo pod ręką, przeto zostały użyte jak dawniej. 
  I właśnie to, że takiemu mięśniakowi-skurwielowi można przydupić działa na nasz dział p.s. rewelacyjnie. Zresztą, dziś można napisać, że dział p.s. ugruntował swoje zachowania właśnie na mięśniakach-skurwielach. Bo inni 971, 973, 975, 977, to wszyscy m-s, tylko inne wyglądy i lekko inne preferencje, tzn. to co można było z nimi zrobić, a co opisywałem prawie przy każdym. I dlatego 272 ze swoim zachowaniem do tego schematu nie pasuje. Wyglądowo ok, ale zachowanie... no odpada. 
  Jak już unieruchomiliśmy przy pomocy a'la sznurków 172, to obejmy pięciopalczase zabrały się za umięśnienie 172. Ach te barki, jak trzymałem w rękach, to dział p.s. się lasował. Same mięśnie, można ścisnąć ile się chce, nacieszyć się. Ten biceps, ta klata, do tego płaski brzuch dopełnia pełni wyglądu. Żyły na wierzchu na przedramieniach, na bicepsie ta ładna główna żyła, na nogach no rewelka. Jako że to pierwszy raz, to nie zdołałem się nacieszyć jakby całością, bo dział p.s. głupiał i krótko to trwało, a zbiorniki ponownie zostały opróżnione. Następnym razem muszę przedłużyć i zająć się innymi częściami ciała. 

   No i jeszcze odnośnie pracy. Nasz dział transportowy jest jednak zajebisty. Taka sytuacja w Rybniku. Jadę wąska droga, łuk w prawo, na lewym pasie TIR-y, przy prawym to drzewo, tak dalej tam rośnie.
 Zarząd nawet nie wie jak to się odwaliło, ale na centy, na lusterka dział transportowy przeprowadził zestaw między TIR-ami na lewym pasie, a tym drzewem. Po prostu płynęło info do lewej ręki, która kierowała, kiedy jakie ruchy wykonać, by przeszło. Za mną jechał inny TIR, nie przeszedł, bo widziałem w lusterku, został stać. Jak kiedyś w kom. miejskiej Pierwsza szychta, a odwaliłem podobny numer. Opisywałem to tutaj. 
   Tyle, bo jeszcze mnie czeka dziś wyjazd na cmentarz, a to, jak się domyślacie, nie wszystko co się wydarzyło ważnego w tyg. Postaram się to jakoś wypchnąć ze stacji w najbliższym czasie. Może się uda. 
   Zdjęcia, no powyżej w tekście. 
   Korekta jak zwykle, narka.

niedziela, 19 października 2025

NIedziela #2203

    Tradycyjnie miało to wyjść ze st. mac. na szlak wczoraj, ale... jak zwykle (dziś).
       W dobie SI blogi pisane przez autorów w pełni samodzielnie to zaczyna już być chyba przeszłość. Chyba ten, i nie bym się tu teraz reklamował, jest pisany autorsko w pełni. Nawet korektę robię ręcznie, a wychodzi ona jak wychodzi. Kiedyś podpierałem się jeszcze stroną "interpunkcja", poleconą przez Darka, ale zrezygnowałem. Główną przyczyną był ograniczony czas, a przeca czytając i tak dojdziecie do tego co autor miał na myśli lub możecie podpytać i tyle. Czas potrzebny na parowanie z inną stroną, poprawki przekierowałem na realne pisanie o tym co się dzieje. Mogę mniej pisać, ale bardziej stylistycznie, ortograficznie, gramatycznie lub "produkować" wiyncyj treści pomijając ten szczebel przed wyjściem notki na szlak. Już od jakiegoś czasu zdecydowałem się na to drugie rozwiązanie, kosztem ograniczenia poprawności treści. Sporadycznie czytam notki z przed paru lat i widzę literówki zastanawiając się czy poprawiać. Jeszcze ani jednej nie poprawiłem, bo dochodzę do wniosku, że jest to czytalne, zrozumialne. 
    SI. Czasem otwieram na yt materiały dot. j/w i z jednej strony się przerażam w jakim stopniu zwolna SI zmienia nasze otoczenie, z drugiej uspokajam się, że to tak szybko nie nastąpi, jak niektórzy wieszczą. Oczywiście jak będzie zobaczymy, aczkolwiek zmiany pomału widać. One wchodzą, a jak już wejdą to pozostają. Nikt się nie cofa, dlatego też wybór new pracy, to taka, która jeszcze przez jakiś czas się obroni. Nie chodzi już o sam zawód kierowcy, ale co f-ma wozi. Wydawało by się głupi towar - puste palety, ale to jak śmieci. One zawsze będą, niezależnie od koniunktury gospodarczej. Może być nie wiadomo jaki kryzys, a śmieci będą, puste palety, po spożywcze też, bo ludzie muszą żreć. No wiync na jakiś czas żeśmy się ustawili. 

  Byłem z 979 w kauflu na zakupach. W tyg. nie robiłem zakupów, bo new praca, to w niej na początku wiyncyj czasu spędzam (wdrażanie się).W sklepie widzę kolesia, wyższy nawet od 979, po twarzy skądś kojarzę, ale nie wiedziałem kaj go wrazić. Dopiero 979 mnie uświadomił kto to, później przy kasie, staliśmy akurat za nim to chwilę wraz z 979 pogadaliśmy. Jego laska się na nas jakoś dziwnie patrzała, pewnie nas w ogóle nie kojarzyła i później musiał jej tłumaczyć kto to. Nie pamiętałem go, bo przez st. mac. przewinęło się tyle składów, że aż trudno to sobie wyobrazić. To na pewno w setkach trza by liczyć. Nadto choćby w ostatnich 4 latach mam 3-cią pracę. W każdej, jak to w pracy zna się ludzi lepiej, gorzej. Po niektórych zostają dłuższe znajomości. Np. po zajezdni w kato znam do dziś tego młodego kierowcę (nie ma numerka, trza mu jakiś chyba przydzielić), który mi na branżowca wygląda. Po drugiej zajezdni znam 254 i drugiego mikola. Z oboma kontakt utrzymywany do dziś. 254 mi ostatnio powiedział, że gumki które mu kupiłem zużyte już wszystkie i nowe bydzie kupował. Dobrze, dobrze gumy są potrzebne. Właśnie. Muszę z nim pogadać, czy ona się jakkolwiek zabezpiecza, żeby to nie było tylko na jego gowie. 

   Natrafiłem na cda na serial młodzieżowy z głównym wątkiem branżowym. Produkcja duńska, a pamiętam, że Duńczycy zrobili replikę SKAM-a. Do repliki miałem zastrzeżenia to i do tego, bo widać kultura scenariuszowa, jakby miało być ianczej, podobna. Choć serial o młodzieży to w ogóle wycięto z niego szkołę. Pozostawiono u nich popołudnia, a w nie wpleciono sport - koszykówkę. Wplecenie tego sportu to taki stereotyp, czyli drużyna samców, które myślą tylko o ruchaniu samic, a tu nagle okazuje się, że jeden to pedał. No to się zaczyna nagonka, ale po czasie okazuje się, że jest jeszcze jeden no i tworzy się, jak w SKAM-ie, dramy w stylu, również klasyka, biją naszych. Na szczęście serial 6 wątkowy, bo jest 6-ciu głównych bohaterów. 3 samców, 3 samice i wokół nich kręcą się wątki, oprócz tego, ze oni kręcą z sobą (parami). Tak trochę dziwnie się patrzy bez tej szkoły, bo to główny pkt. wszystkich innych akcji w ciągu dnia dla młodzieży, ale rozumiem. To dodatkwoe wynajęcie budynku, pewnie popołudniami, by nie rozwalać zajęć szkolnych innym i trza by w ogóle zawrzeć więcej treści. Tak tylko popołudnia, kręcone trochę na ulicy, trochę w mieszkaniach (studiach nagraniowych). 
  Duńczycy to chyba w ogóle lubią dramy, bo nie dość, że pełno ich umieścili u ludzi młodych (wątki branżowe, laska, która się sprzedaje za kasę, laska skrajnie religijna itp., to u ich rodziców nie było lepiej. Rozwody, rozchodzenia się, nowi partnerzy, zdrady. Można? Można. 
  Scenariusz, by była większa drama, z młodych robił debili. Jeżeli bym się spotykał na jakiejś miejscówce i ktoś by mnie tam filmował, to drugi raz, a już na pewno trzeci, bym się tam nie spotkał. To tak jak dotknąć gorącego czajnika. No ile razy trza go dotknąć po zagotowaniu wody, by stwierdzić że jest gorący? Oprócz tego klasyk, czyli robimy coś w pokoju, nie zamykamy się lub nie zabezpieczamy i ktoś wchodzi w tym momencie. Ile razy to trza przerabiać? No ale nie było by dramy. 
  Jak na st. mac. na jakiejś imprezce poszedłem z jakimś mięśniakiem na grupę D, to pierwsze po wejściu tam, to było wymóżdżenie, jak zabezpieczyć drzwi, bez zamka, by tam właśnie nikt nie wlazł. To czemu w filmach tego nie robią? Ach no tak, nie było by dramy. 
  Kompletnie też nie rozumiem scen. Skoro jest pokazane, że w dzielni nie lubią naszych, to czemu nasi się całują ofen na ulicy. Mózgi im zlasowało? Nie lubią nas, to idziemy w krzaki, do bramy, kajś się chowamy, co powinno być naturalnym odruchem jak z gorącym czajnikiem. Jak jednego bohatera (naszego branżowca) gonią, bo go mają pobić, to jakoś mu się wtedy potrafi włączyć odruch zachowawczy. To czemu on nie działa w innych momentach. Mózg mu zdefektował?
  Nie zrozumiała też jest dla mnie końcówka. Nie czaję przesłania tego serialu. Na podst. powyższego, jak ktoś młody, branżowy ma mózg, to się będzie pilnował. To pozytywne. Ale jak już pobili naszych, to na końcu prowodyra trochę uniewinniono. Nawet z tym, którego najdotkliwiej pobili, jakoś w miarę normalnie rozmawia, a że w ogóle do rozmowy doszło, to mnie zaskakuje. Naturalnie bym omijał kogoś, kto byłby dla mnie zły, zresztą tak robię, bo przeca w wiosce nie zawsze było z góry. 
  No i klasyk scenariuszowy w serialach dla dorosłych przeniesiony do serialu młodzieżowego.
- Mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
- Nie, nie teraz.
- Ale to jest b. ważne.
- Śpieszę się, muszę za chwilę wyjść.
- Proszę wysłuchaj mnie.
- Na prawdę muszę iść do sklepu, bo wykupią mi mąkę.
- Chcę Ci to tylko wyjaśnić. 
- Czy Ty mnie słuchasz, muszę zaraz iść.
- Ta sprawa jest ważna dla nas obojga.
  itp. 
  Serio? Jakby zaczął gadać on/ona od razu, to byłby przepływ treści, tak jest klasyczny bełkot nic nie wnoszący do filmu, a przeciągający tylko kolejną scenę. Oczywiście tworzący new scenę, bo skoro mu/jej nie wyjaśnił, to ta druga strona nadal opiera się na poprzednich przesłankach.
  I na koniec tytuł, bo jakoś nie dałem wcześniej. To się zwie "Puls" i składa się z 18-tu odcinków 15 min, ale na cda połączyli je w 9 30 minutowych. Reasumując, szału nie robi, dupy nie urywa. 

    Tyle, bo zaś to przetrzymam na torze bocznym, a notka dot. serialu duńskiego stała w krzakach chyba tydzień. 
    Zdjęcie. 
   No miał być mięśniak. Tzn. mamy go już zescreenowanego, ale pasuje do następnej notki czyli wejścia na st. mac. 172. to też w ostatniej chwili mięśniak został tymczasowo odstawiony na tor boczny. 
   W związku z tym zdj. komunikacyjne. 
  Z pobytu w krk 20-07 b.r. Dobrze, że ktoś te stare loki utrzymuje w ruchu, a nie radośnie wszystko na złom oddaje. Jedna z pierwszych EU07 zresztą widać po nr taborowym. 
  I taki zbieg okoliczności, bo na haku ciągnie prawie najnowszy wytwór wśród EU07, co też widać po nr taborowym. 
   Korekta jak zwykle.
   Narka. 

środa, 15 października 2025

Środa #2202

    New praca. No niestety ona będzie przez jakiś czas zajmować mój czas i to w znacznym stopniu. Wdrażanie się trochę potrwa. Oczywiście nie chodzi o jeżdżenie, nasz dział komunikacyjny nas czasem zaskakuje. Dziś np. miałem zawracanie, bo zbłądziłem przy pomocy nawigacji (na szczęście mnie do jeziora nie doprowadziła) i na tej wąskiej drodze, załadowanym zestawem musiałem się obrócić wjeżdżając tyłem do tej zielonej bramy. Dziś tam jest czynna firma, a po prawej gdzie ten merc biały stał ciąg osobówek. Na centymetry, ale poszło praktycznie za pierwszym razem (jedna poprawka przy cofaniu). 

    Natomiast papierologia do opanowania, a także elektronika. Dziś większość zgłasza się na aplikacjach. Robota na razie o wiele bardziej spokojniejsza niż jeżdżenie w kom. miejskiej, nadto jeżdżę sam i nie ma kamer w wozie. Nikt mnie, do cyca, nie ogląda w czasie jazdy. Sama świadomość już wpływa na mnie pozytywnie. Myślę, że po kolejnych 2 tyg. będzie już znacznie lepiej. Niestety na razie, czasami się zgubię, bo dojazdy do firm czasem mają swoje knify i trza o nich wiedzieć, przeto z powrotem zacząłem dzwonić do młodego piłkarza, bo chciałem już być samodzielny, ale jednak to jeszcze nie ten czas. Z wolna też zaczynam zajmować się wozem. Jest przy nim trochę do zrobienia. Na szczęście do zimy jeszcze trochę czasu, część może uda się zrobić. 
   Za zdjęcie robi screen powyższy. 
   Wiem, notka taka trochę z dupy, ale chyba dopiero na weekend może strzelę coś dłuższego. 
   No i trza by zdj. zrobić czym jeżdżę, bo zaś bydzie jak wielokrotnie, że jeżdżę, jeżdżę, a zdj. tego czym jeżdże nie ma. Np. 4 lata jeździłem dawniej w kom. miejskiej i nie mam ani jednego zdj. swojego autobusu. Fakt, wtedy robiło się zdj. na kliszach, ale używałem je i w ogóle zdj. robiłem, a oczywiście nie pomyślałem, by zrobić sobie zdj. swojego autobusu. 
   Narka.

sobota, 11 października 2025

Sobota #2201

   Pierwszy dzień new pracy. Oczywiście w nocy spałem trochę ponad 4h. To takie min. by normalnie funkcjonować. Mało, bo wiadomo, siadam na jeszcze większy wóz, więc wyzwanie, do tego jeżdżenie po terenach nieznanych, czasem wąskich, nadto początek w ciemności (wczesne godz. ranne) a tu takie duże coś. 
  W związku z wcześniejszym przebudzeniem pojechałem też do f-my wcześniej o 40 min, choć z drugim kierowcą przewodnikiem umówiłem się na 05:30. Wstępne rozpakowanie się w aucie, sprawdzenie na tyle na ile się dało, bo ciemno, ale miałem latarkę z plecaka z busa. Ok. 05:20 przyszedł kierowca. Młody ok. 23 lat, niższy ode mnie, sportowiec (jak się później okazało) piłkarz. Spodnie u niego to b. opięty dres, góra jak góra, jakaś bluza bo zimno już na placu. Wyperfumowany. Wstępne przywitanie i zaczęliśmy rozmowę. Po wyjeździe już pierwsze wyzwanie, bo wąski na styk pas ruchu w drodze, drugiego nie ma, bo remont, brak oświetlenia bo remont, dalej jeszcze wężej, droga zastępcza usypana szutrem. Przechodzę na styk. W zasadzie dalej jest już ok. po ok. 2 km już się dobrze czułem, dział transportowy nie zgłaszał żadnych obiekcji. My to w ogóle mamy ten dział transportowy przejebany. Pamiętam doskonale, choć to było prawie 3 lata temu, jak przeleciałem przegubem, w pierwszy dzień pracy na autobusie, między osobówkami, które się stłukły w kato. Chyba to gdzieś na blogu napisałem.  
   Później już niewiele nadzwyczajnego się działo. Myślę jeszcze jakieś dwa dni i opanuję gabaryty, a szczególnie cofanie, bo wiadomo, przegubem się inaczej cofa, tym też. 
   Praca wymaga sprawności fizycznej. Przewozi się głównie puste palety. Towar wdzięczny, bo nie trzeba zabezpieczać, do tego mało wartościowy, jedynie trza na wozie paleciakiem samemu ustawiać, a następnie w zależności od pkt, albo przywozić na kraj naczepy, albo otworzyć bok i u nas ściągają od razu po dwa rzędy długimi widłami. W pn. mam same rozładunki u nas, więc szybko. 
   No i znowu wyszedł u nas Bruce Wilis. Podjeżdżamy na pierwszy pkt. do Sosnowca, a młody mówi, Ty to masz szczęście, nikogo tu nie ma, normalnie to tu je kolejka 3, 4 aut. Podobnie już na koniec u nas. Wjechaliśmy na bazę a młody, tu też nikogo nie ma, co jest raczej nienormalne. Ok, ale wiemy tak ciągle nie bydzie i będę musiał swoje odstać czasami, jak nie większościowo, zresztą sie zobaczy. 
   O plusach minusach nie ma co na razie pisać. Przy poprzednich pracach też pisałem, że trza pół roku, by obiektywnie móc ocenić jak jest. Na początku zawsze jest fajnie, bo wszystko nowe, trza się wdrożyć itp. Później już wchodzi rutyna i obiektywne spojrzenie na to co się robi. 

   Ponieważ tych SKAM-ów wyprodukowali ileś to na kolejne porównanie poleciała wersja niemiecka. Pierwsze co mnie uderzyło, to średniość wyglądu głównych bohaterów. O ile w poprzednich produkcjach w castingach raczej wybierano ładnych aktorów, to tu (hmmm...) w zasadzie nie natknąłem się w serialu na jakiegoś ładnego, takiego który robił by wow.
  Jedno mamy za sobą. Skoro w castingu wybrali głównego bohatera średniego, to ok., ale czemu z niego zrobiono osobnika, który zachowuje się, jakby za chwilę miał wyzionąć ducha. W czwartym odcinku, po badnięciu już 3-ch, dalej patrząc na niego, miałem jakby ochotę też wyzionąć ducha. Tyle dobrze, że scenariusz zakładał, że jak zobaczy Davida (w wer. Niem.), to się rozweseli i to się działo, ale reszta jego funkcjonowania to jakaś padaka. To ja mam wiyncyj energii życiowej jak dali im w scenariuszu, kiedy mają 17 lat. Nosz qrwa. Nie dało się już chyba bardziej tego spierdolić.
  Niestety, podobnie jak we wersji Belgijskiej, serial wyjałowiono z treści. Odc 6-ty, to w zasadzie reklama kurzenia, bo on w nim ciągle pali (w bardzo dużej ilości ujęć). 
  Nie rozumiem sceny, kiedy główny bohater, to jest w podstawowym scenariuszu, idzie porozmawiać z branżowcem, który mieszka razem w wynajmowanym mieszkaniu, o swoich doznaniach odkrytych dopiero co z Davidem  i idą o tym gadać do (uwaga) kościoła. Ta scena miała pokazać, że teraz kościół jest friendly gejom, czy coś innego? W żadnej innej wersji to się w kościele nie odbyło, w podstawowej, norweskiej, też.
  Imprezka piątkowa. Krata piwa i jeszcze oprócz tego mieli flachę. Ok., ale jebany reżyser mógł przynajmniej im powiedzieć, by improwizowali, że tyle łykli. Co to są, do chuja, alkoholicy w wieku 17 lat, którzy łykną 4, jak nie 5 browców, zaleją to czystą i im nic nie ma. To już 254 czasami padał po 4-ch, a co dopiero po 5-ciu. No i ta woda w butelkach. Soczku mogli dodać, by się zabarwiła, albo ujęcia robić z daleka. Dramat.
  Prawie na koniec najlepsze. I od razu napiszę, jak przy wcześniejszych takich razach, że nie, nie oczekuję tu żadnego porniola. Sceny seksu w filmie (uwaga) do ostatniego odcinka nie występują. Oni ani razu nie byli rozebrani. Uczucia między nimi nie potrafił reżyser pokazać, wypadło to jeszcze gorzej jak w Belgijskiej wersji. Nadto przy okazji seksu, zmienili podstawowy scenariusz, a następnie nie umieli z tego wybrnąć z twarzą. To po uj to zmieniali?
  Nie obyło się też na koniec bez dramy. 
  Natomiast jakoś sobie dali radę z prawami autorskimi odnośnie muzyki, bo na imprezach leciały nawet znane kawałki. I... na sam koniec końca, czyli na napisach końcowych, aktorzy tańczyli w pojedynczych ujęciach, do znanego utworu i (uwaga, uwaga!), tam dla mnie wypadli najlepiej. 
   Zdjęcie.
   Długo się zastanawiałem jakie zdj. wstawić. No to trochę zaległe z wyjazdu do krk z 254. 
     Korekta jak zwykle...
     Narka.

czwartek, 9 października 2025

Czwartek #2200

   Epopei przyjęcia do new pracy c.d. Otóż pojechałem wczoraj do psychologa, ale sprawa wyszła tylko po za rejestrację do pierwszej pielęgniarki. W trakcie okazało się, że nawet główne orzeczenie lekarza jest źle wypisane (na inną firmę) i trza je na nowo wypisać. No rewelka. Ale piguła powiedziała bym przywiózł poprzednie orzeczenia lekarskie, to też pojechałem z powrotem na st. mac. po papiery i wróciłem do medycyny pracy. Znowu w kolejce, bo ktoś w gabinecie, jak już wylazł, to piguła też, bo pilnie musi kajś iść, to polazła. Tyle fajnie, ze na rejestracji siedział tylko jeden pacjent, do tego młody 22 lata. Na kopercie kartoteki widniało nazwisko i imię - Tomasz. Ur. 2003-07-10. Do tego ładny. Karnacji mulata, z b. małym zarostem, nawet 254 ma wiynszy zarost, wiync gładka skóra, niższy od nas, figura w normie, bez jakiejś nadwyżki wagowej. Wiecie co się dalej wydarzyło. Oczywiście nasz dział p.s. się aktywizował, zarząd również i po jakimś czasie już wpadliśmy w bajerę. On po samochodówce (technik mechanik), a przyjmował się na ślusarza do pracy.
   No i drobna dygresja. Otóż w ub. tyg. robiłem tam badania, to wiem co się działo za drzwiami, zresztą one były między gabinetami uchylone. Na poczekalni siedział bez okularów, ale w gabinecie miał problem z przeczytaniem na tablicy cyferek w rzędzie, w którym czytałem bez problemu, mało tego stałem o kilkanaście cm dalej od niego (od tej tablicy). Podejrzewam, że dziś znaczącym elementem psującym młodzieży wzrok są komórki i monitory komputerów do tego źle wyregulowanej (jasność, kontrast). O tym zresztą chyba dwa dni temu z 979 rozmawiałem, kiedy mu przekazałem, że piguła stw., że chciała by mieć taki wzrok i słuch jaki mamy.
    Długo nie ponawijałem do młodego, bo wróciła piguła i zaczęło się mielenie papierami. By wyprostować papiery, to musiałem dziś przyjechać ponownie do lekarza na 08:00. Wiync dziś też nie pojechałem w new pracy. Mało brakowało, a w pt. też bym nie pojechał, ale o tym za chwilę. Po oczekiwaniu ok. 30 min rano na lekarza ten się zjawił i piguła doń polazła z moimi papierami. Okazało się, że muszę zrobić tą drugą część psychologicznych, by mi lekarz wystawił new orzeczenie, ale to płatne 150 zyla. Przeżyję, moja dniówka do praktycznie 2x tyle, a gdybym chciał jechać do Gliwic jutro, bo dziś bym tam nie załatwił, to i lekarz by przepadł, wiync dopiero w przyszłym tyg. Psycholog badania zrobiła, ale nie płaciłem, bo jak stw. zakład mnie przyjmuje, to ona wystawia f-rę na zakład i buzi pa. No cóż, zaoszczędzimy 150 zyla. Pojechałem do zakładu. W nim pani z rozliczeń nadal utrzymywała, że to badanie psychologiczne to se mogę wrażić, bowiem ona chce to, na podstawie którego wystawili prawko. Się zastanawiałem, czy ona właśnie chce podważyć legalność wystawienia prawka? Ma nowe badanie, jestem zdolny, a chce papier dokładnie z tego samego badania, wykonanego 3 lata wcześniej. Co tamto badanie miało jej zmienić w papierach? No ale nie byda się wykłócał. Chce to trudno. Przekazałem, że w takim razie jutro tam mogę jechać, bo dziś już nic nie załatwię, zresztą nie ma osoby, która by to wystawiła. Z resztą papierów poszedłem do kadrowej, bo jej musiałem donieść orzeczenie lekarskie, nowe, wystawione na właściwą f-mę. Oczekując na przetrawienie new papierów przez kadrową i podpisaniu następnych, po ok. 15 min poprzednia kobieta z działu rozliczeń objawiła się i powiedziała, że jednak po konsultacjach nie ma już zastrzeżeń i na podst. tego co przyniosłem jednak mogą mnie przyjąć. Wow - pomyślałem. Ale to nie koniec schodów. Ponieważ poprzednie papiery były datowane na 6-go, a dziś mamy 9-go, a badania są z dziś, to musimy przepisać wszystkie papiery na nowo, bo trza to przedatować. No spoko, mamy czas...  Od razu skojarzenie z profilem zaufanym, który zakładałem, by wyrobić kartę kierowcy. Ciągle coś nie tak, to tu tez. W końcu po kolejnych 20 min udało się podpisać umowę o pracę. Uff. Jedno z gowy. Skoro tak, to kierownik, który już nie mógł się doczekać od razu wziął mnie i pojechaliśmy na objęcie auta, w którym już siedziałem, a nawet jechałem. Dziś spinanie i rozpinanie zestawu, obejrzenie go, sprawa tachografu elektronicznego i jakieś jeszcze wyjaśnienia. Instalacja apki do realizacji zleceń, a reszta w praniu. 
   Właśnie. Dostałem auto nie wyprane, a miało być wyprane, ale tamto się zgubiło. No cóż, pranie będziemy musieli zrobić we własnym zakresie. 
   Ale by nie było, to przeciągnięcie nie jest takie złe. Wiyncyj czasu na zapoznanie się z f-mą, bo dziennie po niej łaziłem, a dość rozległa je. 
  
   Dziś bez zdjęcia, bo brak czasu, a korekta..., właściwie jakby jej nie było, ale muszę wyglebiać, bo rano wstawanie. 
   I okrągła notka, a tu tekstowo taka padaka. No cóż..., życie.
   Narka.

wtorek, 7 października 2025

Wtorek #2199

    Zmiana pracy, a raczej tera to przyjęcie do new pracy. O ile szybko dostałem się do lekarza, to w new firmie, dla równowagi, się przeciąga, ale to dobrze, bo z wolna się oswajam z nimi. Coś co mi się bardzo podoba, to dostaję kluczyki od zestawu i to je mój zestaw i nikt tym nie śmiga. Wozy rezerwowe są inne i stoją na placu, czyli jak w dawnym WPK. Wreszcie se byda mógł zrobić jak chce w kabinie. 
   Co do samego przyjęcia, to miało być szybko i już w środę miałem siąść na zestaw, a we wtorek z kimś z kierowców jechać, ale w pn. nie było BHP-owca, wiync bez tego nie da się nic zrobić, to też we wtorek (dziś) BHP.  No to jazdę przełożyli na środę. Fajnie, tylko okazało się, że na badaniach wstępnych psycholog miast napisać (f-ma tak chce) do kiedy badania ważne, napisała "w/g wskazań lekarza". No tak być nie może, to też trza tam jechać i to poprawić. Psycholog jutro od 10:00-13:00. No to w śr. też nie pojadę, bo psycholog. 
    Po BHP poszedłem do kierownika i spytałem się czy ma czas, bo skoro jestem, to może bym zobaczył konia, a może się urodzą jakieś pytania. Ok, niech Pan poczeka. Poczekałem, pojechaliśmy.  Zszedł z międzynarodówki i stoi czekając na new właściciela. Odpaliłem go i se pyrkał. Kier. mówi, ze w zasadzie bez podpisanych papierów nie powinienem się nim w ogóle ruszyć, ale po kolejnych 10 min rozmowy, w której wcale nie napierałem, by nim jechać, stwierdził, że może jednak się przejedziemy. No spoko. Se wyregulowałem kierownicę, lusterka i pojechaliśmy. I tu ciekawostka. Gram w ETS-a, tam jeździ się właśnie zestawami. Wiadomo bus chodzi inaczej, w innym msc. się łamie, ale z pomocą przyszło "doświadczenie" w ETS-ie. Ponieważ fizyka w grze jest dobrze odzwierciedlona, to podobnie jak w grze sunąłem po placu i manewrowałem zestawem. Kierownik nie miał zastrzeżeń i było ok. Choć zrobiłem jeden błąd, przy skręcie w prawo na parkingu przy osobówkach zaparkowanych po lewej stronie, ale nwm czy zauważył, czy myślał, że tak miało być. Nic się nie stało, ale w przyszłości manewr do poprawienia. 

   Jak zwykle z tymi notkami to dramat, by wyszły planowo. Więc ze starych spraw. 28-go był dzień otwarty zaj. autobusowej w Katowicach, w której pracowałem. Pojechałem tam i już wewnątrz mieliśmy się spotkać z 254, który przyjechał z częścią rodziny i ze swoją obecną laską. Laskę jak zobaczyłem to się zdziwiłem. Taka żyrafica, wyższa od 254 i ode mnie, ale deska. Nawet jak stałem tak trochę z boku, bo coś tam oglądaliśmy to patrzałem, czy przy cyckach jakieś krągłości są, ale nic. No decha. Skoro to 254 odpowiada... 
   Dzień niby otwartej zaj, a otwarli 1/3 jej i to tą część parkingową. Warsztat, stanowiska ładowania busów na gniazdkach, na pantograf niedostępne. Hale, kanały też. Można było wejść do poczekalni przy dyspozytorni, choć to nazywało się - zwiedzanie dyspozytorni, to do samej nie dało się wejść. W czasie jak byliśmy tam z 254 to przyszła kobieta na wyjazd busem i pyta się dyspozytora - gdzie mogę znaleźć busa, a ja z tyłu - na Zawodziu (druga część zaj. PKM, jakieś 7 km dalej). To miał być taki żarcik.
   Tradycyjnie oprócz wystawionych marek przeróżnych busów były dodatkowe atrakcje dla dzieci. Wysysacze kasy się postarali. Były też kiełby z grilla, ale w części surowe, bo mały ruszt, a duża kolejka, to one były w zasadzie opalone z zewnątrz, a w środku surowe, co stw. 254 kosztując jedną, z tych, które zamówili członkowie jego rodziny. Sam nie zamawiałem, bo właśnie widziałem co się dzieje, nadto pamiętamy o babci w studni. Już mieliśmy wracać i byliśmy już za bramą, a tu widzę na placu tego kierowcę a'la branżowca, którego poznałem w przed ostatnim dniu pracy w PKM. Wróciłem się, by z nim pogadać. Okazało się, że jedzie (leci) na wakacje do Egiptu i do 15-go go nie bydzie. Mało tego kupił se mieszkanie bliżej st. mac. i jest opcja kiedyś go nawiedzić w tym new mieszkaniu do remontu. 

  Przy okazji, ostatnio to już każdej, zmiany czasu pojawiają się przestrzelone pomysły niezmieniania czasu. Ostatnio to już, prawie jak zwykle, pismaki przeginają pałę tytułami, które sugerują rzekomo pewnik, że zmiany czasu już nie bydzie.
  Zdjęcie.
Oczywiście w tekście głęboko jest info, że to dopiero państwa EU muszą klepnąć, ale po dwu tytułach, można odnieść wrażenie, że to już klepnęli, mało tego byśmy im przytakiwali, tym durnym rządzącym, napisali że zostanie czas letni. Jak oni do tego doszli, to ja kompletnie nie wiem. W art. są bezdennie głupie argumenty przemawiające niby za tym, by nie zmieniać czasu, ale to chyba dla dzieci z podstawówki lub dorosłych o podobnym rozwoju umysłowym. O zmianie czasu pisałem kilkukrotnie i to obszerne wpisy m.in. tutaj oraz też tu. Widać te głupki rządzące nie umią tego odpuścić. Dramat. 

    Stoję na przystanku by podjechać do new firmy. Na przystanku stoi taki, pewnie dawny mięśniak-skurwiel, bo nawet po latach ma figurę odpowiednią, i rozmawia z jakąś starszą babką. Mówi trochę jak 304, ale da się ostatecznie zrozumieć. Po chyba minucie, lezie jego kobieta. Jak już podeszła to zaczęli ze sobą gadać, ale oboje jak 304 i to we wczesnym stadium, przeto w ogóle ich nie rozumiałem, a stali ok. 1 m ode mnie. Czujecie bazę. Jestem w PL, oni gadają w PL, nawet jakby gwarą nadupiali, to dla mnie to by było zrozumiałe, ale z tego bełkotu co oni zaczęli odwalać nic nie rozumiałem. No gadali jak ta ośmiornica z Pingwinów z Madagaskaru. By nie było, to w zasadzie nic nie zagłuszało słyszalności tego co mówią. Kolejny dramat. 
  
    Korekta jak zwykle, dacie se radę?
    Narka.

niedziela, 5 października 2025

Niedziala #2198

   Czynności dnia (sobotnie) w trakcie prania sygnał, że jakiś skład stanął na szlaku pod wjazdowym. Poszedłem sprawdzić - pod wjazdowym 272. Od razu pojawiły się mieszane uczucia. Dział p.s, jak to on się ucieszył, zarząd już nieszczególnie. Ok. Zrobiliśmy wejście składu na stację. 
   Pretekstem do pojawienia się składu na stacji było zrobienie mu zdjęć, takich skąpo ubranych. No ok. już kilka razy mu robiłem, zrobimy następny. Gadka szmatka, jakoś czas leciał. Jak zwykle 272 jakieś farmazony pieprzył, ale nauczyłem się już słuchać, a mniej reagować. Dział p.s. trawił jego wygląd. Wnioski jak poprzednio, ręce ok, plecy też, klata by uszła, ale ta sztuczność w zachowaniu. W końcu, bowiem jednostka nie była zdecydowana co zrobić, wkroczył zarząd, przypomniał poprzednie doznania, a raczej rozczarowania i zarządził, że nic nie robimy, bo jak mamy stanąć w połowie, albo jeszcze i nawet nie, to po co zaczynać. Cóż..., dział p.s. przystał na to i decyzja została klepnięta. Nawet przy jego późniejszej lekkiej sugestii, by puścić porniole, co zrobiłem, a następnie zabraniu się jego za obciąganie dałem mu info, że nic z tego nie bydzie. Jak to rasowy samiec 272 stwierdził - już ja się postaram i Ci stanie. Nasz zarząd o mało nie padł ze śmiechu. Gorzej jakbym się w ogóle obalił i na ziemi się wił ze śmiechu po tym co powiedział, ale dyplomatycznie nie będziemy go dołować. Po 10 min obciągania powiedziałem mu, że za chwile mu nogi zdrętwieją, to se siadł, a zarząd zastanawiał się - ile jeszcze dać wskazówek, że to do niczego nie doprowadzi. Oczywiście w czasie tego obciągania znowu wydawał te sztuczne odgłosy z siebie, co przestał już nawet trawić dział p.s. Jak se zmienił pozycję, to chyba dopiero po 3 min przetrawił info, które doń dotarło, nadto zwiotczały organ w jego ustach nadal nie dawał oznak życia, co wreszcie spowodowało u niego odstąpienie od czynności. 
   Gdyby to nie spierdolenie sprawy przez 272 na kilku wcześniejszych spotkaniach, to bez problemu bym go przerobił, zajechał i opróżnił zbiorniki. No ale sorry, nasz zarząd i dział p.s. na razie są pamiętliwe i nwm, co by się musiało stać, bym zapomniał (chyba nadmiernie spożyć do urwania filmu). 
   Ale wyszła jedna trochę śmieszna sytuacja. Jak już 272 nie dało się odwieść od rozpoczęcia dobierania się do mnie, to powiedziałem, że muszę zamknąć stację, by 979 nie mógł na nią wejść. Z grupy A przetaczałem się pod wjazdowy, a tu torowisko rozświetlone. Szybka analiza: nie zagasiłem za 272, on nie zagasił, ja nie zauważyłem, ale chwila nasłuchu wyjaśniła, że właśnie 979 wchodzi na stację o czym dyplomatycznie poinformowałem 272, by się ubrał. No nie mogłem wprost stojąc na torowisku krzyknąć, by się ubierał, bo 979 też by to słyszał. 
  Po wyjściu 979, 272 dyplomatycznie jeszcze chwilę posiedział, po czym stwierdził, jak to łon, że jutro tzn. dziś wbije ponownie na stację. 90%, że tego nie zrobi. 

    Pisałem w tej notce o serialu SKAM. Teraz po sukcesie tego serialu w Norwegii i krajach ościennych inne wpadły na genialny pomysł zrobienia replik tego serialu. Ponieważ cały 3-ci sezon każdej repliki dot. spraw branżowych, to wymyśliłem, chyba nie genialny plan, porównania tych replik. Obejrzałem WTFock produkcji belgijskiej. I to jest doskonały przykład, jak można materiał źródłowy spierdolić. Nie dość, że ograniczono treść w scenariuszu i to znacznie, to jeszcze z, wydawać by się mogło, prostych spraw, zrobi0no dramę. I na uj w ogóle robioną tą dramę? A to nie dot. jednego wątku, bo to w wielu zrobiono. To co było atutem oryginału, tu zaprzepaszczono zupełnie. Jak dla mnie, nawet główny aktor, który jest ładny, co by tu nie napisać, nie ratuje tego co spierdolono. No i pojawia się pytanie. Czemu tak się stało? Przeca mogli poprawić błędy oryginału i było by f uj, a tak nie dość, ze to taka lipna kalka, to jeszcze wyjałowiona z treści. Po co się zabiera za to ktoś, kto nie czai bazy? O ile w oryginale pewne sceny odbywały się naturalnie, tzn. tak właśnie mogło być, to w tej wersji jakby je wymuszono, co nie jest naturalne, a mnie takie coś bardziej odpycha jak przyciąga. 
   Sceny seksu. Rozumiem, że aktor nie musi być branżowy, ale jest aktorem, przeto na pewne zachowania w castingu się zgadza. A jak to wypadło. Aktor gra ukrytego branżowca, a sceny seksu z laską wychodzą mu i operatorowi o wiele lepiej jak te branżowe. To chyba miało być na odwrót. Nawet nie byli w stanie normalnie pokazać całowania, bo jakimś dziwnym trafem operator przeważnie na coś natrafiał, co zasłaniało im usta, a to na czyjąś rękę, a to na bark, a to na inna część ciała lub jakiś wystrój wnętrz, a to oni się odwrócili. Serio?! Po co to kręcić, jak to ma tak wyglądać. No i na koniec w ogóle nie udało się pokazać uczucia, które powinno między nimi być. 
  Ogólnie serial spierdolono. Im głębiej w las tym gorzej. W 6-ym odcinku to myślałem, że oglądam "Dlaczego ja" lub cos pochodnego. Nwm, w ogóle po co robili jeszcze dramę z tym, że znowu biją naszych..., ech... Dotrwałem do końca, z powodu aktora, grającego główną rolę. Podsumowując, nie polecam. 
  
  Drugą replika, którą obejrzałem to francuska produkcja. W niej ktoś się postarał i to co zarzucałem oryginałowi, tu ktoś naprawił. Chodzi o dialogi młodzieńcze, to wzajemne przegadywanie się. Francuzi to dobrze zrobili i to jest naturalne. Ktoś odrobił zad. domowe, a ja utwierdziłem się w przekonaniu, że nasz zarząd jeszcze dobrze funkcjonuje. Oprócz tego znacznie ograniczono ruszanie się obrazu, to niby napierdalanie kamerą (muszę poczytać co to za efekt) i tylko na niektórych scenach było to używane. Te, które tego nie musiały mieć nie miały. Jeszcze jedną rzecz zrobili zręcznie. O ile poprzednie kalki w zasadzie sztywno trzymały się podstawowego scenariusza, to tu lekko pozamieniano otoczenie, scenografię, kolejność zdarzeń lub miejsce. To też na plus tej produkcji. Dialogi trochę uhomorystyczniono. Ogólnie ciekawie się ogląda, choć wiadomo o co chodzi, ale właśnie te drobne zmiany dodają smaczku tej wersji. Nie obyło się bez drobnych wpadek, ale to w każdej produkcji występuje, np. kiedy główny bohater w przedostatnim odcinku idzie do kościoła, to idzie jakby zszedł z muru. Za nim jest taki murek i ja rozumiem, ze go tam ustawili przy tym murku, ktoś krzyknął akcja i on ruszył do przodu, bo tak była kamera ustawiona, ale serio nikt tego nie zauważył? (widać - nie, skoro się ukazało).
   Zdjęcie. 
  Wykręciliśmy kiedyś takie opóźnienie, 254 jechał wtedy z nami. Czasem to działo się na linii fajnie, bo zawsze lubiłem sytuacje nietypowe. 254 tak sfocił, że część ucięło. 
   Korekta jak zwykle, przeżyjecie. 
   Narka.

czwartek, 2 października 2025

Czwartek #2197

     Wiem, wiem, już któryś raz o tym będę pisał, no ale tak je. Otóż ileś razy już pisałem o filmie "Niezniszczalny" z Brucem Willisem i tym, że mnie znacznie bliżej do Bruca jak do Samuela L. Jacksona (w tym filmie). 
   Do new firmy trza zrobić badania lekarskie, co dziś jest standardem. Problem w tym, że lekarzy co raz mniej, a badania trza robić częściej. Efekt, dzwonię po otrzymaniu skierowania do pierwszej przychodni, a Pani - u nas dopiero za 3 tyg. niech Pan kajś indziej dzwoni. Dzwonię do drugiej i włączył się automat - jest pan pierwszy w kolejce. No to czekam. Jadę na st. mac. z tej new firmy, a na linii muzyczka i co jakiś czas - jest pan pierwszy w kolejce. Pomyślałem - fajnie. Wysiadłem na przystanku lezę na st. mac., w tel, cały czas niezmiennie, jest pan pierwszy... Otwarłem st. mac. tel. przełączyłem na głośnik rozpłaszczając się, jednocześnie słysząc - jest pan pierwszy. Po 30 min się rozłączyłem. Dzwonię do następnej przychodni, to ostatnia w zasięgu, bo do Mikołowa i na Wałbrzych jechać nie byda. W tej trzeciej pani rejestratorka - hmm, chwilę... no na 14-go mamy pierwszy termin. 
- no cóż, niech mnie Pani wpisze. 
    Od razu pomyślałem, a planowałem, że w pn. siądę już na wóz, a tu kroii się dodatkowe wolne - wow.
   Spróbowałem zadzwonić jeszcze do drugiej przychodni i.... odebrali. Powiedziałem co i pani:
- przed chwilą pacjent zwolnił termin na jutro na 8:00 pasuje panu? No jasne, biorę. 
   Wcześniej 374 też mi mówił, że terminy odległe w związku z tym on jeździ na zleceniówce, a badania na przyjęcie ma jutro. Zadzwoniłem do poprzedniej przychodni, by zwolnić termin na 14-go.
   To w kwestii badań, natomiast do formularza zgłoszeniowego jest dołączona kartka, co trza przynieść (jakie papiery). No i okazało się, że jednego nie mam. Zadzwoniłem do 811 co z tym zrobić, bo pracuje w logistyce/spedycji to jest na bieżąco. Sumarycznie po kilku rozmowach, trochę wymóżdżeniu, zadzwoniłem do f-my, czy na pewno chcą ten papier, bo go nie mam, może jest w urzędzie - nie, nie potrzebujemy, jak jest to wbite w prawku, to jest ok. Ufff, było groźnie. 
   Wieczorem przylazł 979 i mu opowiadam szczęśliwy dzień, nadto wracając z f-my do st. mac. znalazłem na chodniku kabel do ładowania USC-C sprawny, na co 979 bym już zszedł i część tego szczęścia przekazał mu, bo u niego to tak radośnie nie wygląda.  

      Po badnięciu filmu "Ognisty Ptak", w proponowanych wyświetliło mi się SKAM. To serial. Skoro się wyświetliło to się samo włączyło (autostart), bo tradycyjnie robiłem coś na drugim ekranie. Serial młodzieżowy i już w pierwszym odcinku pojawił się watek branżowy, to przy nim pozostałem. Akcja dzieje się m.in. w szkole, ale główny bohater wygląda wiekowo na takiego co mógłby chodzić do szkoły. Inaczej nie robił wrażenia 23 latka grającego 16 latka. Scenariusz serialu (co sprawdziłem później) jest tak zrobiony, ze każdy sezon to opowieść o jednym bohaterze. Sezon 1-szy to laska, drugi też, a 3-ci to opowieść o Isacu Valtersenie, którego gra w/w aktor. Serial jest o tyle ciekawie zrobiony, że konwencja jest taka, że cały sezon (10 odcinków) dzieje się wokół jednego bohatera. W każdej scenie on występuje zmieniają się jedynie aktorzy wokół niego i otoczenie w którym w danej chwili przebywa. Jest to o tyle ciekawe, że nie ma innych wątków, jak ten jeden główny dot. bohatera. Nie ma pobocznych w stylu - stryjeczny wuj szwagra mego drugiego męża... i akcja przenosi się kajś zupełnie indziej, tylko Isac jest tym, wokół którego toczy się akcja. Jest w szkole, to akcja w szkole, jest na placu, to też, jest w mieszkaniu podobnie. Kiedyś stękałem, że przestałem oglądać jakiś prawie branżowy serial, jak zrobiło się już około 15 wątków i zacząłem się gubić. Tu normalny scenariusz. Jest bohater i życie wokół niego. Fakt że aktor młody eksploatowany na maxa, bo w każdej scenie jest, ale jak mu to poszło... Nawet u jego kolegów ze szkoły (w filmie) reżyserowi udało się wyzyskać mimikę twarzy w scenach z Isakiem, kiedy należało się dostosować do przepływającego info. 

  By nie było tak różowo, to jest jedna rzecz, która mnie denerwuje w tym serialu. To machanie, nie tyle kamerą, bo tak na to patrzałem, co pewnie obrazem w cyklu realizacji. Ciągle z nim tańczą, jakby to było w prawie każdej scenie wymagane. Po jakimś czasie już mi ciśnienie rosło, bo wszystko prawie ok, tylko ten jebany ruszający się nieustająco obraz. Na uj? Oczywiście są drobne wpadki, jak np. otwierają piwo, drugi aktor specyficznie kapslem ciepie na blat (tego nie widać, ale chodzi o dźwięk), przechylają butelki, a w środku 2//3 wody. Brakło im jej? Nie wiedzą ile powinna być napełniona pełna but. piwa, no i ten kolor. Mogli herbatę wlać skoro ujęcie robili aż z takiego bliska. Ale to takie szczegóły. 
  Kolejny dla mnie błąd. Skoro scenariusz dot. ludzi w wieku 16-18 lat, to warto by było poobserwować takie osoby, jak one się komunikują jak się spotkają. Obserwowałem to wielokrotnie u 254 i drugiego mikola. Jak się spotkali na busie, to przez godzinę była non stop napierdalanka słowna (nie, nie obrzucali sie mięsem, nie w tym znaczeniu) zresztą to chyba nawet kiedyś opisywałem, jak jeździli razem u mnie w kabinie. To nie było takie grzeczne jak na filmie, że jeden mówi, drugi, czy reszta grzecznie słucha. Oni, dopóki im się tematy nie wyczerpały, to ciężko było w ogóle się włączyć do rozmowy. Podobnie jak z nimi 2x jechałem do krk. To samo. Na całej trasie kilka razy udało mi się włączyć w ich rozmowę i to tyle. W serialu natomiast są chwilę, że aż się prosi o dodatkowy dialog, tym bardziej, że dziś nie nagrywamy tego na taśmę filmową, a na nośniki elektroniczne, to powtórek, ujęć można robić zyliony. Oczywiście zdarza się, jak to w serialu kręconym na szybko, że scenografia nie nadążą przy dogrywkach lub poprawkach. Np. główny bohater rozmawia z drugą osobą i ma dżokejkę na 11:00, a tu nagle są ujęcia z czapką na 12:00. No przeca se jej nie przekręca co chwilę, zresztą tego nie pokazują. I przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa, która jest pochodną realizacji filmu. W nim są praktycznie cały czas zbliżenia na głowy aktorów. Jest b. mało ujęć całych sylwetek aktorów. W związku z tym zauważyłem, ze u młodych Norwegów (samców) często są odstające kły. Niektórzy to nawet jak vampires wyglądają. To chyba genetyczne. Na zakończenie wywodu, jeszcze na plus muzyka. Ktoś się postarał i do niektórych ujęć dobrano odpowiednią muzykę. Nwm, czy to wynikało z pierwotnego scenariusza, czy w toku produkcji trochę nagięto scenariusz dla wstawienia odpowiednich kawałków muzycznych, ale wyszło dobrze. 
  Po obejrzeniu całego sezonu poszukałem info o głównym aktorze i ur. 24-05-1999, a gra bohatera w filmie ur. 21-06-1999. Film powstał w 2016 r. No i co? Da się? Da się! W trzecim sezonie filmu SKAM (wersja Norweska) gra właśnie Tarjei Sandvik Moe. Szukając jego natrafiłem też na odtwórczynie innych głównych ról i wszystkie 1999 rocznik.
  Dla tych co chcieli by obejrzeć tu katalog z odcinkami, z napisami dobrze zrobionymi (czytelnymi, białe litery, czarny cień) -> https://www.cda.pl/vannet/folder/5709112
 
   Na koniec nasz dział p.s. Nie da się go wyłączyć (niestety), przeto ciągle działa. Na badaniach było tylko dwu, a w zasadzie jeden młody kolo. Po pierwsze to ten Bruce Willis, bo czekam już po przejściach po innych gabinetach do lekarza i siedziałem na półpiętrze, bo korytarz zawalony ludźmi i lezie ten młody i się pyta, kto ostatni. Krzyknąłem, że ja i siadł se niedaleko mnie. Po jakimś czasie nasz dział p.s. się uaktywnił i zagadał doń. Rozmowa się potoczyła dość sprawnie, wymieniliśmy się info co robimy, jak w pracy itp. zarobki i takie tam. Przyjemnie się gadało, od razu wskoczyliśmy na jedną falę mimo znacznej różnicy wieku. W końcu musieliśmy się przesunąć bliżej gabinetu, a ponieważ tam tłoczniej to rozmowa zamarła. Wszedłem do gabinetu przed nim. Wychodząc mówię do niego powodzenia w pracy, on szerokiej drogi i w zasadzie wyciągał rękę do mnie na pożegnanie, ale jeszcze w gabinecie nasz zarząd analizował propozycję działu p.s. by wyciągnąć doń rękę i odrzucił ją, no bo przeca w ogóle go nie znamy, przeto jak mijaliśmy się na korytarzu, to jej, choć on już zaczął, nie wyciągnąłem. Jednym z powodów było nieprzygotowanie, bo w rękach papiery, plecak i kurtka. Później była walka zarządu z działem p.s. Ten drugi opóźniał wyjście z przychodni, by na kucharza poczekać, zarząd naciskał, że to bezdennie głupi pomysł i trza spadać stąd, do swoich bieżących zajęć. Walka jeszcze trwała dobre 10 jak nie 15 min, ale nie wiem czy dobrze, wygrał zarząd, przeto się z nim raczej już nie spotkam. 
    No i to są takie chwile, że ciągle się myśli następnie, a co jakby to się potoczyło inaczej. Może by padło za jakiś czas, ale coś by się działo. A sam kucharz mieścił się w widełkach wyglądowych, inaczej dział p.s. by się nie uaktywnił, nadto to zawód, kaj naszych jest dość sporo. No cóż... 
    Jeszcze donośnie badań, to jak badano mi wzrok i słuch, to już po tych badaniach piguła, choć młodsza, mówi - chciała bym mieć taki wzrok i słuch. 
    No cóż.... trza by dbać o się. 
    Zdjęcie. 

By nie było, że mamy walnięty tylko dział ps., to zarząd też czasem coś odwali. W zasadzie z mojej inicjatywy z 254 trochę żeśmy zmienili wersję oryginalną. Ktoś zauważy, co zrobiliśmy?

  No i to je ten aktor, który mając niespełna 17 lat, gra bohatera dokładnie w tym samym wieku.
   Korekta jak zwykle (ten wpis, mógłby już być zbędny, bo stali bywalcy wiedzą) pobieżna.
   Narka.

wtorek, 30 września 2025

Wtorek #2196

    Na cda, ale wersji darmowej, obejrzałem film "Ognisty ptak." (2021). Akcja filmu zaczyna się w 1973 roku w Estonii okupowanej przez ZSRR, jak podano na wstępie. Czasy dla branżowców w ogóle nieszczególne, więc ciężko cokolwiek zrobić, tym bardziej, ze akcja początkowo dzieje się w armi radzieckiej. Tą z jednej strony pokazano, trochę jak było, chodzi o kaprali, czy sierżantów nad szeregowymi, ale już korpus oficerski tak trochę wygładzono. W naszej armii się doiło, a co dopiero tam, co raczej zgrabnie ukryto. I właśnie tam zaczyna się romans oficera z szeregowym, co w tamych czasach było wyczynem. Film zaskoczył mnie, bo bardzo przyjemnie się go oglądało. Dobrze zrealizowany, ustabilizowana akcja, choć nic szybko się nie działo. To było też fajne, bowiem można było spokojnie oglądać, choć czasami robiło się gorąco, nie z powodu aktów na ekranie, ale scenariusza, który mimo średniego tempa potrafił spowodować niepewność co się stanie dalej. Dzieje głównych aktorów pokazano, jak wstępnie policzyłem, na przestrzeni jakiś 7 lat pokazując najważniejsze przełomy w ich życiu. Fabuła, na podstawie prawdziwych wydarzeń standardowa. Młodzieńcza miłość, która rozpoczyna się w wojsku mimo niesprzyjających warunków, przeciwności losu potrafiła przetrwać kilka lat. Ukrywanie się jednego z bohaterów za białym małżeństwem w tamtych czasach to nic nowego, ale tu pokazane jak to się odbywało i czemu. Ogólnie film ciekawy i do tego nie trza premium cda, by go obejrzeć, wiec polecam. Może recenzja była by bardziej dopracowana, gdybym nie oglądał go w 158 odcinkach. Średnio co 10 min odchodziłem od kompa, by później kontynuować oglądanie. 

   Mam takie zaległości w pisaniu, że masakra. Jeszcze nie opisany pobyt w zaj. w Ch-wie Bat., a w nd. byłem m.in. z 254 w zaj. autobusowej w Katowicach, gdzie kiedyś pracowałem, zresztą w tramwajowej w Batorym też kiedyś pracowałem. No to chronologicznie zaczynamy od tramwajowej. 254 jest zakochany, to też musialem przejąć na się móżdżenie odnośnie RJ i poruszania się pojazdami. Wymóżżyłem, że pojechaliśmy do Zawodzia, skąd ruszyła parada tramwai do zaj. Ch.Bat. Wybraliśmy 102-kę nr tab. 183 i nią jechaliśmy. W środku wóz, jakby dopiero co ściągnęli go z linii. W sumie dobrze, bo można się było przenieść faktycznie w czasie. Czasem te wozy muzealne są aż za bardzo dopieszczone, a ta 102-ka stan jak z przed lat. W zaj. w Batorym sporo otwarli, ale nie wszystko. W zakamarki kaj nie można było wchodzić i tak weszliśmy bowiem pamiętam zaj. z dawnych czasów, to przeszliśmy przez tereny ogólnie niedostępne, czyli m.in. przez bazę transportową. Pozwiedzaliśmy w zasadzie wszystko co było dostępne. 
   W ramach dodakowych atrakcji był pulpit z elektrowozu EU07 podpięty do symka kolejowego od Simraila. Kolejka była tak długa, że zrezygnowałem, za to po przejeździe uruchomiłem se starą maszynę na kompie. Oprócz wystawionego wszelakiego taboru, dla dzieci były zorganizowane jakieś dodatkowe atrakcje dla takich małych dzieci oprócz tego tradycyjnie jakaś salmonella. Szkoda, bo już od iluś lat zrezygnowali z możliwości prowadzenia tramwaju pod nadzorem instruktora. Musiałbym się spytać drugiego mikola czemu z tego zrezygnowali. Były zawody motorowych w jeżdżeniu tramwajem na torze, ale nie patrzeliśmy na to. Mnie zawsze bardziej interesuje jak ktoś bieżąco jeździ z gadami, a nie na jakimś festynie. Długo tam nie byliśmy, bowiem 254 jeszcze plany niedzielne, w tym jego laska w grafiku, więc po 14:00 wyszliśmy z terenu zajezdni. Pojechałem od razu na st. mac., bo roboty tu tradycyjnie f uj. Zresztą ona się tu nie kończy. 
   Ogólny odbiór przez 254 był na pewno inny, jak przeze mnie. Inaczej się na to patrzy, jak się tam pracowało i jeździło. Dla niego to nowe, np. możliwość siednięcia se na fotelu motorowego i poczucia się chwilę jak motorowy. Miałem tego pod dostatkiem. Ale pojechałem zobaczyć, co na przestrzeni lat się zmieniło. 

  Ach pismaki. Dziś dziennikarstwo jest strasznie mocno podpięte pod rządzących i w zasadzie przeczytać coś normalnego to jakiś wyczyn. Nikt nie chce się nikomu narazić, efektem czego dookoła mamy buble na które zbiorczo się składamy. Czytam w art. o tytule - "Lublin: Umiarkowana frekwencja w pociągach na lotnisko", że w części kursów - ..." zdarza się, że pociągi przywożą na lotnisko tylko pojedyncze osoby." co w art. potwierdza rozmówca i sama redakcja, która widać sprawdziła ile ich jeździ. No dobrze skoro poc. przewożą pojedyncze osoby i jest to nazywane umiarkowaną frekwencją, to kiedy występuje niska? Jak nie wiozą nikogo? Serio. Nie można napisać, że to już jest niska frekwencja i te pojedyncze osoby taniej i ekologiczniej było by przewieźć taksówką. Ale przeca to wielce ekologiczna komunikacja zbiorowa. tylko że zapomnieli napisać, że wozi się np. dwie osoby w poc. który waży 76 t. Rozumiecie..., napędzamy jednostkę która waży 76 ton i wieziemy dwie osoby. Kiedy ktoś to w końcu zacznie liczyć? Czy to już tak bydzie, że na stałe będziemy utrzymywać przerośniętą KM w imię pseudoekologi. 
   Inny art. Dziennik Bałtycki - "Afera na TRAKO. Minister ws. wagonów z Cegielskiego: "Nie zgodzimy się na nie"". Chodzi o to, że cegielski wyprodukował wagon na zlecenie PKP IC, który postawił na wystawie. Widziałem zdj. z tego wagonu już wcześniej i też go skrytykowałem w pewnych punktach. Czytamy w materiale - "Minister... oświadczył, że „nie ma zgody na wagony” wyprodukowane przez Fabrykę Pojazdów Szynowych Cegielski dla PKP Intercity." i dalej - "Przewoźnik podał, że w obecnej formie „nie spełniają one ich oczekiwań”." I dalej - "PKP Intercity, które zamówiło wagony z fabryce Cegielskiego... podało, że przewoźnik z uwagą przyjął opinie oraz krytyczne głosy na temat pierwszego wagonu." i jeszcze dalej - Oczekujemy, że H. Cegielski – Fabryka Pojazdów Szynowych podejmie działania, które pozwolą jak najszybciej wyeliminować wskazane niedociągnięcia i udoskonalić projekt (...) - oświadczył przewoźnik."
   Natomiast producent - Wskazano... że „naturalne różnice w zakresie wyposażenia i materiałów wynikają zarówno z wymagań kontraktowych, jak i odmiennych standardów przewidzianych dla poszczególnych klas”.
  Podkreślono, że zastosowane rozwiązania oraz materiały zostały dobrane zgodnie z obowiązującymi normami, w uzgodnieniu z PKP Intercity, które aktywnie uczestniczyło w procesie konfiguracji pojazdu."

  I teraz z tego dziennikarskiego bełkotu wynika, że to cegielski zawalił, że takie coś wyprodukował, a rzeczony wagon jest prototypem, który postawiono, by wsłuchać się w głos ludu pracującego miast i stolicy. Serio, takie coś dziś się pisze? Dla kogo oni te bzdury piszą? Ktoś jeszcze myśli, że wywala się dziś w błoto kasę na poziomie ok. 14 mln. zł (tyle kosztuje nowy wagon). Rozumiecie, oni chcą wcisnąć kit, że ot tak sobie, jako wersja poglądowa, wyprodukowaliśmy za jedyne 14 mln zł wagon, po to by zebrać opinie na jego temat. Wagony kolejowe jeżdżą od dekad i opinie na ich temat są powszechnie znane, nadto do znalezienia na internecie bez większych problemów. Ogólnie wiadomo, że nawet wielkość liter w projektach jest uzgodniona, a co dopiero ścianki przedziałów itp. wyposażenie wagonu o kolorystyce nie wspomnę. Gdzieś tam pokazano jeszcze wizualizacje, by zwalić jeszcze bardziej winę na cegielskiego. A wystarczy zadać proste pytanie - na podstawie jakiego projektu robiliście wagon? Własnego czy PKP IC? I już wiemy, kto spierdolił, ale wnioskuję z art. że obrobiono dupę cegielskiemu, za to cudownie ochroniono PKP IC, które co chwile ma jakieś większe lub mniejsze wpadki, o których dziwnym trafem się w ogóle nie pisze, mówi. 
   Np. zwiększenie przedziałów do 11 w wagonie, a następnie stękanie internautów na ciasnotę. To teraz drobna dygresja. 
   Otóż stare wagony miały 11 przedziałów i w każdym po 8 miejsc siedzących. Daje to 88 gadów siedzących w wagonie. Teraz wiemy, ze IC wymyśliło se miejscówki, by gady w poc. sezonowych nie właziły se na gowę i by nie było filmów na yt, w stylu TLK - Twój Letni Koszmar z ujmującą muzyką. Nadto, by jeszcze bardziej zwiększyć wygodę zmniejszono ilość przedziałów w wagonach do 10-ciu, równolegle zmniejszając, bo mamy co raz wiyncyj grubasów, ilość miejsc w przedziałach do 6-ciu. Czyli po odchudzeniu jeden wagon new vs. old biere o 28 gadów mniej. To sporo. Teraz o czym pewnie nie wiecie, ale kiedyś już pisałem, za dostęp do torów się płaci, jak za przejazd autostradą. Otóż PLK-a ma taryfikatory na poc. w tonach. Przy np. wejściu do następnego widełka, płaci się odpowiednio wiyncyj, bo poc. cięższy to wiyncyj zużywa torowiska. No i teraz jak się to odbywa. Średnio wagon pasażerski przyjmuje się jako 25 ton. Mamy skład 4 wagonów kl.2. Kiedyś on zabrał 88 gadów. Dziś, by tyle wsadzić do wagonów kl. 2 trza ich 6, czyli ciągniemy dodatkowe 50 ton, a to może nas wsadzić do następnej grupy i wtedy płacimy wiyncyj (PLK), a jest to o tyle więcej, że z biletów tego nie wyciągną. To też pewnie ktoś tam policzył i chcą wrócić do 11 przedziałów, by zmniejszyć masę składów pociągów. Ja ich częściowo rozumieć, ale trza było pozostać od razu przy 11 przedziałach z 6 osobami wewnątrz. Tak gady się rozbestwiły i tera chcą już przy tym pozostać, płacąc 5 zyla za podróż z G. Śl. nad morze. 
  Ok, tyle bo się rozpisałem, a ostatni dzień wolności. Jutro pierwszy dzień do new pracy. 
  Zdjęcie. 
O nim będzie (raczej powinno być) w następnej notce, jak się ze wszystkim wyrobię. Jak nie, to kiedyś tam o nim napiszę. 
   Notka tradycyjnie miała wyjść wczoraj, ale lok manewrowy zdechł i nie zestawił jej z toru bocznego w całość, na którym już ileś stały pojedyncze części. 
   Korekta na poziomie poziomów dotychczasowych, a nawet niższym. 
   Narka.

sobota, 27 września 2025

Sobota #2195

  Chyba już za stary jestem na spanie po za st. mac.... Nie, nie jest tak źle, ale... No właśnie. St. zwrotna u 811. Rano jej powiedziałem, że tu jest jak w starym hotelu. Podłogi skrzypią, zawiasy drzwi skrzypia, klamki skrzypią, łóżko na którym spałem (jego pierwsza połowa) też skrzypiało (przeniosłem się na drugą połowę). W nocy czasem leze się wylać, a tam chaziel na dolnym piętrze przeto trza przejść cały korytarz na piętrze zejśc po schodach, tam przejść jeszcze kawałek, by dostać się doń. Wyłaziłem z pokoju i pomyślałem - skoro podłoga skrzypi, a ludzie głównie chodzą w środku, to postawie nogę na korytarzu przy ścianie. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Przenosząc ciężar ciała na prawą nogę przy ścianie nagle odbyły się dwa głośne trzaski, a ja szybko prawie wypowiedziałem - qrwa mać! Teraz do uja, wszyscy się przebudzają, a jeszcze cały korytarz przede mną do przejścia i to skrzypiący. Resztę korytarza przeszedłem jak baletnica na przedniej części stóp, by nie stawiać całej i zmniejszyć efekty dźwiękowe. 
   Polazłem. W chaźlu byłem już wcześniej, ale zawory wodne, co pokazała mi 811, pytając się co z tym zrobić, bo jej chłop to dwie lewe ręce do takich rzeczy, też działały wadliwie i czasem dostawały, w wyniku luzów, albo drgań, albo trzaskały przy zamykaniu (odcinaniu wody). W chaźlu jak się spłukiwało pisuar, to otwierał się zawór w umywalce i jednocześnie woda leciała w pisuarze i umywalce, nim pisuar się zamknął i ciśnienie nie spowodowało również zamknięcia zaworu w umywalce, przeto jak byłem w nocy, to powiedziałem rano 811, że nie odkręcałem wody, nie spłukiwałem, a wylałem się do muszli, w której i tak zawór przepuszczał wodę, wiec stw. - do rana się samo wypłucze. Po tych konstatacjach polazłem w drogę powrotną na górę z doznaniami dźwiękowymi podłogi i drzwi.
   Ponieważ ja nie z klubu morsów, ale zdecydowana większość tak, to marzłem w łóżku, bowiem byłem przykryty jakąś (taką dostałem) narzutą prawie letnią. Qrwa, same problemy. Zastanawiałem się czy nie szukać czegoś na przykrycie, ale noc, więc se darowałem. Jakoś przeżyję. 
   Reasumując spałem jakieś 4,5 h. Jeszcze w łóżku myślałem - przeżyję, odeśpię na st. mac. 

   Za chwilę kom. miejska będzie dla mnie już historią, tzn. za chwilę, bo przyćmi ją new praca. Wiadomo, mózg nadpisuje, jak w rejestratorach obrazu i później będzie ciężko, to postaram się jeszcze odgrzebać z pamięci jakieś sceny z życia w k.m. 
   Otóż ostatnio 254 mi mówił, że jechał moim byłym wozem i drzwi - 1,2,3, chodziły idealnie, 4 chodziły jak chciały. Teraz za regulację drzwi w wozie odp. był 254. Młodzi, zawsze chcą coś robić, by jeszcze do tego efekt ich pracy był widoczny, przeto pokazałem mu co i jak, nadto dostał klucz kwadrat (na stałe dla siebie) do otwierania skrzyń nad drzwiami, gdzie jest mechanizm zamykająco-otwierający i mógł już regulować drzwi. Jemu się to podobało, bo dążył do perfekcji, to też czasem w jednym wozie przeregulowywał drzwi kilka razy, by działały idealnie. Tzn. szybko się otwierały i zamykały, ale bez trzaskania. Wiadomo w moim wozie czasu miał najwięcej, to też zrobił tak, że nawet po czasie był zadowolony. Teraz czemu 4-te działały jak chciały. Po pierwsze, w żadnym przegubie 4-ych nie używałem. W czasie mojej obsługi nie były w ogóle używane i przez 8-10 h nie otwarły się, ani nie zamknęły ani razu. 
   Przy tych usprawnieniach nadal w moim wozie jest wyłączony pierwszy głośnik za kabiną, kiedyś to na Halembie robiliśmy, oraz pierwsza lampa oświetlająca przestrzeń pasażerską za kabiną również. Rozłączyłem to by lepiej się pracowało. Gadaczki słyszeć nie muszę, odbić w przedniej szybie też nie muszę mieć. Widzę na razie nikt tego nie podłączył ponownie. 
    W innych wozach młody też regulował drzwi, ale to z własnej inicjatywy, czego mu zresztą nie zabraniałem. Nabierał wprawy w regulacjach, bo różne wozy, różne marki to i z drzwiami różnie było. 

   Jak wyżej, z 254 mamy kontakt i ostatnio mi mówi, że w interku jest branżowiec w 5 kl. i ostatnio ten stwierdził, że 254 mu się podoba, nadto ma fajną dupę. Fakt, 254 ma kilka takich opiętych spodni, w których jego dupa wygląda fajnie, zresztą sam mu to kiedyś powiedziałem, że jak się chce podobać laskom, to lepiej, by nosił właśnie takie spodnie. Stety/niestety to działa też w drugą stronę na branżowców. 
   No ok. Nie bydzie dziś zdj., bo jakoś nie mam czasu, mocy przerobowych itp. Trudno, to nie pierwsza notka bez zdj. Nadrobimy kiedyś. 
   Korekta jak zwykle słaba. 
   Narka.

środa, 24 września 2025

Środa #2194

    Fajne czasy nastały. Szukanie (właściwie to ona szuka nas) pracy jest dziś mega przyjemne. Przychodzi się na rozmowę, pełna kulturka, wolne wozy stoją, praca blisko, w stosunku do poprzedniej czas dotarcia -1 min. Jest bliżej o ok. 250 m. Warunki płacowe lepsze jak w poprzedniej, dają 6,300 na rękę, a zapowiadana je podwyżka. I na uj się użerać z gadami w tej kom. miejskiej?

   Dziś wyjazd do 811, to też notkę muszę spłodzić na szybko wiec tematy będą trochę losowe i na szybko, bo brak czasu na jakieś rozciąganie. Tym bardziej, że nocleg na st. zwrotnej. St. mac. będzie pod nadzorem 979. Drużyna trakcyjna już powiadomiona o nieobecności. 
   Zdjęcia.

  Wiem, wiem, wyciepnie algorytm kutasy.
  To jest jedna z nielicznych par na necie streamująca, która żywi do się jakieś uczucie. Tzn. większe ma ten blondyn do czarnego, ale to w związkach naturalne.

To ruski, ale bytujące w Pradze, przynajmniej ten blondyn ma taki opis na swoim kanale. Przy okazji nich przypomniała mi się jedna historia. Otóż dawno, dawno temu, jak porniole jeszcze były na kasetach VHS zwożonych z za granicy, to sporo było filmów Cadinot'a. To był francuski reżyser filmów pełnometrażowych porno. Tak, kiedyś się robiło filmy pełnometrażowe. On był w tym dobry, bo jego produkcje miały i treść, jakąś prostą fabułę, ale ona jednak była i sceny porno. Pamiętam jeden film, to chyba był - "Czarujący kuzyni" 1983. W każdym razie chodzi mi o jedną ze scen w filmie. Jakieś 2/3 filmu, w czymś a'la palmiarnia, duże oszklone pomieszczenie na dość wysoko położonej skale miała odbyć się scena seksualna. Ona się odbyła, ale patrząc na nią miałem takie - wow. Nie pod kątem tego co robili przed kamerą (chodzi o pozycje), ale jak to robili. Biło od nich uczucie względem siebie i to w tej scenie było rewelacyjne. Dla mnie ta scena wzniosła film na wyżyny. 
 
   U tych powyżej trochę to widać, tzn. blondyn pała uczuciem do czarnego, ale czarny jakoś tak, jakby tylko przed kamerą silił się na odzwajemnienie. Natomiast w scenie Cadinota, to uczucie biło od obu aktorów. Tą scenę później ileś razy przewijałem, bo warto było na taką patrzeć i, jak pisałem wyżej, nie chodziło mi o figury, tylko właśnie to uczucie emanujące od obu aktorów. Kilka lat później w branżowych gazetkach które wychodziły przeczytałem wywiad z Cadinotem, który m.in. opisywał powstanie tej sceny. Otóż, w scenariuszu tylko jeden z tych dwu aktorów miał ją odegrać, ale z innym aktorem. W trakcie realizacji filmu aktorzy, którzy finalnie ją odegrali, poszli do niego, czy nie mogli by tej sceny odegrać razem. Oni się w sobie zakochali na planie filmowym i dlatego chcieli być w niej razem. Tzn. głównie ten jeden nie chciał kogoś innego, tylko swojego wybranka. To zakochanie na planie filmowym się zdarza, choćby Leonardo Di Caprio i Kate Winslet w Titanicu. W każdym razie Cadinot im pozwolił tą scenę odegrać razem i to był strzał w 10-kę. To jest ta elastyczność reżysera, który dla dobra filmu jest w stanie zmienić scenariusz, by film dobrze wypadł. A często to opisuję, że czasami wypadało by trochę na castingu bardziej popracować, by efekt końcowy był lepszy, a nie iść na łatwiznę. 
  Fajnie, że czarny ćwiczy, ale musiałby iść na szkolenie do 825, by se w przyszłości krzywdy nie zrobić, jeżeli już se jej nie zrobił o czym nie je świadomy.
  Na razie widzę jest jak u każdego młodego. Im wiyncyj tym lypiej. 
  No to tak nie działa, o czym po latach wie 825, ale... Jak pisałem w poprzedniej notce, te zwichrowane info krążące po światku jest nie do wyeliminowania. W to błędne koło wpadają kolejne pokolenia i po co? No ale cóż..., wiemy wiedza nie je promowana. 
    Narka.

piątek, 19 września 2025

Piątek #2192

    Remont ścianki na szczęście dobiega ku końcowi. Ślimaczy się, bo procedury budowlane. Co się zrobi, to musi dzień odstać by na drugi można było robić dalej. Np. kątowniki na styropian, a po nich dopiero doba, by zrobić dalej. Z przyczyn techniczno-ruchowych kątowniki były nakładane sukcesywnie przez 3 dni, to też siatka również w partiach nakładana na klej 3 dni. Wpierw miałem od 897 pożyczoną maszynę do cięcia drutem oporowym styropian. Jednak po 2 dniach musiałem ją oddać, a zostały mi docinki. Ponieważ drut oporowy kupiłem już w ub. roku, to wreszcie mnie nacisnęło i zrobiłem własną. Taką mega prowizoryczną, ale tnie precyzyjnie. Nacisło mnie, bo zrobiłem dwa cięcia nożem. Po tym, miałem pełno styropianu. Pomyślałem pozamiatam i z gowy. Jednak w czasie zamiatania okazało się, że styrol się elektryzuje szybko i nawet jak udało się go na szufelkę wrazić, to naelektryzowany do woreczka już nie chciał wpadać. Wqrwiałem się przy tym, to też na następny dzień decyzja - robimy własną ucinarkę.
   Podobnie z malowaniem ramy okna. Doba, a w następnej drugie i w kolejnej trzecie malowanie. Do tego jeszcze pogoda poprzednimi dniami deszczowa, to też każdorazowo trza było zabezpieczać przed opadami. Na szczęście na zamknięcie ścianki pogoda się zrobiła, to też w zasadzie jeszcze kilka drobiazgów i można zimować. 
   Jutro 254 wyciąga mnie na ->


  Powrócę po latach do dawnego zakładu pracy, choć on dziś nieczynny dla obsługi tramwajów, tam niby remonty robią. Nwm, ile młody chce tam być. Może jeszcze coś przy ściance zrobię, a jak nie to inne rzeczy nadal czekają w kolejce. Podejrzewam, że ze ścianką, mimo iż to rozwiązanie prowizoryczne, może być tak, że funkcjonować będzie przez najbliższe lata. By ją wymienić, to musiałbym to zrobić jak na grupie B. Tzn. wywalić tą i w jej miejsce postawić nową, więc musiałby być środek lata, by to zrobić, a jak wiemy urlopy w środku lata..., to już prędzej L4. Mało tego, te dwa tyg. roboty przy ściance teraz poszły by w pizdu.
   979 chciał kupić z żoną mieszkanie, ale zainteresowanie, oglądanie mieszkań i w końcu wybranie tego, na który sie zdecydowali (byłem na bieżąco co ogladają i biorę pod uwagę) zweryfikowały w końcu starania o kredyt. Okazało sie, że w wysokości jakiej chceli nie dostaną go, a zasadniczo to o jakieś 140 tysi mniej. No więc kupno new mieszkania poszło w pizdu. 
   Tyle, bo jeszcze chcę badnąć jakiś film na cda, branżowy, bo jeszcze mi kilka zostało, jakieś zaległe recenzje wkrótce powinny się ukazać. 
    Dziś zamiast mięśniaka, plakat z imprezy. 
    Narka.